Polska bez węgla – jak, z kim i komu się to opłaci?

Komentarz

Żyjemy w ostatnim stuleciu dominacji paliw kopalnych, a im dłużej tę epokę przeciągniemy, tym wyższą cenę zapłacimy.

Poproszono mnie o tekst, w którym zmapowałbym kwestię kryzysu ekologicznego (od ocieplenia klimatu, przez problemy energii, aż po prozaiczny smog) pod kątem wyzwań dla Polski, na teraz i najbliższą przyszłość. Przede wszystkim pod kątem aktorów zmiany – tych społecznych i tych politycznych. A zatem: kto i jak mógłby zmiany dokonać.

 „ALE O CO CHODZI?”

Z perspektywy historycznej można powiedzieć, że żyjemy obecnie w świecie bezprecedensowego dobrobytu, zapewnianego przez paliwa kopalne. Rosnąca światowa gospodarka potrzebuje jednak coraz więcej energii, a koszty tego wzrostu stają się coraz bardziej dotkliwe. Wymieńmy tylko niektóre:

  • wyczerpywanie się paliw kopalnych. Widzimy to po pogoni za niekonwencjonalną ropą z pokładów łupkowych, Arktyki, spod dna głębokiego oceanu czy z piasków roponośnych. Na naszym podwórku obserwujemy to przy kończeniu się nadających się do ekonomicznie racjonalnego wydobycia pokładów węgla;
  • uzależnienie od importu paliw – w przypadku Polski już nie tylko ropy i gazu, ale też w coraz większym stopniu węgla (który jak widać coraz wyraźniej jest przeszłością, a nie przyszłością naszej gospodarki). Co roku z Polski na ich zakup wypływają dziesiątki miliardów złotych, pogarszając nasz bilans handlowy. Ma to też następstwa dla bezpieczeństwa, zarówno energetycznego jak i geopolitycznego;
  • traktowanie atmosfery jak niemal darmowego ścieku dla kominów i rur wydechowych. Ma to konsekwencje zarówno lokalne, jak i globalne. Smog w każdym roku zabija kilkadziesiąt tysięcy Polaków, a miliony chorują. Zmiana klimatu potencjalnie będzie prowadzić do katastrofalnych strat i destabilizacji bezpieczeństwa światowego – żeby uniknąć przekroczenia (wcale nie tak bezpiecznego) progu ocieplenia o ponad 2°C uzgodnionego w ramach Porozumienia Paryskiego, ludzkość powinna zaprzestać spalania paliw kopalnych do połowy stulecia.

Kluczowy wniosek jest taki, że żyjemy w ostatnim stuleciu dominacji paliw kopalnych, a im dłużej tę epokę przeciągniemy, tym wyższą cenę zapłacimy. Świat (a w każdym razie organizacje mające globalny ogląd sytuacji, jak np. ONZ, Międzynarodowa Agencja Energetyczna, MFW, Bank Światowy, UE, Watykan…) zdaje sobie z tego sprawę i (o dziwo!) nie chce, byśmy popełnili globalne, zbiorowe samobójstwo.

Jeśli rację mają ci, którzy mówią, że nie ma alternatywy dla paliw kopalnych, czeka nas globalny krach. Jeśli chcemy cieszyć się dobrze działającym społeczeństwem, gospodarką, bezpieczeństwem, dobrobytem i środowiskiem w dobrym stanie, musimy dokonać szybkiej, głębokiej i powszechnej transformacji energetycznej. Ten scenariusz rokuje zdecydowanie lepiej. To nie tylko odpowiedź na zagrożenia, ale też szansa cywilizacyjna, szansa na Polskę bezpieczną energetycznie, bez ubóstwa energetycznego, z lokalnie tworzonymi jakościowymi miejscami pracy i innowacyjnymi firmami.

CZERWONA KARTKA

Trudno jednak oczekiwać rozwiązania jakiegoś problemu, a tym bardziej skorzystania z cywilizacyjnej szansy, jeśli zbiorowo nie traktujemy go poważnie, a nawet nie zdajemy sobie sprawy z jego istnienia. Ludzie myślą, że prąd po prostu jest w gniazdku, a benzyna na stacji benzynowej; wydaje im się też, że zmiana klimatu to mało istotna kwestia, a jakby problem się nasilił, to da się go szybko rozwiązać. Kłopot w tym, że ze względu na bezwładność systemu klimatycznego, jest to równie realne jak zawrócenie tratwy właśnie wypadającej za krawędź wodospadu Niagara.

