Wyobrażone wspólnoty miejskie. Doświadczenia z Europy Wschodniej

Relacja

 "Jeśli sprawy nie da się obronić, odpowiedzialność za nią powinny wziąć na siebie kobiety ". Wydaje się, że to niesławne motto polityczne do pewnego stopnia dotyczy również artystów. Kiedy kryzysy gospodarcze, katastrofy lub zawodzące demokracje odbierają społecznościom miejskim perspektywy rozwoju, nierzadko wykorzystuje się sztukę jako altruistycznego katalizatora, do „odzyskania, przetwarzania i odkrywania na nowo” przestrzeni społecznej, zanim gracze gentryfikacji zaczną czerpać z tego zyski. Kluczowe pytanie jest takie: Czy poza inspirowaniem do zmian społecznych artyści mogą stać się aktywną grupą w procesie tworzenia nowych zasad? 

Czy sztuka zaangażowana społecznie może pomóc jednostkom w tworzeniu tętniących życiem, samowystarczalnych i inkluzyjnych  społeczności miejskich, z którymi są związani ze względu na miejsce zamieszkania i w których tworzą relacje z swoimi współobywatelami? Czego można się spodziewać po artystach, którzy w wyjątkowy sposób łączą społecznie odpowiedzialny aktywizm z kreatywnością? Co są w stanie  osiągnąć w obszarach, w których demokracje miejskie napotykają się na poważne trudności? Warto się zastanowić nad tym, czy z perspektywy procesu transformacji, w wyniku którego z systemów komunistycznych powstały ustroje neoliberalne lub neoautokratyczne, można postrzegać intrygujące podobieństwa między, powiedzmy, street artem w Polsce i Rosji? Oto niektóre z ważniejszych pytań omawianych przy okazji prezentacji nowej publikacji „Reclaim, recode, reinvent. Urban art and activism in Eastern Europe”. Książka ta, stworzona przez członków wspieranej przez Fundację im. Heinricha Bölla w Berlinie grupy artystycznej "Coordinate System", pochodzących z krajów Europy Centralnej, Wschodniej i Południowej, była punktem wyjścia do panelu dyskusyjnego w siedzibie Krytyki Politycznej w Warszawie w dn. 22 lutego. 

Los dawniej unicestwionych miast

Miasta można w pewnym sensie porównać do związków partnerskich, jedne i drugie są skazane na sukces. Albo dobrze się rozwijają, albo się gubią. Jeśli im brak ducha założycielskiego bądź idei przewodniej, a istnieją z samej konieczności lub jakichś zewnętrznych ograniczeń, prędzej czy później dają o sobie znać opłakane symptomy rozpadu, zaniedbania i przemocy. Niemniej, mają one jednak także potencjał przezwyciężenia ciężkiej traumy na podstawie uczciwych wysiłków zbiorowych. Antona Valkovskiego, który w trakcie debaty zaprezentował doświadczenia ze swoich projektów z Wołgogradu, zaskoczyły podobieństwa architektoniczne między Warszawą a jego dawnym rodzinnym miastem: oba miasta zostały całkowicie zniszczone podczas II wojny światowej.

Według Antona, to Wołgograd, dawny Stalingrad, jest miastem przeszłości, które obsesyjnie trzyma się  faktu katastrofalnej, ale historycznie kluczowej bitwy pod Stalingradem jako powód swojej dumy i godności. Jego obecni mieszkańcy - często będąc potomkami tych, którzy po wojnie przenieśli się do unicestwionego miasta z różnych części kraju - mają niewystarczająco mocne relacje emocjonalne z miejscem, w którym żyją.  Inną wspólną cechą, której dopatrywał się Anton podczas swojej wizyty w Warszawie,  jest pęd do organizacji wielkich wydarzeń piłkarskich: EURO 2012 w Warszawie i nadchodzące Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2018 w Wołgogradzie. Są to przykłady tworzenia  niewłaściwej, fasadowej świadomości społecznej, która wywołuje negatywne skutki uboczne.

Kilka lat temu Warszawiacy gorszyli się rozprzestrzeniającą się uliczną prostytucją podczas EURO 2012, podobnie dziś mieszkańcy Wołgogradu wyrażają gniew z powodu nieuczciwego podziału bogactwa w ramach przygotowań do wielkich wydarzeń tego typu: hotele są budowane w byłych parkach lub "niewłaściwe" domy prywatne zostaną osłonięte przez duże ściany, aby nie „urażać” oczu zagranicznych gości. Anton jest przekonany o tym, że tutaj rola zaangażowanych społecznie artystów może polegać na ponownym uwidacznianiu takich niesprawiedliwych reguł i samych wykluczonych przez nie mieszkańców.

