Rada nie mogła uwierzyć w rodzielanie rodzin

Historia

Rok po rosyjskiej inwazji na Ukrainę Fundacja w Stronę Dialogu rozpoczęła publikację serii świadectw ukraińskich romskich uchodźczyń. Ich przejmujące historie są świadectwem tego, jak ogromnie traumatycznym przeżyciem jest doświadczenie wojny.  

Tekst powstał w cyklu „Historie romskich uchodźczyń” w ramach naszej współpracy z Fundacją w Stronę Dialogu. Pierwotnie ukazał się na stronie Fundacji.

Rada, romska uchodźczyni

Spotykamy się w niewielkim domu na obrzeżach Warszawy, w którym Rada mieszka z wieloosobową rodziną. Mieszkanie jest przytulne, choć tak małe, że na pewno trudno w nim o potrzebną każdemu przestrzeń. Niemal od razu na stole pojawia się herbata, cukier i domowe pączki. Naszej rozmowie towarzyszy zięć Rady oraz jej małoletnia córka, która ogląda na telefonie bajki. Bardzo się złości, kiedy Rada każe jej ściszyć. Zamiast tego, obrażona odkłada telefon, ale zaraz znajduje drugi i przysiada się jeszcze bliżej. Śmieje się pod nosem z nas, a my śmiejemy się razem z nią. 

To kolejne miejsce, w którym pomieszkują od wybuchu wojny w Ukrainie. Rada próbuje zliczyć ośrodki tymczasowego pobytu i mieszkania, w których spędzili kilka miesięcy, czasem tydzień, a czasem zaledwie parę dni. Ostatecznie wykłada na stół dłonie, ale podczas skomplikowanej wyliczanki, brakuje jej palców. W ciągu roku przeprowadzali się więcej niż dziesięć razy. Głównie dlatego, bo byli niechciani lub warunki okazywały się nie do zniesienia. Tułaczka zdaje się nie mieć końca, bo i tutaj znalazł się ktoś, kto ich nie chce. ”Pozbywają się nas, bo jesteśmy Romami. Powiedzieli wprost, że cyganów tu nie chcą” - wyjaśnia. Rada nie wie, ile czasu minie, zanim znowu będą musieli przenieść się do nowego miejsca pobytu. Marzy jej się prawdziwy dom, o który mogłaby zadbać.

Najgorzej wspomina mieszkanie, do którego przyjął ich mężczyzna zaangażowany w program rządowy. “Wydzielał nam jedzenie - jeden lub dwa posiłki dziennie. Głównie chleb i mało pożywne produkty. Moje maleństwa chodziły głodne, bo większość posiłków była zbyt ostra, nieodpowiednia dla nich. Na prośby o inne zakupy, nie reagował” - mówi Rada i nie wychodzi ze zdumienia, jak dorosły mężczyzna mógł nie wiedzieć, że dzieci nie powinny jeść pikantnej kiełbasy. Interweniował lokalny, zaprzyjaźniony Rom, który pomógł w tłumaczeniach i negocjacjach. Od tego czasu było trochę lżej, aż znowu musieli się przeprowadzić. 

“Dyskryminacja zaczęła się, gdy tylko przekroczyliśmy polską granicę - od razu pojawił się ktoś, kto zabrał nam dokumenty i chciał nas wykorzystać” - zaczyna Rada. Po przyjeździe do Polski, nie wiedzieli dokąd iść i komu zaufać. Mężczyzna przedstawił się jako pracownik straży granicznej i natychmiast kazał się wylegitymować. Dowody osobiste zabrał. Jak się okazało, planował w ten sposób wyłudzić od rodziny pieniądze, a odebranie im jedynej przepustki do legalnego pobytu było sposobem, który nie on jeden praktykował. I w tej sytuacji pojawił się życzliwy człowiek, polski dziennikarz, który pomógł uchodźcom i rozwiązał problem. 

“Później pojawiły się legalne służby i zaproponowano nam, aby w pierwszej kolejności do miasta pojechały w busie małe dzieci, a w kolejnych osobno dorośli” - dodaje Rada i pyta, jak to możliwe, aby w obliczu wojny, rozdzielać dzieci od matki. To tylko jeden z przykładów procedur, jakie władze stosowały w stosunku do osób z romskiej społeczności. Niestety, różniły się one od tych, jakie praktykowano w przypadku Ukraińców i Ukrainek, co do których pochodzenia nikt nie miał wątpliwości. Romowie i Romki byli niewygodni - zarówno na granicy, jak i w wielu ośrodkach tymczasowego pobytu. Przed wojną wszyscy uciekali jednakowo.

“Wszędzie są źli i dobrzy ludzie. Unikajcie tych złych, po prostu od nich uciekajcie. I róbcie swoje”

Zapytana o lekcję, radę, jaką mogłaby się podzielić z innymi osobami ze społeczności romskiej, odpowiada: “Wszędzie są źli i dobrzy ludzie. Unikajcie tych złych, po prostu od nich uciekajcie. I róbcie swoje”. Pomimo druzgocących doświadczeń, Rada znalazła pełnoetatową pracę jako tłumaczka i mediatorka kulturowa w UNHCR, międzynarodowej organizacji działającej na rzecz praw uchodźców. Posadę znalazł również jej mąż, który wspiera ją w codziennych działaniach. Pragną tego, co wszyscy - bezpieczeństwa. Rada spodziewa się wnuków i nie czeka, a ciężko pracuje na lepszą przyszłość - dla siebie, swojej rodziny i wszystkich osób dotkniętych doświadczeniem uchodźstwa. 

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.