Rebecca Harms, współprzewodnicząca grupy Zielonych – Wolnego Sojuszu Europejskiego w Parlamencie Europejskim, komentuje projekt unii energetycznej przedstawiony przez Donalda Tuska w jego dawnej funkcji premiera Polski. W rozmowie z EurActiv.pl Harms mówi o uzupełnieniach tego projektu z zielonej perspektywy, wpływie unijnej polityki energetycznej na klimat i stosunki ze wschodnimi sąsiadami oraz na przyszłość Europy.
Chciał on zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne Europy przez poprawę wzajemnych połączeń energetycznych między państwami członkowskimi i dywersyfikację dostawców surowców energetycznych.
Pomysł na unię energetyczną w Europie nie jest nowy, ale niedawny konflikt z Rosją nadał mu nowej mocy. Rosja prowadzi siłową politykę opierając się na własnych zasobach energetycznych. Stąd też skupienie nowej propozycji właśnie na bezpieczeństwie energetycznym i zwiększeniu różnorodności źródeł dostaw.
Jednak Europa będzie w stanie przezwyciężyć obecną zależność energetyczną od Rosji, ale też innych eksporterów, tj. Arabia Saudyjskiej czy Iranu, tylko jeżeli zmniejszy zużycie energii. Spójrzmy, na przykład, na gaz ziemny, którego spora część pochodzi z Rosji: jeżeli poprawimy wydajność energetyczną i cieplną, to konsumpcja gazu radykalnie spadnie. Jest to łatwy do osiągnięcia cel – i tylko czeka na realizację!
W propozycji Tuska są też zawarte zapisy dotyczące paliw kopalnych.
To kolejny problem. Tusk powinien bardziej poważnie traktować kwestię globalnego ocieplenia.
Ale jego propozycja zawiera też pewne pozytywy z punktu widzenia przeciwdziałania negatywnym efektom zmian klimatu. Proponuje na przykład poprawę efektywności energetycznej, o której pani wspomniała.
Mimo wszystko zapis o poprawie efektywności energetycznej jest słaby i nie zawiera szczegółów na temat tego, jak faktycznie ją poprawić.
Podniesienie efektywności energetycznej i udziału źródeł odnawialnych w generowaniu energii elektrycznej byłoby olbrzymim krokiem naprzód w walce ze zmianami klimatu. Niestety, proponowana koncepcja unii energetycznej dąży do tworzenia nowych gazociągów i terminali dla skroplonego gazu. To zwiększy możliwości UE przy pozyskiwaniu gazu ziemnego, ale jedynym sposobem na zmniejszenie naszej zależności energetycznej od państw takich jak Rosja jest zmniejszenie naszej konsumpcji energii i całkowite przestawienie się na surowce odnawialne.
Ale żeby poprawić wydajność, najpierw trzeba mieć zaopatrzenie.
Nie wszystkie kraje UE są w 100 proc. uzależnione od importu gazu. Niektóre mają więcej problemów niż inne – więc zapewnienie im alternatywy jest dobrym pomysłem. Ale poza tymi przypadkami, już najwyższa pora zainwestować w oszczędzanie energii i w szeroką strategię energetyczną. Wszyscy eksperci zgadzają się, że poprawa wydajności energetycznej może być największym źródłem energii – ale nikt po nią nie sięga!
Co konkretnie może nam ona dać?
Poprawa efektywności energetycznej da nam nie tylko zredukowaną konsumpcję i poprawę stanu środowiska, ale pozwoli też państwom na zmniejszenie wydatków. Te pieniądze będą mogły być zainwestowane w tworzenie nowych miejsc pracy – Komisja Europejska twierdzi, że poprawa wydajności może oznaczać miliony nowych miejsc pracy.
Dlaczego więc nikt tak naprawdę nie inwestuje w efektywność energetyczną?
Wielu ludzi, jak np. Tusk, skamieniało w starym sposobie myślenia. Rozważają tylko jak zdywersyfikować i zwiększyć import… i podnieść produkcję energii.
Jestem przekonana, że to duży błąd – takie myślenie prowadzi do wzrostu zagrożeń dla systemów energetycznych, a nie do ich redukcji.
