Pomnik Ofiar Rzezi Wołyńskiej we Wrocławiu. Zdjęcie: Stanislaw Kosiedowski na licencji Creative Commons 3.0.
Piotr Andrusieczko: Jak z niemieckiej perspektywy ocenia Pan polsko - ukraińską dyskusję o Wołyniu?
Wolfgang Templin: Po pierwsze zauważyłem, że atmosfera wokół tego tematu jest wciąż gorąca. Wcześniej wydawało się, że nabrano dystansu, a po obu stronach są rzetelni historycy i siły dążące do porozumienia. Okazuje się, że mimo wszystko nadal panują silne emocje, które prowadzą do "okopania się" na swoich pozycjach i często jednostronnych interpretacji.
Mimo iż chciałbym poznać całą prawdę, otrzymuję tylko jej część. Z mojego doświadczenia z innymi bardzo bolesnymi sporami wynika, że błędem jest szukanie wyjaśnienia zgodnie z jednym punktem widzenia. Moja niemieckie pochodzenie i przeżycia pokazują, że w pewnych wypadkach większość winy leży po mojej stronie i należy to zaakceptować. To trudne, ale dopiero, gdy to zaakceptuję, mam prawo zapytać o winnych po drugiej stronie. Sytuacja, w której wykorzystuje się schemat "najpierw ty, potem ja", prowadzi do wiecznego sporu. Moja rola w debacie o trudnych polsko - ukraińskich relacjach nie polega na tym, że opowiem się po czyjejś stronie. Zależy mi na skonfrontowaniu tych wydarzeń z innymi doświadczeniami, przede wszystkim spuścizną nazizmu. Chciałbym pokazać szerszy kontekst, odnieść się do sytuacji sprzed tych wydarzeń oraz roli niemieckiej, stalinowskiej, sowieckiej w planowaniu. Takie podejście nie relatywizuje oceny, nie zmienia winy, ale umożliwia poznanie nowej perspektywy, która da punkt wyjścia dla przyszłego porozumienia.
Piotr Andrusieczko: Mamy doświadczenie pojednania polsko - niemieckiego...
Wolfgang Templin: Tak, przebiega stopniowo, z trudem i jako ciągły proces. Możemy mówić w tym przypadku o postępie. Wyraża się w tym, że moi rówieśnicy w Niemczech i kolejne pokolenia wiedzą, jak ogromny ciężar w sensie winy, i odpowiedzialność za wojnę leżą po stronie niemieckiej, która była głównym motorem tragicznych wydarzeń. Pamiętamy, że Stalin w tym współuczestniczył. Owszem, stalinowski totalitaryzm był drugim sprawcą dramatów XX wieku, co nie umniejsza roli Niemiec. Gdy górę bierze zdrowy rozsądek, to możemy mówić o błędach, np. aliantów w czasie wojny. Wpierw należy jednak wyznać swoją winę, oczywiście bez relatywizowania, czyli wskazywania, że po przeciwnej stronie też byli przestępcy wojenni.
Piotr Andrusieczko: No właśnie, wspomniał Pan, że proces pojednania między Polską i Niemcami nie jest zakończony i wymaga nieustannego, obopólnego wysiłku w dłuższej perspektywie czasowej...
Wolfgang Templin: Tak, potrzebna jest ostrożność i wrażliwość, by uniknąć konfliktogennych sytuacji w rodzaju najnowszej niemieckiej produkcji filmowej "Nasze matki, nasi ojcowie" . Ten film ogromnie upraszcza historię i nie przedstawia faktów w sposób rzetelny. Wywołał falę kontrowersji, w tym również bardzo ostrą dyskusję w Niemczech. Taka narracja jest na szczęście wyjątkiem od reguły, gdyż większość analiz i książek historycznych stanowi efekt starannej pracy badawczej.
Piotr Andrusieczko: Jak w tym kontekście ocenia Pan ideę Muzeum Wypędzonych popartą przez Merkel? Wiadomo, że ten projekt jest związany z działaniami Eriki Steinbach. Nazwa sugeruje, że osiągnięto pewien kompromis i Muzeum ma prezentować losy wszystkich narodów wypędzonych w wyniku II wojny światowej.
Wolfgang Templin: Cała nadzieja leży w realizacji aktualnego konceptu, który zakłada, że głos wypędzonych Niemców nie zdominuje przekazu. Dzięki nadzorowi gremium złożonego z historyków i autorytetów różnych dziedzin narracja muzeum nie będzie faworyzować konkretnej grupy. Problem wypędzenia zostanie ujęty na poziomie europejskim, co wzbogaci jego interpretację o dodatkową perspektywę. Pierwszych przesiedleń dokonał stalinowski terror przed II wojną światową, kolejnych – nazistowski, a wypędzenie Niemców nastąpiło w reakcji na poprzednie fale, mimo to należy je ocenić jako niehumanitarne. W tym kontekście muzeum wypędzonych może mieć sens.
