Bycie widzem nam się znudziło

Prof. Małgorzata Fuszara

Fundacja im. Heinricha Bölla serdecznie gratuluje Pani Profesor Małgorzacie Fuszarze nominacji na stanowisko Pełnomocniczki Rządu ds. Równego Traktowania! Życzymy dużo energii, wytrwałości oraz satysfakcji z realizowania polityki w zakresie równego trak­towania! Na przestrzeni lat wielokrotnie mieliśmy zaszczyt współpracować z Panią Profesor, z przyjemnością wspominamy chociażby jej wystąpienie na naszej debacie „10 lat w UE oczami kobiet. Nadzieje a rzeczywistość” (nagranie wideo). Przypominamy też wywiad Agnieszki Sosińskiej z Panią Profesor - o początkach Kongresu Kobiet, uczestnictwie politycznym kobiet, parytetach.

Agnieszka Sosińska: Jaka jest historia powstania Kongresu Kobiet Polskich? Skąd pomysł na taką inicjatywę ?

Prof. Małgorzata Fuszara: Pomysł wziął się z doświadczenia, jakie wiele kobiet miało w 2009 roku, kiedy odbywały się liczne uroczystości związane z dwudziestoleciem zmian demokratycznych w Polsce. Wśród wszystkich osób, które wypowiadały się na temat transformacji, otrzymywały odznaczenia, było nieproporcjonalnie dużo mężczyzn i bardzo mało kobiet. Dostawałyśmy zaproszenia na różne wydarzenia jako widzowie, ale nie jako uczestniczki. Bycie widzem nie tylko nam się znudziło, ale nas mierziło, uważałyśmy, że to jest przekłamywanie historii, że to niedemokratyczne i niesprawiedliwe. Tak się zrodziła idea, żeby uczcić rocznicę przemian demokratycznych 1989 roku z perspektywy kobiecej. Zastanowić się, co przemiany przyniosły kobietom, na ile kobiety w nich uczestniczyły i jak je widziały. Początkowo plany seminaryjno-konferencyjne były skromne, ale wreszcie dojrzała idea Kongresu Kobiet. W bardzo krótkim czasie udało się zmobilizować mnóstwo osób, które jako wolontariuszki włączyły się w przygotowania. I to był ogromny sukces, bo kiedy decydowałyśmy, że kongres odbędzie się w Sali Kongresowej, nie byłyśmy pewne, jak duże będzie zainteresowanie, tym bardziej, że uczestniczkami były wyłącznie kobiety. Zastanawiałyśmy się wprawdzie, czy zaprosić mężczyzn, ale z naszych doświadczeń z różnych spotkań wynikało, że wystarczy, że pojawi się mała grupa mężczyzn, żeby zaczęli dominować i pouczać kobiety, stosując swoje gry władzy. U nas w Polsce nie było przedtem takiej szerokiej platformy, przestrzeni, w której kobiety rozmawiałyby ze sobą o tym, co uważają za ważne. Dlatego uważałam, że kongres jest wspaniałą okazją do zmiany. Poparły mnie organizatorki i ten pierwszy był kongresem tylko kobiet. Na kolejnych już nie obowiązywała zasada, że nie wpuszcza się mężczyzn, ale do paneli zapraszamy niemal wyłącznie kobiety. W panelu przed wyborami prezydenckimi na II Kongresie w czerwcu 2010 roku było widać, jak bardzo mężczyźni dominują na scenie politycznej. Udział brali w nim wyłącznie mężczyźni, ponieważ żadna kobieta nie kandydowała na urząd prezydenta. Ale już w tym roku do debaty politycznej przed wyborami do Sejmu postanowiłyśmy zaprosić same kobiety. Chciałyśmy, żeby miały swoje miejsce, czas. Z moich analiz wynika, że kobiety mają nie tylko gorsze miejsca na listach wyborczych, ale też są mniej promowane w kampaniach wyborczych. Mniej ich jest w spotach, są pokazywane zupełnie inaczej niż mężczyźni. Dlatego chciałyśmy im stworzyć przestrzeń, gdzie mogłyby dyskutować o polityce, zaprezentować swoje programy.

A.S.: Kongres przerodził się ostatecznie w inicjatywę długofalową…

M.F.: Wydawał nam się początkowo wydarzeniem jednorazowym, ale już pierwszy Kongres okazał się ogromnym sukcesem, przyjechało wiele kobiet z całej Polski, przedsięwzięcie zdecydowanie wykroczyło poza ramy Warszawy i wielkich miast. W tym roku będzie ogromny panel dotyczący kobiet wiejskich, na czym mi bardzo zależało, ponieważ ciągle w Polsce jest stosunkowo wysoki odsetek mieszkańców wsi. Kobietom mieszkającym na wsi bardzo trudno jest skonsolidować się wokół wspólnych problemów, nie mają warunków, aby się spotykać i dyskutować o ważnych dla nich problemach.

A.S.: Porozmawiajmy o uczestnictwie politycznym kobiet i barierach, z jakimi muszą się zmagać. Kongres Kobiet jest powszechnie kojarzony z parytetami płci na listach wyborczych.

M.F.: Po pierwszym Kongresie to był jeden z głównych postulatów. Było ich ponad sto z tego względu, że każda grupa panelowa wypracowuje własne. Ja prowadziłam panel dotyczący uczestnictwa kobiet w polityce, którego najważniejszym postulatem było wprowadzenie parytetów płci na listach wyborczych i to stało się celem Kongresu. Później przedstawiłam projekt w pierwszym czytaniu w Sejmie. Jestem z tego dumna, tym bardziej, że o kwoty w Polsce upominałam już od początku lat dziewięćdziesiątych. Wtedy wspólnie z prof. Eleonorą Zielińską napisałam projekt ustawy o równym statusie kobiet i mężczyzn, w którym zaproponowałyśmy rozwiązania kwotowe. Współpracowałyśmy wtedy z Parlamentarną Grupą Kobiet, ale ustawy nie udało się wprowadzić. Tak więc obraz jest złożony: z jednej strony można powiedzieć, że teraz udało nam się dosyć szybko wprowadzić ustawę kwotową, ale nie możemy zapominać, że złożyły się na to wieloletnie usiłowania, właściwie od początku przemian. Wcześniej próby były nieudane, ponieważ brakowało woli politycznej. Kongres stał się siłą, która była w stanie wypromować tę ideę skutecznie. Nie udało się, co prawda, wprowadzić parytetów, ale udało się to z kwotą.

[...]

Usunięto obraz.Pełen tekst wywiadu z Prof. Fuszarą