Rozmowa Bartłomieja Kozka z Wolfgangiem Templinem

(Od l.) Agnieszka Grzybek, Agnieszka Graff, Ralf Fücks i Wolfgang Templin podczas jubileuszu 10-lecia warszawskiego biura Fundacji.

Kuźnia zielonych idei

Z Wolfgangiem Templinem, dyrektorem warszawskiego biura Fundacji imienia Heinricha Bölla, rozmawia publicysta „Zielonych Wiadomości”, Bartłomiej Kozek.

Bartłomiej Kozek: Dlaczego – spośród wielu idei dostępnych na politycznym spektrum – wybrał Pan zieloną politykę?

Wolfgang Templin: W latach 80. XX wieku związałem się z demokratyczną opozycją w Niemczech Wschodnich. W czasie demokratycznych przemian w NRD wraz z częścią moich towarzyszek i towarzyszy powołaliśmy do życia Związek'90 (Bündnis’90). Czuliśmy, że pełni on podobną rolę, jak dla pokolenia roku 1968 w Niemczech Zachodnich pełnili w latach 70. Zieloni. Łączyła nas z nimi lewicowość, rozpoznanie trwającego (i widocznego szczególnie silnie w przemysłowym krajobrazie NRD) kryzysu ekologicznego, przywiązanie do wartości postmaterialnych oraz antysystemowość, która w warunkach Niemiec Wschodnich wiązała się z antykomunizmem.

W latach 90. zdecydowałem się zostać „wolnym strzelcem”, angażującym się poprzez swoją działalność dziennikarską oraz współpracę z organizacjami pozarządowymi w proces lepszego poznawania przez Niemcy specyfiki krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Dwa lata temu nadarzyła się okazja, by zdobytą w ten sposób wiedzę i świadomość podobieństw i różnic między poszczególnymi krajami regionu wykorzystać. Objąłem wówczas stanowiska dyrektora warszawskiego biura Fundacji im. Heinricha Bölla. Przyszło mi zaczynać swoją pracę po katastrofie smoleńskiej, której jednym z efektów było wyłonienie się nowych, oddolnych ruchów społecznych, kwestionujących konserwatywne status quo.

Bartłomiej Kozek: Co w polskiej polityce wydaje się Panu ciekawsze niż w niemieckiej, a czego Panu w niej brakuje?

Wolfgang Templin: Jeśli o Niemcy chodzi - nie idealizowałbym tamtejszej klasy politycznej, także i ona ma swoje grzechy. Do dziś pozostaję np. bardzo krytyczny wobec prezentowanej za czasów kanclerza Gerharda Schrödera polityki wschodniej, polegającej na budowaniu dobrych stosunków z Rosją ponad głowami mniejszych państw regionu. Niemcy nie mogą działać, jakby były europejskim hegemonem – jeśli zależy nam na europejskiej integracji, muszą one nauczyć się współpracy z innymi krajami Unii Europejskiej, dla naszego wspólnego dobra. Potrzeba nam też więcej pluralizmu i akceptacji dla niego – dla przykładu doceniania nie tylko chrześcijańskich źródeł naszej dzisiejszej tożsamości, ale także wielowiekowego wpływu dziedzictwa muzułmańskiego.

Cieszy mnie konsensus wszystkich głównych sił politycznych w Niemczech co do kontynuacji proeuropejskiego kursu (który każda partia rozumie nieco inaczej), a także porozumienie marginalizujące ugrupowania nacjonalistyczne i ksenofobiczne. Mam nadzieję, że pozwoli to na dłuższą metę na wykorzystanie przez Niemcy swojego potencjału ekonomicznego i politycznego w zupełnie nowy sposób. O ile dotychczasowa polityka europejska eksponowała aspekty konkurencji poszczególnych państw UE o wpływy, fundusze czy miejsca pracy, o tyle dziś potrzeba nam wzorca harmonijnej, opartej na wspólnych wartościach współpracy, tworzącej podwaliny pod wspólną, europejską tożsamość, uzupełniającą – a nie znoszącą – tożsamości narodowe i regionalne.

