Sezon łowiecki na Donalda Trumpa

Opinia

Lewica już się szykuje do rozpoczęcia kilkunastu dochodzeń w sprawach bezpośrednio dotyczących prezydenta. Możliwość prowadzenia śledztw to prerogatywa Kongresu. W powietrzu wisi impeachment.

Czarne chmury nad Białym Domem
Teaser Image Caption
Czarne chmury nad Białym Domem

Tekst powstał w ramach wyprawy autora do Stanów Zjednoczonych wspieranej przez Fundację im. Heinricha Bölla w Warszawie i stanowi część relacji pt.: „Kampania wyborcza w USA”.  

Zwycięscy demokraci z Izby Reprezentantów już się nie mogą doczekać inauguracji nowej kadencji. Donalda Trumpa i jego ludzi czekają trudne chwile. Lewica szykuje całą serię kongresowych dochodzeń w sprawie ewentualnych nadużyć czy przestępstw jakich miał się dopuścić prezydent. Pierwszy z tym wystąpił nowy szef Komisji Sprawiedliwości IR Jerry Nadler. W poniedziałek powiedział on na antenie CNN, że w dniu w którym obejmie władzę wezwie na przesłuchanie pełniącego obowiązki Ministra Sprawiedliwości Matthew Whitakera, wskazanego do tej roli przez Trumpa po wyrzuceniu z pracy konstytucyjnego ministra Jeffa Sessionsa. „Ten człowiek zupełnie nie nadaje się na to stanowisko. Jego jedyna predyspozycją jest to, że może być gotów odwołać specjalnego prokuratora Roberta Muellera (red. - prowadzącego śledztwo w sprawie Russiagate)” – oświadczył kongresmen.

Z „pełniącym obowiązki” Whitakerem jest taki problem, że nie do końca ma legitymizację do pełnienia urzędu. Stanowiska gabinetowe muszą zostać zatwierdzone przez Senat, a kandydatura Whitakera nie trafiła nawet jeszcze do odpowiedniej komisji i poddana weryfikacji. Trochę dziwnie gra szef klubu senackiej republikańskiej większości Mitch McConnell nie domagając się od prezydenta, by jego nominat przeszedł przez kongresowe procedury. Oddaje tym samym Białemu Domowi władzę, którą posiada na mocy konstytucji i systemu „równowagi i hamulców”. Ale w epoce skrajnego upartyjnienia amerykańskiej polityki w tym szaleństwie może i jest metoda, bo prawicowy elektorat za lidera Partii Republikańskiej uważa Trumpa i McConnell czuje, że musi się mu podporządkować, zwłaszcza że jego samego czekają w 2020 r. wybory na kolejną kadencję i musi mieć prezydenta po swojej stronie. Poza tym jego żona Elaine Chao jest ministrem transportu i przy temperamencie głowy państwa lepiej nie ryzykować jej posadą. Ale te gierki z omijaniem konstytucji są wodą na młyn Jerry’ego Nadlera. Kongresmen może też zagrać va banque i uznać, że naruszono ustawę zasadniczą i to jest wystarczający powód by rozpocząć procedurę impeachmentu. Zwłaszcza, że nie ma żadnej jasnej definicji tego ostatniego. Ponad cztery dekady temu dziennikarze zapytali ówczesnego szefa republikanów w Izbie i późniejszego prezydenta Geralda Forda jakie nadużycie władzy zasługuje na impeachment. Odpowiedział im, że każde, które za takie uzna większość kongresmenów. Nadler może też chcieć sprawdzić czemu śledztwo w sprawie ewentualnych przestępstw seksualnych jakich się miał dopuścić (wówczas kandydat do SN, dziś już sędzia) Brett Kavanaugh było tak pobieżne i powierzchowne.

