Troska, strach, wrogość. Dyskurs o uchodźcach i migrantach w Polsce i Niemczech

Banksy Clacton-on-Sea mural. "Migrants not welcome! Go back to Africa! Keep off our worms!"
Teaser Image Caption
Banksy Clacton-on-Sea mural. "Migrants not welcome! Go back to Africa! Keep off our worms!"

Obecny kryzys europejski dotyka wielu obszarów, a jednym z nich jest stosunek Unii Europejskiej i jej członków do migracji. Tymczasem kryzys ten bywa mylnie sprowadzany tylko do tego jednego aspektu i nazywany kryzysem migracyjnym/uchodźczym. Jest to niefortunne określenie, ponieważ sugeruje odpowiedzialność po stronie uchodźców, co nie jest prawdą.

Karolina Sydow

Od czasu  tzw. „kryzysu migracyjnego”, w całej Europie, w tym w Polsce, wiele mówi się o uchodźcach i migrantach z Afryki i Bliskiego Wschodu. Stali się oni przedmiotem debaty publicznej i ważnym, budzącym ogromne emocje tematem dla mediów. W ostatnim czasie,  szczególnie od 2015 roku, można odnotować zmianę w dyskursie publicznym dotyczącym migracji i migrantów. Poniżej omówię kilka jego charakterystycznych cech zawężając zakres analizy do Polski oraz Niemiec, jako przedstawicieli nowego i starego kraju członkowskiego Unii Europejskiej. Odniosę się też do lokalnych doświadczeń badawczych pokazując, jaki wpływ wywiera na postrzeganie migrantów przez przedstawicieli samorządu.

Prof. Klaus Bachmann analizując niemiecką debatę społeczno-polityczną[1] wydzielił dwa przedziały o odmiennych narracjach okołomigracyjnych: 1) lata 2014-2015 oraz 2) od połowy 2015 roku (nasilenie po nocy sylwestrowej 2015/206[2]). W pierwszym z wymienionych okresów uchodźcy byli przedstawiani jako ofiary, ludzie, którzy masowo giną na morzu w trakcie ucieczki przed wojną, biedą i opresją, są wykorzystywani przez nieuczciwych przemytników, potrzebują europejskiej pomocy. Unia Europejska była wówczas krytykowana za opieszałość, bezczynność i tworzenie za pomocą FRONTEX-u „twierdzy Europy” zamiast udzielania pomocy przybyszom i krajom przyjmującym (szczególnie Włochom i Grecji). Z kolei po nocy sylwestrowej zaczęto podkreślać, że uchodźcy powinni się szybko zintegrować i przyjąć wartości panujące w miejscu osiedlenia. Temat Wspólnoty pojawiał się głównie w kontekście wymogu lepszej ochrony zewnętrznych granic strefy Schengen, konieczności ograniczania napływu uchodźców i walki z przemytnikami. Jeśli chodzi o tych ostatnich, w obu przedziałach zaznaczano, że imigranci padają ofiarą przemytników, ale na tym podobieństwa się w zasadzie kończą. Strach i opór wyparły podejście bazujące na solidarności. Postawa paternalistyczna wobec migrantów przekształciła się w dążenie do sekuratyzacji migracji.

Narracje na temat uchodźców ewoluowały także w Polsce, ale od początku - w przeciwieństwie do Niemiec - były bardzo zróżnicowane oraz silnie łączone z tematem islamu i terroryzmu. Wyniki wielomiesięcznej analizy Obserwatorium Debaty Publicznej[3] wyraźnie wskazują na zaostrzenie języka dotyczącego uchodźców oraz współistnienie dwóch bardzo odmiennych tendencji. Pierwsza z nich - znacznie bardziej widoczna w monitorowanych mediach– to opowieść o „zderzeniu cywilizacji”, o nowej wojnie kulturowej pomiędzy Europą a światem muzułmańskim. Radykalizacja nastąpiła w 2015 roku i przeważała w prawicowych kanałach informacyjnych. Drugi przekaz koncentruje się na moralnym obowiązku troski o Innego oraz na krytyce polskiej niechęci do obcych i braku solidarności rodaków z ofiarami konfliktów. 

