Czy Ameryka jest lepiej niż dwa lata temu przygotowana na odparcie cyberataków? Sytuacja zmieniła się ledwie o promil.
Tekst powstał w ramach wyprawy autora do Stanów Zjednoczonych wspieranej przez Fundację im. Heinricha Bölla w Warszawie i stanowi część relacji pt.: „Kampania wyborcza w USA”.
“To co się wydarzyło w czasie wyborów 2016 r. powinno było być dla nas ostrzeżeniem. A nowy rząd nie zrobił prawie nic, żeby się przed tym w gruncie rzeczy terrorystycznym zagrożeniem zabezpieczyć. Dzisiaj stoimy na bombie zegarowej” – powiedział w rozmowie z CNN były szef CIA John Brennan.
Tymczasem służby zebrały świadectwa tego, że rosyjscy hakerzy dłubią przy kampaniach co najmniej 14 demokratycznych kandydatów do obydwu Izb Kongresu. Odbywa się to na różne sposoby: włamania na serwery, wyłudzanie na różne sposoby haseł od właścicieli skrzynek na tych serwerach, tworzenie stron z pozoru łudząco podobnych do stron publikowanych przez komisje wyborcze oraz kilka przypadków próby kradzieży środków z konta kampanii.
Zresztą Prokuratura Generalna na trzy tygodnie przed wyborami postawiła w związku z hakowaniem kampanii zarzuty rosyjskiej obywatelce. Władze zdradziły, że współkierowała ona tzw. Projektem Lakata, w ramach którego oligarchowie związani z Kremlem przelali w ciągu ostatnich 20 miesięcy około 22 mln dol. na operacje jakich celem było sabotowanie nadchodzącej elekcji. Trop Lakaty pojawia się też w materiałach ze śledztwa, które w sprawie Russiagate i mieszania przy poprzednich wyborach prowadzi specjalny prokurator Robert Mueller.
Kolejnym wątkiem jest też niespotykana dotąd kampania dezinformacyjna w mediach społecznościowych. Twitter i Facebook wyłączyły w ciągu ostatnich dwóch miesięcy konta prawie 700 botów rozsiewających nieprawdziwe informacje. Wirus fake newsów mógł dotrzeć nawet do 50 mln używających tych narzędzi komunikacji Amerykanów.
Ale Rosja poluje też na prawicę, a konkretnie na etosowo nastawione do stosunków międzynarodowych skrzydło Partii Republikańskiej, któremu przewodził zmarły niedawno senator John McCain. W sierpniu Microsoft podał, że wykrył dwie operacje tzw. phishingu, czyli wspomnianego wyciągania haseł od użytkowników skrzynek mailowych, tym razem zainstalowanych na serwerach konserwatywnych think tanków, znanych z bardzo krytycznego podejścia do Kremla. Władimir Putin nie po raz pierwszy wkracza na terytorium wojny domowej jaką prowadzą pro- i antytrumpowska frakcje Partii Republikańskiej. We wrześniu Google poinformował, iż (najprawdopodobniej) Rosjanie polowali na konta mailowe kilkudziesięciu senatorów i ich współpracowników.
Zdarzają się też przygody jak z operetki. W maju hakerzy przejęli kontrolę nad transmisją on-line prawyborczej debaty kandydatów do jednego z okręgów do Izby Reprezentantów i puścili zamiast niej film pornograficzny.
Dziennikarze Voxa zadali ponad setce ekspertów pytanie: „Czy Ameryka jest lepiej niż dwa lata temu przygotowana na odparcie cyberataków?”. Odpowiedzi w zasadzie się powtarzają. Sytuacja jest lepsza, ale ledwie o promil. Powody do obaw o przyszłość podstawowej demokratycznej procedury, jaką są tajne wybory stoi pod znakiem zapytania. Truizmem i paradoksem jest stwierdzenie, że Amerykę osłabiła digitalizacja systemu wyborczego, której była pionierem. To tam rozpoczęły się eksperymenty zastąpieniem kartki papieru, na której stawia się krzyżyk przez maszyny przypominające bankomat i głosuje przez ekran dotykowy. I po oddanym głosie nie pozostaje żaden ślad. Gdyby doszło do hakerskiego ataku na serwer nawet lokalnej komisji wyborczej przebieg wyborów jest nie do odtworzenia. Oczywiście każdemu czytelnikowi przyjdzie do głowy zdroworozsądkowa refleksja „to czemu nie można po prostu wrócić do papieru?”. To nie jest takie w praktyce takie proste. Każdy z 50 stanów ma inne procedury, a ich zmiana może nastąpić w wyniku długiego procesu legislacyjnego, którego rezultat i tak może zostać zaskarżony przed sądem. Do wyborów prezydenckich 2020 r. na pewno nie uda się tej operacji przeprowadzić.
Jak wejdziemy na nieco bardziej filozoficzny poziom to dostrzeżemy tu też problem, jaki stwarza amerykańska konstytucja, uchwalona ponad 200 lat temu. To ustawa zasadnicza rezerwuje prawo przeprowadzania wyborów dla rządów stanowych, co w praktyce upośledza możliwość odgórnej regulacji i centralnego zarządzania w walce z cyberwrogiem. A zagrożenie wzrasta odwrotnie proporcjonalnie do rangi wybieranego urzędu. Po pierwsze władze stanowe lubią cedować odpowiedzialność ze przeprowadzenie wyborów na władze municypalne i gminne, po drugie – jeśli elektorat ogranicza się do tysiąca wyborców głosujących w jednomandatowym okręgu wyborczym na radnego albo szeryfa znacznie łatwiej jest hakerom zmanipulować niż elekcję głowy państwa, w jakiej uczestniczy około 130 mln osób.
Tymczasem w piątek Pentagon wydał dyrektywę instruującą wojskowych hakerów, jak mają się zachować gdyby we wtorek doszło do rosyjskiego ataku. Możemy w nim przeczytać, że dezinformacja i szerzenie fake newsów w mediach społecznościowych nie będzie traktowane jako działanie terrorystyczne. Za takie uznane zostanie natomiast kombinowanie przy spisach wyborców albo próbę sfałszowania protokołów z obwodowych komisji wyborczych. Minister obrony gen. Jim Mattis i Dyrektor Wywiadu Narodowego (Director of National Intelligence) Dan Coats są przygotowani do rozkazu o kontrataku i błyskawicznego reagowania na ewentualne skutki pracy kremlowskich hakerów.
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.