Kryzys humanitarny na polsko-białoruskiej granicy przybiera na sile. Psychologiczny i polityczny efekt eskalacji analizuje prof. Przemysław Sadura, socjolog Uniwersytetu Warszawskiego, na podstawie własnych badań ze strefy obowiązywania stanu wyjątkowego. Instrumentalizacja migracji na użytek polityczny prowadzi do niebezpiecznej sytuacji „odczłowieczenia” tego procesu w przestrzeni publicznej. Z kolei strefa przygraniczna staje się epicentrum przemocy i terytorium wielkiej traumy, której doświadczają codziennie nie tylko migranci, ale aktywiści, lokalni mieszkańcy czy przedstawiciele Straży Granicznej, gdyż na oczach wszystkich rozgrywa się walka o ludzkie życie.
Wprowadzenie
Żyjemy w epoce migracji. Dobrze wiemy dlaczego mieszkańcy krajów globalnego Południa decydują się szukać lepszego życia w krajach globalnej Północy. Coraz mocniej odczuwalne skutki katastrofy klimatycznej uderzające przede wszystkim w kraje położone w strefie subtropikalnej, sprawiając, że warunki życia w wielu z nich stają nieznośne. Destabilizacja sytuacji politycznej w krajach Bliskiego Wschodu, Azji Centralnej, rogu Afryki prowadzi do konfliktów międzynarodowych, wojen domowych, czystek etnicznych. Autorytarne reżimy prowadzą często politykę zmieniającą całe państwa w obozy pracy (np.: Erytrea). Globalne nierówności ekonomiczne oraz wchodzenie na przeciążający lokalne rynki pracy wzrost demograficzny zwiększa presję migracyjną. Wszystko to powoduje, że coraz więcej ludzi z narażeniem życia swojego i swoich rodzin decyduje się na ucieczkę.
Kryzys migracyjny 2015 r. Narodziny antyuchodźczej retoryki Prawa i Sprawiedliwości
W tej stałej presji migracyjnej zdarzają się momenty kumulacji, związane z gwałtowną destabilizacją całego regionu, otworzeniem nowego szlaku migracyjnego lub celowymi działaniami krajów zmierzających do destabilizacji sytuacji w określonych krajach. Tak było w roku 2015, kiedy wg Eurostatu państwa członkowskie Unii Europejskiej otrzymały ponad 1,2 mln wniosków o azyl, czyli ponad dwukrotnie więcej niż w 2014 roku. Większość z nich wybierała szlaki morskie trafiając do Grecji i Włoch. Kiedy kraje te zaapelowały do pozostałych krajów Unii Europejskiej o solidarność w przyjmowaniu uchodźców, a kanclerz Niemiec Angela Merkel oświadczyła, że potrzebujący powinni dostać azyl w Europie tysiące uchodźców ruszyło nowym szlakiem bałkańskim przez Węgry, kierując się do Austrii i Niemiec. W konsekwencji tych wydarzeń w 2015 roku Komisja Europejska wydała dwie decyzje o relokacji łącznie 160 tys. uchodźców z Grecji, Włoch i Węgier do innych krajów Unii Europejskiej.
CBOS - najważniejszy polski instytut prowadzący badania opinii społecznych na użytek publiczny, badał stosunek do uchodźców w Polsce od 2004 r. W ciągu dziesięciu lat stosunek Polaków do tej kwestii prawie się nie zmienił. Przed wakacjami 2015 r., tak jak w 2004 r. trzy czwarte badanych (76%) uważało, że Polska powinna udzielać schronienia osobom prześladowanym w swoich krajach za przekonania i działalność polityczną, a jedna czwarta (22%) respondentów było skłonnych pozwolić im na stałe osiedlić się w Polsce. Rok później większość Polaków (53%) uważała, że Polska nie powinna przyjmować jakichkolwiek uchodźców. Udzielanie im schronienia w Polsce do czasu, kiedy będą mogli wrócić do kraju akceptowało 37%, a jedynie 4% respondentów uważało, że pozwolić im się osiedlić w Polsce. Podobne wyniki utrzymywały się aż do 2021 r.
