W ramach wizyty studyjnej zorganizowanej przez Fundację im. Heinricha Bölla polska delegacja miała możliwość poznać amerykańską "łupkową rewolucję" w praktyce i porozmawiać o różnych jej aspektach z miejscowymi przedstawiciel(k)ami administracji stanowej, NGO-sów, think-tanków i firmy wydobywczej. Relacje uczestniczących oraz artykuły na temat różnych społeczno-ekonomicznych, zdrowotnych, środowiskowych i prawnych aspektów szczelinowania hydraulicznego ukażą się w specjalnym numerze bezpłatnego dwumiesięcznika "Zielone Wiadomości”. Polecamy relację Pauliny Loty z INSPRO.
Relacja Tomasza Ulanowskiego z "Gazety Wyborczej"
"W Pensylwanii wiercą gdzie się da", Gazeta Wyborcza z 12.11.2014
- Blokowaliśmy ich przez 400 dni, to był najdłuższy protest nowoczesnej Europy - śmieje się Barbara Siegieńczuk, jedna z aktywistek z Żurawlowa. Niewielka wieś na Zamojszczyźnie zasłynęła tym, że latem miejscowi przegnali Chevron - amerykańską korporację zajmującą się wydobyciem gazu i ropy na całym świecie. - Ich koncesja na poszukiwanie gazu łupkowego wygasła w czerwcu 2012 r. - tłumaczy Siegieńczuk. - Tarasowaliśmy wjazd do czterech działek wydzierżawionych przez Amerykanów. Po prostu broniliśmy prawa obowiązującego w Polsce.
Dlaczego mieszkańcy Żurawlowa i okolicznych wsi nie chcieli Chevronu?
- Przeniosłam się tam w 2008 r. z Zamościa. Kupiłam stary dom - opowiada Siegieńczuk. - I miałam pozwolić, żeby nasza wieś została zniszczona przez wydobycie gazu łupkowego? - dziwi się mojemu pytaniu.
Niedawno Siegieńczuk miała okazję zobaczyć, przed czym Żurawlów się obronił. Niemiecka Fundacja im. Heinricha Bölla (związana z Partią Zielonych) zaprosiła ją do udziału w wyjeździe studyjnym do USA. Odwiedziła m.in. Pensylwanię, gdzie pionowych odwiertów, przez które wydobywa się gaz łupkowy, jest blisko 10 tys. (dla porównania - w Polsce wydano dotąd ledwie kilkadziesiąt koncesji na jego poszukiwanie, a nie wydobycie). W wyjeździe wziął też udział wysłannik "Wyborczej".
Kto zostaje na lodzie
Pensylwania jest jak mała Polska. Ma trzy razy mniejszą powierzchnię od naszego kraju i trzy razy mniejszą populację. Mieszkańcy stanu cieszą się złotą jesienią, którą nazywają "Indian summer". Mają dostęp do "morza" (jeziora Erie, jednego z Wielkich Jezior Amerykańskich) i góry. Appalachy przypominają Beskidy, choć są kilkakrotnie dłuższe. Ich łagodne, zalesione szczyty dzielą Pensylwanię na dwie części.
Gaz łupkowy wydobywa się w północno-zachodniej połowie stanu. Na głębokości ok. 2 km znajduje się gruba na blisko 300 m warstwa skał osadowych sprzed 400 mln lat - formacja geologiczna Marcellus, "ochrzczona" tak od nazwy miasteczka w stanie Nowy Jork, obok którego widowiskowo wychodzi ponad powierzchnię Ziemi.
Pensylwania ma zresztą bogatą tradycję eksploatacji surowców naturalnych. Już dawno wydobywano tam ropę i gaz, przy okazji wycinając lasy porastające Appalachy. To stan, który słynie z wydobycia węgla, produkcji stali i drewna. Ale jednocześnie pierwszą gałęzią tamtejszej gospodarki jest ciągle rolnictwo (Pensylwania jest np. potentatem w uprawie... choinek).
Od kilku lat rolniczo-leśny krajobraz tej części USA jest gwałtownie przekształcany przez wydobycie gazu łupkowego. - Jeśli mieszkasz w mieście, możesz tego nawet nie zauważyć, no chyba że przeszkadzają ci napływowi robotnicy, ciągnące za nimi prostytutki, narkotyki i większa przestępczość - opowiadali nam amerykańscy aktywiści walczący z wydobyciem gazu. - Ale jeśli mieszkasz na wsi albo kochasz przyrodę, będziesz przerażony.
