Miasta na zakręcie?

polityka miejska pod rządami PiS

Ostatnie wybory samorządowe, a w szczególności zwycięstwo Jacka Wójcickiego, Jacka Jaśkowiaka czy Roberta Biedronia przyniosły uzasadnione nadzieje na dobrą zmianę w polskich miastach. Przyjęte w zeszłym roku ustawy – krajobrazowa, rewitalizacyjna, antysmogowa i metropolitalna, czy zatwierdzenie Krajowej Polityki Miejskiej, potwierdzały ten pozytywny trend. Wraz z wynikiem wyborów parlamentarnych powstała jednak wątpliwość, czy na pewno wszystko podąża w dobrym kierunku.

Artur Celiński

Skąd to zawahanie? Nie można przecież stwierdzić, że nowy rząd ma całkowicie odmienny pogląd na rozwój miejskiej sprawy. Co więcej, ustawę antysmogową, która daje realne choć nie kompleksowe narzędzia w walce o czystość miejskiego powietrza, podpisał już przecież prezydent Andrzej Duda. Jak uczy doświadczenie ostatnich kilkunastu tygodni, prezydent Duda nie podpisuje niczego, na co nie miałby zgody  władz Prawa i Sprawiedliwości. Obecny rząd miał też odwagę wystąpić z pomysłem podniesienia górnego limitu cen za parkowanie w miastach czego, w obawie przed protestami, nie zdołała nigdy zrobić Platforma Obywatelska. Tymczasem ta niewielka kwestia może w wymierny sposób ułatwić działania, nie tylko na rzecz bardziej zrównoważonej komunikacji miejskiej, ale również pomocy w ograniczeniu zanieczyszczeń powietrza. Pojawiły się też bardzo ciekawe zapowiedzi o alternatywie dla mocno krytykowanego za nadmierne skoncentrowanie na deweloperach programu Mieszkania dla Młodych. Trudno na razie o szczegóły, ale ważne jest, że nowa władza zauważa problemy związane z mieszkalnictwem i będzie pracować nad ich rozwiązywaniem. W dalszym ciągu prowadzone są też prace nad programami rewitalizacji i nic nie wskazuje na to, by unieważniono np. Krajową Politykę Miejską, która przecież nie tylko wskazuje kierunek tych pozytywnych przemian w miastach, ale również nakłada w tym względzie konkretne zobowiązania na administrację centralną. 

Tyle tylko, że to jedynie nieznaczna część całości miejskich spraw. Wiele pilnych  problemów wciąż czeka na konkretne rozwiązania. Niektóre  z nich dotyczą kwestii bardzo mocno sprecyzowanych - jak np. zatrzymania chaotycznej reprywatyzacji. Bronisław Komorowski, w ostatnich dniach swojego urzędowania, odesłał gotową ustawę przynajmniej w części proponującą rozwiązania tej kwestii do Trybunału Konstytucyjnego. Sądząc po obecnym zamieszaniu wokół  Trybunału,  nieprędko doczekamy się jakieś decyzji w tej sprawie.

Istnieją także inne, fundamentalne zagadnienia - jak np. reforma ustawy o samorządzie terytorialnym. Poprzedni rząd w ostatnich miesiącach swojej kadencji  rozpoczął rozmowy na temat wprowadzenia modyfikacji tej ustawy. Powołana została „speckomisja”, która miała nie tylko dokonać przeglądu obowiązującego prawa, ale również przygotować rekomendacje, na podstawie których miała powstać nowelizacja. Sprawa jednak nie posunęła się zbyt mocno do przodu, choć wiele środowisk, w tym Koalicja Obywatele w Samorządzie i Kongres Ruchów Miejskich, przygotowało bardzo konkretne uwagi i postulaty dotyczące pożądanych kierunków zmian. Zarysowane zostały odważne pomysły zmierzające ku realnej poprawie reprezentatywności władz, odblokowaniu lokalnej polityki i włączeniu mieszkańców do współdecydowaniu o rozwoju polskich gmin. Po zmianie rządu okazało się jednak, że - po pierwsze - nie wiadomo czy nowa ekipa wciąż jest zainteresowana dokonywaniem jakichkolwiek zmian, a po drugie, z kim na ten temat rozmawiać. Zamiast tego pojawia się nowe zagrożenie, które być może na jakiś czas pozbawi samorządy chęci do prowadzenia jakiejkolwiek dyskusji dotyczącej realizacji pozytywnych przemian w miastach.

Chodzi mianowicie o wielokrotnie pojawiające się już, choć częściowo oparte na plotkach i domysłach, zapowiedzi o całkowitej zmianie ustroju samorządowego w Polsce. Jednym z takich pomysłów jest idea wyłączenia Warszawy ze struktury województwa mazowieckiego. Być może, gdyby analizować tę koncepcję tylko z punktu widzenia efektywności zarządzania pomysł nie wydawałby się tak niebezpieczny. Niestety, trudno myśleć o nim bez uwzględnienia motywacji czysto politycznych. Zbyt często mówi się tu o instrumentalnym sposobie wymuszania zmiany na stanowisku prezydenta miasta. Pojawiają się także zapowiedzi o rozpisaniu nowych wyborów samorządowych, które ponownie - nie są odbierane jako narzędzie naprawy sytuacji, a jedynie jako czysto polityczna zagrywka.

