Nowoczesna edukacja obywatelska – partycypacyjna, egalitarna i interdyscyplinarna

Teaser Image Caption
Mniej krzeseł i kontroli. Edukacja obywatelska potrzebuje nowych pomysłów i rozwiązań.

Jak organizacje edukacyjne i społeczne mogą reagować na wzrost sił populistycznych, agresji i nastrojów ksenofobicznych? Wywiad z Thomasem Krügerem, dyrektorem  Bundeszentrale für politische Bildung, pozwala lepiej zrozumieć współczesne wyzwania dla demokracji i wskazuje uniwersalne pomysły na budowanie społeczeństwa otwartego.

Michael Stognienko*: Na przestrzeni ostatnich miesięcy w całych Niemczech dochodziło do zaciekłych protestów antyuchodźczych, ataków na ośrodki azylowe, demonstracji Pegidy – organizacji Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu – i innych tego typu wydarzeń. Czy osoby odpowiedzialne za edukację obywatelską zawiodły?

Thomas Krüger: Kłopot polega na tym, że o edukacji obywatelskiej wszyscy przypominają sobie dopiero wtedy, kiedy dochodzi do eskalacji problemów. Zwykle wiążą się z tym wówczas wygórowane żądania i oczekiwanie, że przy pomocy edukacji obywatelskiej uda się zgasić pożar. Kiedy to się nie udaje, padają oskarżenia, że osoby odpowiedzialne za edukację obywatelską zawiodły. Z mojego punktu widzenia kluczowy jest fakt, że edukacja obywatelska może jedynie przyczynić się do znalezienia rozwiązania, nie będzie natomiast nigdy lekarstwem na wszystkie problemy. Inny kłopot, z którym mamy do czynienia w kontekście Pegidy i protestów przeciwko uchodźcom i uchodźczyniom, wiąże się – poza różnymi innymi kwestiami  – z niepełną akceptacją heterogeniczności w społeczeństwie.

Część społeczeństwa stanowią nadal zwolennicy i zwolenniczki błędnego wniosku, że mogą istnieć wspólnoty jednorodne etnicznie. Począwszy od XIX w. wyobrażenie na temat narodowej homogeniczności było jedynie pewną – błędną – konstrukcją myślową, która doprowadziła do tragicznych wydarzeń XX w. Stąd też obecnie większość ludzi rozumie, że dla różnorodności nie ma po prostu alternatywy. Pomimo to we wszystkich krajach europejskich 15-20 procent osób opowiada się za społeczeństwem homogenicznym. To właśnie z nimi należy podjąć dyskusję, edukować i wskazywać logiczne powiązania. Edukacja wiąże się również z konfrontacją, kontrowersją i sporem.

Czy w kwestii tęsknoty za homogenicznością występują jakieś różnice między wschodem a zachodem Niemiec?

Moim zdaniem  nie ma żadnych różnic strukturalnych między wschodem a zachodem. Zjawiska, o których rozmawiamy, nasilają się tam, gdzie następuje odpływ młodych wykwalifikowanych ludzi, którzy dorastają, doświadczając heterogeniczności w szkołach i różnych kulturach młodzieżowych. Jeśli ci ludzie coraz liczniej opuszczają obszary wiejskie, to pozostają tam w większości ci, którym marzy się społeczeństwo homogeniczne.

Dotyczy to nie tylko nowych krajów związkowych, takie zjawiska obserwuje się również na zachodzie. Tyle że wyludnianie się całych regionów występuje szczególnie często w Niemczech wschodnich. Jeśli na przykład we wschodniej części kraju związkowego Pomorze Przednie brakuje miejsc pracy, to ludzie wyprowadzają się stamtąd zaraz po zakończeniu edukacji. Pewien dyrektor szkoły opowiadał mi, że w ciągu zaledwie półtora miesiąca okolicę opuścił cały rocznik.

