Tylko trzy kraje na świecie wciąż nie robią nic, lub prawie nic, by zapobiec katastrofie klimatycznej: Arabia Saudyjska, Rosja i Polska. Rozmowa z Waelem Hmaidanem, dyrektorem Climate Action Network.
Wywiad powstał w ramach programu Transatlantic Media Fellowships, w którym wspieramy zaangażowane dziennikarstwo i udzielamy stypendium dla dziennikarzy na podróż do Stanów Zjednoczonych i napisanie relacji w jednym z trzech priorytetowych dla Fundacji obszarów: polityka klimatyczna i energetyczna, demokracja i prawa człowieka oraz polityka zagraniczna i bezpieczeństwa. Dominika Wantuch jest jedną z trojga tegorocznych stypendystów.
Dominika Wantuch: - Ile dzieli nas od katastrofy?
*Wael Hmaidan: - 12 lat. Pół stopnia Celsjusza.
Pół stopnia i koniec z nami?
- Tak naprawdę to my już zaczynamy przyglądać się katastrofie. Pożary w Kalifornii i Europie, które powtarzają się coraz częściej, ekstremalne upały w Australii, ale także po drugiej stronie kuli ziemskiej, choćby w Polsce, gigantyczne huragany i tajfuny w Ameryce i Azji czy aktywne cyklony na Pacyfiku i Atlantyku. Siedząc w wieżowcu pośrodku amerykańskiej metropolii możemy udawać, że tego nie dostrzegamy, ale efekt dotrze i tu. Małe wyspy na Pacyfiku znikają, poziom wód gwałtownie się podnosi. Burze, susze, pożary, powodzie – to wszystko efekt ocieplenia klimatu.
Ale ekstremalne zjawiska pogodowe to tylko jedna z konsekwencji ocieplenia klimatu. I wcale nie najgorsza dla naszej cywilizacji. Już kilka lat temu naukowcy ogłosili, że Wielka Rafa Koralowa umiera. A wszystko przez wzrost temperatury wody morskiej, czego przyczyną jest ocieplenie klimatu. A obumieranie rafy koralowej oznacza śmierć całego morskiego ekosystemu, tysięcy gatunków ryb i innych organizmów morskich. To z kolei przekłada się na nasze życie i gospodarkę morską. Już dziś obserwujemy wpływ zmian klimatu na rolnictwo w Azji Południowej, Rosji, w Afryce, na Ukrainie. To oddziałuje na cały świat. Wyobraź sobie, że w jednym momencie dochodzi do zniszczenia upraw zboża w kilku obszarach świata, w których jest uprawiane. Ceny gigantycznie rosną, wielu regionom świata grozi głód. To realna wizja.
Świat szaleje. Nie ma dla nas szansy?
- Zaprzeczałbym swojej pracy i pracy tysięcy ludzi, którzy podejmują wysiłki, by ratować świat, gdybym powiedział, że to koniec, poddajemy się. Stoimy nad przepaścią, ale jeszcze nie skoczyliśmy. Wciąż możemy próbować zrobić krok w tył. Albo przynajmniej w bok.
Czyli?
- Głównym problemem naszego świata jest spalanie paliw kopalnych. Emitowany w ten sposób dwutlenek węgla odpowiada w ponad 60 proc. za globalne ocieplenie. Jeśli więc chcemy wygrać walkę z postępującym w bardzo szybkim tempie ociepleniem klimatu i uniknąć katastrofy, musimy redukować, a docelowo wyeliminować paliwa kopalne. Nie ma innego wyjścia, nie ma alternatywy. Dziś poziom dwutlenku węgla w atmosferze jest wyższy o 40 proc. niż w czasie rewolucji przemysłowej. I rośnie. Musimy to zatrzymać, a jedyną drogą jest eliminacja paliw kopalnych.
Mówisz to dziennikarce z Polski, z kraju, w którym rząd właśnie zdecydował, że za 6 miliardów złotych wybuduje kolejną elektrownię węglową.
- Politycy, a przynajmniej kilkoro przywódców globalnych to jest dziś nasz największy problem. Ci, którzy nie rozumieją i bagatelizują zagrożenia, jakie niosą za sobą zmiany klimatu.
No właśnie. Prezydent Stanów Zjednoczonych wypowiada porozumienie paryskie, Władimir Putin w swoich wystąpieniach neguje wpływ człowieka na globalne ocieplenie. Polska gospodarka w 80 proc. opiera się wciąż na węglu, a rząd mówi, że nie odejdzie od paliw kopalnych, bo to nasze czarne złoto
- W 2015 r. wszystkie kraje podpisały porozumienie klimatyczne w Paryżu. Dziś widzimy, że są państwa, które nie są wystarczająco ambitne, nie robią nic, albo prawie nic, by redukować emisję dwutlenku węgla i powstrzymać globalny wzrost temperatury. Ramię w ramię stoją tu obok siebie Rosja, Arabia Saudyjska i Polska. Do tego jeszcze dochodzi administracja Donalda Trumpa.
