Transformacja społeczno-ekologiczna na rzecz dobrego życia

"Potrzebujemy na całym świecie dobrze zorganizowanych i stawiających opór obywateli i obywatelek, a także silnego państwa"
Teaser Image Caption
"Potrzebujemy na całym świecie dobrze zorganizowanych i stawiających opór obywateli i obywatelek, a także silnego państwa"

Podczas wiedeńskiej konferencji „Dobre życie dla wszystkich", Barbara Unmüßig, prezeska Fundacji im. Heinricha Bölla, przedstawiła wizje i konkretne postulaty polityczne odpowiadające na aktualne globalne kryzysy. Zarysowała zielonopolityczne podejście do nowych form myślenia, działania, solidarności i współpracy w kontekście zmniejszania zależności od  wzrostu gospodarczego. W jaki sposób można sprawić, by transformacja społeczno-ekologiczna przyniosła zmiany na lepsze dla wszystkich obywatelek i obywateli?

Barbara Unmüßig

Najpierw trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że w Europie Wschodniej, Afryce, Azji oraz na Bliskim i Środkowym Wschodzie organizacje pozarządowe oraz aktywiści i aktywistki pracują w zupełnie innych warunkach politycznych niż my na Zachodzie. Tak, jesteśmy na uprzywilejowanej pozycji – cieszymy się wolnością oraz poszanowaniem zasady państwa prawa i nie doskwiera nam bieda. Z tej uprzywilejowanej pozycji rozmawiamy o dobrym życiu dla wszystkich. Przywileje dotyczą jednak przede wszystkim tych obywatelek i obywateli uprzemysłowionych państw demokratycznych, którzy należą do społecznej większości. Niekoniecznie już natomiast tych 20 proc.  społeczeństwa, które w niemal każdym nowoczesnym społeczeństwie są spychane na margines społeczny, żyjąc poniżej progu ubóstwa i doświadczając w coraz większym stopniu wykluczenia z życia społecznego i kulturalnego.

Wizja dobrego życia dla wszystkich jako koło napędowe działania

Wzajemna troska i ciągłe zainteresowanie tym, aby wszystkim dobrze się wiodło, nadają życiu sens. Dobre życie dla wszystkich to wizja, która daje nadzieję na koniec ubóstwa i niesprawiedliwości oraz lepszy, bezpieczniejszy i spokojniejszy świat.

Wizja ta była i jest kołem napędowym działań politycznych oraz sprzeciwu wobec niesprawiedliwości, samowoli i przemocy. Wiele już w tej walce osiągnięto, ale będzie ona potrzebna również w przyszłości. Jeżeli domagamy się dobrego życia dla wszystkich, powinniśmy oprzeć ten postulat o takie zdobycze cywilizacyjne jak wolność, prawa człowieka, demokracja i rządy państwa prawa. Wiemy, jak bardzo ogranicza się na świecie swobody demokratyczne. Represje wobec ludzi, którzy myślą i żyją inaczej, raczej znów się na świecie nasilają niż słabną. Autorytarne rządy w krajach rozwijających się – od Etiopii po Chiny – obiecują, co prawda, lepsze życie i większy dobrobyt, ale bez wolności, praworządności i możliwości obywatelskiego uczestnictwa w życiu politycznym. Zarówno w demokracjach nieliberalnych, jak i liberalnych nasila się ponadto wpływ potężnych elit gospodarczych na polityczne procesy decyzyjne.

Wolność, sprawiedliwość, prawa człowieka i demokracja stanowią dla mnie ramy normatywne, warunkujące dobre życie dla wszystkich. Harald Welzer przypomniał nam wczoraj, że jeszcze nigdy w historii nie osiągnęliśmy takiego stanu.

