Rocznik 2009: Zielona wizja Europy

Usunięto obraz.

Wstęp Claude’a Weinbera

 

Istnieje wiele sposobów na zaangażowanie się w ruch Zielonych, ale mój zdecydowanie różnił się od innych. W 1987 roku byłem dyrektorem belgijskiej firmy cateringowej w Brukseli i odpowiadałem za karty menu w restauracjach Parlamentu Europejskiego.  Codziennie musieliśmy dostarczyć 700 posiłków w 90 minut i wziąć pod uwagę różniące się od siebie gusta przedstawicieli wielu narodowości. Ponadto, bojkotowaliśmy produkty z Republiki Afryki Południowej. Na domiar wszystkiego, pewien członek Parti Zielonych wszedł któregoś dnia do naszej kuchni prosząc, by do menu dodano dania wegetariańskie. Oburzyłem się! Nie było mi wcale do śmiechu, a tymbardziej szefowi kuchni. Jednak Zielony się uparł. Ostatecznie to ja musiałem ulec, a przez kolejne siedem miesięcy przekonywałem szefa kuchni, by i on się poddał. Ciągałem go po wszystkich restauracjach wegetariańskich w Brukseli, z których każda była bardziej ezoteryczna od poprzedniej. Kosztowało mnie to niezliczone ilości butelek wina, które miało zaostrzyć apetyt kucharza na bezmięsne strawy. W końcu, i on się poddał. Od tamtej pory w restauracjach Parlamentu Europejskiego na liście dań zawsze widnieje danie jarskie, a ja przy okazji zaraziłem się polityką Zielonych.

W tamtych czasach Zieloni byli jednak dość chaotyczną zbieraniną siedmiu Niemców, dwóch Holendrów i dwóch Belgów, jeśli dobrze pamiętam. Właściwie, trudno jest dokładnie powiedzieć, ilu ich wtedy było, ponieważ każdy Zielony członek Parlamentu musiał dzielić swoją kadencję z wynaczonym następcą, co tworzyło system rotacyjny, którego nikt przy zdrowych zmysłach nie był w stanie pojąć. Nazywali się wtedy Zielonym Alternatywnym Europejskim Związkiem (The Green Alternative European Link) i ponieważ było ich zbyt mało, by mogli samodzielnie tworzyć ugrupowanie parlamentarne, musieli dołączyć do tzw. Grupy Tęczowej (Rainbow Group), kolejnej egzotycznej trupy obejmującej przeróżnych regionalistów, jak i Duński Ruch Ludowy przeciwko Wspólnocie Europejskiej (Danish People's Movement against the European Community). Niemcy przodowali w grupie Zielonych, a ich obecność była nieraz przytłaczająca dla przedstawicieli mniejszych krajów. Opinie Zielonych co do Wspólnoty Europejskiej, jej instytucji i polityki były niejasne, a wspólne cele trudne do ustalenia, strategia zaś niejednokrotnie żarliwie kwestionowana. Jednak to, co ich łączyło, to było wspólne poczucie ekologicznej odpowiedzialności, zachowanie zasobów środowiska oraz poszukiwanie alternatyw gospodarczych i społecznych. Dawno ustabilizowane partie i instytucjonalna biurokracja spoglądała na nowicjuszy z podejrzliwością. Ta conieco pstrokata, dziwnie ubrana i  uczesana zbieranina, „profanowała” zacne korytarze Parlamentu Europejskiego organizując konferencje o równości rasowej, prawach gejów, AIDS oraz prawach prostytutek. Co więcej, nie zaniechała zaproszenia przedstawicieli wspomnianych grup do świątyni europejskiej demokracji. Establishment był zbulwersowany, inni – chapeau bas! – rozbawieni, a nawet zaciekawieni. To były ciężkie, acz ekscytujące czasy dla Zielonych. Był to bardzo pouczając czas, czas  uczenia się nie tylko od samych siebie, lecz także od początkowo zniesmaczonego establiszmentu. Czasem wydawało się, że wszystko tonie w chaosie (system rotacji tylko wzmagał ogólny bezład), ale ostatecznie rozsądek prawie zawsze zwyciężał. Po pięciu latach pierwsza Grupa Zielonych wycofała się z godnością. Przybyło im lat i udało się dokonać zmiany – i to nie tylko w menu! Sceptyzm establiszmentu wobec „intruzów” zmalał. No bo przecież święte mury Parlamentu nadal stały – mimo iż zrobiły się bardziej przepuszczalne – a niektórzy Zieloni pokazali, że potrafią ciężko pracować i zasługują na szacunek swoich kolegów. Następna Grupa Zielonych w Parlamencie Europejskim była w stanie wejść w okres konsolidacji, mimo iż ich polityczne ambicje i nastawienie do Wspólnoty Europejskiej nadal dalekie było od jasności i przejrzystości.

