Jeszcze raz Polska – czy tym razem też czeka nas promocja węgla?

Relacja

Przedstawiamy polskie spojrzenie na przebieg i wyniki COP 23. W 2018 r. Polska będzie przewodniczyć negocjacjom klimatycznym. Po gospodarzu COP oczekuje się czegoś więcej niż zapewnienia komfortowej przestrzeni do prowadzenia rozmów oraz sprawnej koordynacji procesu negocjacji. Na szczycie w Katowicach nie unikniemy rozmowy o konieczności zmniejszania udziału węgla w miksie energetycznym oraz wypracowania programów sprawiedliwej społecznie transformacji regionów węglowych.  

Na fali podsumowań szczytu klimatycznego ONZ, który niedawno zakończył się w Bonn, warto poświęcić trochę uwagi gospodarzowi kolejnej sesji Konferencji Stron Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu. Polska będzie przewodniczyć negocjacjom już po raz czwarty, a gościć u siebie delegatów po raz trzeci. Po Poznaniu w roku 2008 oraz Warszawie w 2013 roku przyszła pora na Katowice. Na COP23 można było dość często usłyszeć, że w za rok rozmowy znowu wrócą do Polski, która w zakresie polityki klimatycznej do progresywnych nie należy… i ponownie szczytowi może towarzyszyć obrona węgla. Wielu delegatów pamięta z COP19 odbywający się jednocześnie z nim szczyt węglowy. Takiego skojarzenia trudno uniknąć, szczególnie że COP24 odbędzie się w centrum Śląska, regionu znanego przede wszystkim z wydobycia węgla kamiennego.

Polska delegacja już w Bonn rozpoczęła promocję przyszłorocznego wydarzenia. Z dużym zaangażowaniem prezentowała nowy logotyp i hasło COP24 – „ZMIENIAMY RAZEM” (w kuluarach pojawiły się jego kreatywne uzupełnienia, takie jak „zmieniamy klimat razem” lub „zmieniamy razem, ale co?”). Zalety miasta Katowice były prezentowane na specjalnym stoisku w głównej strefie negocjacji (Bula zone). Odbył się szereg wydarzeń towarzyszących, tzw. „side eventów”, których tematyka była wyraźnym odbiciem podejścia Polski do polityki klimatycznej. Dotyczyły roli lasów w realizacji Porozumienia Paryskiego, dobrych praktyk w zakresie czystszej produkcji przemysłowej, krajowego systemu finansowania ochrony środowiska, wytwarzania biowęgla w celu ograniczenia emisji CO2, bezodpadowej energetyki węglowej jako elementu ekonomii obiegu zamkniętego, promowania efektywnych kosztowo zielonych technologii w krajach rozwijających się, roli małych i średnich form w rozwijaniu zielonych technologii, a także energii geotermalnej jako niedocenianego źródła odnawialnego.

W przygotowanych w związku z COP23 dokumentach oraz publicznych wypowiedziach Ministra Środowiska, prof. Jana Szyszko przewijały się stale te same wątki. W oparciu o nie można wywnioskować, iż priorytetem Polski na COP24 będzie dotrzymanie terminów zapisanych w decyzji z Paryża i przyjęcie pakietu decyzji wykonawczych do Porozumienia Paryskiego. W oficjalnej wypowiedzi w ramach tzw. obrad wysokiego szczebla „High Level Segment” minister podkreślał, że powodzenie w realizacji tego zadania będzie zależało od wszystkich stron biorących udział w rozmowach, a także od obserwatorów reprezentujących biznes, samorządy, naukę, środowiska pozarządowe i związki zawodowe. Nieoficjalnie wiadomo, że możemy się spodziewać dążenia do zwiększenia udziału przedstawicieli przemysłu. W liście do delegatów minister zaznaczył, że sukces będzie efektem długich, często emocjonalnych dyskusji i trudnych, ale koniecznych kompromisów. Odniesienie do tych ostatnich może wskazywać na zrozumienie procesu negocjacji, ale też na dążenie do przyjęcia pakietu wdrożeniowego nawet kosztem ustępstw w zakresie jakości i szczegółowości uzgadnianych zasad. Na COP23 osiągnięto w pracy nad pakietem wdrożeniowym pewien postęp, ale może on się okazać zbyt mały, by gwarantować dotrzymanie terminów. Dlatego 2018 rok zapowiada się dla polskiej prezydencji pracowicie.