Wydaje się, że edukacja obywatelska nie dociera do tych osób, do których jest adresowana. Jakie doświadczenia na tym polu ma Federalna Centrala Kształcenia Politycznego?

W ramach pracy związanej z edukacją obywatelską ma się do czynienia przede wszystkim z osobami, które mają już wykształcenie polityczne lub przynajmniej interesują się polityką. Przypomina to trochę wożenie drzewa do lasu, ale z natury rzeczy nie jest wcale tak absurdalne, ponieważ edukacja obywatelska potrzebuje oczywiście ludzi czujnych i zdolnych do krytycznego myślenia. Z pełną świadomością inwestujemy w tę część społeczeństwa, która jest gotowa na refleksję i zmianę sytuacji społecznej. Naszą ofertę musimy jednak kierować do wszystkich. Jeśli edukacja obywatelska będzie koncentrować się tylko na osobach mających już wiedzę w zakresie polityki, nie spełni swojego właściwego zadania.

W ostatnich piętnastu latach bardzo dużo zainwestowaliśmy w badanie grup docelowych i sposobów docierania do nich. Edukacja obywatelska musi całkowicie zmienić formaty i oferty, uwzględniając oczywiście nawyki społeczne związane z recepcją mediów. Dzięki naszej współpracy z RTL2 oraz z YouTuberami dotarliśmy do ludzi, których wcześniej w ogóle nie braliśmy pod uwagę w naszej działalności.

Mogę podać dwa przykłady. Pierwszy to kampania edukacyjna „YouTuber gegen Nazis” (Youtuberzy przeciwko nazistom) i związana z nią piosenka „Hey Mr Nazi“, którą wykonuje Blumio, raper o azjatyckich korzeniach z Düsseldorfu. Udało nam się zachęcić dziesięciu znanych niemieckich YouTuberów do zrobienia coverów tego utworu. Gdy angażują się takie osoby jak Simon Desue, Albertoson, DieAussenseiter czy LeFloid, nagranie ogląda ponad milion osób. W ciągu trzech tygodni mieliśmy cztery miliony pobrań i 70 000 komentarzy.

Widać, że ludzie na coś takiego reagują, że pozwalają nawiązać ze sobą kontakt i naprawdę dowiadują się czegoś o polityce. Drugi przykład, zupełnie klasyczny, to telewizja. Rozpisaliśmy konkurs na formaty telewizyjne, podejmujące kwestie rasizmu i ksenofobii w życiu codziennym. Powstał m.in. materiał „Zeit für Helden“ („Czas na bohaterów”). Ten krótki cykl, składający się na razie z czterech odcinków, wyemitowano na kanale RTL2. Chodzi o to, aby dyskusję na temat uprzedzeń wobec społeczności żydowskiej, romskiej czy muzułmańskiej przełożyć na język rozrywki.

Przy pomocy ukrytej kamery w miejscach publicznych nagrywamy sceny z udziałem aktorek i aktorów, na przykład  antysemickie wybryki w hipermarkecie. Szukamy spontanicznych reakcji – ludzi, którzy po prostu się przyglądają, ale też tych, którzy interweniują. Pokazujemy pozytywne przykłady przejawów odwagi cywilnej. Można powiedzieć, że „Zeit für Helden“ to klasyka telewizji edukacyjnej, która zadomowiła się wcześniej u nadawców publicznych, a teraz – w związku z tym, że nasza grupa docelowa nie ogląda telewizji publicznej – również na kanale RTL2.

Oddźwięk jest duży. Ludzie reagują. Nauczyciele i nauczycielki, którzy przypadkowo obejrzeli nasz program, pytają nas: „Wow, macie to może na DVD? Chętnie wykorzystam na lekcji“.

Działaliśmy metodą prób i błędów. Przykłady, które podałem, to dwa pozytywne doświadczenia wdrożenia nowych sposobów i wymiarów edukacji obywatelskiej, które pozwalają udostępnić jej zasoby większej niż do tej pory liczbie osób.

