Europa nie odrobiła lekcji z Fukushimy

Wywiad

Historia każdego kraju, który kiedykolwiek zainicjował program jądrowy, pokazuje, że żaden z tych krajów nie miał jasnej strategii zarządzania odpadami przed uruchomieniem pierwszego reaktora. Dosłownie każdy operator utwierdzał politycznych decydentów w przekonaniu, że jest to mało znacząca kwestia techniczna, na którą znajdzie się rozwiązanie w odpowiednim czasie – mówi ekspert ds. energii Mycle Schneider.

IAEA w elektrowni w Fukushimie po awarii

Ewa Dryjańska*: Jest pan konsultantem Światowego Raportu o Odpadach Atomowych 2019 (World Nuclear Waste Report 2019). To pierwsze ujęcie tego zagadnienia w skali globalnej. Dlaczego na przykład przeciętny Polak czy Polka powinni się interesować odpadami jądrowymi?

Mycle Schneider**: Jest wiele form odpadów nuklearnych: od pozostałości z wydobycia uranu po zużyte paliwo jądrowe. Paliwo, które zostało napromieniowane w reaktorze jądrowym, jest tak radioaktywne, że jeśli ktoś stanąłby w odległości metra od niego, a nie byłoby osłonięte, otrzymałby śmiertelną dawkę promieniowania w mniej niż minutę. Powinno być cały czas schładzane i osłaniane, by zapobiec jego oddziaływaniu na biosferę. Poważny wypadek, jak np. pożar, lub też atak militarny czy terrorystyczny, który naruszyłby zużyte paliwo jądrowe, nawet na terenie sąsiedniego kraju, miałby poważne konsekwencje dla Polski.

W Polsce zwolennicy energii atomowej w mediach i wśród polityków nie omawiają szczegółowo kwestii odpadów jądrowych, choć wiadomo już, że sprawa ta stanowi problem dla krajów dysponujących energetyką nuklearną. Tymczasem choćby przykład składowiska Asse II założonego w starej kopalni soli w Niemczech pokazuje, że tego typu odpady są trudne w zarządzaniu, zarówno pod względem logistycznym, jak i finansowym.

Historia każdego kraju, który kiedykolwiek zainicjował program jądrowy – czyli w sumie 34 państw od 1954 roku, z których trzy (Włochy, Kazachstan, Litwa) wycofały się z energetyki atomowej – pokazuje, że żaden z tych krajów nie miał jasnej strategii zarządzania odpadami przed uruchomieniem pierwszego reaktora. Dosłownie każdy operator utwierdzał politycznych decydentów w przekonaniu, że jest to mało znacząca kwestia techniczna, na którą znajdzie się rozwiązanie w odpowiednim czasie. Obecnie, 65 lat po podłączeniu pierwszej elektrowni jądrowej do sieci, żadne państwo na świecie nie ma aktualnie funkcjonującego zakładu utylizacji wysoko radioaktywnych odpadów.

Raport, przy którym Pan pracował, jest pierwszą próbą kompleksowego ujęcia kwestii odpadów radioaktywnych w skali światowej. Jak to możliwe, że ani Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej, ani Europejska Wspólnota Energii Atomowej nie przygotowały dotąd takiego opracowania? Raport nie był nawet państwową inicjatywą – jego pomysłodawczynią jest była deputowana do Parlamentu Europejskiego z Partii Zielonych Rebecca Harms, a pieniądze wyłożyły organizacje pozarządowe.

Istnieją niezliczone raporty na temat różnych aspektów zarządzania odpadami jądrowymi, ale było tylko kilka prób ze strony niezależnych ekspertów, by stworzyć raport, który dostarczyłby kompleksowego oglądu takich zagadnień, jak odmienne systemy klasyfikacji odpadów, środki bezpieczeństwa, metody ochrony odpadów, ich koszty i finansowanie w poszczególnych państwach na podstawie analizy ilościowej. Główną tego przyczyną jest fakt, że poziom złożoności tego tematu jest przytłaczający i istnieje tylko kilka wspólnych mianowników, które umożliwiałyby porównanie liczb i faktów.

Czy to, że różne kraje nuklearne mają różne systemy klasyfikacji odpadów jądrowych (nisko, wysoko radioaktywne itd.), różne sposoby zarządzania nimi oraz opisywania ich, powinno nas niepokoić? Co to oznacza dla kontroli sposobu zarządzania nimi? Czy są jakiekolwiek sposoby na to, by w sposób niezależny monitorować zarządzanie odpadami i wpłynąć na państwo w przypadku zaniedbań?