W tym stwierdzeniu jest trochę przesady, bo wielu mieszkańców wiejskiej Pensylwanii skorzystało finansowo na wydobyciu gazu. W USA prawa do surowców mineralnych należą najczęściej do właściciela terenu, pod którym one się znajdują. Żeby dobrać się do gazu łupkowego, firmy wydobywcze muszą więc opłacić się nie tylko posiadaczowi kilkuhektarowej działki, na której chcą postawić platformę wiertniczą, ale także właścicielom działek sąsiednich, pod którymi poprowadzą długie na kilka kilometrów poziome odwierty.
Na lodzie zostaje więc znacznie mniej ludzi niż w Polsce. To ci, którzy z jakichś powodów nie godzą się na wydzierżawienie ziemi. A także ci, których działki firmy wydobywcze pominęły.
Natomiast w Żurawlowie na wydzierżawieniu kilku hektarów pod odwiert zyskało czterech rolników (no i hipotetycznie wszyscy Polacy, którzy mogliby spalać gaz wydobyty z żurawlowskiej ziemi). Reszta mieszkańców mogła uznać się za poszkodowaną, nawet jeśli w przyszłości ich gminę zasiliłyby chevronowe podatki. W Polsce surowce mineralne należą do państwa.
Woda, zanieczyszczenia i trzęsienia
O jakiego rodzaju "poszkodowanie" chodzi?
Prezydent Obama mówi o "łupkowej rewolucji", która pozytywnie odmieniła Stany Zjednoczone (tańsza energia, więcej miejsc pracy). Ale wydobycie gazu łupkowego nie jest obojętne dla środowiska i żyjących w nim ludzi.
Główne zagrożenia związane są z ogromnym zużyciem wody w procesie szczelinowania hydraulicznego, które kruszy skały łupkowe i pozwala uciec z nich metanowi. Poważnym problemem jest także szczelność odwiertów.
W Pensylwanii do wyszczelinowania jednego odwiertu wykorzystuje się od 19 mln do 95 mln l wody zmieszanej z piaskiem i chemikaliami, które mają m.in. zmniejszyć tarcie pomiędzy skałami, a także zapobiec rozwojowi mikroorganizmów (firmy wydobywcze bardzo niechętnie podają dokładny skład swoich mieszanek). Dla porównania według danych GUS-u w całym 2012 r. przeciętny Polak zużył w domu blisko 30 tys. l wody.
Podczas szczelinowania zużycie wody pitnej jest więc ogromne. Do odwiertów najczęściej dowożą ją setki potężnych ciężarówek, które m.in. hałasem zakłócają spokój mieszkańców (nie tylko ludzi, ale też zwierząt), rozjeżdżają lokalne drogi i zanieczyszczają spalinami powietrze. Przy platformie wydobywczej, na której jest zwykle sześć odwiertów, tworzy się specjalny basen na wodę, a także na ścieki.
Z odwiertu wypływa bowiem od 15 do 40 proc. wpompowanego tam płynu. Często jest on dodatkowo zanieczyszczony metalami ciężkimi znajdującymi się pod ziemią albo pierwiastkami promieniotwórczymi. Firmy wydobywcze wywożą go więc z miejsc odwiertów i albo oczyszczają w specjalnych fabrykach, albo wpompowują z powrotem pod ziemię do nieczynnych już szybów, z których kiedyś wydobywano surowce naturalne. Z Pensylwanii takie ścieki wywozi się np. do stanów Ohio i Nowy Jork.
Ostatnio ukazało się kilka prac naukowych, które dokumentują lokalne trzęsienia ziemi związane albo z samym szczelinowaniem hydraulicznym (Ohio), albo ze składowaniem odpadów po tym procesie (Oklahoma).
Co gorsza, część płynu szczelinującego i ścieków ucieka przez nieszczelne odwierty i zanieczyszcza wody gruntowe, z których żyjący w okolicy ludzie czerpią wodę pitną (do ich zanieczyszczenia może dojść także podczas samego wiercenia, które często odbywa się za pomocą wody z domieszkami).
Odwiert izoluje się stalą i betonem. I to właśnie beton, z którego konstruuje się korek uszczelniający górę odwiertu, jest najbardziej narażony na przecieki. Badania naukowe dowodzą też, że to tamtędy firmom wydobywczym ucieka najwięcej metanu.
Metan to silny gaz cieplarniany, o wiele mocniejszy niż dwutlenek węgla. Dlatego niektórzy naukowcy wskazują, że jego ucieczka z miejsc wydobycia zaprzepaszcza pozytywny wpływ na klimat związany z przestawianiem amerykańskiej energetyki z węgla na gaz (podczas spalania metanu w powietrze ulatuje dwa razy mniej CO2 niż podczas spalania węgla).
