Trumpizm przetrwa Trumpa

Odchodzący prezydent już planuje walkę w wyborach prezydenckich w 2024 r.

Trumpizm

Georgia jest miejscem finałowej sceny tegorocznego cyklu wyborczego w Ameryce. 5 stycznia odbędzie się tam druga tura wyborów do Senatu. Do obsadzenia pozostają dwa mandaty. O pierwszy rywalizuje republikański senator David Perdue z demokratą Jonem Osoffem. O kolejny – także urzędująca republikańska senatorka Kelly Loeffler z pastorem Raphaelem Warnockiem. O tym ostatnim pisaliśmy na łamach DGP przy okazji kampanii przed wyborami prezydenckimi w korespondencji z Atlanty. Jego kościół Ebenezer Bapist Church od dawna jest miejscem angażowania politycznego Afroamerykanów. Kiedyś pastorem był tam Martin Luther King, a wcześniej jego ojciec. Sam Warnock dowodził organizacją The New Georgia Project, której zadaniem było mobilizowanie biednych ludzi z mniejszości etnicznych i rejestrowanie ich do wyborów. Wskutek działalności jego i współpracowników Georgia ze stanu stabilnie republikańskiego stała się szybko swing state, a Joe Biden tam zwyciężył, chociaż różnicą 12 tys. głosów z pięciu mln oddanych.

Teraz Warnock, podobnie jak Osoff, jest faworytem sondaży, ale różnica między nimi a ich republikańskimi rywalami jest w granicach błędu statystycznego. A batalia toczy się o to która partia będzie mieć większość w Senacie i czy wobec tego prezydent Biden będzie mógł swobodnie realizować swoją wyborczą agendę. To kto będzie rządzić tą izbą Kongresu jest ważne także dla Polski, bo wedle konstytucji Senat odgrywa kluczową rolę w polityce zagranicznej, m.in. akceptuje kandydatów na ambasadorów i zatwierdza traktaty międzynarodowe. Ma też głos w kwestii pieniędzy, np. kiedy trzeba wzmocnić kontyngent wojskowy za granicami USA.

Tymczasemw minioną sobotę Donald Trump po raz pierwszy od przegranych wyborów z 3 listopada pojawił się na wiecu, w 50-tysięcznym miasteczku Valdosta w południowej Georgii, 20 km od granicy z Florydą. Dochód na gospodarstwo wynosi tam 32 tys. dol. rocznie, czyli dokładnie połowę średniej amerykańskiej. Gospodarka niewiele się zmieniła w ciągu ostatnich stu lat i opiera się na produkcji tytoniu oraz terpentyny, rozpuszczalnika do farb i lakierów pozyskiwanego z rosnących tam sosen. I chyba nieprzypadkowo wybrał miejsce mogące służyć za idealną statystyczną próbę ludu Make America Great Again.

Wiec miał być poświęcony Perdue i Loeffler, ale oboje senatorowie służyli tylko za słabych cheerleaderów przed głównym występem, dla którego przyszli ludzie, czyli popisu Donalda Trumpa. Odchodzący prezydent miał przeczytać przemówienie z promptera, poświęcone oczywiście wspomnianym senatorom, ale zamiast tego mówił o sobie, co tłum przywitał z radością. „Nigdy nie przegrałem wyborów i wygrywam również te” – mówił prezydent dalej tym samym kwestionując uznany już przez władze niemal wszystkich stanów wynik, wedle którego prezydentem-elektem jest Joe Biden. Zaatakował lokalnych demokratów, w tym Warnocka i Osoffa nazywając ich radykalnymi socjalistami i potencjalnymi pionkami w politycznej machinie Chucka Schumera, szefa klubu demokratów w Senacie.

Ale przede wszystkim, co jednak wywołało powszechne zdziwienie, przyparł atak na republikańskiego gubernatora Georgii i zdeklarowanego trumpistę Briana Kempa. Za to, że ten zdecydował się certyfikować zwycięstwo Bidena w Brzoskwiniowym Stanie. Za to samo dostało się nie mniej konserwatywnemu i lojalnemu wobec urzędującego prezydenta lokalnemu sekretarzowi stanu Bradowi Raffenspergerowi. Trump dalej mówił, że doszło do masowych oszustw wyborczych, chociaż nie ma na to żadnych wiarygodnych dowodów. Wezwał władze stanowe do zorganizowania specjalnej sesji tamtejszej legislatywy, która miałaby unieważnić wynik i przyznać mu 16 głosów elektorskich z Georgii. Republikański wicegubernator Geoff Duncan powiedział stanowczo „nie”.

Ale w związku z tym – co widać po entuzjazmie ludzi na wiecu w Valdosta oraz po wynikach badań opinii publicznej – że to dalej Trump jest liderem Partii Republikańskiej, politycy prawicy mają dylemat: czy zachowywać się zgodnie z regułami demokracji i politycznej gry, czy podbijać bębenek Trumpa i jego roszczeń. Według przeprowadzonego pod koniec listopada sondażu Morning Consult na zlecenie Politico 53 proc. republikanów chce, by to on reprezentował stronnictwo w wyborach prezydenckich za cztery lata. Tymczasem według badania HarrisX i The Hill jest to aż 75 proc. Świadom swojej popularności Donald Trump już planuje kampanię. Z jego zaplecza wyciekła informacja, że o oficjalnym starcie zamierza poinformować 20 stycznia, czyli w dniu w którym Joe Biden zostanie zaprzysiężony na 46. prezydenta USA.

Trumpizm pozostanie, przynajmniej jeszcze jakiś czas, nie tylko doktryną Partii Republikańskiej, ale – o ironio – całej amerykańskiej polityki. W jego nurcie będzie musiał się też odnaleźć Biden. W sprawie zainicjowanego przez Trumpa konfrontacyjnego kursu wobec Chin nowy gospodarz Białego Domu nie ma innej drogi jak kontynuacja, nawet jeśli skorygowana. W polityce fiskalnej też raczej nie wróci do podatków dla najbogatszych z epoki Obamy, kiedy sięgały ona 35 proc. Proponuje je podnieść z obecnej stawki 21 proc., ale tylko do 28 proc.

Tekst powstał we współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie w ramach wyprawy Radosława Korzyckiego do Stanów Zjednoczonych. 

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.