Nawozy kontra bezpieczeństwo żywnościowe

Opinia

Pandemia, podwyżka cen energii, wzrost o 400% cen nawozów sztucznych, a następnie wojna w Ukrainie – pytanie o przyszłość polskiego i unijnego rolnictwa wobec tych wydarzeń jest jak najbardziej zasadne. Czy jednak przyszłość tę powinniśmy widzieć w dalszym uzależnieniu rolnictwa od importu nawozów i potrzebnego do ich produkcji gazu ziemnego? Przyszedł najwyższy czas, by zastanowić się nad publicznym wsparciem dla odejścia od nawozów mineralnych. Opłacalność takiego kroku jest oczywista, jeśli rozumiemy, że bezpieczeństwo żywnościowe zależy od ochrony zasobów naturalnych i stabilnego klimatu.

Nawozy_WPR

Liczy się to, co teraz

Wydarzenia ostatnich miesięcy zostały natychmiast wykorzystane przez przedstawicieli rolnictwa przemysłowego, by wymuszać na UE zahamowanie zielonych reform Wspólnej Polityki Rolnej (WPR). Jest to kontynuacja działań agrobiznesu, który od momentu przyjęcia Zielonego Ładu i Strategii „Od pola do stołu” poddawał ostrej krytyce zmiany unijnej polityki rolnej wspierające rozwój ekologicznej i lokalnej produkcji żywności, twierdząc, że stanowią one największe zagrożenie dla przyszłości rolnictwa UE i jej bezpieczeństwa żywnościowego.

Zdaniem przedstawicieli agrobiznesu tylko intensyfikacja produkcji rolnej, oparta m.in. na stosowaniu nawozów sztucznych może uchronić nas od widma głodu i niedożywienia. Polska w tej narracji odgrywa pierwszoplanową rolę, będąc krajem, który podjął inicjatywę uzyskania wsparcia finansowego z UE na dotowanie nawozów mineralnych.

W ostatnim tygodniu Komisja Europejska podjęła decyzję, by na ten cel przyznać Polsce 836 mln euro (3,9 mld zł). Będą to dofinansowania do zakupu nawozów stosowanych na ok. 8 mln ha upraw oraz 2,8 mln ha łąk i pastwisk oraz traw na gruntach ornych. Dopłaty mogą otrzymywać gospodarstwa rolne do 50 ha, co jednak zdaniem Krajowej Rady Izb Rolniczych jest niewystarczające. Według KRIZ o dopłaty powinny móc ubiegać się gospodarstwa do 300 ha, uznawane w polskim prawie za gospodarstwa rodzinne. Dodatkowo już na początku stycznia minister rolnictwa pozwolił także na możliwość prowadzenia upraw na terenach dotychczas ugorowanych i używania na nich chemii rolniczej. Nawet jeśli przyjąć, że część tych terenów powinna wrócić do użytkowania rolniczego, to jednak jest to działanie, które prowadzone na tak dużą skalę przyczyni się do spadku bioróżnorodności, wyjałowienia gleb, zwiększenia poboru wody i zanieczyszczenia środowiska.

Media rolnicze rysując czarne scenariusze drożyzny i braku dostępu do podstawowych produktów żywnościowych, przekonywały do konieczności zmiękczenia celów Europejskiego Zielonego Ładu. Z aprobatą przyjęły obie informacje – o dopłatach do nawozów oraz możliwości uprawiania na ugorach jako wyjątkowo korzystne dla polskich rolników.

I co dalej?

Pytanie o kształtowanie przyszłości polskiego i unijnego rolnictwa wobec wojny w Ukrainie oraz postępującej inflacji jest jak najbardziej zasadne. Niekoniecznie jednak należy tę przyszłość widzieć w perspektywie dalszego uzależnienia od drogich nawozów mineralnych. By zapobiec wzrostowi cen żywności, planuje się dopłaty do zakupu nawozów z publicznych pieniędzy. Są to środki pochodzące również z kieszeni podatników.

Powinniśmy zastanowić się, kto korzysta na podtrzymaniu uzależnienia rolników od stosowania nawozów sztucznych. Czy podatnicy i konsumenci uważają za najlepsze rozwiązanie dalsze finansowania dopłat do nawozów, które w konsekwencji doprowadzą do zmniejszenia bezpieczeństwa żywnościowego w Polsce? Czy polscy politycy – w ogromnej mierze podejmujący te decyzje w kontekście wyników wyborczych – nadal będą zaspokajać bieżące potrzeby agrobiznesu bez głębszej refleksji, jakie działania są tak naprawdę potrzebne do zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego?

Propozycja, by finansować dopłaty do nawozów ze środków unijnych, to furtka do dalszego obniżania poziomu bezpieczeństwa żywnościowego przez stałe niszczenie gleb i zatruwanie wód lądowych. Do nich spływają nawozy, które następnie trafiają do wód morskich tworząc w nich martwe, beztlenowe strefy. Rolnictwo kontra rybołówstwo – dwa sektory, które powinny pozostawać w symbiozie, gdyż wspólnie stanowią podstawę wyżywienia świata.

IPES Food Report podaje, że każdego roku Europa traci 900 mln ton gleb. Europa utraciła także 24% zasobów wody pitnej. Przyszedł najwyższy czas, by wyciągnąć lekcję z podwyżek cen nawozów sztucznych i zastanowić się nad publicznym finansowaniem odejścia od nich. Opłacalność takiego kroku jest oczywista, jeśli rozumiemy, że bezpieczeństwo żywnościowe zależy od ochrony zasobów naturalnych i stabilnego klimatu.

Nawet część kwoty przeznaczonej na finansowanie dopłat do nawozów, mogłaby zostać przeznaczona na rozwój rolnictwa ekologicznego, w którym prawo zakazuje stosowania nawozów sztucznych. Byłby to krok w stronę uniezależnienia się rolników od rosnących kosztów zakupu nawozów. Fatalna informacja dla przemysłu nawozowego. Fatalna informacja dla przemysłu technologii pomiaru nawożenia.

Komisja Europejska podkreśla, że pomimo decyzji o produkcji na ugorach oraz dopłatach do nawozów, nie zostaną wstrzymane prace nad reformą WPR zgodne ze Strategią „Od pola do stołu”. Jak w takim razie KE zamierza prowadzić politykę odchodzenia od stosowania nawozów sztucznych? Ich produkcja wymaga użycia paliw kopalnych – przede wszystkim importowanego z Rosji gazu ziemnego. Duże zużycie nawozów azotowych jest też przyczyną emisji podtlenku azotu do atmosfery (jednego z gazów cieplarnianych). Nawozy sztuczne, zwłaszcza stosowane długotrwale, zatrzymują wszystkie procesy utrzymujące żyzność gleb i ich zdolność do retencjonowania wody. W rezultacie wyjaławiają glebę, która zaczyna wymagać ciągłego nawadniania. Woda zmagazynowana w glebie to warunek przetrwania upraw w przypadku długiej suszy.  W Polsce susza rolnicza trwa już niemal cztery lata, tego jednak nie wzięto pod uwagę proponując zarezerwowanie milionów euro na dopłaty do nawozów mineralnych. Ograniczenie stosowania nawozów sztucznych pozwoli na zachowanie trwałości produkcji rolnej, gdyż chronione będą zasoby gleb i wody. Jest to szczególnie ważne z punktu widzenia adaptacji do kryzysu klimatycznego.

Ze środków publicznych należałoby sfinansować naukę metod i praktyk rolniczych zastępujących konieczność użycia nawozów sztucznych. Dziś większość rolników nie ma pojęcia, jak samodzielnie dbać o żyzność gleby. Temu zagadnieniu nie poświęca się zbyt wiele uwagi w szkołach i uczelniach rolniczych. Trzeba również stworzyć zachęty finansowe, aby rolnikom, którzy odeszli od nawozów, płacić więcej za podniesienie jakości produkcji rolnej i przyczynianie się do ochrony środowiska. Płacić za ochronę dóbr publicznych i przyczynianie się do poprawy bezpieczeństwa żywnościowego.

Takie właśnie są założenia Strategii „Od pola do stołu” – mniej nawozów sztucznych do 2050 roku, płacenie za wdrażania alternatywnych praktyk rolniczych (lub całych systemów jak rolnictwo ekologiczne), a także zachęta w postaci płatności za rolnictwo węglowe. Rolnictwo węglowe ma na celu utrzymywanie ziemi rolnej w takim stanie, by magazynowała ona jak najwięcej dwutlenku węgla. Rolnictwo bowiem, jak żadna inna gałąź gospodarki, może przyczyniać się do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, bez użycia żadnej szczególnej i kosztownej technologii. Wystarczy, że ziemia będzie uprawiana w odpowiedni sposób, bez chemii rolniczej. Pozostaje pytanie, czy polscy rolnicy będą mogli otrzymać płatności za rolnictwo węglowe, jeśli przez stosowanie nawozów sztucznych pozbawiają glebę zdolności magazynowania dwutlenku węgla?

Ponadto, wizja utrzymania bezpieczeństwa żywnościowego, którą proponuje agrobiznes, tak niechętny wobec Europejskiego Zielonego Ładu i Strategii „Od pola do stołu”, opiera się na założeniu, że globalny łańcuch żywnościowy będzie działał bez przeszkód. Niezakłócone pozostaną międzykontynentalne dostawy środków do produkcji rolnej lub produktów żywnościowych, zwłaszcza dostawy pasz i zwierząt w ramach monopolistycznego konglomeratu zbożowo-mięsnego. Ten konglomerat już dziś zajmuje niemal 70% powierzchni rolniczej na świecie pod uprawę pasz albo biopaliw, w każdym kraju zmuszając drobnych rolników do porzucania gospodarstw. Dalsze stosowanie nawozów służy nie społeczeństwom, a podtrzymaniu dotychczasowego układu rolno-żywnościowego na świecie.

Zmiany…kiedyś?

Dlaczego jednak, widząc, jak pandemia i konflikt zbrojny obnażają słabość globalnych zależności w sektorze rolno-żywnościowym, w stopniu mogącym wywołać kryzys humanitarny, nie rozumiemy, że pogłębianie kryzysu klimatycznego i degradacji środowiska stanie się największym zagrożeniem dla stabilności światowego łańcucha żywnościowego? Wystarczy, że nasilenie ekstremalnych zjawisk pogodowych zatrzyma dostawy.

Czy rezolucja Parlamentu Europejskiego z 24 marca 2022 r. w sprawie przyjęcia unijnego planu działania dla zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego w UE i poza jej terytorium w związku z rosyjską inwazją na Ukrainę nie staje się tylko wygodnym usprawiedliwieniem dla wydania decyzji umożliwiających dalsze uprzemysłowienie rolnictwa zależnego od nawozów sztucznych? Dlaczego w pierwszej kolejności zostały podjęte decyzje o intensyfikacji produkcji rolnej? Dlaczego nigdzie nie pojawiła się kalkulacja dla rezerw, które możemy wykorzystać w ramach pomocy humanitarnej? Ile zapasów zboża można by uwolnić, zamiast spekulować ich cenami? Ile nadwyżki produkcyjnej żywności możemy przekazać potrzebującym?

Jedynie ekologiczna i lokalna produkcja żywności zapewni bezpieczeństwo żywnościowe nam i przyszłym pokoleniom. Tego przecież od lat domagają się ruchy społeczne i Światowa Organizacja ds. Wyżywienia i Rolnictwa FAO. Potrzebujemy decyzji politycznych, które wezmą to pod uwagę. Być może musimy poczekać na taki wzrost niekorzystnych zjawisk pogodowych związanych z kryzysem klimatycznym, na przykład długotrwałych suszy, żeby globalny, przemysłowy system rolnictwa okazał się nieopłacalny. Czekamy zatem na moment, w którym agrobiznes uzna, że nie liczy się jedynie zysk. Historia ludzkości podpowiada, że możemy się nigdy nie doczekać. Z tego powodu liczy się każde działanie, które będzie wspierać zmianę polityki rolnej na przyjazną środowisku i klimatowi, każdy nawet najmniejszy wysiłek w trosce o zdrowie i jakość życia ludzi oraz dobrostan zwierząt i zachowania bioróżnorodności.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinię autorki i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.