Pierwotna intencja Eriki Steinbach miała inny cel – pokazanie, że Niemcy też byli ofiarami. Tak, zostali poszkodowani, ale w rezultacie wcześniejszych wydarzeń. Wśród wypędzonych byli też ludzie związani z systemem nazistowskim, bo nie przypadkiem terytoria wschodnie III Rzeszy od początku stanowiły ostoję poparcia dla Hitlera.
Piotr Andrusieczko: Pojednanie polsko - niemieckie, podobnie jak wcześniej francusko – niemieckie, często podaje się za przykład uregulowania stosunków po II wojnie światowej. Rozliczenie z historią ciągle komplikuje stosunki między Czechami i Niemcami. Jak ocenia Pan dyskusję na temat spornej kwestii Niemców Sudeckich? Jak kształtuje się ona w porównaniu do relacji Polski i Niemiec?
Wolfgang Templin: Czechy i Niemcy są we wcześniejszej fazie procesu pojednania, ale mam nadzieję, że w najbliższym czasie odnotujemy postęp. Być może nie dojdzie do dalszych sporów, a jeśli nawet, to powinny być bardziej racjonalne, poparte rzeczową analizą historyczną. To umożliwi nowe próby dialogu, a tym samym kolejny etap przyniesie już wymierne, pozytywne rezultaty.
Piotr Andrusieczko: Ostatnio w dyskusjach o Wołyniu pada argument, że tragiczne wydarzenia należałoby umiejscowić w europejskiej perspektywie. Jaką rolę mogłoby odegrać takie ujęcie rzezi wołyńskiej? Jakie zalety ma przedstawianie problemów w szerszych ramach?
Wolfgang Templin: Dla mnie najlepszym przykładem holistycznej reinterpretacji są prace amerykańskiego historyka Timothy’ego Snydera, który dostarcza dokładniejszego, całościowego opisu historii. Dowiódł, że koncentracja negatywnej energii nastąpiła nie w centrum Europy, a na Wschodzie. Pokazał, jak długo trwały "przygotowania" do późniejszych wydarzeń. Dzięki niemu poznaliśmy głównych aktorów rzezi wołyńskiej po stronie polskiej, sowieckiej i niemieckiej, ich role, dynamikę zajść oraz ich powiązania z innymi przełomowymi zdarzeniami jak Pakt Ribbentrop - Mołotow i wybuch II wojny światowej. W efekcie tragedia została nie tyle przedstawiona na nowo, ale bardzo konkretnie i precyzyjnie umiejscowiona na osi historycznej. Szersze spojrzenie daje szansę, że cała Europa Zachodnia zrozumie, co wojna oznaczała dla poszczególnych narodów. Przede wszystkim chodzi o iluzję widoczną w przekonaniu, że np. my we Francji cierpieliśmy najbardziej w czasie wojny. Oczywiście sytuacja w tym kraju była straszna. Jednak spojrzenie na losy w Europie Wschodniej spowoduje zmianę perspektywy.
Państwa zachodnie w sposób odpowiedzialny potrafiły po wojnie zbudować nową Europę, ale jej wschodnia część została odcięta na kilka dekad. W rezultacie potrzebujemy holistycznego podejścia, żeby pojąć, dlaczego proces normalizacji, porozumienia i pojednania w tych regionach trwa tak długo, nadal bywa wykorzystywany politycznie i wciąż budzi wiele emocji.
Piotr Andrusieczko: W takim razie, czy ujęcie tragedii wołyńskiej w szerokim kontekście europejskim, pomoże nam zrozumieć inne spory jak np. czystki etniczne na Bałkanach. Czy stworzy warunki dla procesu porozumienia?
Wolfgang Templin: Tak, to doświadczenie można przenieść na sytuację na Bałkanach i przy innych konfliktach naszego regionu np. Turcja - Armenia, Bliski Wschód. Istnieje szansa, że całościowe analizy pozwolą na szybsze reagowanie w przyszłości. Przykład lat 30-tych XX wieku pokazuje, że wydarzenia w Niemczech i sukces Hitlera były możliwe ze względu na początkowy brak reakcji sąsiadów.
Jeśli dzisiaj otrzymamy narzędzie obejmujące aspekty nie tylko poznawcze, ale również społeczne i polityczne, to będziemy mogli szybko działać w przypadku konfliktów, nowych autorytaryzmów i/lub ich unikać. Niezbędnym warunkiem jest współpraca, wspólnota wartości i pamięci historycznej. Dzięki nim określimy zagrożenia i alternatywy dla groźnych zjawisk. Ważne, by poszczególne państwa mimo różnych interpretacji własnej historii łączyły podobne wartości.
Wywiad został opublikowany w magazynie „Ukraiński Żurnal" nr 5-6.