Pani kariera polityczna zaczęła się w 1975 r. od ruchu antynuklearnego. Jak się pani obecnie zapatruje na energię atomową jako źródło energii oraz na propozycje, by Polska zdecydowała się , by iść w jej kierunku?
Nadal jestem częścią tego ruchu i uważam się za działaczkę antynuklearną. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że niemiecki rząd zdecydował się składować większość niemieckich odpadów radioaktywnych w pobliżu miejscowości, z której pochodzę.
Byłoby szaleństwem, gdyby Polska zdecydowała się wybrać tę długą, ryzykowną i kosztowną drogę energetyki atomowej, zamiast pójścia w stronę technologii odnawialnych, tworzonych z myślą o przyszłości. Taka decyzja byłaby częścią myślenia starców, którzy nie potrafią dostrzec przyszłości.
Dlaczego?
Jednym z głównych argumentów przeciw energii nuklearnej jest problem magazynowania odpadów. Sądzę, że Tusk i inni światowi przywódcy nie poświęcają mu wystarczająco dużo uwagi. 30 państw na świecie wytwarza obecnie energię atomową, ale nawet 50-60 lat po pojawieniu się tej technologii żadne z nich nie znalazło odpowiedzi na pytanie, jak bezpiecznie i ekologicznie pozbywać się zużytego paliwa.
Pojechałam do Czarnobyla w 1988 r. by napisać dla Parlamentu Europejskiego raport o wpływie katastrofy na Europę Zachodnią (byłam wtedy asystentką parlamentarną). Ryzyko wypadków jest zbyt wysokie w porównaniu do kosztów.
Ponadto, nawet bez ryzyka katastrofy, koszty są nadal zbyt wysokie w porównaniu do innych źródeł energii. Inwestorzy planowanej elektrowni jądrowej w Hinkley Point (Wlk. Brytania) chcą mieć zagwarantowaną cenę energii tam produkowanej, która jest wyższa od cen energii obecnie produkowanej w niemieckich nabrzeżnych elektrowniach wiatrowych. A energia z Hinkley Point popłynie najwcześniej za 10-15 lat. Wtedy energia wiatrowa, przy obecnym tempie rozwoju technologicznego będzie jeszcze tańsza niż jest obecnie.
Podsumowując, energia jądrowa jest kompletnie niewydajna. Trzeba w nią dużo zainwestować – zwłaszcza w kraju takim, jak Polska, gdzie nie macie już istniejącej odpowiedniej infrastruktury i legislacji – zwłaszcza jak na źródło energii, które stanie się dostępne dopiero 10-15 lat po rozpoczęciu inwestycji.
Dla porównania, technologia wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych istnieje, macie ją już w Polsce, więc nie musielibyście czekać ponad dekady na pierwszy kilowat energii. Nie musielibyście też ponosić wysokich kosztów nowej infrastruktury i nowych przepisów.
Mówi pani, że technologia jądrowa należy do „myślenia starców”, ale Tusk, który dał nowe życie polskiemu programowi jądrowemu nie jest taki stary – i nie zapominajmy o tym, że jego myślenie w postaci unii energetycznej znalazło poparcie u większości innych europejskich przywódców.
W Unii Europejskiej w kwestii unii energetycznej i energetyki jest więcej napięć i tarć niż widać z zewnątrz.
Mimo to, prawdą jest, że działają bardzo potężne grupy interesów i lobbyści, którzy wpływają na podejmowane w Brukseli decyzje. Jest np. Areva, francuska firma energetyczna, która buduje reaktory atomowe we Francji, w Finlandii i chcą wejść także na rynek brytyjski.
Czy nie zostali niedawno wykupieni przez EDF?
Tak, właśnie – mieli problemy finansowe i EDF, firma państwowa, ich wykupiła. Także teraz to francuscy obywatele płacą za budowę reaktorów jądrowych.
Co to mówi o ekonomicznej stronie energetyki jądrowej?
