Nadchodzi wojna o marihuanę

Republikańscy senatorowie wbrew większości Amerykanów sprzeciwiają się legalizacji narkotyku.

Nadchodzi wojna o marihuanę

W dniu wyborów mieszkańcy Południowej Dakoty i Montany, dwóch ultrakonserwatywnych stanów,  w których w cuglach zwyciężył Donald Trump, zdecydowali w referendach o legalizacji marihuany. Jedna trzecia Amerykanów żyje teraz w stanach, gdzie korzystanie z tego narkotyku jest zgodne z prawem. Z ostatniego sondażu Gallupa wynika, że za depenalizacją opowiada się 68 proc. wszystkich obywateli USA, w tym 49 proc. tych o poglądach republikańskich i 83 proc. o sympatiach demokratycznych.

W czasie przedwyborczej debaty między Kamalą Harris a urzędującym wiceprezydentem Mikem Pencem kwestia marihuany wyszła na pierwszy plan. Kalifornijska senatorka oznajmiła, że jeżeli demokratyczny tandem wygra wybory, to nowa ekipa w Białym Domu doprowadzi do depenalizacji używania tej substancji na poziomie federalnym. Pretendentka do wiceprezydentury stwierdziła też, że Joe Biden może zatrzeć informacje o skazaniu za używanie marihuany osobom, które odbyły wyroki więzienia lub wykonały inne kary. Ten jasny sygnał, że substancje pochodne konopi indyjskich zostaną zalegalizowane spowodował w październiku ruch na giełdzie. Tymczasem sierpniu  prezydent Donald Trump poradził Partii Republikańskiej, aby nie zezwalała na legalizację marihuany w nadchodzących wyborach, jeśli chcą wygrać. Stanowiska swojego szefa solennie bronił Mike Pence.

Stanowcza pozycja Trumpa wynikała z obaw, że temat reform w tej materii w kluczowych stanach może wpłynąć na frekwencję wyborczą, która wzmocni demokratów. O ironio mylił się. Okazuje się, że ci sami wyborcy z Południowej Dakoty i Montany, którzy chcą legalizacji marihuany, widzieli jednocześnie Trumpa w Białym Domu przez następne cztery lata.

Fundusz MJ, analizujący kursy akcji na całym świecie firm, które zajmują się legalną uprawą, przetwarzaniem, reklamą lub dystrybucją produktów pochodzących z konopi do celów medycznych, lub rekreacyjnych po słowach Kamali Harris podczas wspomnianej debaty podniósł się o 5,5 proc., co było dla niego najlepszym wynikiem od ponad czterech miesięcy. Z kolei zarejestrowana w USA kanadyjska firma farmaceutyczna i zajmująca się przetwórstwem konopi indyjskich Tilray wzrosła na Nasdaq aż o 19,2 proc. Inne tego rodzaju przedsiębiorstwa takie jak Canopy Growth, Aphria czy Aurora Cannabis odnotowały wzrosty od 10 do 13 proc.

Tymczasem niewiele wskazuje na to, że Senat skory jest do zalegalizowania produktów z konopi na poziomie federalnym. Demokraci mają tam dzisiaj 48 ze stu mandatów i do takiego kroku potrzeba by chociażby kilku republikanów. A rzecznik tej sprawy na prawicy, senator Cory Gardner z Kolorado, przegrał wybory i od stycznia nie będzie zasiadać w izbie. Z kolei szef republikańskiego klubu 78-letni Mitch McConnell ani myśli o skierowaniu sprawy do komisji.

Senator Mike Rounds ze wspomnianej Południowej Dakoty, wbrew większości mieszkańców stanu, stanowczo sprzeciwia się legalizacji. „Nie zmieniłem i raczej nie zmienię zdania. To zła polityka, która prowadzić może do poważnych kłopotów” – powiedział portalowi Politico. Wszystko wskazuje na to, że kwestia konopi będzie jednym z pierwszych poważnych starć prezydenta Bidena i republikanów z Senatu.

Sprzedaż marihuany zwykle rosła w czasach spowolnienia gospodarczego. Potwierdziło się to także i w tym roku, kiedy świat pogrążył się w pandemii i cierpi z powodu wywołanych przez nią skutków ekonomicznych. Tym razem głównie z powodu powszechnej dostępności pochodnych tej substancji. Wiele stanów, w tym te gdzie marihuana jest legalna, uznało apteki za istotne dla gospodarki przedsiębiorstwa, dzięki czemu mogły pozostać otwarte mimo szalejącego koronawirusa. Wielu producentów i dystrybutorów produktów z konopi musiało zatrudnić nawet po kilkuset nowych pracowników.

Amerykański problem z marihuaną i innymi narkotykami sprowadza się przede wszystkim do kwestii penalizacji i podwójnych standardów. Ludzie odsiadujący wyroki za posiadanie substancji psychoaktywnych na własny użytek, które zdobyli poza oficjalnym obiegiem gospodarczym i będące na listach środków zakazanych, stanowią przeważającą większość osadzonych w zakładach karnych. Zwolennicy legalizacji marihuany są zdania, że po dopuszczeniu substancji pochodzących z konopi do obrotu system penitencjarny zostanie odciążony. Przeciwnicy są zdania, że rozrośnie się tylko rynek produkcji i handlu konopiami, a państwo wkrótce straci nad nim kontrolę. Ci drudzy przypominają, że USA grzęzną w epidemii uzależnienia od opioidów zawartych w lekach wypisywanych na receptach.  W październiku władze Purdue Pharma, producenta środka przeciwbólowego OxyContin, przyznały się przed sądem federalnym do winy i potwierdziły prawdziwość zarzutów wskazujących na udział tej firmy w wywołaniu w Stanach Zjednoczonych kryzysu opioidowego.

Tekst powstał we współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie w ramach wyprawy Radosława Korzyckiego do Stanów Zjednoczonych. 

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.