Różnice w klasyfikacji odpadów i w systemach zarządzania pomiędzy różnymi krajami odzwierciedlają różne sposoby zarządzania sektorem jądrowym. Nie ma na przykład wątpliwości, że suche składowanie zużytego paliwa atomowego jest bezpieczniejsze niż składowanie go w basenach na terenie elektrowni, ponieważ w tym pierwszym przypadku nie jest ono zależne od permanentnego schładzania – suche pojemniki są zaprojektowane w taki sposób, że gwarantują naturalną konwekcję, czyli schładzanie na skutek naturalnych ruchów cząsteczek powietrza. Takie państwa jak Niemcy czy USA zdecydowały się na wprowadzenie na dużą skalę suchego składowania – w przeciwieństwie do Francji. Jednak w międzyczasie Francja wykluczyła tzw. gęste składowanie pojemników blisko siebie w basenach, podczas gdy większość krajów atomowych zezwala na gęste składowanie.

Wszystkie te kwestie są bardzo istotne dla bezpieczeństwa publicznego. Różne społeczeństwa znajdują różne odpowiedzi na te wyzwania. Brakuje jednak profesjonalnych, niezależnych ekspertyz, które byłyby w stanie ocenić te rozwiązania i zapewnić, że najwyższe standardy są nie tylko wymagane, ale faktycznie wdrażane.

Nie obawia się Pan oskarżeń, że raport może nie być obiektywny, skoro został zainicjowany i sfinansowany przez „zielone” organizacje?

Byłem konsultantem tego projektu. Nie jestem ani jego współautorem, ani koordynatorem, ani wydawcą. Jego powstanie sfinansowało osiem różnych fundacji i organizacji. Wiem na pewno, że żadna z nich nie próbowała ingerować w jego kształt. Ocena tego studium sprowadza się do opinii na temat jakości pracy jego autorów, wśród których znajdują się byli przewodniczący amerykańskiego urzędu dozoru jądrowego (NRC) i brytyjskiej Komisji Zarządzania Odpadami Radioaktywnymi (CoRWM), oraz jego redakcji.

Nie wierzę w to, że istnieje absolutny obiektywizm w tego typu badaniach, jednak współpracowałem przez wiele lat z jego twórcami i mogę stwierdzić, że to najlepsi niezależni eksperci w tej dziedzinie. Główny redaktor wprost poprosił o konstruktywne uwagi i poprawki do raportu. Nikt nie jest idealny, ale raport powinien być oceniany na podstawie jego zawartości, a nie przypuszczeń i uprzedzeń.

 Raport opisuje systemy składowania odpadów w większości państw Europy i w Stanach Zjednoczonych. Nie ma w nim opisów dotyczących innych krajów pozaeuropejskich. Zarządzanie odpadami atomowymi w państwach, które stosunkowo niedawno przystąpiły do „nuklearnego klubu”, jak np. Indie czy Pakistan, może być jeszcze bardziej palącą kwestią z powodu napięć w regionie i zagrożenia terrorystycznego. Również Japonia jest wyjątkowym i alarmującym przypadkiem z powodu cały czas rosnących pokładów odpadów z katastrofy w Fukushimie oraz zagrożenia sejsmicznego dotyczącego tamtejszych składowisk i elektrowni. Czy są plany, aby uwzględnić te kraje w przyszłych edycjach raportu?

Koncentracja na Europie i USA wynika z niedostatecznych funduszy, zasobów ludzkich i braku dostępu do informacji. Dostępność danych dotyczących Indii czy Pakistanu, jak i Rosji oraz Chin jest bardzo ograniczona, co sprawia, że badanie ich programów atomowych jest jeszcze bardziej pracochłonne. Jednak spodziewam się, że te kraje, jak i Japonia, pojawią się w kolejnych edycjach raportu.

Podczas konferencji prezentującej raport powiedział pan, że kraje UE nie odrobiły lekcji z katastrofy w Fukushimie. Co miał Pan na myśli?

Wydarzenia w Fukushimie pokazały, że największe potencjalne niebezpieczeństwo stanowił basen jednostki nr 4, a nie trzy reaktory (jednostki 1, 2 i 3), których rdzenie uległy stopieniu. Jednostka nr 4 nie pracowała podczas trzęsienia ziemi i tsunami, a cały jej rdzeń znajdował się w basenie. Jeśli doszłoby do wycieku wody z basenu, spowodowałoby to zapłon paliwa jądrowego i wszystkie substancje radioaktywne zostałyby uwolnione do środowiska.