Ekonomicznie to źródło energii także jest katastroficzne. Lobbyści, zamiast przyznać, w jak złym stanie są finanse ich firm usiłują sprawić, by to podatnicy zapłacili ich koszty.
Wracając do unii energetycznej – jak ocenia pani obecny kształt jej projektu?
Należy podkreślić, że cały czas jest on w fazie uzgodnień. Mimo to, jeśli mam być szczera, uważam go za słaby projekt – powtórka tego, co już mamy.
Omówiliśmy już moją opinię na temat paliw kopalnych i energii jądrowej. Ponadto, obecny projekt tak naprawdę nie rozwija pomysłu, jak faktycznie zmniejszyć zależność UE od zewnętrznych dostawców surowców energetycznych. Kształt miksu energetycznego cały czas jest całkowicie w rękach państw członkowskich. Przez to nic się nie zmieni.
Przede wszystkim ludzie muszą zrozumieć, że nie jest to projekt UNII energetycznej. Główne decyzje nie będą podejmowane w Brukseli, tylko w stolicach. Nie ma zgody nawet na wspólne negocjowanie kontraktów.
Ale początkowo był taki pomysł.
Tak, ale niektóre państwa, jak np. Niemcy, nie chcą takich zmian. Wydaje się, że każdy kraj w UE ma jakieś blokady i zastrzeżenia co do unii energetycznej: dla Polski są to paliwa kopalne i energetyka odnawialna, dla Niemiec jest to brak woli względem rezygnacji z własnej strategii negocjacyjnej. Nie ma zgody, czym właściwe powinna być unia energetyczna. To bardzo osłabia cały projekt.
Kto więc walczy o prawdziwą unię energetyczną? Czy ktoś taki w ogóle został?
Komisarz Šefčovič usiłuje. Ale przedstawił bardzo słabą propozycję, więc nie stara się tak naprawdę zmienić status quo. Ja sama też nie mogę go zmienić – mogę tylko mówić, co widzę.
A co z Parlamentem Europejskim? Tradycyjnie jest on bardziej niż Rada Europejska wrażliwy na kwestie związane ze środowiskiem.
Jest tutaj wielu graczy. Wielu z nich jest jak Tusk – żyją przeszłością i brakuje im zdolności myślenia o przyszłości.
Co więc można teraz zrobić?
Ważna jest ocena obecnej propozycji i skrytykowanie jej słabych stron, by pokazać, gdzie może i powinna być poprawiona.
Należy także pamiętać, że propozycja Tuska jest bezpośrednią odpowiedzią na kryzys na Ukrainie – wysoce niepokojące wydarzenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę zależność niektórych państw członkowskich i stowarzyszonych od Rosji.
To może być punkt zwrotny. Europa jest nadal bardzo młoda, ale te wydarzenia mogą pomóc jej się rozwinąć – a unia energetyczna może udowodnić, że Europa jest w stanie coś zmienić, przynajmniej w dziedzinie energetyki. Ale jeżeli faktycznie chcą coś zmienić, to powinni do tego projektu podchodzić myśląc o przyszłości, a nie przeszłości.
Ale wydajność energetyczna staje się coraz ważniejsza w projekcie unii energetycznej…
Nadal jesteśmy jednak bardzo daleko od zrównoważonego projektu. Na razie jest on mniej ambitny niż cele UE na 2030 r. Rynek już teraz zapewnia większą wydajność niż ta przewidziana w projekcie. Dziwnie jest widzieć cele, które są niższe od stanu obecnego.
A w polityce energetycznej brak działań pod kątem zmian klimatu przeniesie się też na inne dziedziny.
Jak to?
Na przykład, dlaczego ci wszyscy migranci decydują się opuścić swoje domy i usiłować dostać się do Europy? W wielu przypadkach są to zmiany wywołane przez globalne ocieplenie, jak np. dezertyfikacja terenów uprawnych.
Inną dziedziną jest zdrowie. Rozmawiamy w Krakowie. Zanieczyszczenie powietrza tutaj, w tej „perle pośród miast”, jest nie do zniesienia – głównie z powodu wykorzystywania węgla jako paliwa. Jest to tym bardziej szokujące, biorąc pod uwagę jak nowoczesnym krajem jest dziś Polska. Ale myślenie energetyczne jest tutaj skamieniałe.
