Na ostatnim wirażu kampanii wyborczej w USA politycy obu obozów próbowali rzutem na taśmę przekonać do siebie wyborców.
Demokraci w złych nastrojach
Sondaż Washington Post/ABC z weekendu pokazuje, że 48 proc. wyborców zagłosuje na lewicę, a 50 proc. na prawicę. To z dużym prawdopodobieństwem oznacza, że republikanie zdobędą większość w Izbie Reprezentantów. Biorąc pod uwagę to, że jednomandatowe okręgi wyborcze są narysowane w przeważającej liczbie by faworyzować tych ostatnich, demokraci musieliby mieć przewagę może pięciu proc. lub więcej, by mieć szansę na ocalenie większości.
Frekwencja idzie na rekord
NBC News podaje, że do godziny 17.00 w poniedziałek zagłosowało już 41 348 158 Amerykanów. Na przykład w Georgii głos oddało już 2,5 mln osób, ustanawiając nowy rekord. Spośród nich 49 proc. to demokraci, a 41 proc. to republikanie. Ale to akurat normalne, że więcej demokratów niż republikanów głosuje wcześnie, więc nic nam to nie mówi o tym, kto wygra. Inne „swing states” z dużą ilością wczesnych głosowań to Arizona (1,4 mln oddanych głosów), Nevada (556 tys.), Karolina Północna (2,0 mln), Ohio (1,4 mln), Pensylwania (1,0 mln) i Wisconsin (628 tys.).
Pieniądze, pieniądze, pieniądze
Przyjrzyjmy się tymczasem, kto w tym roku wydał najwięcej na kampanię wyborczą. Od lat sympatyzujący z demokratami inwestor George Soros wpłacił 129 mln dol. na swój własny Komitet Akcji Politycznej, tzw. PAC (to forma prawna organizacji, która może wspierać kandydatów na wszelakie urzędy), z którego to następnie przelano pieniądze na różne PAC bezpośrednio pomagające kupować reklamówki wyborcze Partii Demokratycznej.
Baron piwowarski Richard Uihlein wpłacił w sumie 81 mld dol., przede wszystkim na ultrakonserwatywną organizację Club for Growth, lobbującą za wyborem jak największej liczby republikanów. Dodatkowo wsparł też PAC Rona Johnsona, urzędującego senatora Rona Johnsona z Wisconsin, który walczy o przetrwanie z demokratą Mandelą Barnesem.
Tymczasem 69 mln dol. wydał na republikanów Kenneth Griffin, tajemniczy biznesmen, właściciel firmy Citadel Securities. Różne dostępne białym wywiadem tropy wskazują, że robił on interesy w Rosji. Charakteryzuje go jedna osobliwa cecha: nie lubi Donalda Trumpa. Jego ulubieńcem i preferowanym kandydatem prawicy na prezydenta w 2024 r. jest obecny gubernator Florydy Ron DeSantis. Z kolei założyciel Susquehanna International Group Jeff Yass wpłacił 47 mln dol. na PAC kandydatów, którzy optują za radykalnym obniżeniem podatków. Bankier Timothy Mellon podobnym organizacjom przekazał 40 mln dol.
O ile listę najbardziej hojnych dla polityków ludzi biznesu otworzył demokrata Soros, to następnych kilkanaście miejsc zajmują republikanie.
Aborcja na kartkach wyborczych
Dzisiejsze wybory są nieformalnym referendum nad prawem kobiet do przerywania ciąży. W czerwcu Sąd Najwyższy wydał okrutną decyzję zezwalającą konserwatywnym stanom na formalnoprawne utrudnienia w dostępie do aborcji. Tymczasem miliony wyborców w trzech stanach - Kalifornii, Michigan i Vermont - będą mogli dosłownie wypowiedzieć się w sprawie praw reprodukcyjnych Amerykanek. We wszystkich trzech chodzi o plebiscyty dotyczące poprawek do lokalnych konstytucji, które, jeśli zostaną przyjęte, uczynią aborcję konstytucyjnym prawem w owych stanach.
W tym samym czasie wyborcy w Kentucky będą mieli szansę zrobić coś zupełnie przeciwnego. Montana również przeprowadza referendum w sprawie dostępności przerywania ciąży, ale nie jest ono podobne do żadnego z powyższych. Jeśli mieszkańcy tego tradycyjnie republikańskiego stanu przyjmą poprawkę, pracownicy służby zdrowia, którzy nie podejmą się ratowania płodu, popełnią przestępstwo. Osoby skazane na mocy tego przepisu mogłyby trafić na 20 lat do więzienia stanowego.
Tekst jest częścią cyklu reportaży i relacji Radosława Korzyckiego z wyprawy reporterskiej do Stanów Zjednoczonych we współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie.
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.