Jeśli spojrzymy na dzisiejszy świat, stwierdzimy, że 20 proc. globalnej elity i klasy średniej, którym się powodzi, konsumuje i produkuje kosztem środowiska oraz biednych i najbiedniejszych ze wszystkich zakątków świata. Ta globalna klasa średnia zadomowiła się już również na Południu, chcąc konsumować tak samo jak my. Wspólnie eksternalizujemy koszty tego modelu konsumpcji i produkcji. Uli Brand nazywa to zjawisko imperialnym stylem życia. Dobrym przykładem może być zaspokajanie rosnącego na całym świecie popytu na mięso poprzez zajmowanie pod uprawę roślin paszowych ogromnych połaci ziemi w Argentynie i Brazylii, wypędzanie tamtejszych rolników i niszczenie środowiska. Musimy w jeszcze większym stopniu niż dotychczas starać się uczynić ze stylu życia opartego na eksternalizacji kosztów kwestię polityczną.

Kapitalizm jeszcze nigdy nie był tak dynamiczny i ekspansywny

Mimo wielu regionalnych kryzysów kapitalizm jeszcze nigdy nie był tak ekspansywny i dynamiczny jak dzisiaj. Na niespotykaną dotąd skalę globalną dokonuje się przywłaszczania na cele prywatne przyrody, ziemi, pracy, wiedzy i dóbr materialnych. Rynki finansowe, Facebook czy Monsanto uzmysławiają nam to każdego dnia.

Znamy analizy na temat zmian klimatycznych, wyczerpujących się zasobów surowców i kryzysów finansowego i żywieniowego. Wiemy, że ograniczone zasoby naszej planety wymagają radykalnych kroków na rzecz globalnej transformacji, a rosnące nierówności – nowej polityki w zakresie sprawiedliwości społecznej i podatków.

Kwestia Wielkiej Transformacji – nowej umowy społecznej, jaką trzeba zawrzeć – obiega świat.
Normatywny projekt przyszłości zielonej polityki określono jako transformację społeczno-ekologiczną. Projekt ten nie może się jednak ograniczać wyłącznie do zielonej gospodarki, opartej na tzw. zielonym wzroście i wydajnych technologiach.

Nadanie przyszłej polityce charakteru transformacyjnego to śmiałe przedsięwzięcie, które wystawi społeczeństwa na wiele ciężkich prób.

Pierwszym krokiem na drodze do zapewnienia każdemu dobrego życia byłoby więc wypracowanie społecznego konsensusu co do konieczności transformacji, którą postrzegano by jako drogę do wyznaczonego celu. Wiem, że to gigantyczne zadanie bazujące na ożywieniu oddolnej demokracji, gotowości do stawiania oporu, partycypacji obywatelskiej oraz demokratycznych parlamentach. Potrzebujemy państwa rządzonego przez polityków, którzy na nowo poczują się zobowiązani działać dla dobra ogółu.

Gigantyczne zadanie transformacji

Postrzeganie transformacji jako drogi oznacza, że:

  1. Musimy powstrzymać podejście „business as usual“, brązową agendę i dalszą ekspansję globalnego kapitalizmu ze wszystkimi jego pustoszącymi konsekwencjami w wymiarze społecznym i ekologicznym, przechodząc na model przyjazny dla społeczeństwa i ekologii. Trzeba zidentyfikować nowe problemy związane z agendą transformacyjną – przede wszystkim w zakresie biotechnologii i technologii reprodukcyjnej – oraz zieloną gospodarką i opracować strategie pozwalające na rozwiązanie tych problemów.
  2. Musimy doskonalić nasze wizje i projekty transformacji, identyfikując własne braki. Nowe eksperymenty teoretyczne, społeczne, technologiczne i ekonomiczne wymagają sieci kontaktów i sojuszy. Musimy być jednocześnie świadomi faktu, że społeczeństwo i polityka stoją przed dylematem wzrostu gospodarczego. Niepohamowane dążenie do wzrostu gospodarczego niszczy ekosystemy i atmosferę, od których jesteśmy zależni. Jednocześnie rządy na całym świecie jak mantrę powtarzają jednak hasła apoteozujące wzrost gospodarczy, który przedstawia się również jako zbawienną gwarancję dobrobytu i przezwyciężenia problemu ubóstwa na Południu. Wreszcie od wzrostu gospodarczego uzależnione są nasze systemy ubezpieczeń społecznych, biorąc pod uwagę ich obecny kształt i sposób finansowania.