Czy sądzi pani, że ten sposób myślenia może zostać zmieniony przez paryską konferencję ONZ – COP21? Jakie ma pani oczekiwania w stosunku do niej?
Zgadzam się w stu procentach z Ban Ki-moonem, który stwierdził, że Unia Europejska powinna świecić przykładem w tej dziedzinie. Powinniśmy przemyśleć nasze cele, zarówno te długoterminowe, jak i na 2020 i 2030 r. Ponadto, fundusz klimatyczny dla najbiedniejszych państw powinien zacząć działać jeszcze przed rozpoczęciem COP21.
Powinniśmy wziąć sobie do serca słowa Sekretarza Generalnego i zacząć poważne inwestycje w środowisko – na przykład poprzez tzw. plan Junckera, czyli Europejski Fundusz Inwestycji Strategicznych (EFIS).
Ale jest już wiele ekologicznych projektów – dotyczących wydajności energetycznej i odnawialnych źródeł energii – które państwa członkowskie chcą ufundować poprzez EFIS.
To za mało. Jeżeli skupimy dostępne środki, efekty inwestycji będą dostrzegalne w Europie i umocnią ideę, że unia energetyczna powinna być skoncentrowana na nowych technologiach. Obywatele popierają nowe technologie i stopniowe wycofywanie tych starych, włącznie z energetyką jądrową.
W Polsce ludzie są w większości obojętni.
Ale nie powinniście być obojętni. Kwestie środowiskowe i energetyczne nie zawsze były ważne w niemieckiej polityce, więc można to podejście zmienić. Dla Niemców iskrą zmian był Czarnobyl, ale mam nadzieję, że Polska nie będzie potrzebowała podobnej tragedii.
Ale lobby paliw kopalnych jest w Polsce silne – zwłaszcza w rok podwójnych wyborów.
W Niemczech też byli silni! Zmiana nie następuje szybko – to powinno być ciągłe, płynne przejście w kierunku bardziej ekologicznych technologii, co pozwoliłoby także na porozumienie ze związkami zawodowymi. Powinniście im pokazać, że nowe technologie oznaczają miejsca pracy na przyszłość i oszczędności dla podatników.
Mniej ryzykowne, przyjazne dla klimatu i tworzące miejsca pracy – to myślenie, którego potrzebujemy.
Wracając do szerszej perspektywy, co się zmieniło w Europie? Kiedyś byliśmy liderem w sprawach środowiska, teraz wyprzedza nas Kanada, a nawet, w niektórych kwestiach, tradycyjnie mniej proekologiczne Chiny.
Chiny muszą zmagać się z szybko rozwijającą się gospodarką, ogromnym zapotrzebowaniem na energię i rosnącą liczbą problemów zdrowotnych. Musieli nauczyć się wydajności, jako że ich zasoby też są ograniczone. Chiński przykład stanowi ilustrację znaczenia efektywności energetycznej.
Wiem, że nie możemy nagle wyłączyć wszystkich elektrowni węglowych. Wiem, że gaz ziemny będzie częścią europejskiego miksu energetycznego jeszcze przez jakiś czas. Ale wiem także, że jeżeli mamy wygrać walkę z globalnym ociepleniem, to powinniśmy zostawić w ziemi te paliwa kopalne, które jeszcze tam są. Mamy już technologie, by zastąpić stare sposoby produkowania energii.
Nieodpowiedzialnością jest – zarówno w świetle polityki siły opierającej się na zasobach energetycznych, jak i przyszłych pokoleniach – nierozpoczynanie tych zmian. A budowa nowych elektrowni węglowych i jądrowych to długofalowa inwestycja: będą one z nami na przez najbliższe 50, 60 lat.
Rozmawiała Karolina Zbytniewska
Wywiad został przeprowadzony w ramach dorocznego zjazdu organizacji eksperckiej YPIN - Young Polish International Network - w krakowskich Przegorzałach.
Źródło: www.euractiv.pl
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autorek i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.