Kongresmen Adam Schiff, który wkrótce zostanie szefem komisji ds. służb specjalnych wyjawił dziennikarzom, że planuje zbadać, czy Donald Trump nie nadużył władzy próbując ukarać niezależne media, szczególnie dziennik Washington Post i telewizję CNN za publikowanie niesprzyjających głowie państwa materiałów. Interesuje go głównie spotkanie prezydenta z poczmistrzem generalnym USA, podczas którego Trump miał zażądać podniesienia opłat za przesyłki giganta internetowej sprzedaży Amazon. Jego założyciel Jeff Bezos jest też właścicielem waszyngtońskiej gazety. Schiff chce też ustalić, czy głowa państwa nie próbowała zaszkodzić w fuzji firmy telekomunikacyjnej AT&T i imperium mediowego Time Warner, do jakiego należy CNN.

Ręce zaciera też Maxine Waters, 80-letnia Afroamerykanka z Kalifornii którą The Donald zwykł nazywać „indywiduum z niskim ilorazem inteligencji”. W styczniu obejmie ona przewodnictwo Komisji Finansów Publicznych. W jej gestii jest badanie działalności banków inwestycyjnych, także tych zagranicznych prowadzących działalność na terenie USA. Bardzo interesuje ją jakie inwestycje przedsiębiorstwa Donalda Trumpa w Rosji finansował Deutsche Bank.

Kierunki działań śledczych

Demokratów interesują też inne tematy. Teraz, kiedy mają władze w Izbie Reprezentantów, nie będą specjalnie czekać na wyniki solennie prowadzonego śledztwa przez specjalnego prokuratora Roberta Muellera w sprawie kontaktów ludzi Trumpa z Kremlem, tylko zaczną własne dochodzenie, albo kilka równoległych dotyczących różnych wątków Russiagate. Jednym z nich jest wspomniany Deutsche Bank i pytanie, czy doszło do prania pieniędzy. Waters i Nadler mogą też chcieć sprawdzić, czy z konta kampanii wyborczej Trumpa-kandydata wypłacono pieniądze by zapłacić za milczenie Stormy Daniels, podupadłej gwieździe porno, z którą The Donald miał romans. Jeżeli to prawda to złamano przepisy o finansowaniu kampanii. Tymczasem komisja zajmująca się pisaniem prawa podatkowego i nadzorująca ściąganie obciąganie obciążeń fiskalnych (tzw. Ways and Means Committee) ma prawo do weryfikowania zeznania podatkowego każdego obywatela. Jej nowy szef Richard Neal już sygnalizuje, że prześwietli PIT-y Trumpa. Mogą one zostać podane do publicznej wiadomości jeśli zgodzi się na to większość członków komisji. Dziennikarze śledczy ustalili, że jeszcze przed zaprzysiężeniem 45. Prezydenta Trump Tower miała gorącą linię z uzależnionym od Kremla Alfa Bankiem. Jeżeli nowojorski biznesmen spłacał raty za pożyczkę w tej instytucji finansowej to powinien to uwzględnić w swoim zeznaniu, bo branie kredytu upoważnia do szeregu ulg podatkowych. I to najbardziej interesuje kongresmena Neala. To może być kolejny trop w sprawie Russiagate.

Wspomniana już komisja ds. służb może się zainteresować czy Biały Dom niezgodnie z prawem zliberalizował procedury dostępu do ściśle tajnych akt. Chodzi o to, że zięć prezydenta Jared Kuschner mógł mieć dostęp do raportów CIA, FBI i NSA nie posiadając certyfikatu bezpieczeństwa i wykorzystywać zdobyte w ten sposób informacje w prowadzonych przez siebie interesach, głównie w Izraelu. Demokraci zachodzą też w głowę w jakich okolicznościach owego certyfikatu pozbawiono niedawno szefa Centralnej Agencji Wywiadowczej w czasach Obamy Johna Brennana.