O ile jednak powyższe problemy mogą zajmować jedynie głowy samorządowych decydentów, to są jeszcze inne sprawy, które mają konkretne przełożenie na miejskie budżety. Błyskawiczna reforma edukacji, jakiej doświadczyliśmy w ostatnich latach  to nie tylko proste odwrócenie obowiązującego prawa. Dla wielu samorządów będzie to niebezpieczne wyzwanie. Portal mojapolis.pl szacuje, że wpływy samorządów z powodu wprowadzenia w życie tej ustawy zmniejszą się o 500 mln złotych, co oznacza, że budżet przeciętnej gminy uszczupli się o jakieś 0,2 - 0,5%. Nawet jeśli liczba ta wydaje się niewielka, warto zauważyć, że np. średni udział planowanych wydatków na działalność kulturalną (bez inwestycji w infrastrukturę) w 99 największych polskich miastach wynosi średnio 2,5%. Pół procenta utracone w obszarze edukacji może sprawić, że miasta będą musiał ograniczyć działalność prowadzonych przez siebie instytucji, zmniejszyć dofinansowanie dla organizacji pozarządowych albo nawet zamknąć niektóre  z placówek. Może to też oznaczać uszczuplenie środków w innych dziedzinach - np. zmniejszenie kwot przeznaczanych na organizację i realizację projektów w ramach budżetów obywatelskich.

Sprawa może też zyskać drugie dno - nawet jeśli realnie samorządy nie ucierpią zbyt mocno z powodu tych zmian,  może być to dla nich doskonałym uzasadnieniem dla wprowadzania cięć również w tych obszarach , gdzie nie jest to konieczne. Wśród zapowiedzi nowego rządu znajduje się jeszcze podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Ponownie - sam pomysł wart jest dyskusji i być może w ewidentny sposób przyczyni się do zwiększenia jakości życia naszych obywateli, Tylko, że dla samorządów realizacja tej koncepcji oznacza mniejsze wpływu do budżetu, częściowo opartego także na podatku dochodowym. Niepewność sytuacji sprawi zaś, że część samorządów zacznie ograniczać swoje wydatki z wyprzedzeniem, szykując się na prawdopodobne zmiany. To zaś może oznaczać wstrzymanie środków na te inwestycje i działania, które wprost wynikają z postulatów związanych z ideą zrównoważonego rozwoju. 

Jest jeszcze jeden problem związany z realizacją postulatów formułowanych np. przez środowiska ruchów miejskich. Zwycięstwa wyborcze pokazały, że nawet najbardziej odważne pomysły nie muszą one ograniczać się do wąskiego kręgu aktywistów i ekspertów. Dyskusja pomiędzy prezydentami Słupska, Gorzowa Wielkopolskiego i Poznania, która odbyła się podczas IV Kongresu Ruchów Miejskich pokazała ewidentną zmianą w myśleniu o mieście i jego mieszkańcach. Tylko że praktyka pokazuje, że nie wszystko da się zrealizować od razu, a oczekiwania są niesamowicie duże. Do tego nawet z miast, w których tzw. ruchy miejskie zdobyły poważne pozycje w strukturach władzy płyną budzące wątpliwości doniesienia. Przykładem jest Gorzów Wielkopolski, w którym w 2015 r. odbył się właśnie Kongres Ruchów Miejskich. Dzisiaj coraz częściej zamiast o sukcesach we współpracy mieszkańców z prezydentem Wójcickim słyszy się o narastających problemach z komunikacją, ignorancją ze strony władzy i związanymi z tym konfliktami. To zła prognoza dla pomyślności dosyć skomplikowanych procesów dotyczących np. rewitalizacji, która w nowej odsłonie rozpoczyna się właśnie w co najmniej kilkudziesięciu polskich miastach. 

Wyzwania czekają również m.in. w dziedzinie polityki kulturalnej. Ostatnie edycje badań przeprowadzonych przez „DNA Miasta" pokazują, że po zakończeniu procesu rozbudowy infrastruktury wywołanego potężnym zastrzykiem gotówki ze środków unijnych miasta będą musiały sprostać wyzwaniom związanym z utrzymaniem istniejących instytucji i modernizacją sposobów prowadzenia polityki kulturalnej. Tego typu działania nie będę możliwe przy ograniczeniach budżetowych. Ale to i tak drugorzędna kwestia. O wiele bardziej istotne będzie bowiem umiejętne prowadzenie dialogu zarówno z twórcami i animatorami kultury, jak i zwykłymi mieszkańcami. Nasze doświadczenia pokazują zaś, że władzom wielu miast tego typu procesy sprawiają realną trudność. Choć dziś nie ma już problemu z samym przekonaniem do idei dialogu i współpracy z mieszkańcami, to jej efekty często nie spełniają niczyich oczekiwań. Stąd rodzi się frustracja, która może okazać się nie tylko demobilizująca, ale prowadzić też do wycofywania się wielu przedstawicieli kultury z dalszej walki o lepsze miasta. Z kolei wśród władz miejskich i przedstawicieli administracji centralnej pojawia się coraz silniejsze przekonanie, że każda nawet najśmielsza decyzja  i tak zostanie skrytykowana. Zamiast więc bardziej  otwierać się na współpracę, starają się ją zawężać do grona jedynie zaufanych ekspertów. 

Wydaje się więc, że sprawa miejska potrzebuje nowego otwarcia. To jednak musi dokonać się w dosyć niesprzyjających warunkach. Opinia publiczna jest dzisiaj skoncentrowana na zmianach na najwyższych szczeblach polityki krajowej, a wsparcie dalszego rozwoju demokracji - tak ważnej w życiu samorządowym, nie opiera się dziś na związanych z nią niuansach, ale dotyczy spraw naprawdę podstawowych - inwigilacji, ochrony praw mniejszości i równości obywateli wobec prawa. Może się więc okazać, że dyskusje o rozwoju miast i jego kierunkach będą musiały na chwilę zejść na drugi plan. Otwartym pozostaje pytanie: w jakiej formie i z jaką treścią powrócą?

Tekst powstał w ramach dossier wyborczego prowadzonego we współpracy z Res Publica Nowa.
 
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.