Ulice południowej Atlanty zasypane są plakatami wyborczymi demokratów, ale nie namawiające do głosowania na Bidena, bo na takie w związku z tym, że nikt tu Trumpa nie popiera, szkoda byłoby pieniędzy, ale mobilizujące ludzi do wcześniejszego głosowania. Widnieje na nich cytat ze wspomnianego Johna Lewisa: “Uczestnictwo w wyborach to najpotężniejsze pokojowe narzędzie jakim dysponujemy”.
Atlanta, stolica Georgii. Inaczej Wielkie A, albo Nowy Jork Południa. W czasie inwazji atlanckiej w 1864 r., czyli ofensywy wojsk Północy na Konfederację, spalił ją gen. William Sherman. Traumę tamtych wydarzeń utrwala kontrowersyjny dziś klasyk, czyli “Przeminęło z wiatrem”. Południowa część miasta to taki amerykański Wałbrzych. Dobrze już było. Średni dochód na gospodarstwo wynosi tu nieco mniej niż 40 tys. dol. rocznie, a w całej Ameryce - 70 tys. Bezrobocie jeszcze przed pandemią sięgało tu 16 proc., kiedy w reszcie kraju przeciętnie przed rokiem nie przekraczało 3,5 proc.
Rządzący Georgią republikanie upchnęli zamieszkałe w większości przez Afroamerykanów osiedla w jeden kompaktowy okręg wyborczy nr. 5 do Kongresu. Ta mniejszość etniczna stanowi tu 58 proc., a w USA w ogóle niecałe 13 proc. Prawica odgrodziła tradycyjnie lewicowy elektorat kordonem, a okoliczne ziemie podzieliła tak, żeby na nich wygrywać. W tym roku po raz pierwszy od 28 lat sondaże pokazują, że demokrata może w wyborach prezydenckich wygrać z republikaninem. Dlatego Joe Biden był tu parę razy.
Nic tak nie działa w polityce jak żałoba. W tym roku demokraci z tego skorzystali, kiedy latem zmarł wieloletni kongresmen z 5. okręgu John Lewis, ostatni z tzw. Wielkiej Szóstki liderów ruchu praw obywatelskich i przewodniczącego Pokojowego Komitetu Koordynacyjnego Studentów w połowie lat 60. Na pogrzeb do kościoła Ebenezer Baptist Church, którego pastorem był kiedyś Martin Luther King, a wcześniej jego ojciec, przyjechał sam kandydat na prezydenta jak i jego były szef Barack Obama.
- Biden jest w porządku. W prawyborach na niego głosowałam. Trochę stary, ale za Obamy było w porządku, więc myślę że to taka kontynuacja - mówi nam Justine Fry, członkini tej kongregacji. Ale w jej słowach nie czuje się specjalnej ekscytacji. Chodzi chyba raczej o mniejsze zło. Ale mimo wszystko w prawyborach lokalna społeczność wolała Bidena niż młodszych Afroamerykanów, senatorów Cory’ego Bookera i Kamalę Harris.
Ludzie stąd w gruncie rzeczy nie mają wyboru. Nie będą głosowali na Donalda Trumpa, który protestujących przeciwko strukturalnemu rasizmowi i przemocy policji wobec Afroamerykanów porównuje do terrorystów i grozi wyprowadzeniem wojska na ulicę. Albo na ubiegającego się o reelekcję senatora Davida Perdue’a, który jednym z wieców w ostatnim tygodniu przedrzeźniał etniczne korzenie kandydatki demokratów na wiceprezydenta słowami: “Kamala-mala-mala-coś tam coś tam”. Poza tym polityka republikanów w sprawie pandemii też nie zachęca biednych ludzi z mniejszości rasowych do poparcia republikanów. Dotąd na COVID-19 umarł jeden na tysiąc Afroamerykanów. A Perdue w Senacie głosował przeciwko rozszerzeniu federalnych programów ubezpieczeniowych na osoby zarażone koronawirusem.
Tak się złożyło, zresztą jeszcze na długo przed zabójstwem George’a Floyda i insurekcją Black Live Matters, że o drugie miejsce w Senacie z Georgii z ramienia demokratów postanowił zawalczyć 51-letni Raphael Warnock, pastor Ebenezer Baptist Church, czyli w prostej linii następca MLK. Ten lider afroamerykańskiej wspólnoty ma w CV zbieżne punkty z Barackiem Obamą. - Pastor Warnock to znakomity organizator. Prawda jest taka, że wielu ludzi jest poza systemem. Wyłączają się niby sami, ale lata opresji wypchnęły ich poza społeczny nawias. Raphael aktywizował ludzi i rejestrował ich do głosowania - mówi nam Teresa D. Southern, rzeczniczka organizacji New Georgia Project, której Warnock szefował przez trzy lata. Partia Demokratyczna jemu i podobnym aktywistom wiele zawdzięcza, bo przez dekadę zmobilizowali tylu wyborców, że Brzoskwiniowy Stan (Peach State - zwyczajowa nazwa Georgii) z reduty konserwatystów stała się swing state. Warto tu przypomnieć, że w Ameryce nie jest się automatycznie wpisanym przez władze powiatu czy miasta na listę wyborców, trzeba się samemu zarejestrować.
Republikanie różnymi trikami zniechęcają do tego Afroamerykanów i Latynosów, dlatego lewica zorganizowała ofensywę z aktywizowaniem mniejszości etnicznych. Zaczęło się to kiedy w prawyborach 2008 r. wystartował Obama. Teraz zbierają plony. Warnock ma poważne szanse być pierwszym wybranym do Senatu demokratą z Georgii od 20 lat. I pociągnąć ze sobą Joego Bidena, bo Amerykanie lubią ostatnio, przy rosnącej polaryzacji, głosować en bloc na listę jednej partii.
Tekst powstał we współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie w ramach wyprawy Radosława Korzyckiego do Stanów Zjednoczonych.
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.