Epoka gazu łupkowego
Jednym z takich naukowców jest Anthony Ingraffea, emerytowany profesor inżynierii z Uniwersytetu Cornella w Ithace w stanie Nowy Jork. Stan Nowy Jork to zresztą ciekawy przykład odmiennego podejścia do gazu łupkowego (od tego w Pensylwanii). Niektóre gminy leżące na jego terytorium, m.in. Ithaca, stosując lokalne plany zagospodarowania, de facto zakazały wydobycia gazu. W całym stanie obowiązuje moratorium na odwierty i szczelinowanie. Władze Nowego Jorku na razie obserwują to, co dzieje się w Pensylwanii. Problemami, które aktywizują mieszkańców, są za to składowiska ścieków po szczelinowaniu, a także magazyny gazu w podziemnych wyrobiskach pozostałych po kopalniach soli (rejon Wielkich Jezior Amerykańskich jest jednym z największych producentów soli na świecie).
W 2010 r. Ingraffea był współautorem publikacji w piśmie "Climatic Change", która jako jedna z pierwszych porównywała emisje gazów cieplarnianych związane z wydobyciem oraz spalaniem gazu łupkowego i węgla. Uczeni wyliczyli wtedy, że w okresie 20-letnim gaz łupkowy wpływa na zmiany klimatu co najmniej o jedną piątą gorzej od węgla. A w okresie 100 lat wpływ obu tych paliw kopalnych jest porównywalny (choć metan jest o wiele silniejszym gazem cieplarnianym niż dwutlenek węgla, to w atmosferze rozkłada się dużo szybciej).
- Gaz i ropa z łupków to ostatnie źródła węglowodorów na Ziemi - tłumaczył prof. Ingraffea naszej grupie. - Ich wydobycie jest bardzo trudne i mało wydajne. Dzięki szczelinowaniu hydraulicznemu wydobywamy tylko 5--10 proc. tego, co jest w skałach łupkowych. A potem po prostu to spalamy, odzyskując ledwie 20-30 proc. energii. Zamiast wykorzystać gaz i ropę do produkcji nawozów sztucznych czy w przemyśle petrochemicznym, tam gdzie naprawdę są potrzebne!
Prof. Ingraffea uważa, że wydobywając węglowodory ukryte w skałach łupkowych, dajemy drugie życie prymitywnej technologii pozyskiwania energii z paliw kopalnych, która powinna umrzeć dawno temu. Twierdzi, że przez łupkową rewolucję nie rozwijamy nowocześniejszych technologii energetycznych, takich jak odnawialne źródła energii, a także nie inwestujemy w oszczędzanie energii.
Kiedy jednak mówię mu, że Polska produkuje blisko 90 proc. energii elektrycznej z węgla, i pytam go, co jest gorsze dla środowiska - węgiel czy gaz, po krótkim namyśle odpowiada: - Węgiel.
Rekonesans
Williamsport to 30-tysięczne dziś miasto leżące u stóp Appalachów w Pensylwanii. Pod koniec XIX w. wyrosło na produkcji drewna. Dzisiaj przeżywa drugą młodość dzięki eksploatacji gazu łupkowego.
Kiedy do niego przyjechaliśmy, po jego ulicach i korytarzach naszego hotelu kręciło się sporo dziwnie wyglądających typów przypominających trochę zombi. Okazało się, że to pracownicy licznych platform wydobywczych z okolicy. Bo choć gaz łupkowy stworzył ok. 2 tys. miejsc pracy w zamieszkanym przez 120 tys. ludzi hrabstwie, w którym leży Williamsport, to tylko jedna czwarta z nich przypadła miejscowym. Resztę wzięli robotnicy ze wszystkich stron USA, którzy są skoszarowani, pracują 12 godzin na dobę przez siedem dni w tygodniu, a po kilku tygodniach wyjeżdżają na długi urlop do domu.
Z jednym z nich rozmawialiśmy w lesie stanowym niedaleko Williamsportu. Ron Kaler jest wiertnikiem od 1976 r. Do 2007 r. pracował na całym świecie dla Chevronu. Potem założył własną firmę. Kiedy go spotkaliśmy, jego ekipa prowadziła odwierty na jednej z leśnych platform wydobywczych.