Kongresmen Elijah Cummings, który zasiądzie w fotelu szefa komisji ds. nadzoru nad władzą wykonawczą (Oversight i Government Reform) interesuje się przyczynami kryzysu humanitarnego do jakiego doszło, kiedy administracja Trumpa zaczęła dzielić rodziny imigrantów i odseparowywać kilkuletnie dzieci od rodziców i internować je w ośrodkach azylowych. Amnesty International podała, że doszło do tego co najmniej 600 razy. Inne organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka informują, że w kilkudziesięciu przypadkach zamykano maluchy w klatkach. Jeśli to prawda to złamano nie tylko przepisy wynikające z kilku poprawek do konstytucji zakazujące więzienia bez zgody sądu, ale też habeas corpus, jedno z głównych praw człowieka wypracowanych przez angielskie oświecenie. Demokratów interesują też potencjalne nadużycia w ministerstwach edukacji i ochrony środowiska.

Skąd nagle taka fala kongresowych dochodzeń?

Możliwość prowadzenia śledztw jest prerogatywą Kongresu wynikającą z litery konstytucji. Jeden z Ojców Założycieli amerykańskiej republiki i czwarty prezydent USA James Madison przewidywał wielką wagę prowadzonych w przyszłości w Izbie Reprezentantów czy Senacie przesłuchań. W 51. eseju „Federalisty”, czyli pierwszego istotnego komentarza do ustawy zasadniczej, tak pisał: „Konstruowanie rządu, który polega na tym, że ludzie rządzą ludźmi… po pierwsze musi się opierać na tym, by rządzący mogli kontrolować rządzonych, a w następnej kolejności by rządzący byli zmuszeni do kontrolowania samych siebie”. Wyjątkowość śledztwo kongresowych wyróżniająca je od tych przeprowadzanych w ramach systemu sprawiedliwości polega na tym, że prowadzą je reprezentanci narodu. Dlatego kongresowe dochodzenia służą dziś za oczy i uszy obywateli USA.

Pierwszym testem dla enigmatycznych przepisów konstytucji, a zarazem inauguracją komisji śledczych było dochodzenie w Izbie Reprezentantów w sprawie ewentualnych błędów popełnionych przez generała Arthura St. Claira, który w potyczce z Indianami stracił 600 żołnierzy. Kongresmeni nie bardzo wiedzieli, czy ta militarna klęska jest wystarczającym powodem by wezwać i przesłuchać świadków, dlatego zapytali się o zdanie prezydenta Jerzego Waszyngtona. A temu sprawy wojskowe były szczególnie bliskie więc zdecydował iż jest to sprawa najwyższej wagi i warto wszcząć śledztwo. Powołana przez Izbę specjalna komisja oczyściła St. Claira z podejrzeń i winę zrzuciła na ministerstwo wojny, które źle przygotowało kampanię.

Chociaż Madison pisał o nadzorze ustawodawcy nad władzą wykonawczą i sądowniczą, to kongresowe dochodzenia z czasem przestały się do tego ograniczać i objęły wiele innych publicznych spraw. Ich celem stało się nie tylko informowanie społeczeństwa, ale przede wszystkim tworzenie nowego, ulepszonego prawa. I tak wskutek śledztw powstały przepisy dotyczące walki z przestępczością zorganizowaną oraz ksenofobicznymi organizacjami takimi jak Ku-Kulx-Klan, warunków kupowania przez rząd broni, ceł, podatków, bezpieczeństwa w transporcie, regulacji rynków finansowych i wielu innych zagadnień.

Zwyczaje i procedury

Przez ponad dwa stulecia kształtowały się zwyczaje i procedury. Każda z izb Kongresu definiowała zwykle zakres przesłuchań, formę ich, czyli to czy będą się one toczyć przed stałą komisją czy specjalnie do tego powołaną oraz próbowała za każdym razem przewidzieć ich wynik. Tak, by stworzyć drogę do ewentualnej legislacji, która naprawiałaby status quo. Kwestia procedur jest ciągle żywa i dynamiczna. Za każdym razem kiedy powołana zostaje specjalna komisja jej członkowie ustalają reguły obrad.

