O ekologii bez ekologów

Blog

Michał Olszewski komentuje sytuację w polskim sektorze energetycznym, tym razem w kontekście przygotowań do szczytu klimatycznego w Katowicach pod koniec tego roku. 

Czy nadchodzący szczyt klimatyczny w Katowicach będzie przełomowy? Tak brzmią oficjalnie artykułowane nadzieje głównych graczy klimatycznych, którzy deklarują że podczas grudniowego spotkania dopną szczegóły Pakietu Implementacyjnego dla Porozumienia Paryskiego, umowy dla walki z globalnym ociepleniem najważniejszej. Nie miejsce tu, by na długo przed pierwszymi przemówieniami siać defetyzm, ale dla uczciwości trzeba zauważyć, że z podobnymi nadziejami politycy mówili o każdym szczycie klimatycznym w ostatnich latach. Zazwyczaj kończyło się, niestety, na słusznych deklaracjach i odsuwaniu wiążących decyzji w bliżej nieokreśloną przyszłość (czytaj: do następnego szczytu klimatycznego). Chciałbym być dobrze zrozumiany: wiem, z jak delikatną i skomplikowaną materią mają do czynienia politycy, którzy negocjują porozumienia klimatyczne, detaliczne interesy poszczególnych krajów bywają bowiem w tej kwestii całkowicie rozbieżne. Na poziomie ogólników zgadzać się łatwo, kłopoty zaczynają się przy ustalaniu szczegółów - wówczas okazuje się, że interesy Indii czy Chin są odmienne niż Szwedów czy Kanadyjczyków. Nie zmienia to faktu, że negocjacje klimatyczne sa w ostatnich latach przede wszystkim sztuką retardacji. A czas nagli.

Polska będzie gospodarzem COP po raz trzeci (wcześniej dyplomaci klimatyczni spotykali się w Poznaniu i Warszawie), ale tym razem spotkanie rozegra się w miejscu symbolicznym. Katowice to centrum węglowej Polski, stolica Górnego Śląska, powoli zmieniająca swoje oblicze. Pejzaż zbudowany z hałd, kominów i szybów kopalnianych ulega powolnej transformacji - Śląsk jest przestrzenią coraz bardziej zieloną i przyjazną mieszkańcom. Ale jest również miejscem, w którym widać jak w soczewce problemy polskiej gospodarki węglowej - nawet ostatnie lepsze ceny na węgiel nie zmieniają trudnej sytuacji polskich spółek węglowych, zarządzających często nieefektywnymi kopalniami, z przerostami zatrudnienia i wysokimi kosztami wydobycia. Co innego jest ważniejsze: w ostatnich latach polskie delegacje przede wszystkim specjalizowały się w opóźnianiu procesu negocjacyjnego. To stanowisko wydaje się jakoś pragmatyczne, im dłużej bowiem trwa proces dekarbonizacji, tym łagodniej w miejscach takich jak Górny Śląsk przebiega zmiana społeczna. Polskie górnictwo powoli topnieje, kurczy się i rozpływa, a politycy obawiają się, że zbyt gwałtowne działania wypchnęłyby na ulice związkowców, którzy jako argumentów używają kamieni.

Jeśli oceniać zadania Michała Kurtyki, sekretarza stanu w Ministerstwie Energii i pełnomocnika ds. prezydencji COP, biorąc pod uwagę pracę polskich dyplomatów w ostatnich latach, wyraźnie widać, że Kurtyka musi wykonać karkołomną ewolucję: z jednej strony Polska od lat wyraźnie zaznacza, że jej energetyczną racją stanu jest węgiel a dodatkowych obciążeń ponosić nie jest w stanie, z drugiej zaś deklaruje pomoc w budowaniu globalnego porozumienia. Polscy politycy bardzo chętnie podkreślają również, że Polska wykonała od 1988 roku gigantyczną pracę, jednocześnie redukując emisję o 30 proc. i podnosząc dwukrotnie PKB. Kryje się w tym przekonanie, że jeśli chodzi o ochronę klimatu, Polska już swoje zrobiła. To przekonanie z gruntu błędne i destrukcyjne - gdyby mierzyć walkę z globalnym ociepleniem działaniami podejmowanymi w ostatnich dekadach, mogłoby się okazać, że Niemcy, Duńczycy czy Szwedzi w ogóle nie muszą brać udział u w szczytach klimatycznych, bo przecież w ostatnich dekadach przestawili swoje gospodarki na zielone tory. Przed Michałem Kurtyką, urzędnikiem cenionym w Berlinie i Brukseli, bardzo trudne zadanie.

Przed konferencją w Katowicach znaków zapytania jest bardzo dużo, ale widać też jeden pewnik: polski rząd boi się ekologów i otwartej dyskusji. COP24 będzie się odbywał w cieniu skandalu. Pod pozorem walki z terroryzmem, rząd przeforsował regulacje, które dają służbom specjalnym bardzo szerokie uprawnienia, włącznie z inwigilacją WSZYSTKICH zarejestrowanych uczestników. Daje to policji bardzo szerokie uprawnienia, włącznie z nadzorowaniem życia osobistego. Na tym nie koniec: mimo że szczyt trwa od 3 do 14 grudnia, od 26 listopada do 16 grudnia na terenie całych Katowic obowiązuje zakaz zgromadzeń spontanicznych. To jednoznaczne i nadmiarowe uderzenie w wydarzenia towarzyszące szczytowi klimatycznemu, które przyciąga ekologów z całego świata. Ustawę skrytykowali już eksperci ONZ, którzy zarzucają jej autorom naruszenie praw człowieka i ograniczanie swobody działań organizacji pozarządowych. Jak donosi portal oko.press w Ministerstwie Środowiska ustawa nosi miano „Anty-Greenpeace”, co jednoznacznie określa jej charakter i cel: polski rząd o ekologii chciałby dyskutować bez tych organizacji, które sprawy stawiają jasno i bez retardacji.

Może to oczywiście oznaczać, że spotkanie upłynie w miłej i pełnej wzajemnego zrozumienia atmosferze. Zdaje się jednak, że nie o to w szczytach klimatycznych chodzi.  

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.