Czy jest nadzieja, że osoby, do których w ten sposób udało się dotrzeć, zaczną korzystać również z klasycznych form edukacji obywatelskiej?

Tak dzieje się tylko w bardzo rzadkich przypadkach. Większość ludzi, mówiąc epistemologicznie, dawno odeszło od kultury czytania. W związku z tym warto się zastanowić, czy osoby odpowiedzialne za edukację obywatelską nie powinny wreszcie zrozumieć, że oprócz klasycznych form przekazu coraz większe znaczenie będzie miało uczenie się bazujące na obrazach, nauka poprzez kodowanie wizualne. Trzeba też przyzwyczaić się do tego, że coraz ważniejsze stają się formy nauki oparte na współpracy, a więc takie, gdzie osoby uczące się od samego początku chcą współdecydować, jakie tematy i formaty będą objęte procesem nauczania oraz kto go poprowadzi. Oznacza to zatem, że edukacja obywatelska znajduje się obecnie w fazie przemian. Powinniśmy być na te przemiany otwarci.

To znaczy, że edukacja obywatelska musi zostać wzmocniona. Jak będziemy dalej kształcić edukatorów i edukatorki?

W fachowych kręgach już od dłuższego czasu toczy się dyskusja na ten temat. Istnieje oczywiście klasyczna droga, polegająca za organizacji pewnego rodzaju common sense w oparciu o Konsensus z Beutelsbach i pracę bazującą przede wszystkim na specjalistycznej dydaktyce. Jednak gdy przyjrzymy się, jak odbywa się dzisiaj edukacja obywatelska, to zauważymy, że w tej dziedzinie bardzo dużo się dzieje. Podam przykład. Jak prowadzić edukację obywatelską w szkole, czyli w ramach klasycznych programów nauczania? Obecnie wiele osób uważa, że nauczanie w ramach przedmiotów wiedza o społeczeństwie czy historia nie wystarcza, a pod pojęciem edukacji obywatelskiej należy rozumieć procesy uczestnictwa uczniów i uczennic w życiu szkoły.

Prowadzi to do tego, że musimy pozbyć się ograniczeń klasycznych metod nauczania, jak praca z tekstem, seminaria, imprezy okolicznościowe czy zajęcia lekcyjne. Trzeba się zaangażować w zupełnie inny wymiar działań. Nie tracąc z pola widzenia podstawowego zadania edukacji obywatelskiej, należy postawić na nowe formy przekazywania wiedzy, współuczestnictwo i wieloznaczne formy nauki, co oznacza, że nie można z góry zaplanować rezultatu procesu nauczania. Wymaga to otwartości w pracy z grupą, do której chcemy dotrzeć.

Czy wiąże się to z utratą kontroli nad wynikiem procesu nauki i kształcenia?

Tak, to jest decydująca kwestia. Przed kilkoma laty przedstawiłem moim kolegom i koleżankom z Centrali tezę, że musimy w większym stopniu rezygnować z kontroli. Stanowi to dla nas wyzwanie, ponieważ jesteśmy instytucją państwową, w dodatku podlegającą Federalnemu Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Edukację obywatelską nadal jeszcze często pojmuje się jako metodę „propagandową“, nad którą można sprawować kontrolę i która ma służyć wzmocnieniu demokratycznej społeczności w rozumieniu klasycznej demokracji przedstawicielskiej. Jeśli chcemy dotrzeć do innych ludzi lub ich większej grupy musimy odejść od tego podejścia. Również dlatego, że edukacja obywatelska oznacza przyczynianie się do zmian społecznych, także w klasycznym rozumieniu pedagogiki. Zmiana społeczna zawsze oznacza z kolei poszukiwanie kompromisów, tworzenie scenariuszy, a także gotowość do podążania nowymi ścieżkami.