Co takiego wydarzyło się w 2015 r., że w ciągu kilku miesięcy o połowę spadła liczba Polaków gotowych przyjąć uchodźców? Jesienią 2015 r. w Polsce odbywały się wybory. Kiedy Unia solidarnie postanowiła podzielić się kontyngentem uchodźczym (Polsce przypadło przyjęcie niespełna 7 tys.) Prawo i Sprawiedliwość uczyniło z uchodźców temat kampanii wyborczej. Politycy tej partii zaczęli coraz częściej prezentować poglądy nasycone islamofobią i rasizmem. Lider PiS Jarosław Kaczyński posłużył się językiem, który wielu krytyków skojarzyło z narodowym socjalizmem oskarżając uchodźców o roznoszenie niebezpiecznych chorób i pasożytów. Wywodząca się z PO premier Ewa Kopacz zaczęła zmieniać argumentację twierdząc, że nie popiera przyjmowania uchodźców, jednak chce się wywiązać z zobowiązań wobec UE, aby nie narazić kraju na nieprzyjemności. To pozwoliło PiS zarzucić rządowi uległość wobec „dyktatu Berlina i Brukseli” i przesądzić wynik wyborów na swoją korzyść. Od tej pory stosunek Polaków do uchodźców pozostawał nieufny, a PiS od czasu do czasu wykorzystywał okazję, aby podsycić obawy przed nimi.
Sam kryzys uchodźczy 2015 r. w zasadzie Polskę ominął. Na przebiegającym przez nią szlaku wschodnio-europejskim odnotowano raptem 2 tys. nielegalnych przekroczeń granic wobec 1,8 mln przekroczeń na wszystkich europejskich szlakach i 800 tys. na przebiegającym przez Serbię i Węgry szlaku bałkańskim (w czym nie przeszkodziło zbudowany na całej długości granicy węgiersko-serbskiej ogrodzenie). Jednak antyuchodźcze nastawienie społeczeństwa stało się jednym z filarów władzy Prawa i Sprawiedliwości.
2021 Konflikt hybrydowy z Białorusią i narodziny strategii zarządzania strachem
Sytuacja z 2015 r. powtórzyła się latem 2021 r., kiedy prezydent Łukaszenka w reakcji na nałożenie na Białoruś unijnych sankcji za porwanie samolotu z opozycjonistą Ramanem Pratasiewiczem zdecydował się na otwarte wsparcie transgranicznego przerzutu nielegalnych imigrantów. Miał to być także akt zemsty za rzekome wspieranie przez Polskę, Litwę i Łotwę pokojowych demonstracji przeciw fałszerstwom wyborczym w tym kraju w 2020 r. Władze białoruskie uruchomiły kanały przerzutu uchodźców i migrantów m.in. z Iraku, Afganistanu i z innych krajów Bliskiego Wschodu oraz Afryki przez granicę z UE na terytorium Litwy, Polski i w Łotwie. Władze tych ostatnich potraktowały ten zorganizowany przerzut za sytuację przypominającą wojnę hybrydową i podjęły decyzje o wprowadzeniu stanów wyjątkowych na terenach przygranicznych z Białorusią. Białoruś stała się pierwszym być może w historii przypadkiem, kiedy przemytem ludzi zajmuje się państwo. Cały kanał przerzutu szlakiem wschodnio-europejskim został uruchomiony za przyzwoleniem zarabiającego na tym aparatu władzy i powiązanych z nim agencji, wspólnie realizujących przy tej okazji konkretne cele politycznej i ekonomicznej: destabilizacji Polski, Litwy i Łotwy oraz całej UE.
Od samego początku tzn. od sierpnia 2021 r. rząd Prawa i Sprawiedliwości prowadzi politykę „przechwytywania” mającą służyć wykorzystaniu nakładających się na siebie kryzysów migracyjnego, politycznego i humanitarnego w walce o poparcie polityczne dla partii rządzącej.
Przekaz podporządkowanych rządowi mediów nie jest skierowany tylko przeciwko reżimowi Łukaszenki. Służy on także kreowaniu na wroga zdesperowanych ofiar procederu stosowanego przez władze Białorusi. Uchodźcom odmawia się dostępu do procedur azylowych. Co wielokrotnie udowadniały organizacje broniące praw człowieka, przemocą usuwa się ich z terytorium RP, co niejednokrotnie skutkuje utratą zdrowia i życia. W tym celu stosuje się wprowadzoną rozporządzeniem niezgodnym z prawem polskim i międzynarodowym (m.in Konstytucją RP, Konwencją Genewskią dot. Statusu Uchodźców, Europejską Konwencją Praw Człowieka i Konwencją Praw Dziecka) tzw. procedurę push-back. Jedynie nielicznym potrzebującym udzielana jest niezbędna pomoc. W oficjalnych komunikatach próbuje się nadać faktycznym aktom przemocy pozory legalizmu, używając określeń, takich jak „zawracanie na granicę” i „obrona granic”. Władze państwa w trakcie oficjalnych konferencji prasowych z udziałem ministra spraw wewnętrznych i szefów służ specjalnych stosują środki odczłowieczające osoby poszukujące azylu, m.in. wyświetlając obsceniczne obrazy i stosując język wywołujący skojarzenia z terroryzmem.
Decyzja o zamknięciu dostępu do strefy przygranicznej dla mediów i organizacji pomocowych powoduje społeczną nieufność i chaos informacyjny. Mimo wielokrotnych apeli Rady Europy o humanitarne traktowanie uchodźców i Komisji Europejskiej o podjęcie współpracy z Frontexem Polska pozostała nieugięta i próbuje rozwiązać problem sama, łamiąc międzynarodowe konwencje. Państwo chcące rozwiązać kryzys sięgnęłoby po potencjał NGOsów migracyjnych oraz Frontexu mającego doświadczenie w radzeniu sobie ze zorganizowanym przemytem ludzi oraz weryfikacji prawdziwości deklaracji proszących o ochronę międzynarodową. Wszystko to nie przybliża Polski do rozwiązania problemu uchodźczego, jednak stosując taką nieugiętą politykę Prawo i Sprawiedliwość osiąga inne cele. Aby to dobrze zrozumieć pomocne byłoby przyjrzenie się temu, co dzieje się w przygranicznej strefie objętej stanem wyjątkowym.
Co się dzieje w strefie: psychologiczny i polityczny efekt eskalacji
Jednymi z nielicznych przedstawicieli niezależnych instytucji, którym udało się legalnie wjechać do strefy obowiązywania stanu wyjątkowego byli socjolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Przemysław Sadura (autor tego opracowania) oraz dr Sylwia Urbańska. Dostali pozwolenie na prowadzenie w strefie badań etnograficznych oraz wywiadów z miejscową ludnością. Wstępne wyniki badań zebrali w postaci dwóch reportaży socjologicznych opublikowanych w „Krytyce Politycznej”.
Przeprowadzone badania pokazały, co stopniowa eskalacja przemocy robi z ludźmi na granicy: uchodźcami, mieszkańcami, pracownikami służb mundurowych i zarejestrowały nabierający tempa proces traumatyzacji miejscowych oraz przybyszów. Od wprowadzenia stanu wśród przedstawicieli lokalnych społecznościach zaczęły nasilać się lęki, strach przed wojną oraz postawy islamofobiczne i ksenofobiczne. Mimo, że wolontariusze z organizacji pomocowych informowali w mediach społecznościowych o wywózkach, mieszkańcy na widok uchodźców od razu dzwonili po Straż Graniczną.
Sami pracownicy służb zostali postawieni w trudnej sytuacji. Fałszywy dylemat, jaki na poziomie całego państwa zaproponowało PiS: albo humanitarne traktowanie uchodźców i migrantów albo ochrona granicy i interesów państwa został narzucony każdemu z funkcjonariuszy państwa polskiego. Żołnierze, strażnicy graniczni i policjanci muszą na co dzień rozstrzygać, czy zachowają się zgodnie z ludzkim odruchem pomocy wygłodzonym i wychłodzonym, czy zgodnie z nakazem obrony granicy oznaczającym konieczność przepędzania do lasu i na bagna wystraszonych uchodźców w tym często kobiet, dzieci i starców. Taka sytuacja nie tylko sprowadza zagrożenie dla zdrowia i życie migrantów, ale prowadzi także do licznych dysfunkcji wśród pracowników służb (dysocjacja, PTSD i inne problemy psychiczne, nadużywanie alkoholu).
Jednym z efektów tych działań jest także obustronna eskalacja przemocy. Wielokrotnie przepychani i czasami okradani uchodźcy zbierają się w coraz większe grupy i próbują siłowo przekraczać granice. Odpowiedzią na to jest coraz bardziej agresywne zachowanie służby mundurowych używających gazu łzawiącego, psów oraz innych środków bezpośredniego przymusu. W lokalizacjach, w których prowadzone były badania, do grupowych prób siłowego przekraczania granicy dochodziło na długo przed tym, jak światowe media pokazały zdjęcia z walk toczonych 8 i 9 listopada w okolicach przejścia granicznego w Kuźnicach. Mechanizmy zaobserwowane przez badaczy w strefie obowiązywania stanu wyjątkowego zostały następnie rozszerzone przez działania rządu PiS na całe społeczeństwo.
Zachowując monopol na relacjonowanie wydarzeń ze strefy przygranicznej (brak dziennikarzy) władze serwują społeczeństwu obrazy młodych mężczyzn, którzy pod dyktando białoruskich funkcjonariuszy szturmujących graniczne zasieki, a ukrywają obrazy kobiet i dzieci będących ofiarami trwającej na granicy rozgrywki. Polskie społeczeństwo, karmione tymi wyreżyserowanymi przez władze Białorusi i Polski obrazami coraz bardziej boi się wojny oraz zalewu niekontrolowaną falą uchodźców i migrantów. W tej atmosferze większość bo, 52 proc. dała się przekonać do polityki władz i popiera wyłapywanie uchodźców, którym udało się przedostać na teren Polski i wypychanie ich z powrotem na granicę. Tylko 41 proc. ankietowanych Polaków wolałaby, by Polska przestrzegała humanitarnych zobowiązań i rozpatrywała wnioski uchodźców o ochronę międzynarodową. Ogólnopolskie badania sondażowe pokazały, że przyjęta przez Prawo i Sprawiedliwość strategia początkowo windowała wynik partii w sondażach, a obecnie zmniejsza tempo spadku poparcia dla rządu PiS wynikającego z najwyższej wśród krajów UE inflacji.
Proponowane przez Polskę rozwiązania mające służyć stabilizacji sytuacji nie mają szans powodzenia. Podstawowym narzędziem, oprócz stosowania nielegalnych push-backów, ma być budowa wzorem Trumpa i Orbana muru na granicy. Specjaliści od migracji przekonują, że mury tylko czasowo ograniczają migracje, bo przemytnicy zawsze znajdują inne kanały migracyjne. Nie ma możliwości oddzielenia się od świata zewnętrznego. Specjaliści od manipulacji politycznych wiedzą, że budowanie murów nasila strach, zmniejsza empatię wobec obcych i uruchamia w polityce tzw. efekt „to the king” tzn. zwierania szeregów wobec aktualnie rządzących. Jak się wydaje to ostatnie to prawdziwy cel działań polskich służb na granicy z Białorusią.
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.