W "Moskwie" popierają Ukrainę. Tutaj Trump jest wszędzie

Reportaż

Nie ma tutaj Rosjan, cerkwi czy wagnerowców. Jest za to kościół baptystów, stacja benzynowa i mnóstwo zwolenników Trumpa. Postanowiłem sprawdzić, co mieszkańcy Moscow sądzą o dalszej pomocy USA dla Ukrainy.

Piotr Drabik_Moscow

Tekst powstał w ramach programu Transatlantic Media Fellowship, w którym Fundacja im. Heinricha Bölla w Warszawie wspiera zaangażowane dziennikarstwo i udziela stypendiów dla dziennikarzy i dziennikarek na podróż do Stanów Zjednoczonych.

Im bliżej celu, tym więcej billboardów ze sloganem “Jezus Cię kocha”. W samochodowym radiu w niedzielne przedpołudnie o wiele łatwiej znaleźć chrześcijańską stację niż kolejną porcję muzyki country. W rytmie kazań pastorów z przydrożnych zarośli wzdłuż drogi stanowej numer 59 wyłaniają się kolejne znaki z nazwami miejscowości. Muszę być bardzo uważny, bo z łatwością można przegapić małą osadę we wschodnim Teksasie. W końcu dostrzegam w krzakach dużą drewnianą tablicę pomalowaną wyblakłą farbą w kolorach stanowej flagi. “Welcome to Moscow. Texas, U.S.A.”. Z bliska wygląda tak, jakby stała tutaj kilkadziesiąt lat. Szybkie śledztwo przez Google Street View i okazuje się, że powitalną tablicę postawiono około 2018 roku.     

W Moscow nie ma problemów

Tuż obok tablicy nadarza się pierwsza okazja na nawiązanie kontaktu z mieszkańcem “Moskwy”. Stukam w drzwi parterowego domu, który bardziej wygląda jak przyczepa. Pojawienie się gospodarza poprzedza ujadanie trzech psów. - Czego pan chce? - mówi mężczyzna w średnim wieku, trzymając w dłoniach balkonik. Fakt, że odwiedził go dziennikarz z Polski, który zadaje pytania o wojnę w Ukrainie i amerykańskie poparcie dla Kijowa, nie zrobił na nim wrażenia. - Nie interesuje mnie to. Proszę opuścić moją posesję - rzucił na odchodne “moskwiczanin” ubrany w same majtki. 

Nie muszę daleko szukać kolejnej osoby, która jest znacznie bardziej wciągnięta w politykę. Transparent “Trump 2024. Flagi i czapki” oraz powiewająca flaga Teksasu zaprowadza mnie na kolejne podwórko. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, starszy mężczyzna w klapkach wyszedł z przyczepy i przy bramce wejściowej oferuje mi gadżety popierające Trumpa. Wszystko za 12 dolarów od sztuki.  - Trump jest tutaj wszędzie - tłumaczy Virgil Goodwin, emerytowany kierowca ciężarówek. Wie, co mówi. Zarówno w 2016, jak i cztery lata później, Trump zdobył 76 proc. poparcia w hrabstwie Polk, gdzie znajduje się Moscow. Virgil zapewnia, że popiera Ukrainę w walce z Rosją, a Trump jako prezydent pomoże zakończyć wojnę, “bo jest dobry w negocjacjach”. - On reprezentuje zwykłych ludzi. Nowy Jork czy Kalifornia tego nie rozumieją - tłumaczy. Mój rozmówca urodził się niedaleko stąd i choć pracował w całych Stanach, zawsze tutaj wracał. - W Moscow nie ma problemów - zapewnia.  

Nie jedna “Moskwa”

Amerykanie nie muszą jechać do Europy, żeby znaleźć się w “Moskwie”. Na terenie całych Stanów jest aż 22 miejscowości o takiej samej nazwie jak stolica Rosji. “Moskwa” w “Stanie Samotnej Gwiazdy”, jak nazywany jest Teksas, powstała w latach czterdziestych XIX wieku. Był to okres Republiki Teksasu - niezależnego państwa po odłączeniu się od Meksyku, a jeszcze przed przystąpieniem do Unii. Osada początkowo nazywała się Green od nazwiska założycieli Davida i Matildy Green, ale w 1853 roku przemianowano ją na Moscow. Decyzja zapadła po tym, jak władze pocztowe nie chciały zgodzić się na nazwę Greenville, bo w okolicy były już podobne miejscowości. Dla rolników z hrabstwa Polk osada była centrum handlu. Z czasem powstała tu szkoła i świątynia protestancka.

- W XIX wieku była tutaj duża emigracja z Europy, może dlatego miejscowość nazywa się Moscow - zastanawia się pastor Robert Jones z jedynego w okolicy kościoła baptystów. Parterowa świątynia z drewna pomalowana na biało z małą wieżą wyróżnia się na tle innych budynków. W zabytkowym kościele z 1849 roku na niedzielne nabożeństwo zebrało się kilka osób, głównie starszych. - Miasteczko powstało na wzgórzu. Większość ludzi ma tutaj swoje rancza - kontynuuje pastor Jones. Podczas krótkiej rozmowy pokazuje mi pamiątkową tablicę na ścianie kościoła. Upamiętnia żołnierzy z Moscow, którzy zginęli w trakcie II wojny światowej. Żadne nazwisko nie jest rosyjsko brzmiące. Pastor Jones potwierdza, że mieszkańcy osady interesują się tym, co dzieje się w Ukrainie. Kiedy pytam o ocenę pomocy USA dla Kijowa, odpowiada: - Jest tutaj dużo republikanów, którzy oglądają Fox News itp. W domyśle - nie popierają polityki administracji Joe Bidena. Problemy w Moscow? - Może duży ruch samochodowy i kolejowy, ale poza tym niespecjalnie - uśmiecha się wielebny.