Wracając do tęsknoty za homogenicznością, jakie tematy i realia życia codziennego muszą stać się częścią edukacji obywatelskiej, żeby można było dotrzeć do ludzi, zanim wezmą udział w demonstracji Pegidy lub inicjatywy sprzeciwiającej się ośrodkom dla uchodźców i uchodźczyń „Nein-Zum-Heim”? A może jest tak, że osoby te są już stracone z punktu widzenia edukacji obywatelskiej, kiedy tylko zaczynają się organizować?

Sądzę, że heterogeniczność to jedna z kluczowych kwestii związanych z edukacją obywatelską. Mamy dzisiaj do czynienia z pluralistycznym i otwartym społeczeństwem, na które olbrzymi wpływ wywierają imigracja oraz sprzeczności kulturowe. Uporanie się z tym wymaga głębszej refleksji. Różnorodność nie była jak dotąd w edukacji obywatelskiej tematem wiodącym. Stanowiła zawsze raczej jedynie temat kontrolny, bardzo mocno nacechowany ideologicznie przez określone poglądy polityczne. Typowe hasła głoszone przez przeciwstawne obozy to z jednej strony „Ograniczyć imigrację“, a z drugiej „Musimy przyjmować każdego ze względu na poszanowanie prawa człowieka“.

Musimy postępować z heterogenicznością inaczej. Należy ją rozumieć jako pluralistyczne zjawisko, z którym mamy do czynienia każdego dnia. Nauka życia z imigracją oznacza również opracowanie i ugruntowanie innych technik kulturowych i politycznych niż te, które istniały, kiedy sami byliśmy dorastającą młodzieżą. Jak jednak spróbować uzmysłowić to takiej grupie docelowej jak na przykład zwolennicy i zwolenniczki Pegidy? Jedni twierdzą, że musimy zacząć działać o wiele intensywniej na polu edukacji, a także wprowadzić zasady i procedury oparte na dialogu. W ten sposób możemy pokazać tym ludziom, że są ważni. Mój kolega z Saksonii jest orędownikiem właśnie tej teorii.

Inni utrzymują, że nie unikniemy konfrontacji. Uważają, że musimy dydaktycznie uwypuklić jedną z podstawowych zasad Konsensusu z Beutelsbach, a mianowicie zasadę kontrowersyjności, i powrócić do klasycznych form edukacji – udostępniania wiedzy umożliwiającej orientację poprzez konfrontację z liczbami i faktami, aby w ten sposób obalać teorie spiskowe. To dwa sposoby postępowania, które będą skuteczne prawdopodobnie tylko wtedy, gdy się je ze sobą połączy. Zawsze trzeba stawiać na formy dialogu, ale dialog bez zaognienia i kontrowersji jest oportunistycznym zabieganiem o czyjeś względy. Chodzi o dialog w sensie poświęcenia uwagi, ponieważ nie wolno nam stracić nikogo z tych, do których można dotrzeć z edukacją obywatelską.

Jak można włączyć do ogólnego dyskursu perspektywę mniejszości religijnych i etnicznych?

W Centrali i w kręgach jednostek oświatowych intensywnie poszukujemy jeszcze odpowiedzi na to pytanie, ale nie ulega wątpliwości, że musimy zająć się kwestią tego, w jakim stopniu religia w postsekularystycznych społeczeństwach stała się ponownie kategorią i wielkością w dziedzinie edukacji obywatelskiej. O dziwo, wielu nauczycieli i nauczycielek religii sięga po materiały z jej zakresu. Jeśli chcemy podążać za kształceniem politycznym, które znosi granice, musimy w naszej pracy zająć się tą sprawą i poświęcić jej więcej refleksji.