Ówczesny premier Japonii Naoto Kan miał taki scenariusz wydarzeń na biurku, w którym 10 milionów ludzi musiałoby zostać ewakuowanych – jeśli by zastosować takie same kryteria ewakuacji, jakie przyjęto dla ewakuowanych finalnie 160 tysięcy mieszkańców. Moi koledzy z uniwersytetu w Princeton obliczyli, że w zależności od warunków pogodowych ta liczba mogłaby wzrosnąć do 35 milionów. Innymi słowy byłoby to niewykonalne i miliony ludzi zostałoby skazanych na życie w silnie skażonym środowisku.

Ku mojemu zdziwieniu te szacunki nie doprowadziły do powszechnego usuwania zużytego paliwa jądrowego z basenów do suchych składowisk na terenie elektrowni jądrowych na świecie. Operatorzy i organy nadzoru jądrowego nie odrobili lekcji.

Czy są plany, by w przyszłych edycjach raportu omówiony został problem porzucania odpadów w oceanach, co było powszechną praktyką w początkach „ery atomowej”, czy też skażenia środowiska po testach broni atomowej?

Nie oczekiwałbym, żeby raport podjął kwestię szczególnie odpadów militarnych. W niektórych przypadkach jest niemożliwe rozróżnienie pomiędzy odpadami cywilnymi a wojskowymi, np. w przypadku odpadów z wydobycia uranu, procesów jego wzbogacania lub przetwarzania zużytego paliwa jądrowego. Jeśli chodzi o historyczne przypadki wrzucania odpadów w postaci stałej do oceanów w różnych miejscach świata, to zostały one wspomniane w obecnym wydaniu, ale podanie dokładnych liczb i ich analiza byłaby dużym wyzwaniem, jako że dokumentacja na ten temat jest bardzo skąpa, a znaczący procent odpadów miał wojskowy charakter, więc szczegóły pozostają tajne.

Czy jest jakiś głębszy zamysł w powstaniu tego raportu niż tylko analiza badawcza? Czy jego twórcy mają nadzieję, że będzie stanowił impuls dla rządów i organizacji międzynarodowych do ujednolicenia systemów w poszczególnych państwach i poprawy standardów zarządzania odpadami? A może celem jest zwrócenie uwagi opinii publicznej na tę problematykę?

Jako koordynator dorocznego Raportu o Stanie Przemysłu Jądrowego na Świecie (WNISR) przez cały czas byłem adresatem próśb o analogiczne informacje na temat stanu i trendów w sferze odpadów jądrowych. Nie uległem sugestiom omówienia tej kwestii w WNISR, ponieważ już teraz jest to kompleksowe i złożone studium roczne, którego objętość w 2019 roku przekroczyła 320 stron (zaprezentuję je w Warszawie w marcu 2020 roku).

Kwestia interesu społecznego w omawianiu tej tematyki jest oczywista od lat. Raport o odpadach również powinien pomóc decydentom w podjęciu właściwych decyzji w sprawie, która będzie pozostawała aktualna przez tysiąclecia. Śledzenie rozwoju wydarzeń na świecie pozwala na lepsze zrozumienie tego zagadnienia w perspektywie czasowej i wypracowanie właściwej polityki w tym zakresie.

 

**Mycle Schneider jest ekspertem ds. energii i konsultantem ds. polityki jądrowej. Główny autor i wydawca ukazującego się co roku Raportu o Stanie Przemysłu Jądrowego na Świecie (World Nuclear Industry Status Report) oraz jeden z założycieli i rzecznik prasowy Międzynarodowej Rady Doradzającej w Sprawach Energii (International Energy Advisory Council). Organizacja ta została założona przez ekspertów zrzeszonych w pierwotnym organie powołanym przez burmistrza Seulu (Seul International Energy Advisory Council). Od 2007 roku jest członkiem Międzynardowego Zespołu ds. Materiałów Rozszczepialnych (International Panel on Fissile Materials) na Uniwersytecie w Princeton. Od blisko 30 lat doradza organizacjom rządowym i pozarządowym oraz instytucjom międzynarodowym na całym świecie. W 1997 roku został laureatem Right Livelihood Award. Konsultant zainicjowanego w 2019 roku Światowego Raportu o Odpadach Atomowych (World Nuclear Waste Report).

*Ewa Dryjańska – dziennikarka, organizatorka wydarzeń kulturalnych i naukowych. Na Uniwersytecie Warszawskim obroniła doktorat na temat stosunków chińsko-japońskich. Przez kilka lat pracowała dla organizacji pozarządowych zajmujących się ekologią i energetyką.

Wywiad powstał dzięki umożliwieniu autorce udziału w prezentującej Światowy Raport o Odpadach Atomowych konferencji w Berlinie przez Fundację im. Heinricha Bölla w Warszawie. Zawarte w nim poglądy i konkluzje nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.

Tekst ukazał się również w Krytyce Politycznej 16 stycznia 2020 r.