Czy w Polsce mieszkają tylko Polacy?

Zbyt często myślimy współcześnie o tożsamości, kulturze, czy tradycji jak o cennych przedmiotach, które możemy utracić. Wyobrażamy sobie, że jedynym sposobem na ich zachowanie jest zamknięcie wszystkich trzech w pilnie strzeżonym pudełku patriotyzmu, które ma ochronić je przed zmianą. Boimy się, że pod wpływem obecności nowych sąsiadów cenne przedmioty stracą swoje kolory i kształty.

Czy w PL mieszkają tylko Polacy?

Bardzo często słyszymy, że Polska jest krajem jednorodnym pod względem etnicznym i narodowym. W tej opowieści jednolitość stanowi pewną wartość, której powinniśmy bronić. Żeby zachować polską tożsamość trzeba, jak mówią niektórzy politycy i dziennikarze, chronić ją przed „obcymi” wpływami kulturowymi, przed napływem „obcej” ludności. Słyszymy, że Polska powinna pozostać krajem dla Polaków. Wypowiadający te słowa odnoszą się zwykle do pewnej wizji przeszłości, w której Polskę zamieszkiwała ponoć jednolita wspólnota narodowa. Okazuje się jednak, że to wyobrażenie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością historyczną.

Jednonarodowość była w historii naszego kraju raczej wyjątkiem niż regułą. Przez wieki Polska była państwem wielonarodowym. Wystarczy spojrzeć do Spisów Ludności z lat 20. XX wieku. W tym czasie w Rzeczpospolitej mieszkało niecałe 70% osób o narodowości polskiej. Oznacza to, że co trzecia osoba mieszkająca wtedy w kraju deklarowała inną narodowość. Mieszkańcy i mieszkanki przedwojennej polski to także Rusini (Ukraińcy) i Białorusini, Niemcy, Żydzi i Litwini.

Co to oznacza dla tradycji, polskiej tożsamości? Kształtowały się one w bardzo różnorodnym środowisku społecznym. Polska tradycja jest wytworem wielu tradycji, kultur i zwyczajów. Przyjrzyjmy się choćby typowo „polskim” potrawom. Jedną z nich są pierogi ruskie, pochodzące z kuchni Ukraińskiej, czy też słodkie chałki, bajgle, cebularze to wypieki, które wnieśli polscy Żydzi, a popularny schabowy to import z kuchni niemieckiej. Przykłady można by mnożyć nie tylko w dziedzinie kulinariów.

Wydarzenia związane z II Wojną Światową, Zagłada Żydów, powojenne wysiedlenia Niemców, czy też Polaków z Kresów, akcja „Wisła”, na skutek której zamieszkujący Polskę Ukraińcy musieli opuścić zamieszkiwane od lat wioski i domy zmieniły obraz demograficzny naszego państwa. W późniejszym okresie przyczyniło się do tego dążenie władz komunistycznych do stworzenia państwa jednonarodowego. Duże i ważne grupy narodowe (i etniczne) stały się tylko mniejszościami w powojennej Polsce.

A jak to wygląda dzisiaj? Czy w Polsce mieszkają tylko Polacy i Polki? Nie, według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego pod koniec 2019 roku w Polsce mieszkało ponad 2 miliony cudzoziemców. Przyjrzyjmy się najliczniejszym grupom.

Polska jest domem dla wielu Ukraińców i Ukrainek. To prawie 1,4 miliona osób.  Część z nich to przedstawiciele i przedstawicielki mniejszości narodowej obecnej tu od wieków. Część to migranci, czyli osoby, które zdecydowały zamieszkać w Polsce na jakiś czas lub na stałe. Wśród nich jest dużo studentów. Od rozpoczęcia konfliktu zbrojnego z Rosją w 2014 roku coraz więcej Ukraińców ubiega się również o ochronę międzynarodową, czyli o status uchodźcy (choć jest im on przyznawany tylko w wyjątkowych sytuacjach).https://pl.boell.org/sites/default/files/analiza_interesariuszy_pl_2.pdf

 

Drugą liczną grupą są Białorusini i Białorusinki Według wyliczeń GUS przebywa ich w Polsce około 100 tys. To głównie migranci ekonomiczni. Wiele osób z Białorusi studiuje w Polsce, korzystając z programów stypendialnych. Kolejną grupę stanowią  osoby opuszczające Białoruś z przyczyn politycznych. To przede wszystkim aktywiści, dziennikarze i opozycyjni politycy zaangażowani w działania przeciwko reżimowi Aleksandra Łukaszenki. 

Grupa Niemców liczy 77 tys. osób. Osób z polskim obywatelstwem deklarujących niemieckie pochodzenie jest jeszcze więcej. To jedna z największych mniejszości narodowych w Polsce, która ma swojego przedstawiciela w parlamencie.

Po niecałe 40 tys. osób pochodzi z Mołdawii i z Rosji. Wśród osób o z rosyjskim obywatelstwem wiele pochodzi z Republik Kaukaskich, najwięcej zaś Czeczeni.  To najczęściej migranci przymusowi, którzy opuszczają swój kraj z powodu prześladowań politycznych. W Polsce od lat 90. mieszka spora grupa czeczeńskich uchodźców, którym Polska udzieliła w czasie trwania i bezpośrednio po konfliktach zbrojnych (1994–1996 i 1999–2003) ochrony międzynarodowej. W Polsce mieszkają także większe grupy Indusów, Wietnamczychów, Ormian, Gruzinów, Turków i Chińczyków.

Czy pamiętamy o tych członkach naszych społeczności, czy ich doceniamy? Jak traktujemy tych mieszkańców Polski? Możemy też zapytać, dlaczego postrzegamy imigrację jako problem? Czemu odczuwamy strach przed uchodźcami? Czego się boimy?

Zbyt często myślimy współcześnie o tożsamości, kulturze, czy tradycji jak o cennych przedmiotach, które możemy utracić. Wyobrażamy sobie, że jedynym sposobem na ich zachowanie jest zamknięcie wszystkich trzech w pilnie strzeżonym pudełku patriotyzmu, które ma ochronić je przed zmianą. Boimy się, że pod wpływem obecności nowych sąsiadów cenne przedmioty stracą swoje kolory i kształty, więc jeszcze ściślej zamykamy wieko pudełka. Trzymamy nasz skarb tak długo zamknięty, że zapomnieliśmy już, jak wyglądał. Nie pamiętamy, że polską kulturę i tożsamość stworzyły przenikające się tradycje wielu narodów i grup etnicznych, że są one świadectwem różnorodności. Czy możemy jednak wyobrazić sobie dzisiejszą Polskę otwartą? Polskę jako kraj, w którym jest miejsce dla wszystkich, który każda osoba bez względu na pochodzenie, przynależność etniczną, czy wyznanie może nazwać swoim domem? Sądzę, że tak. Co więcej, możemy to robić odwołując się do naszej wielokulturowej historii. Możemy otworzyć to pudełko na inność i różnorodność. Jego zawartość nie straci wtedy na wartości, a raczej zyska przez dodatkowe elementy. Pozwólmy tradycji i tożsamości zmieniać się wraz z otaczającym nas światem.