Kwestia religii jest również związana z imigracją. Religia nie jest czymś, co – jak wcześniej w Niemczech wschodnich – można by uznać za sprawę czysto prywatną. Religia nie może substytuować tego, co świeckie, państwowe, laickie... Stanowi ona jednak pewną wielkość pośrednią. Arystoteles rozróżniał między polis a oikos, a więc przestrzenią publiczną i prywatną. Jednocześnie opisuje on pewien rodzaj stanu pośredniego, który jest istotny dla obu tych sfer. Sądzę, że religia pełni podobną funkcję – gromadzi i skupia grupy ludzi. W edukacji obywatelskiej musimy nauczyć się żyć z tym, że religia jest wielkością, której nie można zbyć za pomocą prostej tezy „Bóg umarł“. Ludzie porozumiewają się w oparciu o zasady religijne i przestrzegają ich, zarówno prywatnie, jak i po części w życiu społecznym.

Jednak z drugiej strony ważne jest, aby religia nie dominowała i nie zastępowała sfery publicznej. Przedstawiciele i przedstawicielki danego wyznania muszą być otwarci na dialog. Nie wolno pozwolić, aby siłą dochodzili w społeczeństwie swoich wykluczających roszczeń, jak robią to na przykład Państwo Islamskie i inne radykalne grupy religijne, również chrześcijańskie.

Czy wobec tego inaczej widzi Pan perspektywy edukacji obywatelskiej w Niemczech wschodnich i zachodnich?

Nie.

Naprawdę nie ma żadnych różnic między Niemcami wschodnimi i zachodnimi? Czy też chodzi Panu raczej o to, że po prostu nie powinniśmy różnicować między wschodem a zachodem?

Pewne formaty mogą być na wschodzie bardziej skuteczne niż na zachodzie, ale zasadniczo stawiam tezę, że nie ma różnic w funkcjonowaniu edukacji obywatelskiej w obu częściach kraju. Edukacja obywatelska jest zawsze zależna od konstrukcji grup docelowych i od lokalnego kontekstu. Wschód ma oczywiście inny charakter. Nawiązując do tematu religii, trzeba zauważyć, że wschód Niemiec zamieszkuje jedno z najbardziej postreligijnych społeczeństw, jakie można sobie wyobrazić. NRD uchodziła za najbardziej ateistyczny kraj na świecie. Wymaga to oczywiście podejścia do określonych kwestii z odpowiednią wrażliwością.

Ponadto na bardzo wielu wyludniających się obszarach wiejskich edukację obywatelską traktuje się podejrzliwie, bo kojarzy się z komunistyczną organizacją młodzieżową z czasów NRD „Freie Deutsche Jugend” – „Wolna Młodzież Niemiecka”. Otwarte procedury oparte na dialogu mają tam bardzo duże znaczenie. Edukacja obywatelska nie może być ofertą w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Należy ją postrzegać raczej jako proces, w którym osoby, do których chcemy dotrzeć, od samego początku odgrywają ważną rolę jako współtwórcy i współtwórczynie procesu nauczania. Właśnie to jest jednym z kluczowych czynników, dzięki którym ludzie wyznający teorie spiskowe, którzy podchodzą do polityki z wielką podejrzliwością, mogą zacząć postrzegać ją jako bardziej przejrzystą i otwartą.

I tu dochodzimy do kwestii ograniczenia kontroli lub wręcz całkowitej z niej rezygnacji.

Właśnie. Chodzi o formy wieloznacznego uczenia się, czyli o kształtowanie procesów uczenia się jako procesów, których rezultat jest otwarty i które bardzo mocno stawiają na współuczestnictwo.

Wtedy edukator czy edukatorka nie będą już referentami czy referentkami ds. edukacji, ale podmiotami, demokratami i demokratkami?

Można powiedzieć, że będą jednocześnie medium, moderatorem/moderatorką i gospodarzem/gospodynią. Gospodarzem/gospodynią procesu nauczania, ponieważ będą musieli zgromadzić materiały, zadbać o klucz do sali, jeśli to konieczne, i tak dalej. Sam proces będzie jednak kształtowany wspólnie z uczestniczącymi, a to oznacza koniec referowania. Chodzi o inteligentnych współtwórców i inteligentne współtwórczynie, którzy zostaną włączeni w proces nauki.