W wyborach 1989 roku Partia Zielonych zdobyła 26 miejsc, co stanowiło przełom. Delegacje z Niemiec (7) i Francji (8) były równie silne, a Południe Europy reprezentowane było przez czterech Włochów (z dwóch różnych zielonych partii) oraz przez przedstawicieli Hiszpanii i Portugalii. Teraz Zieloni byli na tyle silni, by móc się oddzielić od Grupy Tęczowej i stworzyć własną grupę parlamentarną, którą nazwali Grupą Zielonych. Aktywizm z pierwszych pięciu lat zmalał, a sami Zieloni rzucili się w wir pracy parlamentarnej. Gdy w 1989 roku upadł mur i Żelazna Kurtyna, Grupa Zielonych aktywnie promowała błyskawiczne pogłębienie relacji z krajami Europy Centralnej i Wschodniej. W listopadzie 1993 roku, gdy w życie wszedł Traktat z Maastricht, a Wspólnota Europejska zamieniła się w Unię Europejską, Zieloni wydawali się z radością przyjąć projekt europejski. Zrozumieli, że problemy społeczne i ekologiczne mogą zostać poruszone na poziomie europejskim.

Gdy moje życie zawodowe zawiodło mnie znów do Brukseli tego pamiętnego dnia we wrześniu 2001 roku, który w historii zapisze się jako „jedenasty września”, Europa od dawna była już na drodze zjednoczenia. Niemcy wschodnie i zachodnie stały się jednym tworem, a post-komunistyczne kraje Europy Centralnej i Wschodniej pukały do drzwi Unii Europejskiej. Zieloni powiększali swoje szeregi, ale nie udało im się zakorzenić na tych terenach. W wyniku wyborów do europarlamentu, które odbyły się jedynie kilka tygodni po rozszerzeniu, Zieloni – najgorliwsi zwolennicy integracji ze „Wschodem” – nie pozyskali żadnego deputowanego z nowych krajów członkowskich. Po paneuropejskiej kampanii wyborczej założyli w lutym 2004 r. w Rzymie Europejską Partię Zielonych (European Green Party), pierwszą ogólnoeuropejską partię, liczącą 35 partii członkowskich. Zieloni wiedli prym w debatach na temat integracji europejskiej i aktywnie uczestniczyli w pracach w Konwencie Europejskim, który opracował szkice feralnej konstytucji dla Unii Europejskiej.

W wyborach 2009 roku, Zieloni okazali się nioczekiwanymi zwycięzcami. Mimo iż nadal nie posiadają oni w swych szeragach eurodeputowanych z centralnej i wschodniej Europy, a południowa nie jest dostatecznie reprezentowana, członkowie Europejskiej Partii Zielonych zdobyli 46 miejsc, co stanowi ich najlepszy wynik. Nowa Grupa Zielonych prowadzona jest przez silny francusko-niemiecki element oraz entuzjam wielu młodych i nowych parlamentarzystów. Będą potrzebowali oni wytrwałości, mądrości, wyobraźni i realizmu, by móc podejmować trudne tematy: zmiana klimatu, kryzys gospodarczy, dalsze rozszerzenie UE, dalsza demokratyzacja instytucji europejskich, humanitarna polityka imigracyjna, ochrona praw obywatelskich oraz rola UE jako decydenta w sprawach polityki zagranicznej i kwestii bezpieczeństwa. Nowa grupa może zacząć działalność z czystym kontem: zażarta rywalizacja nad traktatem lizbońskim jest już za nami, otworzyły się nowe perspektywy. W tym duchu unijne biuro Fundacji im. Heinricha Bölla zaprosiło 11 nowych zielonych europarlamentarzystów z pięciu różnych krajów, by przedstawili swoje plany względem Europy. Zieloni przeszli długą drogę od pierwszych niepewnych kroków stawianych w Brukseli i Strasburgu. Jestem niewymownie wdzięczny za to, że miałem szansę obserwować, jak rosną w siłę.

Pełny tekst raportu po angielsku do pobrania w formacie pdf.