Rozprawienie się ze zgubną wiarą w cudotwórczą moc wzrostu gospodarczego oznacza ryzyko wywołania kryzysów w wymiarze społecznym i gospodarczym. Nie wiemy do końca, dokąd zaprowadzi nas to w sensie politycznym (umocnienie się ruchów prawicowych, konflikty siłowe…). Z ręką na sercu trzeba przyznać, że nikt do końca nie wie, jak mogłyby wyglądać nasze społeczeństwa i gospodarki narodowe, jeżeli zrezygnowano by ze wzrostu gospodarczego, konsumpcjonizmu i niezrównoważonej eksploatacji zasobów. Już dawno powinniśmy byli jednak zacząć szukać rozwiązań idących w tym kierunku i dobrze, że wreszcie to robimy. Potrzebujemy trwałych strategii, aby stawić czoła dylematowi wzrostu gospodarczego.

Państwo jako regulator – zachowanie możliwości działania

Aby zrealizować opisany wyżej cel, potrzebne jest nam państwo, które czuje się zobowiązane przyjmować regulacje i udzielać wsparcia w interesie ogółu. To jednak zadanie na miarę Herkulesa, ponieważ państwa same stanowią część imperatywu wzrostu gospodarczego i są wobec tego pogrążone w rozterce. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej to właśnie rządy tworzą warunki ramowe, sprzyjające wydawaniu kapitału i konsumpcjonizmowi. Rozterka bierze się stąd, że przynajmniej w liberalnych demokracjach obok obietnicy dobrobytu rządy muszą zapewniać i chronić przede wszystkim dobra publiczne, zdrowe środowisko, wolność i prawa człowieka. To część ich demokratycznej legitymacji. Bez państwa nie jest jednak możliwa ani regulacja, ani transformacja. Potrzebujemy państwa, aby wesprzeć przełom na drodze ku realizacji nowych koncepcji.

Wróćmy do naszkicowanych zadań transformacji rozumianej jako droga.

Kiedy zastanawiam się nad transformacją i alternatywnymi rozwiązaniami, nie mogę nie myśleć jednocześnie o strategiach pozwalających ograniczyć bieżący ekspansjonizm kapitalizmu, który opiera się na kopalnych źródłach energii i ma charakter antyspołeczny. Istotna jest też refleksja nad sposobem, w jaki można by powstrzymać dalszą ekonomizację naszego życia oraz koncentrację władzy w rękach podmiotów gospodarczych. To elementarny warunek, aby w ogóle rozważać możliwość transformacji na rzecz dobrego życia dla wszystkich. Można w tym kontekście wskazać na wiele realnych reform, programów i kampanii:

  • Musimy zawalczyć o przywrócenie zasady sprawiedliwości społecznej, co wiążę się z demokratyzacją gromadzenia kapitału, a więc radykalną redystrybucją – demokratyczną i niedyskryminującą ze względu na płeć. Należałoby tu poruszyć kwestię sprawiedliwości podatkowej oraz opodatkowania kapitału i zasobów, zamiast stawiać na opodatkowywanie pracy jako najpowszechniejszego źródła poborów podatkowych.
  • Potrzebujemy o wiele bardziej radykalnej regulacji rynków finansowych niż rozwiązania, które do tej pory przyjęły w tym zakresie rządy państw, UE i grupa G20.
  • Nie potrzebujemy TTIP ani innych bilateralnych umów handlowych i inwestycyjnych, lecz wielostronnych reguł w zakresie handlu, które akcentowałyby prawa człowieka i potrzebę ochrony środowiska.
  • Każda trwała wizja dobrobytu musi się zmierzyć z ograniczeniami naszej planety i założyć radykalne granice wszelkiego rodzaju emisji oraz konsumpcji zasobów.
  • Musimy też wreszcie ograniczyć koncentrację władzy w rękach podmiotów gospodarczych (ustawy regulujące możliwość podziału koncernów mających pozycję dominującą, kontrola fuzji itd.). Pod względem reform politycznych jesteśmy w tym obszarze na słabej pozycji, choć już dzisiaj jest to jeden z największych problemów, ponieważ siła rynkowa kilku podmiotów już dawno przełożyła się na władzę polityczną.
  • Należy wyzwolić wiedzę z więzów, jakie stanowi prywatyzacja praw do jej wykorzystywania. Patenty i licencje trzeba ograniczyć i uregulować w taki sposób, aby można je było udostępniać jako dobra publiczne. Celem transformacji musi być wolny dostęp do wiedzy, ponieważ – i właśnie to jest w niej piękne – jest ona zasobem nieograniczonym, którego jest tym więcej, im bardziej się nim dzielimy.

Istnieje cały szereg propozycji realistycznych reform modelu kapitalistycznego, opartego na paliwach kopalnych, cyfryzacji i finansach. Przeprowadzenie tych reform rozszerzałoby możliwości działania na rzecz dobrego życia dla wszystkich, a przynajmniej by ich nie ograniczało. Ale nawet te pierwsze kroki na drodze ku transformacji są praktycznie nie do zrealizowania pod względem politycznym, ponieważ blokują je odpowiedni lobbyści ze świata biznesu i władzy.

Zmniejszenie emisji dwutlenku węgla o 80 proc. jest potrzebne najpóźniej do roku 2050, jeżeli chcemy, aby średni poziom globalnego ocieplenia nie przekroczył dwóch stopni. Musielibyśmy jednak w tym celu wykazać gotowość do rezygnacji z przywilejów, a to oznacza rozprawienie się ze sprzecznościami we własnych nawykach konsumpcyjnych i w stylu życia oraz zmianę postępowania. Z kolei w wymiarze politycznym niezbędne są przede wszystkim stawienie czoła interesom gospodarczym i ośrodkom władzy, nazwanie konfliktów po imieniu i gotowość do prowadzenia sporów.

Nowe niepokojące zjawiska

Ważne podmioty gospodarcze i instytucje globalne (OECD, Bank Światowy) zgadzają się, że „business as usual“ prowadzi nas do katastrofy klimatycznej.

Problem polega na tym, że te same podmioty mimo to kontynuują realizację starego modelu pod nowymi szyldami, czego przykładem może być tzw. bioekonomia, z którą wiązano kiedyś ogromne nadzieje.

Na przykład pod płaszczykiem wycofywania się z kopalnych surowców energetycznych często na nowo obiera się złą drogę, pozostając w pułapce wzrostu gospodarczego. Co więcej, otwiera się nowe wymiary monetaryzacji i utowarowienia przyrody. Globalna ekonomizacja opieki nad chorymi i seniorami, do której angażuje się migrantów i migrantki, oraz nowe technologie reprodukcyjne kosztem ubogich zmieniają oblicze opieki i stosunków między płciami. Również tutaj pozbawia się nas możliwości działania na rzecz dobrego życia.

Po kolei – obszarem działalności bioekonomii jest biologia syntetyczna. Nazywa się ją również ekstremalną inżynierią genetyczną. Wiążą się z nią, co prawda, również obiecujące innowacje w dziedzinie energetyki i transportu, ale zakres tej dziedziny jest o wiele szerszy.