W trwającej aktualnie debacie na temat azylu i migracji poznajemy również powoli indywidualne historie imigrantów/imigrantek, uchodźców/uchodźczyń. Zaczynamy dostrzegać jednostki, których nie opisuje się już wyłącznie jako części określonego nurtu. Budzą się skojarzenia z historiami niemieckich uchodźców i uchodźczyń po 1945 r. oraz tych z lat 50. i 60., a także oczywiście z roku 1989. Uważam, że to ważna kwestia. Dla przypomnienia – w NRD ten temat nigdy nie był poruszany publicznie. Ten, kto interesował się ówczesną sceną teatralną, dotarł na pewno do takich tekstów jak „Die Umsiedlerin“ („Przesiedlona lub życie na wsi”) Heinera Müllera. Oficjalnie był to jednak temat wyparty ze świadomości publicznej. Tym niemniej jedną czwartą obywateli i obywatelek NRD stanowili uchodźcy i uchodźczynie. Gdy to sobie dzisiaj uzmysłowimy, stwierdzimy, że była to naprawdę niezwykła historia integracji społecznej. Ludzi rozmieszczano w najróżniejszych zakątkach kraju. I to z taką brutalnością, na jaką dziś nikt nigdy nie ważyłby się w stosunku do osób obecnie starających się o azyl.

Inaczej było w Bawarii, gdzie jedną piątą mieszkańców i mieszkanek stanowili Niemcy Sudeccy. Uprzemysłowienie Bawarii i droga w kierunku nowoczesnej technologii bez Niemców Sudeckich – klasy średniej, która wniosła do tego rolniczego regionu specjalistyczną wiedzę (know-how) przemysłową i rzemieślniczą – byłyby w ogóle nie do pomyślenia. Imigracja okazała się zatem czynnikiem decydującym o modernizacji Bawarii. Podjęcie tego tematu stanowi szansę na otwarcie nowej dyskusji na temat aktualnych problemów.

Ponadto należy zwrócić uwagę, czym ówcześni uchodźcy i uchodźczynie zajmują się dzisiaj. Usłyszałem niedawno niesamowitą historię 87-letniej kobiety, która w czasach NRD była nauczycielką w Łużycach. Jeździ dzisiaj ze swoim balkonikiem po wsiach, w których uczyła. Zna tam każdego. Pyta o rowerki dziecięce na podwórkach. „Już ich przecież nie potrzebujecie!”, zauważa. Zbiera wszystko i przekazuje do ośrodka tymczasowego zakwaterowania dla osób starających się o azyl. Wspaniale! I takie historie trzeba dzisiaj opowiadać. Jest to forma konfrontacji, która pozwoli sprowokować dyskusję.

Myślę też, że społeczeństwo zrobiło większe postępy niż to się wydaje politykom i polityczkom. Ten, kto dzisiaj narzeka na pewne rzeczy, skarży się na reakcję 15 procent społeczeństwa, nie widzi jednak pozostałych 85 procent, które albo milcząco akceptują istniejący stan rzeczy albo nawet bardzo aktywnie śledzą proces migracji, wykazując się empatią i zaangażowaniem. Ludzie ci stanowią kapitał, który musi zostać uwidoczniony w komunikacji publicznej, a także w edukacji obywatelskiej.

Czyli najpierw należy zwrócić się do tych 85 procent społeczeństwa, które wykazują się zaangażowaniem, ale mają też pytania, problemy czy nawet uprzedzenia?

Tak, skupianie się na ludziach, którzy są zwolennikami i zwolenniczkami idei homogeniczności, jest chyba kardynalnym błędem. Również koncentrując się jedynie na grupach docelowych o niskim poziomie wykształcenia i świadomości politycznej, stracilibyśmy grunt pod nogami. Potrzebujemy oczywiście tych osób, które od lat przychodzą na nasze seminaria, czytają nasze materiały w Internecie, zamawiają nasze publikacje... To właśnie ci ludzie muszą stać się w takiej sytuacji widoczni, powinniśmy bardziej zwrócić się w ich stronę. Jednocześnie należy podjąć próbę i pozwolić na upodmiotowienie i uaktywnienie się naszych stałych odbiorców i odbiorczyń, którym trzeba udostępnić w tym celu odpowiednie zasoby.