Pierwsza narracja posługuje się retoryką militarną, porównaniami kryzysu uchodźczego do katastrofy naturalnej i choroby, ataku na suwerenność Polski, epitetami „barbarzyńcy”, „dzika horda” czy „azjatycka dzicz” oraz nawiązaniami do niezrównoważenia psychicznego Europy. Uchodźców opisuje się niemal wyłącznie przez pryzmat rzekomo ogromnej inności, przejawiającej się szczególnie w skłonności do stosowania przemocy – również, a może przede wszystkim – seksualnej. Islamowi jako symbolowi niemal wszelkiego zła przypisuje się brutalność, chęć zapanowania nad cywilizacją europejską i światem przez wprowadzenie szariatu. Imigrantów przedstawia się jako ludzi leniwych, unikających pracy, wykorzystujących opiekę społeczną („jadą po socjal”, „uprawiają socjalny dżihad”, „idą w wielkim marszu po zasiłki”).

W analizowanych mediach buduje się wszechobecną atmosferę zagrożenia wojną, często przy użyciu odwołań historycznych, porównań do upadku cesarstwa rzymskiego czy najazdu Armii Czerwonej (np. „ostatnio na Berlin maszerowali Sowieci, teraz to samo robią Muzułmanie”). Muzułmanie figurują jako „najeźdźcy”, którzy zagrażają w bezpośrednim „szturmie”, ale też w innej formie walki - poprzez zdobywanie przewagi w dzietności. W prezentowanej wizji Polska pełni szczególną rolę - w zasadzie misję obrony chrześcijańskiej Europy.

Obok odniesień militarnych występują porównania kryzysu do katastrof naturalnych, żywiołu, który jest nie do powstrzymania i stanowi nieuniknione zagrożenie. Określenia „fala/potop uchodźców” było tak nagminnie stosowane, że po paru miesiącach stało się nieodłącznym sposobem opisywania uchodźców zmierzających z Afryki do Europy, nie tylko w mediach prawicowych.

Kolejną cechą charakterystyczną dla ksenofobicznej narracji jest nazywanie politycznych elit Zachodu „niezrównoważonymi psychicznie”, „skażonymi wirusem multi-kulti”. Sugeruje się, że „ogarnięta szaleństwem” Europa „postanowiła popełnić samobójstwo”, do którego ma nieuchronnie prowadzić przyjmowanie setek tysięcy migrantów z Bliskiego Wschodu i z Afryki. Istotnym motywem w prawicowej prasie i portalach było również podkreślanie zewnętrznych nacisków na Polskę, by zaangażowała się w rozwiązanie kryzysu migracyjnego. Presja ta miała płynąć  z Komisji Europejskiej i z Niemiec, wskazywano na „dyktat Berlina” i „terroryzowanie Polski uchodźcami”. Pojęcie „szantażu”, zwłaszcza moralnego pojawiało się zarówno w kontekście lobbingu europejskich liderów i opinii publicznej, jak również w odniesieniu do polskich intelektualistów i polityków wzywających do przyjmowania uchodźców ze względów humanitarnych.

Z drugiej strony tego zaogniającego się negatywnego dyskursu wokół uchodźców funkcjonuje opowieść o zgoła innej treści, wyrażona językiem troski o Innego. Główne jej motywy to solidarność, chrześcijańskie miłosierdzie, moralny obowiązek, odpowiedzialność, empatia oraz krytyka „zawstydzających” zachowań i postaw uznawanych za „ksenofobię” czy „islamofobię”.

Współwystępowanie dwóch opisanych dyskursów wydaje się zagadkowe. Frapuje również kwestia ich niewspółmiernej powszechności. W Niemczech większość opinii publicznej traktuje narrację mainstreamową Polski jako odchylenie od normy. Czy jest to przejaw specyficznej „wschodnio-europejskiej” reakcji na tzw. „kryzys migracyjny” oraz na islam?   