Zaangażowana społecznie sztuka i poczucie przynależności

Kolejny intrygujący przykład miejskiego dziedzictwa zgaszonych miast przedstawiła Liva Dudareva z Łotwy. Wraz ze swoją grupą roboczą stworzyła model nowej, wyimaginowanej dzielnicy w ukraińskim mieście Sławutycz. To "miasto atomowe bez reaktora" zostało zbudowane – przy wspólnym wysiłku robotników z różnych republik radzieckich – dla personelu i rodzin przesiedlonych z miasta Prypeć po katastrofie nuklearnej w Czarnobylu w 1986 r. Ponieważ liczba pracowników potrzebnych do utrzymania bezpieczeństwa w Czarnobylu stale się zmniejsza, artystyczna grupa robocza skupiła się na kwestiach związanych z obywatelską i miejską przyszłością Sławutycza, którego mieszkańcy, podobnie jak w Wołgogradzie, nie są głęboko związani z miastem i mają tendencję do ignorowania potrzeby stworzenia strategii przyszłości i integracyjnego rozwoju wspólnoty miejskiej.

Jako punkt odniesienia dla nowopowstałej  (XIV) dzielnicy Sławutycza, Liva i jej zespół  postanowili sobie wziąć  Ateny. Widzą bowiem  w pewnym sensie analogię w śladach starożytnej kultury greckiej ciągle widocznych we współczesnej stolicy, i sposobem, w który w Sławutycz do dziś daje o sobie znać cień Czarnobyla i Prypeci . Chociaż bezpośrednie artefakty materialne, które wyłoniły się z artystycznej współpracy, zostały już usunięte z przestrzeni publicznej, tego lata Liva planuje wrócić do Sławutycz; zamierza zbadać, w jaki sposób jej projekt może przyczynić się do dalszego aktywizującego obywatelsko dialogu z mieszkańcami tego miasta.

Swoboda i zobowiązanie sztuki zaangażowanej społecznie

Można by było jeszcze długo przedstawiać  wiele podobieństw między powyższymi oraz innymi przykładami przedstawionymi podczas debaty; niemniej jednak paneliści byli zgodni co do tego, że tak samo jak konkretne problemy społeczne i sytuacja polityczna różnią się w poszczególnych krajach postkomunistycznych, tak i różnią się podejścia do ich przezwyciężenia. Odnosząc się do konkretnych murali, z którymi można się dzisiaj zetknąć w licznych polskich miastach, Artur Wabik z Krakowa zapytał swojego kolegę Igora Ponosova z Moskwy o kontekst społeczno-polityczny, w którym współcześni rosyjscy street artyści tworzą swoje dzieła. Zestawiając zaangażowane społecznie, wyrażające sprzeciw polityczny murale w Polsce z odizolowaną przestrzenią prywatnego muzeum kolekcjonującego street art w Petersburgu, Artur najwyraźniej był zaskoczony postawą Igora – ten stwierdził wprost, że chociaż w Federacji Rosyjskiej użytkowanie przestrzeni publicznej jest znacznie bardziej uregulowane, to w swojej pracy jako street artysta nie czuje się specjalnie represjonowany przez rząd; naturalnie, sytuacje artystów mogą być bardzo różne, w zależności od tego, czy mówimy o  większych aglomeracjach miejskich czy o mniejszych miastach.

Gdziekolwiek street art chce przynosić wymierne efekty, jej największym wyzwaniem nie jest więc polityka, a sposób, w jaki artyści włączają lokalne społeczności w swoją pracę. Zaangażowani społecznie artyści nie mogą pozwolić sobie na egoizm, muszą utorować grunt pod skuteczny dialog społeczny pełen empatii, do czego politycy często nie są zdolni, zajęci zarządzaniem agresywnymi lub wrogimi reakcjami, które wywołują swoimi działaniami. Artyści także powinni powstrzymać się od pokusy maksymalizowania uwagi – praca społeczna oparta na wartościach wspólnotowych wymaga długofalowego, holistycznego i jakościowego podejścia, a obliczone na krótkoterminowy efekt prowokacje i "artystyczne fajerwerki" temu nie służą. Tym samym dotarliśmy do punktu, w którym duchowe pokrewieństwo zaangażowanej społecznie sztuki i zielonej polityki staje się najbardziej oczywiste.

Galeria zdjęć z panelu dyskusyjnego:

[gallery]