How Synthetic Biology Will Reinvent Nature and Ourselves – brzmi tytuł programowej książki George‘a Churcha. Biologia syntetyczna chce i może nie tylko zmieniać formy życia, ale też składać je na nowo z pojedynczych cegiełek biologicznych (biobricks). Co do zasady, z każdej bakterii, każdego mikroorganizmu i każdej algi można zbudować rodzaj minifabryki, która z biomasy wyprodukuje niemal wszystko, np. paliwo, plastik, aromat waniliowy itd. Biotechnologia zamienia przyrodę w fabrykę wytwarzającą artykuły na życzenie, czyniąc z człowieka w jeszcze większym stopniu pana przyrody i jej cykli. Proces ten pozostaje pod kontrolą zaledwie kilku koncernów, które zmieniają budulce życia, przywłaszczając sobie nie tylko to, co do nas należy, ale też to, z czego się składamy. Koncerny te zapewniają sobie monopol na wyznaczanie przyszłych kierunków biegu historii. Wiedza naukowa jest nam potrzebna do transformacji, a niektóre zastosowania biotechnologii mają sens i wskazują pionierskie rozwiązania w zakresie oszczędnego gospodarowania zasobami. Nie powinniśmy rezygnować z wykorzystywania sensownych innowacji. Musimy jednak rozważyć ich skutki w wymiarach społecznym i ekologicznym. Konieczna jest możliwość oceny, czy określoną naukę i związane z nią badania można z pełną odpowiedzialnością wspierać w interesie ogółu. Wszędzie tam, gdzie spodziewamy się negatywnych konsekwencji, należy wyznaczyć granice. Również z tego względu potrzebujemy państwa w roli regulatora, a także demokratycznej kontroli nad nowymi biotechnologiami.

Innym obszarem tzw. bioekonomii – obok biotechnologii – są tzw. technologie reprodukcyjne. Chodzi tu w szczególności o ekonomizację życia, a mianowicie o utowarowienie produktów ludzkiego organizmu – komórek jajowych, spermy, tkanek – i komercjalizację ludzkiego ciała poprzez praktyki takie jak handel usługami surogatek. Oznacza to, że technologia reprodukcyjna nie ogranicza się wyłącznie do reprodukcji, lecz przyczynia się także do powstawania globalnych rynków płodności. Działające w Indiach trzy  tysiące domów dla surogatek to interes przynoszący wielomilionowe zyski.

Ostatnia kolonizacja kapitalistów

Można zaobserwować, jak we współczesnym kapitalizmie, w którym zdezaktualizował się już tradycyjny model rodziny, oparty na żonie w roli gospodyni domowej i mężu w roli żywiciela, dochodzi do outsourcingu zadań społecznych i biologicznych. Dotyczy to zwłaszcza opieki. Kryzys związany z niedoborem opiekunów i opiekunek próbuje się u nas rozwiązać, sprowadzając do pracy kobiety z Europy Wschodniej. Powstają nowe globalne rynki i łańcuchy wartości – nie tylko w obszarze opieki, ale też płodności. Nieważne, czy chodzi o surogatkę z Indii, czy o opiekunkę z Europy Wschodniej. W obu przypadkach dochodzi do wykorzystania – całkowicie zgodnie z zasadami globalnej konkurencji – nierówności społecznych i różnic prawnych.

Utowarowienie elementów przyrody, ludzkiego działa i produktów ludzkiego organizmu jest, być może, ostatnią kolonizacją kapitalistów i wiąże się ściśle ze zmianą sposobu życia. Nie chodzi jedynie o abstrakcyjną kapitalistyczną eksploatację, ale o transformację życia codziennego i relacji między płciami – u nas i przede wszystkim tam, gdzie opłacamy surogatki i skąd sprowadzamy sobie opiekunki (z Europy Wschodniej, Azji).

Istnieją zadziwiające podobieństwa między ekonomizacją medycyny i opieki a ekonomizacją zasobów naturalnych, ponieważ w obu wypadkach chodzi o eksploatację, nie zaś o zaopatrzenie czy ochronę. Powinniśmy powiedzieć „nie” bioekonomii i utowarowieniu przyrody, które opierają się wyłącznie na logice eksploatacji.