Głęboka i obejmująca wszystkie sektory gospodarki transformacja, jakiej potrzebujemy, wymaga zmiany zasad pola gry, czyli zmian prawa, regulacji, systemu podatkowego itd. Żeby zaś to nastąpiło, niezbędna jest zmiana w myśleniu decydentów i ich szeroka akceptacja dla tych działań, przełamująca wpływ korzystających na status-quo grup interesów, broniących się przed kreatywną destrukcją. Z kolei, żeby nastąpiła zmiana w myśleniu decydentów, potrzebna jest powszechna zmiana myślenia w społeczeństwie.

Gdzie jako Polska jesteśmy na tej drodze? Swoje wykłady często zaczynam od głosowania: „Kto uważa, że polityka energetyczno-klimatyczna UE, polegająca na odchodzeniu od paliw kopalnych, promocji OZE i efektywności energetycznej idzie w dobrym kierunku, niech podniesie niebieską kartkę. Komu bliższy jest pogląd, że dla Polski to nie jest korzystne i zamiast wspierać takie działania powinniśmy je raczej opóźniać, minimalizować i blokować, niech podniesie kartkę czerwoną.” Z reguły większość kartek jest czerwona, a bywało, że wszystkie.

Dokąd będziemy zmierzać przy takim konsensusie społecznym? Jak będą działać politycy? Czy prawo będzie wspierać transformację czy ją blokować? Czy to wszystko wreszcie znaczy, że sytuacja jest beznadziejna? Pomimo długiej listy barier (od złożoności tematu po interesy wpływowych grup i bariery społeczno-ideologiczne), nie. Gdy na zakończenie spotkania robię bardzo podobne głosowanie, w historii setek wykładów w sumie tylko 2 osoby podniosły czerwone kartki – i „na miejscu” zostały skrytykowane przez sąsiadów. Spotkałem wiele osób, które potem zostały wręcz aktywistami na rzecz transformacji i agentami zmian. Wiele osób po prostu zmieniło poglądy. A wiele innych, nawet jeśli nie będą aktywnie wspierać transformacji, przestanie przynajmniej sypać piach w tryby.

 Owszem, wymagało to wykładu i dyskusji, ale pokazuje to, że zmiana sposobu myślenia jest możliwa. Zresztą widać, że w wielu krajach konsensus społeczny się zmienił i wyborcy oczekują od decydentów działań w kierunku transformacji energetycznej.

DROGOWSKAZ

Przede wszystkim potrzebujemy zrozumienia megatrendów, przed którymi stoimy i tego, że nie będą się one przejmować naszym widzimisię, tylko będą zmieniać świat, w którym żyjemy – i albo uwzględnimy je świadomie w naszym planowaniu, albo pozostanie nam działanie reaktywne, dopiero w obliczu kryzysów.

Podstawą wszelkich działań jest uzgodnienie wizji, dokąd chcemy zmierzać, a którą w kwestii transformacji energetycznej streściłbym jako: Polska A.D. 2050 bez paliw kopalnych. Bez tej wspólnej wizji będziemy zmierzać w kierunku wskazywanym przez osoby „z czerwonymi karteczkami”, a w najlepszym razie bezwładnie dryfować (w każdym razie do momentu, aż dopłyniemy na krawędź wodospadu…). A co na to obywatele?

Większość ludzi nie będzie wnikać w szczegóły, często złożone i naukowe, tylko – nawet w duchu popierając transformację – będą żyć swoim codziennym życiem, dbając głównie o swoje krótkoterminowe interesy. Tak już mamy, jako ludzie i trzeba przyjąć to do wiadomości.

Oznacza to, że w oparciu o uzgodnioną wizję, należy tak kształtować pole gry (prawo, przepisy, normy kulturowe…), aby ludzie – zarówno osoby prywatne jak i inwestorzy – nie myśląc o żądnych „megatrendach” i tylko optymalizując pod swoim (w dużym stopniu finansowym) kątem, będą podejmować decyzje kierujące nas w korzystnym kierunku.

Mamy zatem dwie kwestie: zmianę konsensusu społecznego i zmianę zasad pola gry. W tej pierwszej kwestii fundamentem jest edukacja, szczególnie osób ze środowisk opiniotwórczych (media, politycy, samorządowcy, eksperci, urzędnicy, nauczyciele…), połączona z przekonywaniem o konieczności działań i wynikających z nich korzyści dla Europy, Polski i lokalnych społeczności.

Jednak to dopiero zmiana zasad pola gry wyzwoli masowe działania i powszechne poparcie dla naszej wizji. Gdzie zatem należy tej zmiany dokonać?

ZASADY POLA GRY

Działaniem absolutnie podstawowym jest konsekwentne stosowanie zasady „zanieczyszczający płaci”, która przyniesie kres traktowaniu atmosfery jak niemal darmowego kanału ściekowego. Oznacza to konieczność wprowadzenia w całej gospodarce cen za emisje dwutlenku węgla (najpierw niewielkich, lecz stopniowo rosnących do wysokiego poziomu), najlepiej w jak najprostszej dla ludzi formie. Zbierane kwoty powinny być w całości zwrócone społeczeństwu – czy to w formie obniżki podatków czy też pod postacią comiesięcznego, automatycznego przelewu całości zebranej kwoty po równo na konta Polaków (tzw. dywidenda węglowa).

 Potrzebujemy przede wszystkim znaczącej poprawy efektywności energetycznej w licznych sektorach gospodarki. Dotyczy to m. in. budynków, transportu osobowego i towarowego, przemysłu, systemu żywnościowego, etc. Nie wchodząc w szczegóły techniczne (zainteresowanych odsyłam do książki pt. Rewolucja energetyczna. Ale po co?) można powiedzieć, że zupełnie realne jest zmniejszenie naszego zużycia energii do 2050 roku do 1/3 poziomu obecnego, przy zachowaniu (a nawet poprawie) poziomu usług energetycznych.

Kluczowe jest też przekonanie „masy krytycznej” Polaków i grup społecznych, że podjęcie tych działań jest w ich interesie.

Dla przykładu, przyjrzyjmy się kwestii zużycia energii w budynkach, identyfikując przy okazji zainteresowanych korzyściami aktorów.

Statystyczny polski budynek wymaga do ogrzania 1m2 170 kWh ciepła rocznie. Stare nieocieplone budynki (a mieszkają w nich miliony Polaków) potrzebują aż 300-500 kWh, co jest źródłem poważnego ubóstwa energetycznego (a przy okazji jeszcze smogu, będącego konsekwencją spalania najtańszych paliw, od mułów i flotokoncentratów po śmieci). Nowo budowane budynki potrzebują ok. 90 kWh, zaś tzw. dom pasywny 15 kWh (to zresztą standard technologiczny opracowany ponad ćwierć wieku temu, dziś można zejść jeszcze o połowę niżej). W przypadku nowo wzniesionego budynku prawie zeroenergetycznego oszczędności w comiesięcznym rachunku za media są większe od dodatkowego kosztu wyższej raty kredytu. To znaczy tyle, że budowa domu w standardzie gorszym od pasywnego nie ma dziś sensu ekonomicznego. Dlaczego zatem domów takich powstaje niewiele?

Większość inwestorów o tym wszystkim po prostu nie wie. Nie znają technologii rekuperacji (tzn. wentylacji mechanicznej z odzyskiem ciepła) czy ogrzewania z użyciem powietrznych pomp ciepła, nie wiedzą, jak bardzo ich ceny w ostatnich latach spadły, a parametry wzrosły; nie wiedzą o różnicach między ławą a płytą fundamentową, mostkach termicznych itd. Krótko mówiąc: ludzie budują tak, jak niegdyś ich rodzice. Nie znają się na tym też często sami architekci i projektanci, a ekipy budowlane zakładające wentylację z odzyskiem ciepła niejednokrotnie nawet nie dbają o zapewnienie szczelności budynku (jeśli nie widzisz od razu związku, nie przejmuj się, należysz do większości społeczeństwa). Deweloperzy zaś nie tylko się nie znają, ale z wielu względów nie są energooszczędnością zainteresowani. Co więc można zrobić, by przezwyciężyć te bariery?

Przede wszystkim wprowadzić ambitne normy budowlane i certyfikaty. Przydałyby się też obowiązkowe 2-godzinne szkolenia dla inwestorów oraz program dofinansowania do kredytów bankowych na domy zeroenergetyczne i związane z nimi instalacje OZE. W budynkach efektywnych energetycznie bez problemu można instalować czyste ogrzewanie, z użyciem powietrznych pomp ciepła czy w pakiecie z panelami fotowoltaicznymi, z prądem rozliczanym w ramach obowiązującego tzw. systemu opustów.

Istniejące budynki są oczywiście większym wyzwaniem, ponieważ ich głęboka termomodernizacja jest znacznie droższa niż zapewnienie wysokiego standardu energetycznego od samego początku. Ale i tu można zastosować różne instrumenty wsparcia, takie jak ulgi podatkowe, dotacje czy nieoprocentowane kredyty. A skąd na to wziąć pieniądze? Doświadczenia sąsiednich krajów pokazują, że tego typu wsparcie państwa jest opłacalne dla wszystkich. Każdy wydany na ten cel złoty z budżetu państwowego może przynieść kilka kolejnych złotych w formie podatków z dodatkowej działalności gospodarczej (VAT, PIT, CIT). Dzięki takim działaniom oprócz czystego powietrza dostajemy zatem nowe miejsca pracy i szansę na rozwój innowacyjnych firm.

Trzeba wziąć oczywiście pod uwagę, że mieszkańcy budynków nie mają zwykle wolnych dużych środków, nie mają też wiedzy. Rzecz nieco upraszczając, scenariusz powszechnej głębokiej termomodernizacji może wyglądać tak: na poziomie gmin przeprowadzana jest powszechna inwentaryzacja zużycia energii w budynkach połączona z podliczeniem listy opłacalności różnych działań (np. ocieplenie ścian, ocieplenie dachu, wymiana okien i uszczelnienie, instalacja wentylacji z odzyskiem ciepła, zmiana systemu grzewczego…). Następnie inwestycje są realizowane, poczynając od tych o najwyższej stopie zwrotu, sfinansowane z nieoprocentowanego kredytu, samospłacającego się z oszczędności na kosztach energii i pilotowane przez doradcę.

Budynki to przykład tylko jednego obszaru ekologicznej modernizacji, ale już po nim widać wielu potencjalnych aktorów zmian i odniesione przez nich korzyści:

  • „Kowalscy” – trzeba do nich dotrzeć i przezwyciężyć bariery finansowe i kompetencyjne, pokazać też, że inwestycja jest dla nich korzystna;
  • Władze centralne i samorządowe – ich rolą jest ustanowienie prawa i zorganizowanie działań innych aktorów. Stworzenie wielkiego programu inwestycyjnego, tworzącego dziesiątki tysięcy trwałych miejsc pracy, eliminującego ubóstwo energetyczne i smog, stymulującego rozwój innowacyjnych firm, które na bazie dużego polskiego rynku zaczną ekspansję zagraniczną to znakomity program polityczny;
  • Specjaliści: audytorzy, doradcy, projektanci, wykonawcy, producenci (materiałów izolacyjnych, okien, rekuperatorów, pomp ciepła…) – jak będą zlecenia (a w przypadku głębokiej termomodernizacji mówimy o pieniądzach rzędu 200-300 mld zł przez 20-30 lat), szybko dostosują do nich swoją ofertę i skorzystają na koniunkturze;
  • Sektor finansowy – w/w pieniądze przepłyną przez jego ręce;
  • Media – będzie się działo… Bardzo ważne są projekty pilotażowe i ich nagłaśnianie (w szczególności porównanie „tak było – tak jest”).

Podobnie można przyjrzeć się innym kwestiom, takim jak transport osobowy lub towarowy, dotykając nie tylko kwestii energetyczno-klimatycznych, ale też szeroko pojętej polityki miejskiej, jakości życia i planowania przestrzennego.

Fundamentalne jest to, że nie tylko zaraz musimy to zrobić, ale też możemy to zrobić tu i teraz, zaś robiąc to polepszymy jakość naszego życia na dziś i jutro.

Tekst ukazał się 12 marca 2018 r. na stronie Krytyki Politycznej i był  punktem wyjścia do pierwszego spotkania w ramach seminarium „Geo-polityka nad Wisłą i nie tylko – jak odzyskać Ziemię i przyszłość w czasach kryzysu ekologicznego” prowadzonego przez Edwina Bendyka i dra Adama Ostolskiego w Instytucie Studiów Zaawansowanych. Seminarium odbywa się przy wsparciu Fundacji im. Heinricha Boella.
 

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.