Kiedy polski rząd przygotowywał się do sprawowania prezydencji w Radzie Unii Europejskiej nikt nie przypuszczał, że przypadnie ona w tak trudnym dla Europy momencie. Kiedy Polska starała się zwiększyć zainteresowanie partnerów problemami krajów należących do Partnerstwa Wschodniego wybuchła rewolucja w państwach Afryki Północnej. Kiedy starała się doprowadzić do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą, jej prezydent Wiktor Janukowycz rozpoczął proces byłej premier Julii Tymoszenko, co przekreśliło nadzieję Ukrainy na ściślejszy związek z UE. Kiedy Polska przygotowywała się do rozmów dotyczących zwiększenia współpracy w zakresie zewnętrznego bezpieczeństwa energetycznego, strefa euro zaczęła trzeszczeć w szwach i konieczne było podjęcie działań naprawczych, które uchroniły ją od upadku.
Przygotowując się do prezydencji, Rząd Polski przyjął szereg priorytetów, z których jeden dotyczył kwestii bezpieczeństwa Europy, w tym jej zewnętrznego bezpieczeństwa energetycznego. Celem było rozpoczęcie dyskusji na temat nowych rozwiązań: proceduralnych i legislacyjnych, które pozwoliłyby zachować konkurencyjność europejskiego sektora energetycznego wobec zmieniającego się otoczenia zewnętrznego. Miało to pozwolić na wypracowanie mechanizmów prowadzenia solidarnej i konkurencyjnej zewnętrznej polityki energetycznej zgodnie z postanowieniami Traktatu z Lizbony.
Wybór tego priorytetu nie powinien dziwić – niemal od samego początku odzyskania suwerenności w 1989 roku stosunki Polski z Rosją pozostają napięte. Krajowi politycy, pamiętając o wykorzystaniu „broni” gazowej przez Rosję w stosunku do Ukrainy i Białorusi obawiają się takich samych działań wobec naszego kraju. Stąd próba budowy podstaw europejskiej solidarności w kwestiach energetycznych.
W chwili obecnej za wcześnie jest dla dokonania pełnej oceny skuteczności polskiego przewodnictwa w Radzie UE. Będzie to możliwe za pewien czas, kiedy okaże się, czy idee podnoszone przez naszych negocjatorów doprowadziły do głębszych zmian w polityce unijnej. Ta perspektywa jest konieczna, aby nie ulegać pokusie ocen skrajnych. Takie bowiem były już formułowane. W trakcie konferencji klimatycznej w Durbanie Lord John Prescott, były vice premier i minister środowiska Wielkiej Brytanii, oceniając prace polskich negocjatorów w trakcie szczytu stwierdził, że powinni oni "mówić w imieniu Europy, a nie Polski" i dodał, że dyplomacja brytyjska byłaby znacznie skuteczniejsza. Z drugiej strony, w grudniu 2011 roku, po wystąpieniu polskiego premiera Donalda Tuska w Parlamencie Europejskim, Martin Schulz, eurodeputowany z ramienia SPD stwierdził, że w jego opinii, była to najlepsza z ostatnich 15 prezydencji .
Dlatego też celem niniejszego tekstu nie jest pełna ocena polskiej prezydencji w zakresie jej priorytetów energetycznych i klimatycznych. Autor stara się natomiast przeanalizować czy kwestie podniesione w tym czasie przez Polskę w tych obszarach mają szansę zostać na trwale włączone do debaty wewnątrz Unii Europejskiej i Polski.
[...]