Czego potrzebuje edukacja obywatelska w Niemczech? I co z istniejącymi podmiotami, które są aktywne na tym polu? Czy muszą się zmienić, ukształtować na nowo? Czy jest coś zupełnie nowego, co należałoby wypróbować?

To niezwykle ważne, abyśmy w ramach naszego obszaru działania pracowali bardziej interdyscyplinarnie, a to oznacza, że musimy się otworzyć. Edukację obywatelską należy rozumieć nie tylko jako coś, co jest celem samym w sobie i co można zrealizować na lekcji w szkole, w czasie wolnym czy podczas oglądania wieczornych wiadomości. Interdyscyplinarność oznacza, że edukacja obywatelska musi włączać się w różne sytuacje codzienne, być otwarta i próbować zawiązywać sojusze.

Dobrym przykładem mogą być kluby sportowe, gdzie często mamy do czynienia z rasizmem. Trzeba szkolić trenerów i trenerki, jak należy postępować w przypadku ujawnienia się uprzedzeń. To jedna z form edukacji obywatelskiej, która musi być tutaj realizowana. Ta forma interdyscyplinarności jest dzisiaj konieczna w różnych dziedzinach. Wymaga od nas dużo więcej samodoskonalenia oraz poszukiwania partnerów i partnerek w społeczeństwie. Jak możemy znowu próbować wzmocnić edukację obywatelską? Jak uniknąć ekonomizacji i „PISAizacji“ (PISA - Program Międzynarodowej Oceny Zdolności Uczniów) edukacji, dbając o to, by współczesne zagadnienia polityczne znów nabrały znaczenia jako spoiwo społeczne, a wiedza o nich stała się podstawową kompetencją heterogenicznych i otwartych społeczeństw? To pytania i wyzwania, którym musimy stawić czoła.

Podstawowe zrozumienie tego, czym jest edukacja obywatelska, musi przejść proces transformacji, który ostatecznie powinien zakończyć się bardziej partnerskim traktowaniem naszych klasycznych grup docelowych. Nie uzyskamy akceptacji dla edukacji obywatelskiej, udostępniając i szkoląc wyjątkowo profesjonalnych nauczycieli i nauczycielki, referentów i referentki czy też osoby pracujące w fundacjach i centralach. To też jest ważne, ale decydującą kwestię stanowi pokonanie dystansu dzielącego tych, którzy do tej pory oferowali przekaz wiedzy, i tych, którzy z niej korzystali – za pomocą form stawiających bardzo mocno na współuczestnictwo, a także wspólne kształtowanie procesów i wypracowywanie wyników.

Czy oznacza to poszukiwanie nowych agend edukacji obywatelskiej?

Właśnie. I to dlatego, że o legitymizacji edukacji obywatelskiej będzie decydować to, czy uznamy ją za dobro publiczne dostępne dla wszystkich, czy też za ekskluzywny zasób dostępny jedynie dla ekspertów i ekspertek oraz zaangażowanych politycznie lub sympatyzujących z określonym nurtem poprawności politycznej. Osobiście uważam, że edukacja obywatelska dotyczy dzisiaj każdego – dużo bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. O legitymizacji edukacji obywatelskiej rozstrzyga to, czy stanowi ona pewien zasób, z którego korzystają ci, którzy być może najpilniej jej obecnie potrzebują, ale nie mają już właściwie do niej żadnego dostępu.

Michael Stognienko - koordynator programu Polityka Społeczna w centrali Fundacji im. Heinricha Bölla w Berlinie.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.