W przyszłym roku ma być też przeprowadzony tzw. dialog Talanoa. Jego celem jest zmotywowanie stron do przyznania, że przyjęte przez nie cele są zbyt niskie i do wzmocnienia działań na rzecz ochrony klimatu, w tym także tych, które maja być przeprowadzone przed 2020 rokiem. Polska prezydencja COP24 ma zadbać o optymalne wyniki tego dialogu wspólnie z prezydencją Fidżi.

W nocie ministra dotyczącej przygotowań do COP24 znajdziemy przypomnienie zasady, że państwa mają działać w ramach swoich możliwości i same decydować o tym, co chcą osiągnąć. To nawiązanie do często prezentowanego w polskich mediach porównania polityki klimatycznej na poziomie unijnym i międzynarodowym. Z punktu widzenia rządu Prawa i Sprawiedliwości regulacje unijne powinny być oparte na tej samej zasadzie dobrowolności. I nie ma znaczenia, że osłabiłoby to skuteczność działań. Inne państwa, jeśli chcą, mogą robić więcej. Ważne, by Polska nie była do tego zmuszona. Znaczące jest wskazanie w nocie celu „znacznie poniżej 2°C” oraz adaptacyjnego, a brak wzmianki o potrzebie dążenia do zatrzymania wzrostu średniej temperatury globalnej na poziomie 1.5°C.

W tym samym dokumencie minister zapowiedział również, iż w trakcie COP24 Polska podzieli się swoimi doświadczeniami w zakresie innowacji i mechanizmów finansowych, które umożliwią rozwój neutralny dla klimatu. Jednym z warunków takiego rozwoju w ocenie szefa resortu środowiska było i jest równoważenie emisji CO2 z ich wychwytywaniem przez ekosystemy w celu zatrzymania wzrostu, stabilizacji, a w końcu obniżenia stężenia CO2 w atmosferze.

Ten element często się powtarza w wypowiedziach prof. Szyszko. Wprowadzenie w porozumieniu Paryskim pojęcia „neutralność klimatyczna” z jego punktu widzenia, podzielanego przez polski rząd, oznacza, że możemy skupić wysiłki na zwiększaniu pochłaniania emisji przez lasy i dzięki temu nie będzie konieczne głębokie ograniczenie emisji. W jednej ze swoich wcześniejszych wypowiedzi minister stwierdził wyraźnie „Jest to powrót do polityki klimatycznej, która ma chronić klimat, a jednocześnie pozwala na zachowanie specyfiki gospodarek narodowych, co jest szczególnie istotne dla Polski. Porozumienie paryskie gwarantuje nam, że dalej będziemy mogli korzystać z posiadanych zasobów surowcowych” . Nie musimy więc rezygnować z energetyki węglowej.

Można uznać za pozytywne, że minister podkreśla powiązania polityki klimatycznej z celami zrównoważonego rozwoju oraz rozwiązywaniem innych palących problemów świata takich jak dostęp do wody, żywności, energii i edukacji. Warto jednak zwrócić uwagę na definicję zrównoważonego rozwoju, powtarzaną przez ministra podczas konferencji prasowej, która odbyła się na COP23 w czwartek, 16 listopada 2017. Chodzi mianowicie o „racjonalne użytkowanie zasobów przyrodniczych dla wzrostu gospodarczego, powiązane z zachowaniem dobrego stanu środowiska”. Z naciskiem na wzrost gospodarczy.

Na tej samej konferencji minister nazwał szczyt w Bonn konferencją gospodarczą i podkreślił, że jako gospodarz kolejnego szczytu Polska będzie wytyczać kierunki zrównoważonego rozwoju świata. Było to zresztą spotkanie z dziennikarzami dość nietypowe dla sesji negocjacji ONZ - choć odbywało się na szczycie w Bonn to przebiegowi rozmów nie poświęcono na nim wiele uwagi. Jak zaznaczył prof. Szyszko, chodziło w nim przede wszystkim po podsumowanie prac resortu środowiska w czasie dwóch lat rządów Prawa i Sprawiedliwości. Przekaz ewidentnie nie był skierowany do uczestników szczytu, lecz do odbiorców krajowych. Główny wniosek, jaki powinni wyciągnąć – praca ministerstwa to pasmo sukcesów. Nie było mowy o jakichkolwiek problemach czy błędach. Pytania zadali tylko dziennikarze z telewizji państwowej oraz sprzyjającej rządowi TV Trwam.