Jeżeli bioekonomia jest kolejnym krokiem na drodze do utowarowienia ludzkiego ciała i jego produktów, musimy odpowiedzieć na to stanowczym postulatem uznania seksualnych i reprodukcyjnych praw kobiet za prawa człowieka oraz domagać się ich ochrony i realizacji.

Chciałam w szczególny sposób zwrócić uwagę na te nowsze tendencje w obszarze ekonomizacji życia i przyrody, ponieważ są one, moim zdaniem, stanowczo za mało obecne w świadomości publicznej.

Praca opiekunów i opiekunek – niedostrzegany problem

Chciałabym jeszcze rozwinąć temat opieki. Chociaż od dawna panuje w tym obszarze głęboki kryzys, kwestia ta była pomijana przy tworzeniu różnych agend transformacyjnych oraz wielu alternatywnych koncepcji i praktyk ekonomicznych. Problem dotyczy opieki nad dziećmi, młodzieżą, chorymi i seniorami. Praca opiekunek i opiekunów stanowi istotną część każdej gospodarki, ma charakter emocjonalny i jest związana z relacjami międzyludzkimi. Obecnie dokonuje się w tym obszarze wielki przewrót, ponieważ w kapitalizmie nieustannie zmieniają się konfiguracje relacji społecznych. Zaczynamy odchodzić od tradycyjnego modelu rodziny z kobietą w roli gospodyni domowej i mężczyzną w roli żywiciela. Obserwujemy ponadto zmiany demograficzne. W wyniku tych zjawisk opieka znalazła się w głębokim kryzysie, którego nadal jeszcze nie rozumiemy.

Jak dotychczas próbowano rozwiązać ten problem? Stawiano na dalszą ekonomizację, tworzenie globalnych łańcuchów usług i organizację opieki według ekonomicznych kryteriów wydajności, czego przykładem może być opieka z zegarkiem w ręku, gdzie każda czynność jest wyceniana (2 minuty karmienia łyżką – 2 euro). Korzystano też z możliwości eksternalizacji kosztów poprzez nieodpłatną pracę przede wszystkim kobiet, bo to właśnie na ich barkach spoczywa zwykle obowiązek opieki nad najbliższymi w domu.

Opieka wymaga zmian strukturalnych, jeśli nie chcemy, by ulegała dalszej ekonomizacji i odczłowieczaniu.

Nowe postawienie kwestii dobrobytu oznacza, co do zasady, częściowe uwolnienie społeczeństwa od kategorii ekonomicznych – nie tylko w kontekście opieki. Nie wszystko pasuje bowiem do kapitalistycznej logiki tworzenia wartości dodanej i optymalizacji wydajności, a już na pewno nie opieka.

Jeżeli chcemy przezwyciężać, a nie cementować tradycyjny podział zadań między kobietami a mężczyznami, oparty na hierarchii płci, pracę związaną z opieką należy na nowo rozdzielić między obie płcie. Byłby to kamień milowy na drodze do realizacji zasady sprawiedliwości społecznej.

Zorganizowanie opieki w sposób, który pokrywa koszty, ale nie jest zorientowany na zysk, może skutkować utworzeniem sensownych, płatnych miejsc pracy. Jeśli będzie to szło w parze z utrzymaniem i rozbudową systemów ubezpieczeń społecznych, istnieje szansa na przezwyciężenie wykluczenia reprodukcji.

Od państwa opiekuńczego do państwa partnerskiego

Jestem świadoma tego, że skupiłam się do tej pory na opisywaniu kilku z wielu złożonych i powiązanych ze sobą problemów na drodze do transformacji na rzecz dobrego życia dla wszystkich.

Harald Welzer stwierdza w książce (2013) Selbst denken. Eine Anleitung zum Widerstand, że istotą naszego złego samopoczucia jest radykalny brak perspektyw na przyszłość. Z tego powodu – zamiast odważnie poszukiwać nowych rozwiązań – uciekamy się do starych schematów myślowych i próbujemy przywracać rzeczywistość, która już dawno minęła.