W 1827 r. Izba Reprezentantów upoważniła swoją Komisję ds. Manufaktur do wezwania na przesłuchania wszystkich osób i egzekwowania wszystkich dokumentów dotyczących polityki celnej i odtąd śledczy zarezerwowali sobie prawo do zapraszania przed swoje oblicze kogokolwiek kto może mieć związek ze sprawą, z którejkolwiek z trzech rodzajów władzy ale i spoza nich. Od 1857 r. wezwany świadek, który miga się od pojawienia przed komisją musi się liczyć z konsekwencjami z więzieniem włącznie.

Cały czas jednak parlamentarne dochodzenia wystawiane są na próbę, szczególnie wtedy kiedy przedstawiciele władzy wykonawczej nie chcą współpracować zasłaniając się tzw. executive privilage, czyli przywilejem rządu do odmowy zeznań oraz wówczas gdy zgłaszane są zastrzeżenia, że kongresowa komisja przekracza swoje uprawnienia. Ale orzecznictwo sądów w takich spornych sprawach sprzyjało generalnie legislatorom i nadawało im coraz szersze uprawnienia. Wyrok Sądu Najwyższego w sprawie Sinclair przeciwko USA z 1929 r. uznawał kłamstwo w zeznaniach za przestępstwo i otworzył ścieżkę do pociągnięcia takiego świadka do odpowiedzialności karnej.

Spektakularne dochodzenia

Jedna wyjątkowa komisja odrobinę przywodzi na myśl macierwiczowskie wątki z polskiej debaty, chociaż bez złowrogiej aury spisków. Chodzi o badanie przyczyn zatonięcia Titanica w 1912 r. Senat błyskawicznie powołał nadzwyczajne kolegium śledcze, które rozpoczęło obrady w nowojorskimhotelu Waldorf-Astoria ledwie cztery dni po tragedii. Dla wielu legislatorów był to temat bardzo osobisty, bo w katastrofie transatlantyku zginęło wielu przedstawicieli amerykańskich elit. Senator Simon Guggenheim stracił brata, a kongresmen Anthony Hughes zięcia. Wezwano 82 świadków, począwszy od prezesa linii White Star Line Bruce’a Ismay’a, który okrył się hańbą opuszczając tonący statek jako jeden z pierwszych. Posiedzenia skończyły się po pięciu tygodniach i zaowocowały zaostrzeniem przepisów bezpieczeństwa na morzu, m.in. zwiększeniu liczby szalup tak by wystarczyły dla wszystkich pasażerów.

Dziewięć lat później Senat zajął się tzw. aferą Teapot Dome. Chodziło o to, że minister ds. zasobów naturalnych Albert Bacon Fall za łapówki tanio wydzierżawił pola naftowe dwóm firmom. Był to najgłośniejszy skandal najbardziej skompromitowanej w dziejach Ameryki prezydentury Warrena Hardinga. Gospodarz Białego Domu nie dożył końca śledztwa, ale Fall trafił za kraty, jako pierwszy w historii członek rządu. Skutkiem obrad było wyśrubowanie norm dotyczących zachowania się ministrów, ale także wzmocnienie kongresowych komisji.

W 1941 r. szerzej nieznany sen taro Harry Truman z Missouri wniósł o powołanie komisji ds. ewentualnych nadużyć przy kontraktach zbrojeniowych. Działające prze osiem lat kolegium dowiodło, że rząd kilkadziesiąt razy kupił broń powyżej jej wartości także za łapówki. Odtąd proces zawierania takich umów z prywatnymi firmami stał się bardziej transparentny, a sam Truman zyskał sławę solennego śledczego i uczciwego polityka, skutkiem czego Franklin Delano Roosevelt zaproponował mu wiceprezydenturę. Trzy miesiące po zaprzysiężeniu na czwartą kadencję w 1945 r. prezydent zmarł i Truman zajął jego miejsce.

Karierę na byciu przede wszystkim nieprzejednanym dochodzeniowcem i batem na wrogów ustroju chciało zrobić dwóch polityków. Zbiegło się to z rosnąca popularnością telewizji i transmisjami z obrad kongresowych komisji śledczych. Pierwszym był w 1950 r. demokratyczny senator Estes Kefauver z Tennessee, który zasłynął jako pogromca mafii. Jego ludzie odwiedzili 14 dużych miast i wytropili setki powiązań między politykami a gangsterami. Był to też pierwszy przykład na to, że w śledztwie senackiej komisji forma prześcignęła treść. Ameryka sporo się nasłuchała o przestępczości zorganizowanej, ale nie poszła za tym żadna poważniejsza legislacja. Za to Kefauver ubiegał się w 1952 r. o nominację swojej partii w wyborach prezydenckich a cztery lata później bez powodzenia kandydował na wiceprezydenta.

Tu dochodzimy do chyba najsłynniejszej komisji w dziejach. Przewodniczył jej senator Joseph McCarthy z Wisconsin, a badano powiązania osób zatrudnionych w administracji państwowej z komunistami. Przesłuchania szybko zmieniły się w niesławne polowanie na czarownice. McCarthy przeszedł do historii jako inicjator kampanii oskarżeń o działalność komunistyczną znanych osób w nie tylko w kręgach władzy i w showbiznesie. Prowadził nagonkę i pomawiał niewinne osoby, których kariery i życia się załamywały. Szaleństwo zostało przerwane, kiedy ten uzurpator zadarł z armią i CIA. Odsunięty od przesłuchań wkrótce zmarł.

Dochodzenie, do jakiego wszyscy obserwatorzy amerykańskiej debaty publicznej porównują dzisiejsze zamieszanie wokół związków Trumpa z Rosją zaczęło się w 1973 r. Senatorowie zaczęli badać czy prezydent Richard Nixon nie nadużył władzy. Posiedzenia transmitowano w telewizji, a oglądało je rekordowe 85 proc. Amerykanów. Dowiedziono, że głowa państwa popełniła przestępstwo, zaczęto planować wszczęcie procedury impeachmentu, ale Nixon uprzedził wydarzenia podając się do dymisji. Jego następca Gerald Ford ułaskawił go za wszystkie przewinienia.

W 1976 r. senacka komisja pod wodzą Franka Churcha z Idaho zbadała sprawę przekroczenia uprawnień przez CIA, która zbierała kwiaty na przeciwników wojny w Wietnamie monitorując ich korespondencję i szantażując. W rezultacie uchwalono tzw. ustawę FISA na mocy której wprowadzono regulacje i kontrolę działalności służb specjalnych.

W 1960 r. Gore Vidal wydał sztukę pt. „The Best Man” („Ten najlepszy”), dziś już klasykę nad klasyki. Dzieje się to na konwencji partyjnej, która ma wskazać kandydata na prezydenta. Walka toczy się między dwoma politykami: patrycjuszowskim, ale na wskroś uczciwym i pełnym intelektualnej ogłady gubernatorem Williamem Russelem, a uwielbiającym kamery przebiegłym senatorem Joe Cantwellem. Ten pierwszy ma wyraźne cechy gubernatora Illinois Adlaia Stevensona, który dwukrotnie przegrał wybory prezydenckie z generałem Dwightem Eisenhowerem. Drugi to konglomerat różnych postaci: Johna F. Kennedy’ego i jego brata Roberta, ich wspólnego wroga Richarda Nixona, a także wspomnianych Josepha McCarthy’ego oraz Estesa Kefauvera. Z pozoru tak różnych ludzi łączyło jedno. Wszyscy doszli do sławy i wysokich pozycji w polityce prowadząc otwarte dla publiczności śledztwa w Senacie. I tropili wrogów Ameryki, prawdziwych i fantomowych. I całą swoją polityczną tożsamość tworzyli w kontrze do owych wrogów.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.