Pozdrowienia z Moscow

Za centrum osady można uznać jedyną stację benzynową Sunoco przy drodze stanowej. W środku można spróbować swoich sił na “jednorękim bandycie”, zjeść odgrzewaną pizzę i zrobić podstawowe zakupy. Szybko poznaję Caroline, która w niedzielne południe obsługuje kasę. Sama tutaj nie mieszka, ale przyznaje, że dla ludzi z okolicy ta stacja jest centrum zaopatrzenia. Na pytanie o wojnę w Ukrainie, pokazuje mi na Facebooku profil znajomego. Były marines miał pojechać do Europy, żeby walczyć jako ochotnik po stronie wojsk Kijowa. Więcej Caroline o nim nic nie wie.

Obok stacji paliw jest jedyny łącznik osady ze światem, czyli poczta. Z tablicy wewnątrz budynku można się dowiedzieć, że powstała za czasów administracji prezydenta Ronalda Reagana. Dokąd “moskwiczanie” piszą listy, nie mogłem się dowiedzieć. W niedzielę poczta jest zamknięta. 

Podczas spaceru pustymi ulicami osady natknąłem się na warsztat samochodowy i “Dużego Jake’a” - jedyną restaurację i klub country w okolicy. Goście po zjedzeniu hamburgera z frytkami trzy razy w tygodniu mogą sobie zrobić zdjęcie z pamiątkowym muralem z napisem “Pozdrowienia z Moscow”. 

W miejscowości jest pełen wachlarz budynków: od wielkich rancz po rozpadające się przyczepy. Pastor Jones powiedział mi, że w Moscow jest około 300 skrzynek pocztowych. Według innych danych populacja osady oscyluje między 200, a nawet 900 osób. W niedzielne południe zdecydowanie wolą domowe zacisze. Na ulicach spotkałem tylko konia przy jednej z posesji.  O tym, czym żyje Moscow i okolica, można dowiedzieć się za 75 centów. Pierwsza strona niedzielnego wydania “Polk County Enterprise” donosi: “zmiany w systemie punktacji szkół”, “koncert ku czci ofiar zamachów z 11 września” i “rocznica 175-lecia kościoła metodycznego w Livingston”. Przejrzałem całe kilkustronicowe wydanie i żadnej wzmianki o “moskwiczanach”, również w kronice kryminalnej.

Nie dla demokratów

Troy woli dmuchać na zimne. Kiedy podszedłem do drzwi jego domu, ukradkiem schował do spodni pistolet. Później pokazał mi jeszcze karabin typu AR-15 i kilka pudełek z amunicją. Mieszkaniec Moscow obawia się złodziei, przemytników i migrantów. Przejeżdżając jedną z ulic pożyczonym jeepem gladiator, zwróciłem uwagę na jego dom ze względu na szyldy “No Democrats” (Nie dla demokratów) i “FJB - Let’s Go Brandon”, czyli republikański odpowiednik polskich “ośmiu gwiazdek”. - Nie mam nic przeciwko pomocy Ukrainie, ale jest mnóstwo problemów tutaj, na miejscu. Ofiary pożarów na Hawajach i huraganu na Florydzie dostały po 700 dolarów zapomogi, a do Ukrainy wysyłane są miliony - tłumaczy Troy. Do naszej rozmowy na ganku dołącza syn gospodarza, Jason. Z dumą opowiada, że podobnie jak dziadek - weteran II wojny światowej - i ojciec - uczestnik wojny w Wietnamie - również nosi mundur. - Moscow to dobre miejsce do życia. Zawsze tutaj wracam, jak podróżuję z wojskiem po kraju - mówi syn Troya. “Moskwiczanie” dużo miejsca poświęcają migrantom. Choć w prostej linii do granicy z Meksykiem mają prawie 600 kilometrów, obawiają się przybyszów z Ameryki Łacińskiej, handlu żywym towarem i przemytu narkotyków.  Jak przystało na klasycznych republikanów, nie zostawiają suchej nitki na administracji prezydenta Bidena. Ale na pytanie, czy zareagowaliby na wezwanie, gdyby Biały Dom zdecydował o wysłaniu żołnierzy na Ukrainę, odpowiedzieli: - Tak, ale szanse na to są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Jason na odchodne przestrzegł mnie przed Houston, gdzie zatrzymałem się na kilka dni. - Tam jest niebezpiecznie, szczególnie w zachodniej i południowej części - wyjaśnił. Nie to co w “Moskwie”, gdzie mieszkańcy żyją w swoim z pozoru bezpiecznym świecie.

Pierwotnie tekst ukazał się w serwisie RadioZET.pl.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie rozmówców i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.