Celowo mówię administracja Trumpa, bo nie możemy mówić, że Ameryka nie realizuje celów porozumienia paryskiego. Nie chce go wypełniać Donald Trump i politycy z nim współpracujący. Po przeciwnej stronie stoi choćby gubernator Kalifornii Jerry Brown, który podczas szczytu klimatycznego w San Franscisco we wrześniu zapowiedział, że jego stan będzie czerpać 100 proc. energii z OZE.
Kalifornia, choć mierzy się z gigantycznymi pożarami, jest w dużo lepszej sytuacji ekonomicznej niż wiele innych stanów USA, nie wspominając o dziesiątkach krajów na świecie.
- Jasne i dlatego nie podskakujemy w górę ogłaszając, że to cud, bo takie mamy oczekiwania od przywódców krajów i regionów rozwiniętych i bogatych. Pięć lat temu byśmy gratulowali, dziś deklarację inwestycji w OZE traktujemy w takich miejscach jako coś, co jest konieczne i od czego nie ma odwrotu. Ale mówiąc o tym chodzi mi przede wszystkim o to, że jeszcze kilka lat temu takie myślenie byłoby czymś wyjątkowym, a dziś mówimy: ok, kolejny stan, kolejny kraj chcą walczyć ze zmianami klimatu. Sposób myślenia o ochronie planety zmienia się w ekspresowym tempie, dlatego pozwalam sobie na odrobinę optymizmu.
Zresztą, jak popatrzymy na to co się dzieje w różnych miejscach na świecie, zwłaszcza w krajach uboższych i rozwijających się, to widzimy próby ograniczenia emisji dwutlenku węgla na dużą skalę.
Wyspy Marshalla, które są w dramatycznej sytuacji, bo położone są niespełna 2 metry nad poziom morza i grozi im uchodźstwo klimatyczne, gdy wyspy będą tonąć, ogłosiły właśnie, że chcą do zera zredukować emisję gazów cieplarnianych do połowy tego wieku. Energia odnawialna jest dla nich najtańszym, najsensowniejszym rozwiązaniem. Bo wyobraźmy sobie tysiące wysepek oddalonych od siebie o setki kilometrów, na których budujesz elektrownie z paliwem kopalnym. Transport tego paliwa do tysięcy wysp jest drogi, a gdy przychodzi kryzys i ceny paliw kopalnych idą w górę, trzeba ogłosić stan wyjątkowy, bo nie ma możliwości dostarczenia paliwa. Dlatego odnawialne źródła energii są bezpiecznym, tanim i ekologicznym rozwiązaniem.
Bliski Wschód i Afryka inwestują na potęgę w odnawialne źródła energii. W Maroko wciąż rośnie największa elektrownia słoneczna. Do 2020 r. farma fotowoltaiczna ma zasilać w energię elektryczną milion domów. Docelowo ponad dwa miliony. W 2030 r. Maroko chce czerpać ponad 50 proc. energii z OZE.
Gigantyczne elektrownie fotowoltaiczne powstaną w Indiach i Meksyku.
Inwestycje w elektrownie słoneczne poczyniono w Etiopii, gdzie biorąc pod uwagę PKB jest to jeden z krajów inwestujących najwięcej pieniędzy w OZE.
Kostaryka już dziś całkowicie odeszła od paliw kopalnych i jest w 100 proc. zasilana przez energię z wiatru, słońca i geotermii.
Nie mam wątpliwości, że ogromna rola w ochronie klimatu to rozwój odnawialnych źródeł energii. I ten rozwój widzimy, co więcej, jest on bardziej energiczny niż ktokolwiek był to w stanie przewidzieć. Pamiętam bardzo ambitne analizy Greenpeace z początku XXI wieku dotyczące OZE w 2010 r. Tymczasem realne liczby wskazują, że wzrost jest podwójny w stosunku do przewidywań.
W USA od 2008 r., gdy spadły koszty instalacji, udział OZE wzrósł z 9 do 15 proc. W Unii Europejskiej z ok. 7 proc. na początku XXI w. do 17 proc. w 2016 r. To jest trend, który będzie się nasilał.