Jak uwolnić się od tych schematów myślenia i niezadowolenia z tradycyjnej polityki? Mogę tu naszkicować tylko jedno z kilku podejść.

Wraz z teoretycznymi projektami i praktykami w zakresie gospodarki transformacyjnej, a także reorganizacji świata pracy w nastającej dobie postindustrialnej powstała koncepcja państwa partnerskiego, zwanego też państwem peer-to-peer. Pomysł polega na założeniu, że państwo może stać się partnerem, który umożliwia samoorganizację w zakresie społecznej produkcji i reprodukcji oraz wspiera bezpośrednie uspołecznione tworzenie wartości dodanej poprzez kreowanie odpowiednich warunków ramowych o charakterze politycznym i prawnym.

Jakie przełomowe zmiany się za tym kryją? W okresie stopniowego przechodzenia do epoki postindustrialnej upowszechnia się forma gospodarowania, w której tradycyjny podział na producentów i konsumentów coraz bardziej się zaciera w wyniku powstawania nowej kategorii podmiotów – prosumentów. Prosumenci – np. przy wykorzystaniu technologii druku przestrzennego (3D) – mogą produkować to, czego naprawdę potrzebują lub też samodzielnie naprawiać to, czego według logiki rynku naprawiać już się nie opłaca. W takiej sytuacji mniej produkuje się na rynek, za to coraz więcej na własne potrzeby. A to, według obowiązującej wciąż logiki apoteozującej wzrost gospodarczy, „niszczy” miejsca pracy i źródła dochodów. W tej transformacji potrzebne jest państwo partnerskie o rozszerzonym spektrum kształtowania rzeczywistości. Takie państwo mogłoby krok po kroku uwolnić się od dylematu prywatyzacyjnego, związanego z koniecznością wyboru między państwem a rynkiem. Zachwalany jako nieposiadający alternatywy model rozwoju i finansowania partnerstwa publiczno-prywatnego można w ten sposób uzupełnić o partnerskie projekty realizowane przez państwo we współpracy z obywatelami oraz obywatelkami. Pomysły te należy postrzegać jako drogowskazy, które sprawią, że alternatywne formy gospodarowania i zrównoważony styl życia przyczynią się do zmian systemowych i stworzą pole do działania w zakresie samoorganizacji i samozaopatrzenia – „dla wszystkich“, a w szczególności dla pokrzywdzonych i wykluczonych.

Państwo partnerskie w okresie przechodzenia do epoki społeczeństwa postwzrostowego miałoby większe pole do działania i kształtowania rzeczywistości niż fordystyczne państwo opiekuńcze. Model fordystyczny w okresie po drugiej wojnie światowej bez wątpienia rozwinął się jako historyczny kompromis między społecznymi ruchami emancypacyjnymi a interesami kapitalistycznymi. Związki zawodowe i partie socjaldemokratyczne miały w tym decydujący udział. W obliczu naszkicowanych wyżej trendów wydaje się jednak, że nadszedł już najwyższy czas (w ujęciu historycznym), aby doszło do przekształcenia się państwa opiekuńczego w państwo partnerskie.

Michel Bauwens, założyciel Foundation for Peer-to-Peer Alternatives, która dała światu pomysł państwa partnerskiego, zwraca uwagę, że w jego koncepcji nie chodzi bynajmniej o likwidację państwa opiekuńczego. Peer production i uspołecznione tworzenie wartości dodanej wymagają silnych ruchów obywatelskich i silnych instytucji. To właśnie dzięki nim można by zapobiegać sytuacji, w której władze krajowe i samorządowe z jednej strony mówią o braniu na siebie większej odpowiedzialności, a z drugiej prywatyzują ziemię, domy i przestrzenie publiczne, aby zasilić swoje budżety.

