Woda w rzece to woda stracona

Wywiad

ARTUR FURDYNA, ekolog wód płynących: Musimy zmienić nasze podejście do obiegu wody – najważniejsze jest odstąpienie od ułatwiania wodzie spływania ze zlewni.

Susza w Polsce

Wywiad Piotra Siergieja z Arturem Furdyną*, ekologiem wód płynących, jest częścią dodatku specjalnego do Tygodnika Powszechnego TP 45/2020 pt.:' Szusza w Polsce", przygotowanego we współpracy w Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie.

 

Mamy jesień, spore opady a mimo to o osuszy w Polsce mówimy od co najmniej siedmiu lat. To jak to jest z tą suszą?

Każdego roku w Polsce spada mniej więcej tyle samo deszczu. Problemem jest sposób w jaki te opady się pojawiają. Zmiany klimatu sprawiają, że deszcze padają inaczej niż dawniej - długotrwałe okresy bezdeszczowe przeplatane są zjawiskami podobnymi do układów monsunowych, gdy nagle pada bardzo intensywnie. Dodatkowo mamy przejawy opadów punktowych, gdzie na małych obszarach spada bardzo duża ilość wody. Przykładem najbardziej obrazowym jest przypadek Łapanowa, gdzie na niewielkim obszarze wystąpił opad ponad 1000 mm na metr kwadratowy. To są ilości deszczu, które gwarantują pokrycie okolicy warstwą wody. W takim przypadku żadne próby skutecznych działań przeciwpowodziowych nie będą efektywne. Tak intensywny, krótkotrwały opad sprawia, że woda spływa szybko po powierzchni, a efekt nawodnienia gleby jest mniejszy, szczególnie na terenach monokultur rolniczych. Podobnie w miastach, uszczelnione powierzchnie to wzrost ryzyka podtopień, jednocześnie strata opadów jako uzupełnienia wód w gruncie.

Przeciętny obywatel może nie dostrzegać przejawów suszy. W końcu wszyscy mamy dostęp do czystej wody pitnej czy zatem powinniśmy się martwić nadchodzącą suszą?

Jak najbardziej. Należy bardzo ostrożnie podchodzić do zasobów wód podziemnych, z których czerpiemy wodę pitną. Do celów spożywczych sięgamy po głębsze warstwy wodonośne.

Jeśli jednak będziemy pobierać więcej wody niż się odnawia w warstwie wodonośnej, to możemy mieć problem.

Czy istnieje zagrożenie, że wyczerpiemy te zasoby?

Tak. Mało tego, mamy mnóstwo przykładów w Polsce gdzie beczkowozy dowożą wodę do picia. Od pewnego czasu prawie nie korzystamy z wód powierzchniowych do picia. Teraz sięgamy po zasoby głębokie. Jest w nas nierozsądna cecha – wydaje nam się, że planeta jest niewyczerpana. Prawda jest zupełnie inna.

Jak możemy chronić wodę powierzchniową? Czy udrażnianie rzek, budowa wielkich zbiorników retencyjnych to dobra recepta na niedobory wody?

To przykłady leczenia objawowego, które jest mało skuteczne. Wielkie zapory to spektakularny obraz, ale bardzo fałszywy. Musimy raczej zmienić nasze podejście do obiegu wody - kluczowe jest odstąpienie od ułatwiania wodzie spływania ze zlewni. Musimy zatrzymać wodę tam, gdzie spadła. Woda powinna wsiąkać w grunt. Nie wolno tworzyć powierzchni szczelnych, które przyspieszają spływ wody, zamiast uzupełniać zasoby wody podziemnej. Zmiany klimatu już wydłużyły okres wegetacyjny o około trzydzieści dni. To sprawia, że wyparowuje 10 % więcej wody. Stąd, pomimo takiej samej ilości opadów mamy niedobór, albo inaczej – suszę. Dobra wiadomość jest taka, że na parowanie mamy wpływ. Możemy ograniczyć te straty metodami rolniczymi. Pomagają pasowe nasadzenia drzew pomiędzy polami, które chłodzą i chronią przed wysuszającymi wiatrami. Możliwości jest wiele.

A co z wodą, którą złapiemy w tych wielkich zbiornikach?

Zbiorniki wielkiej retencji to tworzenie iluzji. Woda z takich zbiorników, żeby pomogła rolnikowi musi zostać przepompowana z powrotem na pole. To są potężne koszty. Takie działania uzależniają rolnika od sztucznego systemu nawadniania. Widziałem systemy w Australii, gdzie dodatkowo taką dostawę wody sprywatyzowano. Czy to jest dopuszczalne, żeby tworzyć sztuczny system, w którym rolnik będzie finansowo uzależniony? Może jest to zamiar zmonetyzowania zasobów wspólnych?

Prowadzone jest również oczyszczanie rowów melioracyjnych czy odmulanie. Czy to skuteczne metody?

Melioracja w obecnym wydaniu to pogarszanie sytuacji. Zlewnie rzek pocięte są tysiącami kilometrów rowów melioracyjnych, co sprawia, że woda z gleby ucieka. To nierozsądne podejście. Czasami nieuprawianie niektórych obszarów ziemi jest przejawem dbałości o wodę. Często meliorujemy obszary podmokłe, położone nisko w dolinie, czy w obniżeniu terenu. Takie działania tylko pogarszają naszą sytuację. Naszym celem powinno być utrudnianie wodzie ucieczki. Melioracja prowadzi do dalszego osuszania. To błędne koło i niezrozumienie istoty problemu.

Zamiast tego jest wola wydawania gigantycznych pieniędzy na wielkie obiekty i stwarzanie tym samym zagrożeń dla społeczeństwa. Chciałbym by rolnik mógł dostać pieniądze za udostępnienie części gruntu dla retencji. Ale dzisiaj rolnik nie dostanie dopłaty na renaturalizację, ale na studnię głębinową już tak. Za wodę w tym przypadku musi zapłacić. Państwo zaczyna się uwłaszczać na zasobie, który jest podstawowym zasobem wspólnym. To niebezpieczny kierunek.

 

*ARTUR FURDYNA jest absolwentem Akademii Rolniczej w Szczecinie (specjalność ichtiologia i ekologia wód). Od 20 lat zajmuje się ochroną i renaturyzacją ekosystemów rzecznych na Pomorzu Zachodnim. Działacz społeczny, współpracuje od lat m.in. z FZ „Gaja”, WWF Polska i Eko-Unią.