Chiny odpowiadają za połowę inwestycji w OZE na świecie. Już dziś przekroczyły swoje cele rozwoju OZE na 2020 r. i są na drodze do osiągnięcia swoich celów redukcji dwutlenku węgla na 2030 r. Tylko od 2016 r. wzrost inwestycji w OZE wyniósł 30 proc. Ich produkcja energii odnawialnej realizuje się szybciej niż możliwości techniczne podłączania alternatywnych źródeł.
Także w przypadku Polski i Rosji, choć na mniejszą skalę widzimy rozdźwięk między polityką na poziomie krajowym i przywództwem narodowym, a tym co się dzieje wewnątrz tych krajów. W Moskwie co roku odbywa się konferencja mobilizująca miasta i biznes do działania na rzecz ochrony środowiska. Pracujemy tam, aby uruchamiać OZE na Ukrainie. Obserwujemy, jak polskie miasta próbują radzić sobie ze skutkami używania paliw kopalnych, nawet wbrew wypowiedziom członków rządu.
A co myślisz, kiedy słyszysz polityków, którzy negują problem ocieplenia klimatu?
- To nie powinno się zdarzyć i oczywiście pierwsza reakcją jest myśl „co za nierozsądni ludzie”. Ale oni nie są niemądrzy i zastanawiam się, jakie są powody tego, że nie wierzą w coś, co jest udowodnione naukowo. To wciąż jest masa ludzi nie tylko na szczeblu politycznym, ale zwykłych obywateli, którzy mają naukowe fakty, ale nie akceptują ich i rzucają wyzwanie nauce. A przecież jeśli skoczysz z budynku, to niezależnie od tego, czy wierzysz w grawitację, czy nie, upadniesz. To jest fakt. Nauka jest faktem. I nauka mówi na, że zmiany klimatu są faktem.
Więc dlaczego zaprzeczamy tym faktom? Zaśmiecamy oceany plastikiem, wycinamy lasy na potęgę, spalamy bezrefleksyjnie węgiel?
- Nauka rozpościera przed nami tragiczny scenariusz zagłady, ale aby uwierzyć musimy mieć dowód. Tu i teraz. A jeśli on jest gdzieś daleko, na wyspach Pacyfiku, to łatwiej nam odsuwać ten scenariusz, zaprzeczać mu i udawać, że problemu nie ma. Taka jest ludzka natura.
W Polsce, zanim nad Warszawą pojawił się smog tak duży, że zaczął wdzierać się do płuc polityków, zwykli oni mawiać, że „powietrza nie widać, więc problemu nie ma”.
- Analogicznie dzieje się z ociepleniem klimatu. Łatwo wypierać te myśli, bo wielu zmian w środowisku naturalnym albo nie dostrzegamy na co dzień, albo oglądamy w telewizji, jak film science fiction.
Ale jest jeszcze inny powód, dlaczego negujemy problem zmian klimatu. Gdy weźmiemy kolejne badania naukowe, kolejne fakty i analizy, to widzimy, że problem jest coraz poważniejszy i jest zbyt duży byśmy mogli sobie wyobrazić, że możemy sobie z nim poradzić. Łatwej więc go odrzucić niż mierzyć się z myślą, że nasze dzieci niezależnie od tego, w jakich warunkach i w jakim dobrobycie by się nie wychowywały, to nie mają przyszłości, jeśli nie przedefiniujemy naszej gospodarki i nie wyeliminujemy paliw kopalnych.
A grupy interesów? Lobby węglowe?
- To ogromne pieniądze inwestowane już nie tylko w propagowanie węgla, ale także w fake newsy. I musimy się z nimi mierzyć tak jak walczyliśmy przez lata z lobby tytoniowym. Już ponad 20 lat temu, jeszcze przed naukowymi badaniami przemysł tytoniowy wiedział, że papierosy powodują raka. Więc tworzył swoje analizy, manipulował nauką próbując udowodnić, że tytoń nie szkodzi.
Teraz to samo obserwujemy w przemyśle paliw kopalnych. Docierają do nas informacje, że paliwa kopalne można spalać w czysty sposób, który nie ma wpływu na środowisko naturalne, Donald Trump powtarza fake newsy o czystym węglu dostarczane mu przez lobbystów. Niedawno ogłosił plan zmniejszenia emisji CO2, w którym chce postawić na zwiększenie konkurencyjności sektora węglowego. A ja powtarzam: nie ma innej drogi niż dekarbonizacja.
I znów to powtórzę: mówisz to dziewczynie z Polski, której rząd buduje kolejny blok węglowy.
- Staram się zrozumieć sytuację, w której znajduje się Polska. Gospodarki przez lata budowanej na paliwach kopalnych nie da się jednego dnia przedefiniować. Budzimy się rano i nie ma węgla. To jest proces, ale kiedyś trzeba go zacząć i być konsekwentnym.
