Polska nie chwyta trendów. Badanie śladu węglowego to u nas wciąż ekstrawagancja.

Komentarz

Amerykańskie firmy, szkoły, szpitale i mieszkańcy zaczęli badać swój ślad węglowy, by ograniczyć wpływ na środowisko. Polska też musi podjąć ten problem. Szczyt klimatyczny w Katowicach to najlepszy moment.

 

Tekst powstał w ramach programu Transatlantic Media Fellowships, w którym wspieramy zaangażowane dziennikarstwo i udzielamy stypendium dla dziennikarzy na podróż do Stanów Zjednoczonych i napisanie relacji w jednym z trzech priorytetowych dla Fundacji obszarów: polityka klimatyczna i energetyczna, demokracja i prawa człowieka oraz polityka zagraniczna i bezpieczeństwa. Dominika Wantuch jest jedną z trojga tegorocznych stypendystów.

Z redukcją śladu węglowego jest jak z odchudzaniem się. Gdy już zrozumiesz, jak zła dieta wpływa na twoje zdrowie, jakie produkty ci szkodzą, co jest przyczyną tego, że tyjesz, podejmujesz wysiłek, by schudnąć. W Stanach Zjednoczonych analogiczne wysiłki podejmujemy, by zredukować emisję gazów cieplarnianych i ograniczyć nasz wpływ na środowisko – wyjaśnia Amy Holm z The Climate Registry (TCR).

Organizacja non profit, w której pracuje, od ponad dekady przygotowuje raporty dotyczące emisji gazów cieplarnianych i pomaga organizacjom mierzyć i redukować emisję dwutlenku węgla, czyli ich ślad węglowy. - Dotyczy to firm, korporacji, instytucji podległych rządowi, szkół, szpitali, uniwersytetów – mówi Amy Holm. W działaniach prośrodowiskowych TCR wspiera m.in. takie firmy i organizacje jak Ford, Delta Air Lines, the U.S. Postal Service, Uniwersytet Yale, Digital Realty, Cisco Systems, Virgin America, Uniwersytet Kalifornijski, Exelon, Hershey Company.

Łącznie dzięki TCR swoje emisje CO2 raportuje niemal 300 organizacji, a ich średnia redukcja emisji gazów cieplarnianych tylko w ciągu pierwszych pięciu lat wyniosła 20 proc.

Ślad węglowy. Sprawdź, co zostawiasz po sobie.

Amy Holm tłumaczy: - Analizujemy wszystkie detale. Z jakiego źródła pochodzi energia, ile jest jej zużywane, w jakim celu. Ile samochodów posiada np. korporacja, jakie, jaki jest rok produkcji, rodzaj paliwa i zużycie. Jak pracownicy dostają się do pracy? Czy firma promuje carpooling, czy promuje rowery? Jak bardzo beztrosko wydaje pieniądze na transport lotniczy? Jak i ile firma wykorzystuje plastiku, czy inwestuje w przyjazne środowisku wyposażenie: komputery, oświetlenie, drukarki, klimatyzatory. Istotne jest nawet, jakiego rodzaju kubków, szklanek czy serwetek używa firma. Czy promuje wodę w plastikowych butelkach, czy filtrowaną z kranu – wylicza Holm i dodaje: - Każde nasze działanie w codziennym życiu ma wpływ na środowisko, a jeśli weźmiemy pod uwagę korporacje zatrudniające tysiące osób, to ślad węglowy rośnie i rośnie.

Jak szacuje amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA), inwestowanie przez firmy w USA w ekologiczne sprzęty biurowe można porównać do ściągnięcia niemal 160 tys. pojazdów z ulic w skali roku. Energooszczędne sprzęty zużywają bowiem nawet o 60 proc. mniej energii niż tradycyjne. Rezygnacja z podróży samochodem czy samolotem to spadek emisji o ok. 20 proc., a noclegi w ekologicznych energooszczędnych, przyjaznych środowisku hotelach to kolejne kilka procent w dół emisji zanieczyszczeń do środowiska.

Poza polityką klimatyczną państw istotne jest także nasze indywidualne działanie. Nas, firm, korporacji, instytucji. Zwłaszcza w dobie zbliżającej się katastrofy klimatycznej – zaznacza Amy Holm.

Ta według niedawno opublikowanego raportu IPCC (Międzynarodowego Zespołu ds. Zmian Klimatu) może nastąpić za 12 lat, jeśli nie powstrzymamy globalnego wzrostu temperatury.

Ograniczyć ślad węglowy na własną rękę

We wrześniu, trzy miesiące przed szczytem klimatycznym w Katowicach – najważniejszą konferencją klimatyczną od czasu podpisania porozumienia klimatycznego w Paryżu w 2015 r. – trzy tysiące amerykańskich sygnatariuszy podpisało się pod dokumentem „America's Pledge”. Zobowiązały się w nim do tego, że Ameryka będzie realizować działania klimatyczne niezależnie od polityki administracji prezydenta Donalda Trumpa. 

Władze stanów, miast, firm, uczelni i organizacji zobowiązały się m.in., że zmodernizują budynki mieszkalne, zwiększą liczbę pojazdów elektrycznych na drogach, a przede wszystkim podwoją liczbę celów w zakresie energii odnawialnej i przyspieszą eliminację węgla z gospodarki.

Gubernator Kalifornii Jerry Brown, który jest jednym z głównych sygnatariuszy „America's Pledge”, zapowiedział, że jego stan zamierza w 100 proc. czerpać energię ze źródeł odnawialnych.

Polska niczym drugi Donald Trump

A Polska? - pytają międzynarodowi eksperci, nie kryjąc zaniepokojenia. - Mamy nadzieję, że Polska jako organizator szczytu klimatycznego pokaże, że jest zdeterminowana, by redukować emisję gazów cieplarnianych, monitorować stan środowiska, odchodzić od gospodarki opartej na węglu i inwestować w ekologiczne źródła energii. Że będzie chciała się wpisać w trend światowy, a nie być drugim Donaldem Trumpem, który bagatelizuje problem zmian klimatu – mówi Jamie Henn z amerykańskiej organizacji 350.org działającej na rzecz zatrzymania paliw kopalnych.

Ale na razie Polska nie kwapi się do ograniczania emisji. Tu badanie śladu węglowego przez firmy, szkoły, instytucje czy samych mieszkańców jest wciąż ekstrawagancją. Wiele polskich firm o możliwości obliczania śladu węglowego korporacji czy produktu dowiaduje się od zachodnich kontrahentów, którzy mają obowiązek go mierzyć.

Jedyny obowiązek raportowania emisji dotyczy zakładów, które wprowadzają do powietrza gazy cieplarniane – posiadają np. kotły, stanowiska spawalnicze, klimatyzatory czy wykorzystują np. samochody jako środki transportu. One muszą składać protokoły do Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami. - Ale chodzi o to, by każdy miał świadomość, jak wpływa codziennie na środowisko i by mógł swoje nawyki zmieniać. Żeby np. firmy wykorzystujące do ogrzewania węgiel mogły znaleźć alternatywne źródła energii – wyjaśnia Holm.

Na razie jednak w Polsce nie ma szansy na zmianę retoryki, co potwierdza opublikowany kilka dni temu projekt „Polityki Energetycznej Polskie do 2040 r.”. Minister energii Krzysztof Tchórzewski zapowiedział, że choć procent udziału elektrowni węglowych się zmniejszy z 80 do 35 proc. w następnych 20 latach, to polski rząd dalej będzie inwestował w węgiel. Zamierza też ostatecznie uśmiercić energię pochodzącą z wiatraków na lądzie – jednej z najtańszych alternatyw OZE. Zamiast tego stawiać będzie na energię z wiatraków na morzu. Tyle że dziś takie inwestycje w Polsce się nie rozwijają, a opłacalne będą najwcześniej za około dekadę.

Tekst ukazał się 3 grudnia w krakowskim wydaniu Gazety Wyborczej.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autorki i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.