Michał Olszewski komentuje sytuację w polskim sektorze energetycznym: Ostatnie zapowiedzi polskiego rządu brzmią jednoznacznie - polska energetyka nadal będzie opierać się na miksie paliw stałych.
Węgiel brunatny jest jednym z dwóch fundamentów, na których opiera się energetyka polska . W ubiegłym roku zasilane tym surowcem elektrownie wyprodukowały ogółem 30 proc. energii elektrycznej (dla porównania - z węgla kamiennego otrzymaliśmy 50 proc. prądu). Jedna elektrownia Bełchatów, największa w Polsce i 25 na świecie (i przy tym najnowocześniejsza w kraju) odpowiadała za produkcję 20 proc. całej elektryczności.
To źródło taniego prądu zaczyna jednak wysychać. Wydobycie w położonym w pobliżu elektrowni złożu Bełchatów (centralna Polska) zakończy się około 2021 r., a w pobliskim złożu Szczerców około 2040 roku. Eksploatacja złoża w Koninie zakończy się najpóźniej za 20 lat, a w Turowie ok. roku 2045. W energetyce nie jest to perspektywa odległa. Rząd rozpoczął więc gorączkowe poszukiwania wyjścia awaryjnego: topniejące w szybkim tempie złoża węgla kamiennego, niemrawy, zastopowany przez konserwatywnych polityków, rozwój odnawialnych źródeł energii, oraz zarzucony plan budowy elektrowni atomowej sprawiają, że widmo braku mocy staje się coraz bardziej realne. Tym bardziej, że zmienia się struktura zapotrzebowania: co prawda zużycie energii nie rośnie w szybkim tempie, ale w gorące lata i mroźne zimy szczyty energetyczne sięgają maksimum polskich zdolności wytwórczych.
Stąd zdecydowane deklaracje, jakie padły w maju tego roku z ust Grzegorza Tobiszowskiego, wiceministra energii. Zapowiedział on, że najpóźniej w przyszłym roku rozpoczną się prace przy odkrywce Złoczew. To położony niedaleko Bełchatowa obszar o długości ok. 10 km i szerokości 1000-1500 metrów. Według sporządzonego na potrzeby Greenpeace raportu „Skutki budowy kopalni odkrywkowej węgla brunatnego na złożu Złoczew” (autorem jest dr Benedykt Pepliński z Uniwersytetu przyrodniczego w Poznaniu) węgiel zalega na głębokości ok. 300 metrów. Czas eksploatacji szacowany jest na blisko 40 lat. Jednocześnie ministerstwo energii deklaruje, że przy eksploatacji złoża zostaną wykorzystane najnowsze technologie, m.in. zgazowywania węgla.
Ten obraz nie byłby jednak pełny bez kosztów zewnętrznych, które w energetyce polskiej często nie są szacowane. Tak duża głębokość złoża sprawia, że lej depresyjny również będzie bardzo duży. Konsekwencje dla stosunków wodnych w okolicy wydają się więc oczywiste: tak, jak wszędzie, gdzie prowadzone są odkrywki, woda ucieknie. Dla rolnictwa wokół złoża Złoczew oznacza to albo koniec albo wielkie utrudnienia. Z odkrywką wiążą się również niebagatelne koszty społeczne: wstępne szacunki mówią o konieczności przesiedlenia około 3 tysięcy mieszkańców.
Złoczew nie jest jedynym złożem, na które spoglądają politycy, odpowiedzialni za energetykę. Od wielu lat toczy się dyskusja na temat uruchomienia wydobycia w pobliżu Legnicy (południowo-wschodnia Polska). Zasoby bardzo wysokiej jakości węgla brunatnego są tam szacowane na ok. 15 mld ton, czyli 5 razy tyle, ile wydobyto w Polsce od 1945 roku. W Legnicy jednak opór społeczny i świadomość strat środowiskowych sprawiły, że projekt został odłożony. Podobnie w okolicach Konina, gdzie znajdują się dwa zasobne złoża Ościsłowo i Dęby Szlacheckie - w obu miejscach lokalne społeczności protestują przeciwko nowym odkrywkom, a koszt ich uruchomienia jest bardzo wysoki. W Złoczewie prawdopodobnie będzie inaczej: gmina Kleszczów, na terenie której znajduje się odkrywka bełchatowska, płaci potężną cenę środowiskową za wydobycie, ale jednocześnie należy do najbogatszych w Polsce. O wpływie spalania węgla brunatnego na globalne ocieplenie nie mówi tu nikt poza ekologami - dominuje szybki rachunek zysków i strat.
Decyzja o uruchomieniu nowego złoża zbiega się z przygotowaniami Polski do szczytu klimatycznego w Katowicach. Od organizatorów usłyszymy z pewnością, że konieczne jest wzmożenie wysiłków w walce ze zmianami klimatu i solidarność z najbardziej poszkodowanymi przez globalne ocieplenie. Zakładam, oby mylnie, że temat niebagatelnego wpływu spalania węgla brunatnego na globalne ocieplenie polska delegacja ominie szerokim łukiem.
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.