Obok mediów, opiniotwórczą rolę w Polsce ma Kościół katolicki. Jak reagował na tzw. „kryzys migracyjny”? Analiza przeprowadzona przez dr. hab. Kamila M. Kaczmarka[4] pokazuje, że jego postępowanie można określić jako bardzo powściągliwe. Episkopat przyjmuje postawę wycofaną i chowa się za państwem, tłumacząc, że to ono decyduje o (nie)przyjmowaniu uchodźców („Główna inicjatywa i odpowiedzialność spoczywa na barkach władzy świeckiej. Ona jest stroną zapraszającą.”[5]). Stanowisko polskiego kościoła, traktowane jako wypadkowa opinii arcybiskupów, jest przychylne uchodźcom - dominujący głos tej grupy opowiada się za pomocą, za przyjmowaniem wszystkich („Nie możemy się odgrodzić i nie przyjmować ludzi, którzy uciekają przed wojną i śmiercią”,  Abp Gądecki, 16.11.2015). Jednocześnie widoczne są różnice w nastawieniu arcybiskupów - od powszechnego nawoływania do ostrożności (jak w wypowiedzi abp. Gądeckiego by, „nie dać się ponieść entuzjazmowi, robić to z głową”) po prezentowanie obaw przed terrorystami i muzułmanami (choć w przeważającej części wypowiedzi podkreśla się, że zamachy nie były wymierzone przeciwko chrześcijanom, ale bezbożnym).  

Z kolei w Niemczech zdanie Kościoła katolickiego od początku tzw. „kryzysu uchodźczego” było bardziej jednoznaczne i wyraziste. Jego zwierzchnicy zdecydowanie potępili rasizm i ksenofobię głosząc, że kościół jest wszystkich i dla każdego. Przykładowa wypowiedź kardynała Marxa (8.09.2015) obrazuje tę postawę: „Nie można być jednocześnie katolikiem i osobą wrogo nastawioną wobec cudzoziemców”.

Niewątpliwie europejskie i polskie dyskusje dotyczące uchodźców, przekładają się na debatę społeczną na poziomie lokalnym i znacząco rzutują na sposób postrzegania cudzoziemców zarówno przez społeczeństwo, jak i samorządowców. Podczas badań prowadzonych w Poznaniu od stycznia do marca bieżącego roku[6] rozmawiałam z przedstawicielami władz lokalnych informując, że interesuje mnie obecność w mieście osób pochodzących z zagranicy oraz stosunek Urzędu Miasta do migrantów. Radni, z którymi rozmawiałam nie mieli wcześniej w swej pracy większej styczności ze sprawami cudzoziemców. W czasie tych rozmów używałam zamiennie terminów „cudzoziemiec”, „obcokrajowiec”, „osoba z zagranicy”. W wypowiedziach radnych wyraźnie zaznaczała się niespójność terminologiczna, a powyższe pojęcia zrównywano z definicją „uchodźca”. W rezultacie, w odpowiedzi na pytanie o obecność cudzoziemców w mieście i stosunek miasta do tego tematu, przywoływano zwykle uchodźców albo bezpośrednio używając tego terminu, albo poprzez sposób prezentacji zagadnienia: odnoszenie się do kwestii przyjmowania tych osób, zapewniania im mieszkań czy finansowania innych form opieki. Samorządowcy wyrażali brak akceptacji dla obecności uchodźców, stereotypizowanych jako osoby, które nie pracują, wymagają pomocy finansowej, wręcz pełnego utrzymywania, obciążają budżet, a dodatkowo mogą stanowić zagrożenie.

Kiedy pytałam o potrzebę wsparcia cudzoziemców w mieście, radni byli niechętni. Przychodziły im na myśl kosztowne formy pomocy - finansowanie mieszkań i wyżywienia.  Dopiero kiedy uszczegółowiłam pytanie i odnosiłam się do zasadności wsparcia informacyjno-doradczego, kursów języka polskiego dla imigrantów, dawało się odczuć oddech ulgi i przyzwolenie, któremu towarzyszyła opinia, że taki charakter pomocy mieści się w finansowych możliwościach miasta i nie powoduje niepożądanych konsekwencji.

Samorządowcy zwykle odnosili się do tematu cudzoziemców w kategoriach problemu lub potrzeby pomocy, co jest kolejnym rezultatem utożsamiania cudzoziemców z uchodźcami.