Koncesja na wydobycie w tym miejscu należała oczywiście do kogo innego. Jej właściciel zlecił pewnej firmie wyrównanie kilkuhektarowego terenu, który wcześniej był porośnięty lasem, innej - odwierty, a kto inny będzie prowadził samo szczelinowanie. Najbardziej uciążliwe prace trwają zwykle pół roku. Potem gaz wypchnięty z łupków przez pewien czas płynie już sam. W ciągu pierwszego roku uzyskuje się zazwyczaj połowę całego wydobycia, a w ciągu drugiego - już 90 proc. Potem odwiert trzeba szczelinować ponownie.
Ron Kaler przekonywał, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat przy wydobywaniu paliw kopalnych coraz większą uwagę zwraca się na bezpieczeństwo i ochronę środowiska.
A gdzie pan mieszka? - zapytaliśmy.
- Mam ranczo w Montanie [jednym z najdzikszych i najpiękniejszych stanów USA].
Chciałby pan mieć za oknem platformę wydobywczą?
Na to pytanie Kaler nie odpowiedział.
A nie było ono "od czapy", bo wydobycie gazu łupkowego w Pensylwanii tak właśnie wygląda. W okolicach Williamsportu widzieliśmy odwierty oddalone ledwie o 200 m od domów. Lasy stanowe zostały zaś dosłownie pocięte przez platformy wydobywcze, a także łączące je drogi i infrastrukturę (m.in. wodociągi). Pod gazociągi biegnące od miejsc odwiertów wycina się pasy lasu o szerokości 20 m. Zalesione wzgórza wokół Williamsportu wyglądają więc, jakby ktoś wybudował na nich dziesiątki tras narciarskich.
Błędy i wypaczenia
Każdego z naszych rozmówców pytaliśmy o to, czego Polska może się nauczyć, obserwując wydobycie gazu łupkowego w USA.
- Zostawcie ten gaz w ziemi! - ostrzegał prof. Anthony Ingraffea. - Ryzyko związane z jego wydobyciem jest zbyt wielkie.
- No cóż, wszystkie źródła energii powodują zanieczyszczenie środowiska - mówił John Hanger, były szef Departamentu Ochrony Środowiska Stanu Pensylwania. - W przypadku niektórych jest ono mniejsze, a w przypadku innych większe. Sam mieszkam w strefie ewakuacyjnej wokół Three Mile Island [w 1979 r. miał tam miejsce jeden z najpoważniejszych wypadków w elektrowniach atomowych na świecie].
- Oczywiście podczas wydobycia gazu łupkowego w USA popełniono wiele błędów - zgadzał się Charles Ebinger, dyrektor programu "Bezpieczeństwo energetyczne" z Brookings Institution, jednego z think-tanków w Waszyngtonie. - Eksploatacja gazu łupkowego wiąże się z wieloma zagrożeniami, ale można utrzymać je pod kontrolą.
- Na pewno Pensylwania jest przykładem na to, jak nie należy wydobywać gazu łupkowego - powiedział mi z kolei dr Gavin A. Schmidt, klimatolog i szef należącego do NASA Instytutu Badań Kosmicznych im. Goddarda w Nowym Jorku.
- Popatrzcie, co wydobycie gazu łupkowego zrobiło z Pensylwanią - mówili tamtejsi aktywiści. - Jak musimy walczyć o nasze domy i lasy.
Wydobycie gazu łupkowego w Pensylwanii
Od 2005 r., kiedy w USA rozpoczęła się "łupkowa rewolucja", władze Pensylwanii wydały blisko 18 tys. koncesji na wykonanie odwiertów w celu wydobycia gazu łupkowego (w tym niewielkiej ilości ropy).
Firmy wydobywcze wykonały ok. 8,5 tys. odwiertów. Każda platforma wydobywcza zajmuje kilka hektarów i zwykle jest na niej sześć odwiertów.
Intensywna praca na platformie (wyrównywanie terenu, odwierty, szczelinowanie) trwa pół roku. Potem na miejscu pozostaje instalacja, która przesyła gaz łupkowy do gazociągu. Przez pierwszy rok pracy odwiertu wydobycie gazu osiąga 50 proc. całej produkcji. W drugim roku wydobywa się w sumie już 90 proc. produkcji. Po kilku latach odwiert jest zamykany albo ponownie szczelinowany.
W 2013 r. w Pensylwanii wydobyto ok. 85 mld m sześc. gazu łupkowego. Wydobycie z formacji geologicznej Marcellus ciągle rośnie.
Z innych formacji łupkowych w USA wydobywa się coraz mniej gazu.
Według szacunków Państwowego Instytutu Geologicznego zasoby gazu łupkowego w Polsce wynoszą najprawdopodobniej 346-768 mld m sześc.
Źródło: Departament Ochrony Środowiska Stanu Pensylwania, PIG