Częścią propagandy sukcesu jest przekonanie, że to dzięki ciężkiej pracy polskiej delegacji na COP21 w Paryżu udało się przyjąć cel zmniejszenia koncentracji CO2 w atmosferze, jak najszybciej, jak najtaniej i jak najbardziej efektywnie, na dwóch polach działania. Pierwsze to redukcja emisji za pomocą nowych technologii i innowacyjnych rozwiązań pozwalających uzyskiwać więcej energii z tradycyjnych źródeł (czyt. węgla). Drugie pole to wykorzystywanie CO2 zgromadzonego w atmosferze do regeneracji lasów i gleb, w celu hamowania negatywnych skutków działalności człowieka w różnych regionach świata. Minister z dużym naciskiem mówił o tym, że efektem aktywności naszych negocjatorów jest traktowanie pochłaniania na równi z redukcją emisji, a Polskie Lasy Państwowe to wzór do naśladowania w zakresie wykorzystania lasów do pochłaniania emisji CO2.

Na czym właściwie polega intensywnie promowana koncepcja Leśnych Gospodarstw Węglowych? Na razie jest ona na etapie pilotażowego projektu, którego realizacja rozpoczęła się w wybranych nadleśnictwach Lasów Państwowych. W jego ramach ma być oceniany wpływ różnych scenariuszy postępowania gospodarczego na bilans węgla w ekosystemie leśnym. Planowane są zabiegi inżynierii leśnej, takie jak dosadzanie młodych drzew do starszego lasu, wzbogacanie odnowień, czy wprowadzanie gatunków szybkorosnących. Jednocześnie projekt ma służyć dopracowaniu systemów informatycznych do obliczania zawartości węgla w ekosystemie leśnym. Brzmi całkiem rozsądnie i z pewnością tego typu działanie może być użyteczne. Tylko jak to się ma do rozbudowanej narracji Ministerstwa Środowiska? Czy naprawdę możemy na tyle zwiększyć pochłanianie przez lasy, by nie musieć przeprowadzać głębokiej redukcji emisji? Oczywiście nie. Działania w zakresie ograniczania wylesiania i degradacji lasów, a także zalesiania, od dawna były uwzględniane w negocjacjach klimatycznych. Kluczowe w nich jest zapewnienie „dodatkowości” i trwałości wiązania węgla w drewnie oraz glebie. Punktem odniesienia jest bilans węglowy zdrowych lasów naturalnych. W gospodarce leśnej dosadzanie gatunków szybko rosnących zwiększy pochłanianie, ale czy można mówić o trwałym związaniu, jeżeli te drzewa zostaną później wycięte, część będzie wykorzystana w budownictwie i przemyśle meblarskim, a część do produkcji papieru lub wytwarzania energii?

Minister powiedział na konferencji, że nasze lasy państwowe i prywatne są w stanie dodatkowo pochłonąć ok 50 milionów ton CO2 rocznie, ale nie wspomniał o trwałości. Jej zagwarantowanie jest niestety niemożliwe, szczególnie, że w warunkach zmieniającego się klimatu lasy będą podlegały większym stresom na skutek fal upałów i susz, coraz częstszych pożarów czy inwazji szkodników. Ponadto, zgodnie z „Siódmym raportem rządowym i trzecim raportem dwuletnim dla Konferencji stron Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu” opublikowanym niedawni na stronie Ministerstwa Środowiska zagregowana emisja wszystkich szacowanych gazów cieplarnianych w 2015 r. wynosiła w Polsce 385,8 milionów ton ekwiwalentu CO2. Nie ma szans, żeby dodatkowe pochłanianie to zrównoważyło.

W trakcie tej samej wypowiedzi nie zabrakło odniesienia do drugiego, po pochłanianiu emisji przez lasy, priorytetu w dążeniu do neutralności klimatycznej – innowacji i wykorzystania polskich odnawialnych źródeł energii, czyli biomasy leśnej i rolnej oraz geotermii, w ocenie Ministerstwa Środowiska zdecydowanie najważniejszego. O energetyce wiatrowej i słonecznej nie padło ani jedno słowo.

Choć ma to niewielki związek z negocjacjami, trudno nie zauważyć próby „wyjaśnienia nieporozumień” dotyczących wycinki prowadzonej w Puszczy Białowieskiej. Tysiące badaczy z całego świata protestują, toczy się sprawa w Trybunale Sprawiedliwości UE, a prof. Szyszko, z dużym samozaparciem, wypowiada się na ten temat przy każdej okazji. Niestety, taktyka wielokrotnego powtarzania argumentów, niezależnie od ich słuszności, może okazać się skuteczna. Według ministra bioróżnorodność zachowała się w puszczy dzięki leśnikom i teraz oni puszczę ratują, a stanowisko Unii Europejskiej w tej sprawie to przykład złego rozumienia zasad Natury 2000. I tyle.

Omawiając rolę Polski na COP23 nie można pominąć kwestii zachowania jej władz na forum Unii Europejskiej, ponieważ przekłada się ono na stanowiska i działania całej unijnej delegacji w procesie negocjacji. Pozostałe strony rozmów nie pozostają ślepe na skutki blokowania przez Polskę postępów w polityce klimatycznej UE. I tym razem zostało to zauważone. W tym samym czasie, kiedy w Bonn trwały obrady, w Brukseli prowadzono trudne rozmowy dotyczące reformy unijnego systemu handlu emisjami (EU Emissions Trading Scheme, ETS). Przedstawiciele polskiego rządu wkładali dużo wysiłku w sabotowanie rozwiązań służących uszczelnieniu systemu i zwiększeniu jego skuteczności w okresie 2020-2030. Spierano się szczególnie o możliwości wykorzystania funduszu modernizacyjnego, który ma ułatwiać transformacje krajowych systemów energetycznych. Zdaniem wielu państw Europy Zachodniej i Północnej inwestycje w węgiel kamienny lub brunatny powinny być wykluczone. Stanowisko Polski jest oczywiście przeciwne. Jej władze walczyły przeciwko wszelkim rozwiązaniom, które mogłyby ograniczyć możliwości wykorzystania mechanizmu do wsparcia energetyki węglowej. Dwuletni proces prac nad reformą ETS zakończył się kompromisem zbyt słabym, by wykluczyć inwestowanie środków generowanych przez system w podtrzymanie roli węgla w miksie energetycznym. W konsekwencji skuteczność ETS może okazać się zbyt niska, by gwarantować realizację przez Unię Europejską celów Porozumienia Paryskiego.  Za swój toksyczny wpływ na unijną politykę Polska otrzymała na COP23 anty-nagrodę „Skamielina dnia” („Fossil of the Day”).

Podczas szczytu w Bonn rozegrała się też kolejna odsłona dyskusji nad ratyfikacją tzw. Poprawki z Doha (dauhańskiej), której celem jest przedłużenie funkcjonowania Protokołu z Kioto na okres do 2020 roku. Unia Europejska nie będzie miała żadnego problemu z realizacją wpisanych w nią celów, ponieważ w praktyce już je zrealizowała. Nie przeszkodziło to Polsce w pozostaniu jedynym krajem unijnym, który poprawki nie ratyfikował. Prezydent Andrzej Duda zawetował ratyfikację na początku swojego urzędowania w 2015 roku. Inne państwa UE wywarły w trakcie COP23 duży nacisk na Polskę, by przynajmniej zapowiedziała ona naprawienie tej sytuacji przed szczytem klimatycznym w Katowicach. Zapowiedziały nawet indywidualne złożenie dokumentów ratyfikacyjnych i pozostawienie Polski w tyle, by sama stawiła czoła fali krytyki. Zdaniem wielu delegatów, polityków nie tylko z krajów unijnych, ale przede wszystkim z wielu państw rozwijających się, jest zdecydowanie niewłaściwe, by gospodarz COP24 nie dopełnił zobowiązań i nie zakończył procesu ratyfikacji. Choć w dużym stopniu symboliczna, ta kwestia ma duże znaczenie dla budowania zaufania między stronami negocjacji. Polski rząd próbował wykorzystać ratyfikację jako argument przetargowy w walce o ustępstwa na polu unijnej polityki klimatycznej, ale ostatecznie przed końcem szczytu Minister Środowiska zapowiedział ratyfikację. Dla dobra naszego wizerunku musimy tę obietnicę zrealizować jak najszybciej.

