Kongres założycielski Zielonych, 12-13.01.1980, zdjęcie: www.gruene.de
Po 30 latach od chwili jej założenia partia niemieckich Zielonych dotarła do środka społeczeństwa. Kwestie, które podejmuje, wpływają na agendę polityczną, począwszy od ochrony klimatu i odnawialnych źródeł energii po równouprawnienie kobiet i równość szans w edukacji. Ekologiczne produkty i fair trade są w modzie, zielone technologie uchodzą za rynki wzrostu przyszłości. Mówiąc w skrócie: zielone staje się wszechobecne – jako sposób myślenia, styl życia, sposób na gospodarkę. Nie zmieni tego nawet nowa, czarno-żółta koalicja. Może ona co najwyżej opóźnić zielony przełom w trendach, jednakże nie może mu się przeciwstawić. Już teraz zdaje się być jedynie koalicją przejściową.
Wszystko ma swój czas
Pierwsze dwie dekady po wojnie w Republice Federalnej Niemiec były zdominowane przez CDU. Adenauer i Erhard wprowadzili kraj do zachodniej wspólnoty państw i stworzyli podwaliny dla społecznej gospodarki rynkowej. Od połowy lat 60. miał miejsce rozwój w kierunku przełomu politycznego i kulturalnego. Dążenie do reform zakończyło się wyborem koalicji socjaldemokracji i liberałów. W początkowej fazie jej rządów chodziło o spełnienie postulatów „odwagi do zwiększonej demokracji”, edukacji dla wszystkich oraz polityki rozprężenia. Jednakże socjaldemokratyczny duch postępu wkrótce zwiądł pod wpływem zimnego powiewu gospodarczego braku odporności na kryzysy, terroru RAF oraz gorącego sporu wokół kwestii energii atomowej i zbrojeń. Helmut Schmidt, który w 1974 r. zastąpił Willy’ego Brandta, coraz bardziej popadał w konflikt z rosnącym ruchem pozaparlamentarnym i lewicowymi intelektualistami. Tym samym powstało podłoże dla nowej partii, która wchłonęła różnorodne ruchy opozycyjne.
Fakt, że Zieloni przetrwali, graniczy z cudem, ponieważ części składowe partii, które zjednoczyły się w latach 1979/80, były niezwykle skrajne: konserwatywni ekolodzy, radykalna lewica, dysydenci z SPD, feministki, aktywiści ruchu obywatelskiego i wiele innych. Gdy partia przystąpiła do wyborów do Bundestagu w 1990 r. z hasłem wyborczym „Wszyscy mówią o Niemczech, my mówimy o pogodzie” i nie przekroczyła 5% progu wyborczego, koniec wydawał się być bliski. Lecz partia powstała jak feniks z popiołów, połączyła się z aktywistami ze wschodnioniemieckim Bündnis 90 i utorowała sobie drogę do rządu federalnego. Także upadek zielono-czerwonego projektu i odejście wielkiego Zampano, Joschki Fischera, nie zahamowało wzrostu jej poparcia. Dziś Zieloni mają bezpośrednio wybranych burmistrzów w 24 miastach, m.in. w Bad Homburg, we Freiburgu, Konstancji i Tybindze. Są na drodze do stania się potęgą na szczeblu komunalnym i sięgają po większość w stolicy kraju, Berlinie. Zarówno SPD jak i CDU zabiegają o Zielonych jako partnera koalicyjnego.
Od ekologii do ekonomii
Jednakże aby nie popaść w pychę: w okresie swego istnienia Zieloni doczekali się niezwykłej liczby mądrych, taktycznie utalentowanych i fachowych głów. Ale wielu z nich sami zaniedbali i często sami sobie stawali na drodze. Ich struktura zarządzania do dziś jest skomplikowana i dotychczas przymus proporcji hamuje wytworzenie jasnego profilu partii. Jej niemalże niepowstrzymany sukces zawdzięczamy przede wszystkim temu, że Zieloni działają na długiej fali historycznej, którą m.in. oni wywołali. Ekologia jest tematem stulecia, w zakresie którego Zielonym nadal przyznaje się wysokie kompetencje. Zieloni nauczyli się także tworzyć pomost od ekologii do ekonomii. Zielona rewolucja energetyczna, nowe koncepcje trwałej mobilności, ekologiczna przebudowa naszych miast, rolnictwo nieszkodliwe dla przyrody – wszystko to zdominuje najbliższe dekady. Zieloni nie mają już monopolu na te tematy. I dobrze, że tak się stało, ponieważ ekologiczna przebudowa wymaga szerokiej większości zarówno w społeczeństwie jak i w polityce. Ale Zieloni mogą odgrywać rolę awangardy, siły dążącej do przodu, która łączy wizje z konkretnymi kompetencjami w działaniu.
Wielka transformacja społeczeństwa przemysłowego wymaga i umożliwia nowe sojusze. Obecnie Zieloni spotykają się z zainteresowaniem także w sektorze przemysłowym i nawet banki nie są już ślepe na ekologię. Wprawdzie nadal mamy do czynienia z poważnymi konfliktami jak np. z lobby atomowym czy węglowym, a Federalne Zrzeszenie Niemieckiego Przemysłu nadal zaliczane jest do hamulców ekologicznych. Jest to powodem tego, że Zieloni mają obecnie więcej opcji koalicyjnych. Pytanie o ekologię nie przebiega wzdłuż tradycyjnej osi lewica-prawica. O tym wiedział już Rudi Dutschke, który opowiadał się za sojuszem z siłami konserwatywnymi, ponieważ w kryzysie ekologicznym widział „pytanie o gatunek”.
Nowe przestrzenie dla Zielonych
Także inne istotne tematy Zielonych przeszły już do dalszych środowisk. Do tego zalicza się rezygnacja z patriarchalnego modelu rodziny oraz nastawiona na akceptację polityka migracyjna, której celem jest równouprawnienie i integracja. W nowych zawodach kreatywnych, które są związane z rozpowszechnianiem się Internetu, jest wiele sympatii do zielonych idei komunikacji pozbawionej władztwa i wolnego dostępu do informacji. I wreszcie rosnące zadłużenie państwa staje się centralnym tematem, który bardzo sprzyja Zielonym. Chodzi bowiem o konieczność stworzenia trwałej polityki finansowej, która nie będzie ciągle obciążała przyszłych pokoleń.
Kryzys partii masowych (Volkspartei), w którym przypuszczalnie SPD jedynie wyprzedza CDU, otwiera nowe przestrzenie dla Zielonych. Zasadniczo nie są oni już partią niszową. Znajduje to coraz większe odzwierciedlenie w głosach wyborców. W wielu miastach Zieloni konkurują dziś o drugie, a w niektórych nawet o pierwsze miejsce. Czy dlatego powinni dążyć do statusu „zielonej partii masowej”? Jeśli partia masowa oznacza łączenie wielu nurtów do najmniejszego, wspólnego mianownika, to nie jest to atrakcyjna perspektywa. Zieloni muszą pozostać prekursorami reform; partią niewygodną, kreatywną i chętnie podejmującą dyskusje. Lecz także i tutaj potencjał rośnie. Istnieją dobre perspektywy wskazujące na to, że zielona historia sukcesu dopiero się rozpoczęła.
Niniejszy artykuł został opublikowany w nieznacznie zmienionej formie w dzienniku Berliner Zeitung z 13.01.2010.