Wolfgang Templin: Mam niestety wrażenie, że większość polskich elit nadal trzyma się tego starego sposobu myślenia, przyzwyczajonego do międzypaństwowej konkurencji i narodowego egoizmu. Poprawie tej sytuacji nie służy kiepski stan debaty publicznej w Polsce. Partie konkurują między sobą na śmierć i życie, a mogące wpływać na jakość debaty media publiczne pozostają słabe. Tymczasem nie brak tu znakomitych, kompetentnych ludzi, pracujących dziś dla organizacji pozarządowych czy różnego rodzaju think tanków. Widać duży lewicowy i zielony potencjał polityczny, szczególnie wśród młodych, związany chociażby z rozwojem sieci klubów Krytyki Politycznej.

Bartłomiej Kozek: Jak ocenia Pan proces transformacji, która zaszła w Polsce po roku 1989, i rolę Pańskiej Fundacji w nim?

Wolfgang Templin: Proces transformacji trwał w naszym regionie około 20 lat. Był to czas wielkich zmian – od ekonomicznych aż po mentalne, dla wielu ludzi stojący pod znakiem olbrzymich trudności. Nadal otwarta pozostaje dyskusja nad tym, czy – i jaka – była alternatywa dla modelu rozwojowego obranego przez Polskę w tym czasie. W kwestiach wrażliwości społecznej dużo mi zresztą bliżej do koncepcji Jacka Kuronia niż do Leszka Balcerowicza.

Dopiero w drugiej dekadzie tego procesu powstawać i pogłębiać zaczęły się postawy postmaterialne. Wcześniejsze inicjatywy ekologiczne czy feministyczne były marginalizowane. Warszawskie biuro Fundacji im. Heinricha Bölla od początku powstało po to, by tej marginalizacji zapobiegać i by wzmacniać je, chociażby wspierając ich łączenie z szerszymi, globalnymi ruchami. Moim zdaniem nasza praca w tej materii, po paru latach, wreszcie zaczyna przynosić rezultaty.

Bartłomiej Kozek: HBS w Polsce zaczynała od kwestii genderowych. Czy Pana zdaniem pod względem równości płci jesteśmy dziś w lepszej czy gorszej sytuacji niż 10 lat temu? Jakie priorytety wymieniłby Pan w tej dziedzinie na dziś?

Wolfgang Templin: Moim zdaniem, jeśli chodzi o kwestie związane z równością płci, jest dziś lepiej – nie widać tego jeszcze niestety w ustawodawstwie, ale da się odczuć na poziomie zmiany społecznej. Dyskusje genderowe weszły do medialnego i politycznego głównego nurtu. Chcemy – tak jak do tej pory – uczestniczyć w tej dyskusji, jednocześnie pokazując jej szerszą perspektywę, na przykład zmiany w modelu rodziny i powiązane z tym faktem, potrzebne zmiany w prowadzonej przez instytucje publiczne, kierowanej do nich pomocy.

Gender łączy się również z kwestią rozdziału kościoła od państwa. Nie musi on oznaczać wrogości między instytucjami czy tym bardziej wobec samego zjawiska wiary. Bardzo podobał mi się niedawny wywiad Adama Ostolskiego dla „Gazety Wyborczej”, w którym odpowiedział twierdząco na pytanie o to, czy jest wierzący, po czym dodał, że jest buddystą. Potrzeba nam przestrzeni do większego pluralizmu, tymczasem przez lata kościół – za pośrednictwem konserwatywnych polityków – zagrabiał dla siebie kolejne przywileje, od konkordatu po religię w szkołach. Jego proeuropejskość kończy się tam, gdzie zaczyna się o dyskusja jego przywilejach. Nie dziwi mnie, że wobec konserwatyzmu PO i oportunizmu SLD największą część posmoleńskiego, antyklerykalnego ruchu zagarnął dla siebie Palikot.

Innym istotnym tematem pozostają rozmiary wykluczenia społecznego w Polsce. W minionych latach dominowało przekonanie o ściekaniu bogactwa w dół – wzrost gospodarczy miał przynieść wszystkim powszechne bogactwo. Większa równość społeczna może być jednak jedynie rezultatem świadomie prowadzonej polityki – między innymi podatkowej i społecznej. W przeciwnym razie możemy przechwalać się świetnymi wskaźnikami makroekonomicznymi, przy jednoczesnym wzroście poziomu społecznych nierówności. Nowe idee, takie jak promowany również przez nas Zielony Nowy Ład, muszą znaleźć odpowiedź na pytanie, co w dotychczasowej polityce ekonomicznej kraju robiono źle, a jakim kwestiom poświęcano niedostateczną uwagę.

