Demofilia demolką demokracji?

Populizm wywołuje emocje. Ta teza sprawdza się nie tylko w relacjach między polityką a społeczeństwem czy mediami, lecz także w środowisku akademickim, które od lat bada to wielowymiarowe i dynamiczne zjawisko na styku tego co „polityczne” i „społeczne”. Uczestniczka konferencji „Current Populism in Europe: Impact on the Political Landscape” opowiada, jak starano się przybliżyć przyczyny, charakter i konsekwencje tego fenomenu politycznego dla przyszłości demokracji w Europie. 

Dr Dominika Kasprowicz   

Populizm wywołuje emocje. Ta teza sprawdza się nie tylko w relacjach między polityką a społeczeństwem czy mediami, lecz także w środowisku akademickim, które od lat bada to wielowymiarowe i dynamiczne zjawisko na styku tego co „polityczne” i „społeczne”. Populistyczni politycy, w bezpośrednim kontakcie z wyborami zagrzewają LUD do politycznej walki i obiecują konfrontację z rządzącymi elitami. Określenie „populizm” odmieniane przez wszystkie przypadki i opatrywane rozmaitymi przymiotnikami (agrarny, polityczny, przedsiębiorców itd.) nie schodzi z czołówek gazet.

W murach uniwersytetów populizm również cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem, choć, jak obrazowo opisał to jeden z ekspertów, badanie populizmu przypomina strzelanie do rzutków w gęstej mgle. Jednak wieloznaczność tego pojęcia i trudności w uchwyceniu uniwersalnych cech populizmu nie zmieniają faktu, iż różne jego odmiany po raz kolejny w historii zyskują na popularności i wpływają na polityczny krajobraz.

Temu właśnie zjawisku poświęcono konferencję, która odbyła się 23 i 24 maja w Pradze. W spotkaniu organizowanym przez Uniwersytet Karola w Pradze i Fundację im. Heinricha Bölla oraz praski Instytut Goethego udział wzięli nie tylko uznani badacze tego obszaru, jak Paul Taggart, Takis S. Pappas, Daniele Albertazzi czy Michael Freeden, ale także przedstawiciele i przedstawicielki organizacji pozarządowych i mediów. To właśnie ostatnia fala politycznego populizmu, zapoczątkowana przez załamanie amerykańskiego systemu bankowego i kryzys 2008 roku stała się głównym tematem wystąpień konferencyjnych.

Odczyty i dyskusje panelowe podzielono na dwie kategorie: sesje ogólnie traktujące o zjawisku populizmu w polityce  oraz „krajowe” studia przypadków. Pod lupę wzięto: Czechy, Słowację, Polskę, Węgry, ale także Francję, Włochy, Grecję czy kraje niemieckojęzyczne. W każdym z tych państw mamy bowiem przykłady ruchów lub partii wykorzystujących populizm jako skuteczny sposób zdobycia wyborczego poparcia. Szczególną uwagę uczestników przyciągnął aktualny w tych dniach przykład Austrii, gdzie do drugiej tury wyborów przeszedł Norbert Hofer, kandydat populistycznie skrajnie prawicowej partii wolnościowej (FPO) oraz amerykańska kampania prezydencka z Donaldem Trumpem w roli głównej.

Warto wyjaśnić, że opisywane w czasie konferencji  przykłady partii czy ich liderów „populizm” rozumiały na różne sposoby, jako fenomen pomiędzy politycznym stylem działania a rozbudowaną wizją nowego politycznego porządku.

W pierwszym ujęciu populizm (widziany jako polityczny styl czy strategia) oznaczał ni mniej, ni więcej demagogię wykorzystywaną w celu zdobycia i utrzymania władzy. Manifestuje się ona użyciem socjotechnik, bezpośrednich relacji w komunikacji z elektoratem i często prowadzi do klientelistycznych powiązań (w skrajnych przypadkach kupowania głosów, czy sprzedawania posad). W takiej perspektywie populizm stanowi nieodłączny element wyborczej demokracji i jest cechą immanentną klasy politycznej.

W innym ujęciu populizm ukazywany był przez prelegentów jako doktryna polityczna o bardziej uniwersalnym charakterze, którą można rozumieć jako „papierek lakmusowy demokracji”, a więc wizje ruchów politycznych, które wykazując słabości procedur demokratycznych i słabą jakość jej elit zbijają polityczny kapitał.

W takim, szerszym ujęciu populizm i populiści proponują mniej lub bardziej koherentne rozwiązania dla przebudowy porządku demokratycznego, a wszystko w celu wymiany elit lub/i zwiększenia poziomu reprezentacji suwerena, czyli mitycznego „ludu”.

To właśnie demofilia – rzekome „umiłowanie ludu” jest cechą spajającą populistów doktrynalnych i politycznych oportunistów. Jedni i drudzy chcą być bowiem postrzegani jako „głos wybierających”, skuteczny w walce ze skorumpowanymi i nieefektywnymi elitami.

Jako kluczową słabość demokracji europejskich, a jednocześnie siłę napędową dyskursu populistycznego wymieniono m.in. deficyt zaufania w relacjach społecznych i publicznych oraz rolę mediów i mediatyzację polityki.

Dużą część konferencji poświęcono wykorzystaniu populizmu przez ruchy i partie skrajne, a zwłaszcza ultraprawicowe, które nabrały nowej dynamiki w obliczu kryzysu uchodźczego oraz gróźb dekompozycji UE (Brexit). Ich rozumienie „ludu” jako spójnej etnicznie i kulturowo grupy narodowej permanentnie zagrożonej czynnikami zewnętrznymi i wewnętrznymi okazuje się bowiem (w państwach Europy Zachodniej i Środkowo-Wschodniej) zupełnie przekonującą alternatywną na tle kryzysu przywództwa i wartości starego kontynentu. Miejsce, jakie przyznano im w ostatnich latach w publicznym dyskursie, oraz które wygospodarowali sobie w wirtualnej przestrzeni, wpływa także na politykę głównego nurtu. Politycy tradycyjnych partii często niezdolni do alternatywnych działań chętnie przejmują nie tylko skrajną w formie, ale też populistyczną w treści retorykę.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autorki i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.