Niemcy są inne

Komentarz

Pomniki w Niemczech są zupełnie inne niż w pozostałych krajach – to zdanie otwiera książkę Neila MacGregora Niemcy. Zbiorowa pamięć narodu. I dobrze charakteryzuje całą publikację. Brytyjski historyk sztuki szuka w dziejach niemieckiego narodu odrębności pozwalających uchwycić specyfikę niemieckiego losu i lepiej go zrozumieć.

Teaser Image Caption
Zasłonięty Reichstag

Tekst ukazał się w Przeglądzie Politycznym pt.: ”Inne Niemcy” (nr 149 2018) przy wsparciu Fundacji im. Heinricha Bölla w Warszawie.

Nietypowa historia

Pierre Nora, autor fundamentalnych Les Lieux de memoire w tekście Między pamięcią i historią, podkreśla: Pamięć i historia nie tylko nie są już synonimami, ale ukazują się dziś jako fundamentalne sobie przeciwstawione pojęcia. Pamięć jest życiem wiedzionym przez żywe społeczeństwa ustanowione w jej imię. Nieustannie ewoluuje, jest otwarta na dialektykę pamiętania i zapominania […]. Z drugiej strony historia jest zawsze problematyczną i niepełną rekonstrukcją tego, czego już nie ma.

Neil MacGregor nie odtwarza przeszłości. Nie pisze historii Niemiec. Poprzez rozmaite wytwory i budowle, postaci i miejsca, próbuje pokazać proces kształtowania się współczesnej niemieckiej tożsamości. Nie buduje też jednej, liniowej narracji. Cała książka składa się z szeregu pojedynczych opowieści. Pisze o Marcinie Lutrze, braciach Grimm, Goethem i Janie Gutenbergu. O Albrechcie Dürerze, który stał się artystą dla wszystkich Niemców, o Bismarcku i Käthe Kollwitz. Pracuję nad małą rzeźbą, która wynikła z chęci stworzenia rzeźby postaci starej kobiety. Przypomina w jakimś stopniu pietę. Matka siedzi, a jej martwy syn leży pomiędzy jej kolanami, w jej objęciach. Nie ma tam bólu, tylko zamyślenie. – notowała w 1937 roku. Jej Matka z dzieckiem, przejmująca, skromna praca została w 1993 roku umieszczona w berlińskim Nowym Odwachu, wzniesionym w hołdzie dla pruskich żołnierzy walczących w wojnach napoleońskich, później upamiętniającym żołnierzy poległych na frontach I wojny światowej, a dziś uznanym za główny niemiecki pomnik ofiar wojny i dyktatury.

Nie są to jednak mikrobiografie. Neil MacGregor pisze o roli, jakie pełnią (i pełniły) opisywane przez niego osoby w niemieckiej pamięci i o dziełach, które konstytuowały niemieckość. O tworzeniu mitów, wyobrażeń, wykorzystywaniu poszczególnych postaci – jak Karola Wielkiego czy Tilmana Riemenschneidera, wybitnego rzeźbiarza doby późnego gotyku – w konstruowaniu wyobrażeń o Niemczech. Jednak opowiada nie tylko o nich, ale też o bursztynowych kuflach i biało-złotych filiżankach, o kiełbaskach (ponoć jest ich 1200 rodzajów!) i o piwie. Pokazuje, że wzniosłe idee, wyjątkowe jednostki, ale też rzeczy banalne z pozoru, trywialne po prostu, współkształtują naszą tożsamość.

Niemcy. Zbiorowa pamięć narodu

U początków tej książki leży wystawa Germany Memories of a Nation. A 600-year History in Objects zorganizowana w 2014 roku w londyńskim British Museum oraz cykl audycji BBC, w których opowiadano o przeszłości poprzez konkretne przedmioty, dzieła sztuki, zdjęcia, archiwalia. A Neil MacGregor – doświadczony muzealnik – posiadł umiejętność „czytania rzeczy”, niezbyt częstą wśród osób zajmujących się przeszłością.

Neil MacGregor, Niemcy. Zbiorowa pamięć narodu, tłum. Tomasz Tesznar, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2018, s. 702.

 

To, co integruje

Powtórzymy pierwsze zdanie książki: Pomniki w Niemczech są zupełnie inne niż w pozostałych krajach.

Neil MacGregor przywołuje trzy dziewiętnastowieczne monumenty upamiętniające wojny lat 1792-1815: wzniesiony w latach 1826-1830 Weellington Memorial Arch (zaprojektowany przez Decimusa Burtona), paryski Arc de Triumphe, którego budowę według projektu Jean François Chalgrina rozpoczęto w 1806 roku, oraz ukończony w 1852 roku monachijski Siegestor (zaprojektowany przez Friedricha von Gärtnera).

Wszystkie trzy pomniki łączy podobna forma architektoniczna nawiązująca do rzymskiego łuku triumfalnego, czas oraz cel powstania, jakim było głoszenie sławy. Jednak bawarska budowla różni się dziś od swych francuskich i angielskich pobratymców. Jej górna część uległa zniszczeniu podczas drugiej wojny. Odbudowując ją nie zrekonstruowano utraconych dekoracji. W ich miejsce umieszczono napis: Dem Sieg geweiht, vom Krieg zerstört, zum Frieden mahnend (Wzniesiona dla uczczenia zwycięstwa i zniszczona przez wojnę, skłania do zachowania pokoju). Siegestor dzisiaj nie tylko jest przypomnieniem dawnych zwycięstw, ale też późniejszej klęski oraz – co najważniejsze – winy. Niesie ze sobą przesłanie moralne. Przeszłość ma nam do zaoferowania naukę, którą musimy sobie przyswoić i wcielić w życie przy kształtowaniu naszej przeszłości – pisze Neil MacGregor. Siegestor dziś nie tylko przedstawia pewną wizje przeszłości lecz kieruje tę przeszłość ku przyszłości.

Niemcy? A gdzież jest ten kraj? Nie wiem, gdzie miałbym go szukać. To pytanie znalazło się w tomie wierszy Xenien, który w 1796 roku wydali wspólnie Goethe i Schiller. Granice Niemiec przez wieki były płynne, a jedne z najważniejszych niegdyś centrów tego kraju, dziś przynależą do innych państw: Królewiec, miasto Kanta, w którym Fryderyk I Hohenzollern w 1701 roku koronował się na „króla w Prusach”. Praga, siedziba wielu cesarzy i Kafki. Wreszcie Strasburg ze słynną katedrą, która dla Goethego stała się synonimem niemieckiej architektury. Jednak nie mniej istotne jest przypomnienie, że Niemcy przez wielki żyli w dziesiątkach mniejszych i większych państewek, które jednoczyła instytucja Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Przetrwała ona okres wojen religijnych i dopiero Napoleon położył jej kres (w 1806 roku większość państw niemieckich utworzyła Związek Reński). I – co pokazuje dobrze książka – mimo ogromnych różnic między poszczególnymi państwami i państewkami ten system sprawnie bardzo długo funkcjonował.

Pytanie, co – poza osobą cesarza – było czynnikiem jednoczącym? Święte Cesarstwo było bytem politycznym złożonym z wielu części: elementów pewnej nieuchwytnej całości, które trzymały razem nie tyle więzi militarnego przymusu, ile cały system wspólnych założeń i uświęconych zwyczajem ram, w których przeszło im funkcjonować. To sprawiło, że chociaż np. bardzo wiele ośrodków (nawet niektóre klasztory) miały prawo bić własne monety, to jednocześnie mogły one pełnić rolę środka płatniczego – dzięki przestrzeganiu nie tylko praw, ale też reguł podzielanych przez wszystkich – w całym Cesarstwie. Co więcej, jak podkreśla Neil MacGregor, jego polityczne rozdrobnienie zapewniało zdumiewający poziom swobody. W takim systemie politycznym Marcin Luter nie tylko ocalił głowę, ale mógł nadal głosić swe poglądy.

Z mnichem z Wittenbergi wiąże się pytanie o inne czynniki integrujące niemiecką wspólnotę. Luter przyczynił się do najgłębszego w dziejach podziału. A jednocześnie – swym przekładem Starego i Nowego Testamentu – stworzył podwaliny literackiego języka niemieckiego, zrozumiałego dla mieszkańców posługujących się na co dzień odmiennymi dialektami. Szacuje się, że Biblię w jego tłumaczeniu kupiło co piąte ówczesne gospodarstwo domowe. Johannes Cochläus, humanista i teolog, jeden z głównych oponentów i pierwszy katolicki biograf Lutra, pisał z przekąsem: Nawet krawcy i szewcy, kobiety oraz inni prości ludzie, którzy nauczyli się trochę czytać po niemiecku, pochłaniają ten przekład tak łapczywie, jakby pili ze źródła prawdy.

Kultura, przede wszystkim literatura oraz wspólnota symboli i pamięci, stały się spoiwem Niemiec, zanim Bismarck je zjednoczył. Neil MacGregor pisze o Walhalli, jednej z najbardziej spektakularnych prób stworzenia wspólnoty niemieckiej pamięci. W tej osobliwej budowli – której zamysł wzniesienia powziął Ludwik Bawarski w 1807 roku, czyli w dniach najgłębszego upadku Niemiec – w swym kształcie nawiązującym do marmurowej greckiej świątyni (sami Niemcy czuli się potomkami starożytnych Greków), a zrealizowanej dopiero w latach w latach 1830-1842 na podstawie projektu Leo von Klenzego, znalazły się popiersia wielkich narodu niemieckiego, m.in. cesarza Karola V, Fryderyka Wielkiego i Marii Teresy, ale też króla Anglii i Szkocji Wilhelma Orańskiego, Mozarta i Haydna, Leibniza, Kanta i Erazma z Rotterdamu, Goethego i Schellinga, Albrechta Dürera ale też Jana van Eycka i Petera Paula Rubensa. Chociaż dziś angielskich władców, ani flamandzkich artystów nikt do niemieckiego dziedzictwa nie zapisuje, to stworzony przez Ludwika I kanon w swym podstawowym zarysie pozostał nienaruszony Od ukończenia Walhalli dodano zresztą niewiele, bo ponad dwie dziesiątki popiersi poczynając od Marcina Lutra (1848) przez Richarda Wagnera (1913) i Johanna Sebastiana Bacha (1916) po Edith Stein (2008) i – w 2009 roku – Heinricha Heinego, zagorzałego przeciwnika pomysłu budowli Ludwika I Bawarskiego. Co ciekawe, w czasach nazizmu trafiło tam tylko jedno popiersie – w 1937 roku austriackiego kompozytora Antona Brucknera.

Przeszłość ku przyszłości

W jaki sposób wielkie humanistyczne tradycje Niemiec zostały wypaczone w niewyobrażalne okrucieństwo? – pyta Antony Beevor w teście poświęconym książce Neila MacGregora, opublikowanym na łamach The Observer. Nasza fascynacja tym pytaniem prawdopodobnie nigdy się nie skończy, głównie dlatego, że druga wojna światowa ukazała więcej moralnych wyborów niż jakikolwiek inny okres w historii, szczególnie dla tych wszystkich Niemców, którzy nie byli nazistami.

Z pytaniem postawionym przez Antony’ego Beevora ścisle wiąże się inne: co począć z najważniejszymi niemieckimi symbolami, tak pohańbionymi w czasach nazizmu? I ono nieustająco powraca. Gdy Neil MacGregor pisze o słynnej grafice Rycerz, Diabeł i śmierć Dürera, baśniach braci Grimm czy Deutschlandlied Augusta Hoffmana.

Ostatnie dekady w Niemczech, to czas Historikerstreit, wielkich sporów historyków o niemiecką odpowiedzialność za nazistowski totalitaryzm, w tym najgłośniejszego chyba, wywołanego tekstem Ernesta Noltego O przeszłości, która nie chce przeminąć zamieszczonego na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung w 1986 roku. Jednak Neil MacGregor o nich nie pisze. Przygląda się temu, co robią Niemcy, by kierować przeszłość ku przyszłości. Bo, wbrew oczekiwaniom Noltego, w ostatnich dekadach przeszłość w Niemczech nie przeminęła.

Paradoksy niemieckiej historii dobrze pokazuje jeden z symboli współczesnego niemieckiego państwa, mianowicie berliński Reichstag, siedziba parlamentu zjednoczonego cesarstwa niemieckiego, wzniesiona w latach 1884–1894 (według projektu Paula Wallota). Jednak oddanie gmachu do użytku nie zakończyło sporu – symbolicznego – dotykającego istoty państwa. Chodziło o napis nad jego wejściem. Parlamentarzyści uznali, że powinien on brzmieć Dem Deutschen Volke (Dla narodu niemieckiego). Udało się go umieścić dopiero w 1916 roku, a kształty liter użytych do napisu zaprojektował wielki architekt Peter Behren. Dwa lata później cesarz abdykował, a z balkonu Reichstagu socjaldemokrata Philipp Scheidemann ogłosił powstanie Republiki Weimarskiej. Reichstag aż do 27 lutego 1933, był siedzibą parlamentu republiki. Podpalenie budynku naziści wykorzystali do wprowadzenia specjalnego ustawodawstwa otwierającego dla nich pełnię władzy. Parlament III Rzeszy obradował w innym miejscu, a gmach, uszkodzony podczas wojny, do swej pierwotniej funkcji wrócił dopiero w 1999 roku – jako siedziba Bundestagu.

Reichstag to historia Niemiec ostatnich 150 lat „w pigułce”. Jednak miejsc pokazujących paradoksy dziejów Niemiec jest więcej. Chyba najbardziej przejmujący to obóz założony w 1937 roku w Buchenwaldzie, nieopodal Weimaru, miasta Goethego i Schillera. Prowadziła do niego brama, na której umieszczono napis Jedem das Seine (Każdemu, co mu się należy). Jego zaprojektowanie powierzono więźniowi Franzowi Ehrlichowi, uczniowi słynnego Bauhausu. I użył on… kroju pisma zaprojektowanego specjalnie dla tej, potępianej przez nazistów szkoły, jakby chciał powiedzieć – podkreśla Mary Fulbrook z Fundacji Pomnika Ofiar Obozu w Buchenwaldzie – że tak naprawdę istnieją inne Niemcy i inna niemiecka tradycja. Jednak – jak przypomina Neil MacGregor – to nie jedyny ponury paradoks związany z tym napisem.

Jedem das Seine jest przekładem rzymskiej maksymy Suum cuique wpisanej w rzymski, a potem niemiecki system prawny i będącej jednocześnie dewizą Orderu Orła Czarnego ustawionego przez pierwszego króla Prus w 1701 roku. Słowa te pojawiają się też w kantacie Jana Sebastian Bacha BWV 163, mającej prawykonanie w Weimarze w 1715 roku

Czy istnieją w języku niemieckim trzy inne słowa, które mogłyby poszczycić się równie szlachetnym rodowodem i zawierać większy ładunek artystycznych, etycznych, politycznych i intelektualnych aspiracji i osiągnięć?

I te słowa widzieli więźniowie, którzy codziennie udawali się do pracy, a w obozie więziono m.in. Bruno Bettelheima, byłego premiera Francji Léona Bluma, pastora Dietricha Bonhoeffera, jednego z najwybitniejszych socjologów w dziejach Maurice’a Halbwachsa, przyszłych Noblistów Imre Kertésza i Elie Wiesela czy przywódcę niemieckich komunistów Ernsta Thälmanna. W latach 1937-1945 przebywało tam łącznie ok. 250 tys. osób ze wszystkich krajów Europy, z czego 56 tys. zginęło.

Neil MacGregor sięga po kolejne ramy, w których świetle ogląda Niemcy. Często nieoczywiste, jak dzieła współczesnych artystów. Przypomina w swej książce opakowanie w 1995 roku przez Christo i Jeanne-Claude gmachu dawnego Reichstagu, które jakby usunęło dawną jego przeszłość oraz przywróciło go współczesnym. Ten artystyczny akt – jak podkreśla cytowana w książce Monika Grütters – otworzył nam oczy na prawdziwą topografię tego gmachu, zrozumieliśmy, że to rzeczywiście nasz dom, dom całego narodu i siedziba demokratycznego parlamentu złożonego z jego przedstawicieli.

W tomie Neila MacGregora znalazła się grafika Georga Baselitza z 1972 roku przedstawiająca odwróconego orła pomalowanego barwami niemieckiej flagi czy obraz Anselma Kiefera z 1981 roku, którego tytuł Twoje złote włosy, Małgorzato pochodzi z wiersza Paula Celana. Bo to artyści, jak przed wiekami, współtworzą niemiecką tożsamość. Jest wreszcie Betty Gerharda Richtera, artysty zanurzonego w niemieckiej przeszłości. Przestawia jego córkę, spoglądającą na jeden z obrazów Richtera. Betty żyje w przestrzeni, którą ożywiają wciąż jeszcze dzieła jej ojca, chociaż jego obraz jest już właściwie niewidoczny na pogrążonej w mroku ścianie za jej plecami”.

Ona, tak, jak wszyscy Niemcy żyje ze świadomością – coraz słabszą, lecz nadal nieodpartą – strasznych uczynków swoich przodków. Jednak – dodaje Neil MacGregor – nie wiemy, co ona sądzi o swoim ojcu i jego pokoleniu. Jednakże już niebawem ta młoda kobieta obróci ku nam swe oblicze, aby spojrzeć w oczy nam wszystkim i własnej przyszłości. Od tego, co dojrzy – można dodać - zależą dalsze, nie tylko niemieckie, losy.

 

Niniejsza publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji im. Heinricha Bölla w Warszawie. Zawarte w niej poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.