Bartłomiej Kozek: Nie byłoby zielonej polityki, gdyby nie szczególna wrażliwość na kwestie ekologiczne. Co w tej materii wydaje się Panu priorytetem w działaniach kierowanej przez Pana instytucji?

Wolfgang Templin: HBS w Polsce zajmuje się pewnymi ściśle określonymi, naszym zdaniem istotnymi dla przyszłości Polski zagadnieniami. Jednym z nich jest bez wątpienia energia i klimat. W tej dziedzinie Polska Tuska nie odgrywa niestety pozytywnej roli w Europie, kurczowo trzymając się węgla i rozwijając projekty energetyki atomowej oraz eksploatacji gazu łupkowego. W ciągu 3-4 lat zadecyduje się przyszły model polskiej energetyki i chcemy, by w debacie na ten temat przebijały się argumenty ekologiczne i ekonomiczne. Potrzebna jest tu wymiana wiedzy i łączenie sił, także ponad granicami państwowymi – mamy tutaj szansę na łączenie oddolnych inicjatyw w pasie od Litwy i Obwodu Kaliningradzkiego aż po Ukrainę.

Chcemy łączyć również ekspertki i ekspertów, którzy prezentują alternatywę dla rządowej wizji – od Koalicji Klimatycznej po Greenpeace. Energetyka ma bowiem potencjał zmiany społecznej, wykraczający poza ramy tej wąsko pojmowanej dziedziny, zarówno jeśli chodzi o modernizację infrastruktury, jak i demokratyzację jej wytwarzania. Niestety, alternatywne wizje napotykają na opór ze strony decydentów. Czas, by weszły one do głównego nurtu, dlatego cieszę się z jednej strony z powodu rozwoju oddolnych ruchów społecznych, walczących z atomem i gazem łupkowym, z drugiej zaś z jasnej, antyatomowej deklaracji Ruchu Palikota, wspierającego jednocześnie rozwój odnawialnych źródeł energii. Cieszę się, że tak zarysowana perspektywa powoli wchodzi na sale sejmowe.

Bartłomiej Kozek: Skąd u Pana tak duże zainteresowanie tematyką wschodnią? Jaką perspektywę dla stosunków z naszymi wschodnimi sąsiadami może zaproponować Fundacja im. Heinricha Bölla?

Wolfgang Templin: Moje poczucie bliskości tego tematu ma w dużej mierze podłoże biograficzne. Pochodzę z terenów byłej NRD. Mój ojciec był Rosjaninem, moja matka z kolei urodziła się w Bydgoszczy. W latach 70. XX wieku, podczas pierwszego pobytu w Polsce, poczułem bliskość z tym krajem – mam wrażenie, że jest on pomostem między Wschodem i Zachodem, umożliwiającym poznanie i zrozumienie historii i teraźniejszości innych narodów i państw regionu, na przykład Białorusi i Ukrainy. Nie wszystkie kraje regionu miały tyle szczęścia co Polska, jeśli o proces demokratyzacji chodzi – patrząc na Ukrainę po „pomarańczowej rewolucji” nie sposób nie ubolewać nad straconymi szansami i nad regresem, jaki od tego czasu nastąpił.

Europie potrzeba dziś kompleksowej strategii dla tego regionu. Dla państw między Polską a Rosją powinno to oznaczać perspektywę członkowską. W stosunkach z Rosją musimy wspierać siły i tendencje, chcące zerwać z anachronicznym, imperialistycznym podejściem do polityki zagranicznej tego kraju. Rosja nie będzie członkinią UE, może jednak stać się dla kontynentu łącznikiem między nim a Azją, wspierającym stabilizację i demokratyzację w całym regionie, np. w państwach Azji Środkowej. Demokracji nie można eksportować, można jednak pomagać w jej rozwoju – i taką też rolę widzę dla naszej Fundacji.

Bartłomiej Kozek: Jak ocenia Pan rozwój polskiej sceny politycznej w kontekście zielonej polityki i ważnych dla niej tematów? