Wybory do Parlamentu Europejskiego 2019 – wchodzimy w nową epokę

Analiza

Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego są tak różnorodne, jak sama Europa. W Europie Zachodniej – przede wszystkim w Niemczech – wiele powodów do radości mają Zieloni! W Polsce i na Węgrzech ponownie wybrano rządzące partie prawicowo-narodowe, z którymi UE jest w sporze z powodu ograniczania praworządności. Siły skrajnie prawicowe i populistyczne w niektórych krajach odnotowały, co prawda, dobre wyniki, a we Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii odniosły zwycięstwo, jednak skok ich poparcia nie był aż tak gwałtowny, jak się obawiano. W kilku państwach wybory utrwaliły trend wypierania dużych partii masowych.

To były wybory, które się liczą. Po raz pierwszy od dawna odnotowano wysoką frekwencję. W całej Unii zagłosowało 51% uprawnionych, odwracając tym samym trend spadkowy. Wcześniej frekwencja nieustannie malała – z 63% przy pierwszych wyborach w 1979 r. do 43% w 2014 r. We Francji, Danii, Hiszpanii i Polsce poszybowała tym razem w porównaniu z ostatnimi wyborami nawet o 20 punktów procentowych. Również w Niemczech zagłosowało więcej osób – 61% to jak zwykle wynik wyższy od europejskiej średniej. Na szarym końcu znalazła się Słowacja z wynikiem 23%, choć frekwencja i tak wzrosła tam dwukrotnie w porównaniu z 2014 r. Skokowy wzrost w Polsce (z 24% na 46%) i Węgrzech (z 29% na 43%) pomógł przede wszystkim partiom rządzącym, które uzyskały solidne większości – PiS (45%) i przede wszystkim Fidesz (52%).

Wyższa frekwencja wyborcza – w tych wyborach chodziło o coś więcej

Generalnie wyższa frekwencja potwierdza wrażenie wielu osób, że w tych wyborach do Parlamentu Europejskiego chodziło o coś więcej – o obronę projektu europejskiego przed rosnącymi w siłę ugrupowaniami, które zdecydowanie sprzeciwiają się integracji w ramach wspólnoty. Nie chodziło jednak tylko o stopień integracji – w istocie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej głosowanie miało rozstrzygnąć, w jakiej Europie chcemy żyć, choć różnie rozkładano akcenty. W Europie Zachodniej – w związku z inicjatywą „Friday for Future” – czynnikiem mobilizującym był temat ochrony klimatu i środowiska. W kilku krajach Europy Południowej, które wciąż borykają się z nierozwiązanym problemem europejskiej polityki uchodźczej, np. we Włoszech, kluczową kwestią była migracja. W niektórych państwach Europy Środkowo-Wschodniej główne problemy stanowiły egzekwowanie swoich praw na arenie międzynarodowej, suwerenność narodu i wyrównanie warunków życia w UE. Mimo różnych perspektyw narodowych w centrum uwagi znalazły się ostatecznie również tematy europejskie. Wiele osób uświadomiło sobie, że polityczne rozwiązywanie dużych problemów (takich jak te związane właśnie z klimatem czy migracją) jest możliwe jedynie w szerokim kontekście. Polityczna inercja czy też brak woli do podejmowania działań w ramach UE mają w końcu wpływ na wszystkie państwa członkowskie i zamieszkujące je osoby.

Zieloni mają powody do radości – „zielona fala“ w Europie Zachodniej

Powody do radości mają Zieloni. Ich frakcja zwiększy liczbę mandatów z 52 do prawdopodobnie ok. 70. Europę Zachodnią ogarnia „zielona fala“. Zieloni uzyskali tam rekordowe wyniki – w Niemczech to imponujące 20% (wzrost o 10 punktów procentowych), podczas gdy w Irlandii poparcie wzrosło z 5% do 15%, a w Finlandii – z 7% do 16%. We Francji Ecolos odnieśli zaskakujący sukces, uzyskując 13-procentowe poparcie (wzrost o 4 punkty procentowe), dwucyfrowe wyniki odnotowano również w wielu innych państwach Europy Zachodniej – w Luksemburgu 19% (wzrost o 4 punkty procentowe), w Holandii 11% (wzrost o 4 punkty procentowe), w Austrii 14% (bez zmian), w Danii 13% (wzrost o 2 punkty procentowe), w Wielkiej Brytanii 12% (wzrost o 3 punkty procentowe), w Szwecji 11% (spadek o 4 punkty procentowe). Jest się z czego cieszyć również w krajach bałtyckich – we frakcji Zielonych w Parlamencie Europejskim po jednym pośle będą mieć Litwa i Łotwa.

Wrażenie robi przy tym to, że Zieloni stali się w niektórych krajach drugą, trzecią lub czwartą siłą polityczną (w Niemczech są na drugim miejscu, a we Francji – na trzecim). W wielu ośrodkach miejskich w Niemczech i całej Europie uzyskali najlepszy wynik.