Powinniśmy wspólnie szukać odpowiedzi, jak można zachować to, co najlepsze w państwie opiekuńczym, zinstytucjonalizowanych formach solidarności, takich jak systemy ubezpieczeń społecznych, silnych instytucjach edukacyjnych czy kulturze wspieranej ze środków publicznych. Związki zawodowe nadal będą odgrywać ważną rolę polityczną. Muszą się one jednak dopasować do nowych warunków ramowych i po części również na nowo się odnaleźć, aby monitorować niebezpieczeństwo rozwinięcia się prekariatu peer-to-peer w okresie transformacji.

W ten sposób docieram już do ostatniej kwestii, którą chciałabym poruszyć – przeciwstawiając się koncepcji „business as usual“ i ekonomizacji życia oraz walcząc o transformację społeczno-ekologiczną, potrzebujemy sojuszy i aliansów.

Budowanie strategicznych sojuszy

Zakładam, że wielu z Państwa zalicza siebie do „kwitnącej awangardy“. Widzą się Państwo w roli myślicieli głoszących innowacyjne pomysły na organizację gospodarki i społeczeństwa, by w końcu odwrócić stary porządek do góry nogami.

Powinniśmy tworzyć sojusze. Nadal aktualne pozostaje jednak stare wyzwanie związane z tym, że sami między sobą konkurujemy (o uwagę mediów, sponsorów, dotacje publiczne itd.). Nasze organizacje za bardzo skupiają się na tematach sektorowych. Nie udało nam się też jeszcze do końca przezwyciężyć podziału na tych, którzy troszczą się o planetę i środowisko, a tych, którzy angażują się przede wszystkim na rzecz sprawiedliwości społecznej, w tym również sprawiedliwości w relacjach między płciami. Trzeba jeszcze wykonać dużo pracy, aby połączyć różne ruchy, ich postulaty i potencjały mobilizacyjne, znów bardziej je upolitycznić i bardziej strategicznie ukierunkować na czekające nas procesy transformacyjne.

Potrzebujemy również sojuszy z małymi i średnimi przedsiębiorstwami. Moglibyśmy przekonać je do form gospodarowania zorientowanych na dobro wspólne. Również sami dowiedzielibyśmy się czegoś o stosowanych już w wielu miejscach praktykach, gdzie w szerszym kontekście produkcja i usługi nie są zorientowane na zysk, tworząc wartościowe miejsca pracy, czy wręcz „miejsca życia”.

Do transformacji na rzecz lepszego życia dla wszystkich potrzebujemy:

Po pierwsze – zrozumienia i społecznego konsensusu co do tego, że musimy działać niezwłocznie i bardziej radykalnie.

Po drugie – próby powstrzymania nowych negatywnych zjawisk gospodarczych.

Po trzecie – poświęcenia uwagi problemom pomijanym do tej pory w koncepcjach teoretycznych (takich jak opieka) i prześwietlenia naszej infrastruktury mentalnej, która czyni z nas współtwórców i współtwórczynie złej globalnej polityki gospodarczej i społecznej.

Ponadto potrzebujemy na całym świecie dobrze zorganizowanych i stawiających opór obywateli i obywatelek, a także silnego państwa. Państwo jako silny regulator, który trzyma w ryzach wszechwładzę podmiotów gospodarczych, tylko w wyniku presji oddolnej może przekształcić się w państwo partnerskie, które wspiera oraz chroni społeczne i ekonomiczne innowacje na rzecz sprawiedliwości i dobra wspólnego.

Państwo opiekuńcze tak szybko nie zniknie, a obywatelki i obywatele, którzy należą do większości, nie wyrzekną się wyznawanych przez siebie zasad. Ten model państwowości będzie przebudowywany i stopniowo ograniczany – w bardzo różnych warunkach ramowych. Nie powinniśmy jednak pozostawić na placu boju samych neoliberałów i populistów. Należy współorganizować transformację państwa i społeczeństwa przy wykorzystaniu własnych pomysłów i inicjatyw.

Dalsza bibliografia: