Brexit w Polsce. Nieistotny, ale rodzący podziały.

Komentarz

Biorąc pod uwagę potencjalne konsekwencje Brexitu dla setek tysięcy Polaków i Polek mieszkających w Wielkiej Brytanii, nieobecność tego tematu w debacie publicznej w przededniu wyborów do Parlamentu Europejskiego może budzić zdziwienie. Jednocześnie kwestia Brexitu stanowi jedną z głównych osi podziału pomiędzy rządem a opozycją. Jak to możliwe?

Brexit? Niedobrze, ale to nie koniec świata…

Wyprzedziwszy imigrantów z Indii, Polacy i Polki stali się największą grupą wśród obcokrajowców w Wielkiej Brytanii, liczącą znacznie ponad 900 000 osób. Trudno znaleźć w Polsce kogokolwiek, kto od 2004 roku, czyli rozszerzenia UE, nie wyemigrował na Wyspy choćby tymczasowo lub też nie ma w rodzinie nikogo, kto to uczynił. Pozostaje jednak pytanie, czy ci, którzy zostali w kraju, niepokoją się konsekwencjami Brexitu dla siebie lub swoich bliskich.

Jeden z nielicznych sondaży na temat Brexitu przeprowadzony na zlecenie polskich mediów wykazał, że grudniu 2018 roku prawie wszyscy Polacy i Polki (99%) wiedzieli, że Wielka Brytania ma wyjść z Unii, jednak wciąż nie byli pewni skutków tej decyzji. Choć większość respondentek i respondentów (61,2%) uznało, że Brexit będzie miał negatywne następstwa dla Polski jako kraju, znaczący odsetek badanych był zdania, że jego rezultaty będą pozytywne (10,2%) lub że decyzja o wyjściu z Unii pozostanie bez konsekwencji (15,1%). Pozostali (13,5%) w ogóle nie mieli pojęcia, czego spodziewać się po Brexicie. Tak wysoki poziom dezorientacji nie jest zaskakujący, jeśli weźmiemy pod uwagę liczne zwroty na brytyjskiej scenie politycznej od momentu przeprowadzenia referendum. Skoro sami Brytyjczycy i Brytyjki mają problem z ustaleniem, co Brexit tak naprawdę dla nich oznacza i jaką przyszłość niesie, mieszkańcy i mieszkanki innych krajów mają wszelkie prawo czuć się zdezorientowani.

Można jednak stwierdzić, że większość Polaków i Polek wydaje się obawiać tego, jak wpłynie na nich ten pierwszy w historii przypadek wyjścia państwa członkowskiego z Unii. Czy nie powinno to skłaniać głównych partii politycznych do podejmowania aktywnych starań o zmniejszenie tych lęków?

Niekoniecznie. Analizując emocje społeczne, pod uwagę należy brać bowiem nie tylko ich kierunek, lecz również intensywność, która w przypadku Brexitu nie wydaje się zbyt duża. Innymi słowy, Polacy i Polki mogą być zdania, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii to niepożądany rozwój wydarzeń, jednak nie spędza im ono snu z powiek. Dwa przeprowadzone niedawno badania opinii publicznej wskazują, że na kilka tygodni przed wyborami polski elektorat koncentruje się raczej na polityce wewnętrznej.

Międzynarodowy sondaż opinii przeprowadzony przez YouGov na zlecenie Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych w 14 krajach europejskich wykazał, że „zdrowie, sytuacja mieszkaniowa, bezrobocie i koszty życia to kwestie, które szczególnie martwią obywateli i obywatelki wielu krajów”, w tym Polski. Dwa najpoważniejsze problemy to z polskiej perspektywy stan publicznej służby zdrowia i przyszłość emerytur.

Taki obraz sytuacji potwierdzają dane pozyskane w innym badaniu przeprowadzonym na zlecenie strony internetowej „Ciekawe liczby”. Możemy się z niego dowiedzieć, że spośród różnych kwestii społecznych i gospodarczych poprawa działania służby zdrowia ma u większości ankietowanych (53%) najwyższy priorytet.

Nic zatem dziwnego, że w przemówieniach wygłaszanych w ramach kampanii przez kluczowych urzędników rządowych w ostatnich miesiącach próżno szukać wzmianek o Brexicie.

Jaki Brexit? Liczy się Polexit.