To ogromny sukces i kolejny krok na drodze do stworzenia liczącej się, zielonej siły politycznej w UE. Powodzenie to wynika z jednej strony z tego, że właśnie w Europie Zachodniej ochrona klimatu, również pod wpływem ruchu „Friday for Future“, zmobilizowała wielu młodych ludzi. Bez wątpienia była to jednak także mobilizacja przeciwko antyunijnej polityce prawicy. Wybory pokazały, że kwestia przyszłości UE w wielu krajach stała się nową linią konfliktu, która wpływa na zachowanie elektoratu i na nowo strukturyzuje scenę polityczną. We Francji zjawisko to obserwujemy już od referendum w sprawie traktatu z Maastricht. Wokół tej kwestii zaczęły się wówczas na nowo pozycjonować istniejące partie polityczne, a nawet powstawały nowe. Chodzi przy tym o odpowiedź na pytanie, czy chcemy więcej, czy mniej UE, czy dążymy do pogłębionej integracji i większej otwartości, czy też do umocnienia państw narodowych. Zieloni pokazali się wyraźnie jako siła europejska, która ma pozytywną, dalekosiężną wizję Europy. To zdecydowało o ich sukcesie. Osoby o poglądach proeuropejskich zauważyły już bowiem, że mają coś do stracenia.

W Europie Zachodniej Zieloni ugruntowują swoją pozycję jako siła polityczna, na której można polegać. Uzyskany wynik stanowi dla nich jednocześnie zadanie i mandat, aby dążyć do postępów w ochronie klimatu i środowiska oraz transformacji energetycznej i rolnej w UE, a także opowiadać się za otwartym społeczeństwem. Nie wolno jednak przy tym zapominać, że grupa Zielonych z ok. 70 mandatami będzie stanowić ok. jednej dziesiątej posłów i posłanek w Parlamencie Europejskim. Największą delegację przyślą Niemcy i to właśnie na niej będzie spoczywać szczególna odpowiedzialność za integrację.

Europa Południowa i Środkowo-Wschodnia bez Zielonych

Sukces Zielonych jest, co prawda, spektakularny, ale pozostaje zjawiskiem wyłącznie zachodnioeuropejskim. W Europie Południowej mieli oni trudności z ugruntowaniem swojej pozycji. Hiszpania i Portugalia będą mieć tylko po jednej zielonej europarlamentarzystce. We Włoszech i Grecji Zielonym nie udało się zdobyć ani jednego mandatu. Z pustymi rękami odchodzą również w Europie Środkowo-Wschodniej, z wyjątkiem krajów bałtyckich. Słowacja, Rumunia, Bułgaria i Polska nie będą reprezentowane we frakcji Zielonych. Bolesne jest to, że dotychczasowych czterech zielonych europarlamentarzystów z Węgier, Chorwacji i Słowenii nie obroniło mandatów. Ten wyraźny kontrast wynika z tego, że „postmaterialistyczne” tematy wciąż nie cieszą się popularnością w Europie Środkowo-Wschodniej, a w Europie Południowej ponownie straciły na znaczeniu wskutek problemów gospodarczych. Zieloni nadal odnoszą bowiem sukcesy przede wszystkim w krajach o wysokim poziomie dochodów per capita i niskim bezrobociu.

Rosnąca siła skrajnej i populistycznej prawicy w Parlamencie Europejskim

Dobrym wynikom Zielonych należy przeciwstawić sukces skrajnej i populistycznej prawicy. Nawet jeśli wzrost poparcia dla tych sił okazał się ostatecznie mniejszy, niż się obawiano, zdołały one poprawić swój średni wynik w UE i osiągnąć w niektórych krajach bardzo dobre rezultaty. W Parlamencie Europejskim będą mieć łącznie nawet do 120 mandatów. Smutne jest to, że we Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii wychodzą z wyborów jako zwycięzcy. Marine Le Pen ze swoim Rassemblement National, zdobywając 23% głosów, wygrała z niewielką przewagą jednego punktu procentowego pojedynek z urzędującym prezydentem Emmanuelem Macronem i jego En Marche. Udało jej się jednak jedynie zbliżyć do wyników uzyskanych w ostatnich wyborach prezydenckich i do Parlamentu Europejskiego, choć przez pewien czas obawiano się, że może je nawet przebić. Lega Nord Matteo Salviniego – nowego magnesu europejskiej skrajnej prawicy – odniosła natomiast wyraźne zwycięstwo, uzyskując 34% głosów, a więc wynik o 10 punktów procentowych lepszy w porównaniu z partią, która zajęła drugie miejsce. Podobnie było w Wielkiej Brytanii, gdzie Nigel Farage ze swoją Brexit Party wygrał, zdobywając 32-procentowe poparcie.

Skrajna prawica największą siłą polityczną we Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii

Umocnienie się tych sił politycznych jest tak sensacyjne, ponieważ wiąże się z rozpadem partii masowych po prawej i lewej stronie sceny politycznej. Wydaje się, że w krajach tych nowe ugrupowania prawicowe zastąpiły ugruntowane partie konserwatywne. We Francji zjawisko to jest szczególnie frapujące – wywodzące się z partii Charles’a de Gaulles’a ugrupowanie Les Republicains z 8-procentowym poparciem prezentuje się równie marnie, co socjaliści, którzy zdobyli 6% głosów.