Wyobraź sobie 2200 rok. Wiemy, że węgiel się skończył, że nadchodzi transformacja energetyczna, że ludzie już nie będą pracować w przemyśle węglowym. Nie możesz tych ludzi zostawić bez pracy, z perspektywą utraty domu, pieniędzy. Musisz wprowadzić zawczasu plan przejścia na inne źródła energii, plan przejścia pracowników do innych sektorów pracy. Więc jeśli jesteśmy w stanie wyobrazić sobie to za 200 lat, to dlaczego nie możemy zrobić tego teraz?
Bo politycy boją się niepopularnych decyzji? Bo lepiej zrzucić to na przyszłe pokolenia?
- Dokładnie. I to jest jedyny powód, dla którego ta decyzja jest odkładana. Wszelkie analizy potwierdzają, że węgiel w Polsce nie jest przyszłością. Dokładacie do sektora górniczego dziesiątki milionów złotych i jeszcze musicie sprowadzać go zza granicy. Kluczowe jest, by ludzie to zrozumieli i by transformację przeprowadzić z uwzględnieniem racji różnych stron.
Jestem sobie w stanie wyobrazić, że w sytuacji, gdy transformację energetyczną przedstawia się jako jakieś widzimisię ekologicznych wariatów, którzy przywiązują się do drzew i walczą z podstawą naszej gospodarki, to staję obok ludzi, którzy domagają się zachowania statusu quo. Ale jeśli siadamy wspólnie do stołu i analizujemy: ile mamy pieniędzy do zainwestowania w nowe sektory gospodarki, w nowe miejsca pracy, w kształcenie. Jakie mamy koszty i zyski transformacji i ile lat potrzebujemy, by ją przejść, to jesteśmy to w stanie zrobić.
Zresztą umówmy się, Polska to nie jest jedyny kraj na świecie, w którym paliwa kopalne odgrywają ważną rolę w gospodarce. Nie musi być klimatycznie wyalienowana, bo ma potencjał, możliwości i jest na tyle rozwinięta i bezpieczna finansowo, że może podjąć większe działania niż obecnie w kierunku transformacji energetycznej.
A za kilka tygodnie przewodniczy największemu szczytowi klimatycznemu COP24 w Katowicach.
- I najważniejszemu od czasu podpisania porozumienia klimatycznego w Paryżu. Dlatego nie będę ukrywać, że czuję się zaniepokojony. Widzimy, że Polska nie jest wystarczająco zaangażowana jako kraj, który ma przewodniczyć COP24. Sam fakt, że polski rząd nie uczestniczył w największych klimatycznych spotkaniach, choćby w szczycie klimatycznym w San Francisco, czy konferencji dotyczącej raportu IPCC w Genewie rodzi pytanie dlaczego. Przedstawiciele polskiego rządu byli zaproszeni, ale nie przyjechali. Nie jesteśmy pewni więc jaka jest strategia polskiego rządu na prezydencję podczas COP24. Gdy rozmawiam z przedstawicielami innych rządów, to słyszę, że Polska jest zaginiona w akcji, że nie widać jej aktywności jako lidera ochrony klimatu i realizacji celów porozumienia paryskiego. Już przed wakacjami Polska jako szef COP24 powinna wiedzieć jakie są oczekiwania innych państw. Mamy więc wiele obaw, ale Polska podczas wcześniejszych prezydencji nigdy nas nie zawiodła. Liczymy więc, że i teraz tak będzie.
Poprzedni szczyt klimatyczny w Polsce odbył się w Warszawie w 2013 r.
- Rozumiemy, że obecny rząd jest bardziej konserwatywny i mniej zaangażowany w zmiany klimatu, ale to nie zmienia faktu, że pełni rolę szefa szczytu klimatycznego i ponosi odpowiedzialność za to, co się na tym szczycie dzieje. Jeśli polski rząd przyjął rolę prezydenta COP24 to ja mam nadzieję, że z pełną świadomością realizuje określoną strategię wyznaczoną w porozumieniu z Paryża. I nawet jeśli sama Polska nie ma wystarczających ambicji klimatycznych na poziomie krajowym, to nie zwalnia jej z odpowiedzialności za cały świat jako przewodniczący COP24.
*Wael Hmaidan – dyrektor wykonawczy Climate Action Network International, największej sieci organizacji międzynarodowych zajmujących się zmianami klimatu. Ekspert Forum ds. Klęski Klimatycznej. Był też jednym z negocjatorów rządu libańskiego Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu, jest doradcą ds. zmian klimatu ONZ i OECD.
Artykuł ukazał się 30 listopada 2018 w Gazecie Wyborczej.
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autorki i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.