A jednak – jak już wspomniano – wyjście Wielkiej Brytanii z Unii wywiera oddziaływanie na politykę Polski, choć w nietypowy sposób. Sprawujące władzę Prawo i Sprawiedliwość (PiS) usiłuje sprowadzać debatę publiczną na tory społeczne, obiecując różnym grupom wyborców większe wsparcie, natomiast opozycja stara się przekonać społeczeństwo, że Polska stoi przed wielkim wyborem pomiędzy Wschodem a Zachodem.

Lider opozycji Grzegorz Schetyna wyznał mi ostatnio w wywiadzie: „Mój cel strategiczny jest jasny: trwałe zakorzenienie Polski na Zachodzie – polityczne, gospodarcze, edukacyjne i naukowe, cywilizacyjne”.

„Gdzieś w latach 2010-2015” – kontynuował, odnosząc się do okresu, w którym Platforma Obywatelska była u władzy – „myśleliśmy, że już na trwałe na Zachodzie jesteśmy. PiS niestety pokazało, że to można cofnąć. Buduje wschodni model państwa, gdzie wszystko: gospodarka, polityka, sądy, banki i służby jest w jednym ręku. Celem jest więc teraz nie tylko zdobycie władzy, ale sprawowanie jej tak, by kolejny radykalny zwrot antyzachodni nie był już w Polsce możliwy”.

Okazało się, że Brexit to niezwykle użyteczne narzędzie pozwalające nagłośnić powyższe przesłanie. Polska opozycja odkryła, że podczas gdy Polacy i Polki nie obawiają się zbytnio samego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, to ich niepokój budzi perspektywa, że któregoś dnia Polska miałaby pójść w ślady Zjednoczonego Królestwa. Usiłując ubrać to odczucie społeczne w słowa, media ukuły okropny pod względem językowym i niezbyt oryginalny termin Polexit, który bardzo szybko przyjął się wśród polityków i polityczek nieprzychylnych obecnemu rządowi. Zaczął go używać również były premier, a obecnie przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk.

W listopadzie 2018 roku Tusk stwierdził w rozmowie z mediami z Polski, że „Polexit, czyli wyjście Polski z UE, jest niestety możliwy nie dlatego, że Jarosław Kaczyński ma taki plan, bo skoro mówi, że nie ma, to trzeba wierzyć, że nie ma takiego planu. Problem polega na tym, że Cameron też nie miał takiego planu wyprowadzenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Obawiam się, że w Europie chęć trzymania za wszelką cenę Polski w Europie będzie może trochę mniejsza niż w przypadku Wielkiej Brytanii”.

Podczas wystąpienia publicznego kilka dni później w Łodzi Tusk powtórzył swoje ostrzeżenie: „Ja się boję raczej tego brytyjskiego scenariusza, im bardziej oni nie chcą wyjść z UE, tym bardziej wychodzą”, mówił, oklaskiwany przez publiczność. Następnie przytoczył kilka niezwykle krytycznych komentarzy pod adresem UE ze strony najwyższych urzędników rządowych i po raz kolejny ostrzegł: „Na naszych oczach dzieje się historia i na naszych oczach może zdarzyć się dramat”.

Tusk i reszta opozycji wiedzą, co robią. Kolejne badania opinii dowodzą, że Polacy i Polki są w przeważającej części proeuropejscy. W sondażu, którego wyniki opublikowano kilka dni po przemówieniu Tuska, 84 procent osób zadeklarowało, że zagłosowałoby za pozostaniem Polski w UE, gdyby odbyło się referendum w tej sprawie. Mniej niż jedna dziesiąta respondentów i respondentek stwierdziła, że Polska powinna pójść za przykładem Wielkiej Brytanii i pożegnać się z Unią.

W tych okolicznościach pojęcie Polexitu może się okazać niezwykle toksyczne dla każdej partii czy polityka, który się nim posługuje. A Prawo i Sprawiedliwość – z uwagi na rozliczne konflikty z Komisją Europejską dotyczące reformy sądownictwa, wolności mediów czy nawet polityki środowiskowej – stało się łatwym celem. W przededniu wyborów do Parlamentu Europejskiego PiS usiłuje zatem bagatelizować wszelkie niepokoje związane z pozycją Polski w UE lub też nakierowywać dyskusję na inne tory. Opozycja robi tymczasem dokładnie na odwrót.

Okazuje się zatem, że chociaż sam Brexit nie jest dla społeczeństwa ważnym tematem, obawa przed tym, że Polska pójdzie za przykładem Wielkiej Brytanii, stała się jednym z najważniejszych oręży politycznych.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.