W Wielkiej Brytanii rekordowe straty odnotowały obie potęgi, którym przez wiele lat sprzyjała ordynacja większościowa. Torysi osiągnęli nawet wynik jednocyfrowy – 9%, co stanowi utratę 14 punktów procentowych. Laburzyści stracili 11 punktów procentowych i uplasowali się z wynikiem 14% nawet za liberałami. We Włoszech partia socjaldemokratyczna Partito Democratico z wynikiem 23% zajęła, co prawda, drugie miejsce, ale Forza Italia z 9-procentowym poparciem uplasowała się w ogonie. Temu trendowi wyraźnie przeciwstawiają się jednak Hiszpania i Portugalia – przodują tam socjaldemokraci, którzy zdobyli po 33% głosów, oraz konserwatyści z wynikami na poziomie odpowiednio 20% i 22%. Ponadto w Hiszpanii dwukrotnie spadło poparcie dla skrajnie prawicowej partii VOX, która jeszcze niedawno osiągnęła 14% w wyborach parlamentarnych.

Wielkie partie masowe pod presją

Tam, gdzie partie masowe osiągnęły tak słabe wyniki, tylko częściowo wiązało się to z rekordowym, dwucyfrowym spadkiem poparcia. Ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego stanowią bowiem kontynuację zjawiska, które już od dłuższego czasu utrzymuje się w szeregu państw członkowskich. Czas wielkich partii masowych już tam minął. Ugruntowane ugrupowania po lewej i prawej stronie sceny politycznej, które stanowiły kiedyś filary systemów partyjnych, zaczynają całkowicie tracić na znaczeniu. Nie są już atrakcyjne, przede wszystkim dla młodego elektoratu. Scena polityczna coraz bardziej się dzieli. Utrudnia to proces formowania większości politycznych, również w nowym Parlamencie Europejskim, odzwierciedlając zróżnicowanie i fragmentaryczność społeczeństw w UE.

Potwierdzenie poparcia dla rządzących partii prawicowo-narodowych w Europie Środkowo-Wschodniej

W Polsce i na Węgrzech potwierdzono poparcie dla rządzących partii prawicowo-narodowych, które osiągnęły dobre wyniki. Na Węgrzech Fidesz zdobył bezwzględną większość, uzyskując 52% głosów. W Polsce PiS przy 45-procentowym poparciu wyraźnie wygrał z wielką Koalicją Europejską, która składała się z konserwatystów, socjaldemokratów i liberałów (38%). Konflikt z UE oraz interwencje ze strony instytucji UE i państw członkowskich nie wpłynęły więc pozytywnie na partie opozycyjne w tych krajach. Negatywny trend odwrócono natomiast na Słowacji – utworzona specjalnie na potrzeby wyborów do Parlamentu Europejskiego koalicja partii Postępowa Słowacja i Spolu (Razem) wygrała wybory, zdobywając 20% głosów, a jej reprezentacja będzie zasiadać w liberalnej frakcji ALDE.

Szukanie większości w nowym Parlamencie Europejskim

Nie ziścił się najgorszy scenariusz zakładający antyeuropejską większość w Parlamencie Europejskim. Mimo to Parlament Europejski wchodzi w nową epokę. Po raz pierwszy Europejska Partia Ludowa (EPL) i socjaldemokraci (S&D) nie będą mieć wspólnie większości, ponieważ przypadnie im nieco ponad 300 z 751 mandatów. Utrudni to szukanie większości w Parlamencie Europejskim. W związku z tym nową rolę będą odgrywać wzmocnieni liberałowie (ok. 100 miejsc) i Zieloni (ok. 70 miejsc). Stwarza to jednak tym samym szanse dla nowych, również zielonych inicjatyw i wzmocnionego politycznie parlamentu.

Ugrupowania prawicowo-narodowe, skrajnie prawicowe i prawicowo-populistyczne będą mieć łącznie ok. 120 mandatów, co oznacza wzrost o ok. 40 miejsc, przede wszystkim dla frakcji Europa Narodów i Wolności (ENW), w której zasiada Lega Nord. Nie wiadomo na razie, jak wykorzystają swoje znaczenie. Do tej pory – ze względu na różnice w stanowiskach – posłowie i posłanki z tych środowisk byli rozbici na trzy grupy, a niektórzy pozostawali niezrzeszeni, co w codziennej praktyce parlamentarnej może oznaczać ich marginalizację.

W kolejnych dniach napięcie będzie budzić obsadzenie kluczowych stanowisk w Komisji Europejskiej. W zależności od sformułowania się większości politycznej układ sił w Brukseli może ulec zmianie. Większa rywalizacja polityczna w Parlamencie Europejskim byłaby na pewno dobra dla Europy. Wynik wyborów stawia bowiem Parlament Europejski przed nowymi wyzwaniami – polityka europejska musi znaleźć konkretne i przekonujące odpowiedzi na pilne pytania związane z ochroną klimatu, migracją, nierównościami społecznymi, demokracją i praworządnością w Europie.