Opisując prace na COP23 i plany na następny rok minister Szyszko wielokrotnie zaznaczał, jak dobra jest współpraca z prezydencjami Fidżi i Maroka. Wspólnie prezydencje prowadzą niezbędne przygotowania i konsultacje, by poznać oczekiwania delegatów, dzielić się doświadczeniami, budować zaufanie i pewność co do prawidłowego przebiegu rozmów. Deklarował, że Polska zrobi wszystko, by stworzyć warunki do transparentnego i sprawiedliwego procesu negocjacji. Możemy założyć, że faktycznie tak będzie, choćby ze względu na narodową dumę i znaczenie, jakie powodzenie negocjacji ma dla wizerunku Polski. W przyszłym roku na szczycie, w którym weźmie udział ponad 30 tysięcy osób z blisko 200 państw świata, rząd Prawa i Sprawiedliwości chce pokazać, że odnosimy sukcesy w zakresie redukcji emisji i ich pochłaniania, a także dowieść swoich zdolności negocjacyjnych.

W Polskich planach na COP24 mieści się także promowanie osiągnięć pozostałych krajów regionu Europy Wschodniej, które w związku z przemianami politycznymi i ekonomicznymi osiągnęły znaczące redukcje emisji gazów cieplarnianych. Minister podkreślił, że te kraje wdrażają odpowiedzialne polityki, sprzyjające ochronie klimatu, a jednocześnie służące rozwojowi gospodarczemu.

Podczas szczytu w Bonn minister Szyszko prezentował Katowice jako przykład pozytywnych zmian. Poskreślał, że jest to ośrodek kulturalny i naukowy, innowacji i nowoczesnego przemysłu, miejsce ważnych krajowych i międzynarodowych wydarzeń (trzeba przyznać, że tak jest faktycznie). Sytuacja w regionie Górnego Śląska i Zagłębia to w ocenie resortu środowiska dowód na to, co może być osiągnięte dzięki spójnej polityce zrównoważonego rozwoju i transformacji ekonomicznej. Jest to region wydobywczy, który przeszedł ogromną transformację bez większych niepokojów społecznych - żywa ilustracja sukcesu polskiej polityki zrównoważonego rozwoju.

W rzeczywistości Katowice nigdy nie były jedynie ośrodkiem wydobywczym. Obecność innych branż przemysłu ułatwiła jego transformację, ale ta bynajmniej nie jest zakończona ani nie przebiegała dotąd bez kosztów społecznych. Sytuacja górnictwa węgla kamiennego na Śląsku jest trudna i na poprawę się nie zanosi. Teoretycznie surowca mogłoby wystarczyć jeszcze na 30 lat, ale opłacalność wydobycia jest coraz bardziej problematyczna, coraz trudniej też o ręce do pracy. Kopalnie są po cichu łączone, załogi przenoszone. Jednocześnie region zmaga się z skumulowanymi efektami środowiskowymi dziesięcioleci wydobycia. Konieczna jest rekultywacja zdegradowanych terenów i ograniczenie zanieczyszczenia powietrza, którego stan w wielu miejscach jest dramatyczny, szczególnie w sezonie grzewczym. Średni poziom bezrobocia jest niski, ale tam, gdzie zamknięte w latach dziewięćdziesiątych kopalnie były głównymi lub jedynymi pracodawcami, mieszkańcy nadal doświadczają skutków takich jak długotrwałe bezrobocie, zależność od systemu opieki społecznej i wysoki poziom przestępczości. Tam potrzebna jest pomoc, a wielu ludzi czuje się opuszczonych przez władze. Zamiast wspólnie z mieszkańcami pracować nad optymalnymi w perspektywie długoterminowej kierunkami dalszej transformacji, rozwiązaniem palących problemów i dopasowanymi do potrzeb regionu narzędziami wsparcia, władze ignorują widoczne jak na dłoni problemy. Delegaci, którzy przyjadą do Katowic na COP24 i zetkną się z rozbudowaną narracją sukcesu ze strony polskiej prezydencji, powinni o tym pamiętać.

Po gospodarzu COP oczekuje się czegoś więcej niż zapewnienia komfortowej przestrzeni do prowadzenia rozmów oraz sprawnej koordynacji procesu negocjacji. Polska powinna pokazać, że podejmuje konkretne działania ograniczające krajowe emisje. Nie osiągnie tego wskazując na przeszłe sukcesy, które wynikają raczej z transformacji ustrojowej niż celowego działania na rzecz klimatu. Nie pomoże też wskazywanie rozwiązań „zastępczych” i przekonywanie, że dzięki nim będziemy mogli dalej emitować. Na szczycie w Katowicach nie unikniemy rozmowy o konieczności zmniejszania udziału węgla w miksie energetycznym oraz wypracowania programów sprawiedliwej społecznie transformacji regionów węglowych.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autorki i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.