Podsumowując, wpływ medialnego przekazu na temat uchodźców był widoczny w wypowiedziach samorządowców, którzy nie byli w stanie rozmawiać o imigrantach nie odwołując się bezustannie do uchodźców, mimo braku ich obecnej i prawdopodobnie przyszłej obecności w mieście.

Uchodźcy, pomimo nieobecności w Polsce stali się więc ważnym aktorem, znaczącym Innym, czyli wyobrażoną postacią kogoś, kto różni się od nas, ucieleśnia niechciane cechy, może być wytworem podwójnej negacji. Jest zaprzeczeniem np. naszego narodu, a z drugiej strony nasz naród jest zaprzeczeniem Innego. W ten sposób ten Inny przedstawia nasze lustrzane odbicie, ale negatywne, reprezentując wszystkie cechy, których nie chcielibyśmy mieć. Rolę Innego przypisuje się obecnie coraz częściej muzułmanom, choć polski antyislamizm ma charakter fantomowy - radzi sobie bez ich rzeczywistej obecności.

W Niemczech jest obecne myślenie o „europejskich rozwiązaniach”. W Polsce mówi się o konieczności „obrony kraju”. Troska o obywateli, dyskurs narodowy i ksenofobia stają się elementami tworzenia wspólnoty. Zadaniem państwa jest w takim przypadku zdefiniowanie przeciwnika i jednocześnie trzymanie go na dystans – terytorialny i ideologiczny, czyli pogłębianie narracji o Innych zagrażających naszej tożsamości, którą takowa negacja podtrzymuje. „Kryzys uchodźczy” obnażył słabość narodowej wspólnoty, jako że dyskursywna  potrzeba obrony odrębności i suwerenności nie świadczy o jej sile.

Wyraźnie obecne w polskim dyskursie medialnym kontinuum: uchodźca – islam – terroryzm wydaje się bardzo niebezpiecznym przejawem konstruowania zagrażającego naszej wspólnocie Innego. Dziennikarze, choć reprezentują różne stanowiska, stosują słowa-klucze, nośne metafory działające na wyobraźnię i emocje czytelników, wprowadzając do ich świadomości liczne klisze i uproszczenia. Radykalny antyislamizm przyjmuje często formę mowy nienawiści, sięgającej po takie narzędzia jak animalizacja. Te praktyki znane są z historii i doprowadziły do wstrząsających konsekwencji. Stąd wskazana jest czujność i niezgoda na radykalizującą się retorykę antymigrancką.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autorki i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.

Projekt ten został zrealizowany przy wsparciu  finansowym Komisji Europejskiej. 

Usunięto obraz.


[1] Wystąpienie w ramach wykładów w Pracowni Pytań Granicznych UAM, 2016.

[2] Wydarzenia w Kolonii, w których doszło do licznych przestępstw. Policja szybko poinformowała opinię publiczną, że odpowiedzialni za te przestępstwa byli niemal wyłącznie imigranci. http://wyborcza.pl/1,75399,19459217,niemcy-niemal-wszyscy-sprawcy-napasci-w-kolonii-byli-obcego.html

[3] Wyniki badań prowadzonych przez Obserwatorium Debaty Publicznej zostały opublikowane w październiku 2015. http://obserwatorium.kulturaliberalna.pl/raport/islamskie-hordy-azjatycki-najazd-socjalny-dzihad-jak-polskie-media-pisza-o-uchodzcach-uchodzcy/ Tam też znajdują się informacje nt. źródeł cytowanych określeń. Wyniki analizy były także prezentowane w ramach otwartych wykładów CeBaM UAM  w grudniu 2015r.

[4] Wyniki analizy prezentowane były w ramach wykładów w Pracowni Pytań Granicznych UAM, 2016.

[5] Komunikat Prezydium Konferencji Episkopatu Polski ws. Uchodźców z dnia 8 września 2015 r.

http://episkopat.pl/komunikat-prezydium-konferencji-episkopatu-polski-w…

[6] Więcej informacji na ich temat znajduje się w   artykule Sydow K., „Wsparcie miasta dla cudzoziemców a perspektywa poznańskich urzędników”, w: Czerniejewska I. (red.) Nie dość mile widziani użyteczni. Zmagania imigrantów z legalizacją pobytu w Poznaniu, s. 73-84, Poznań 2016.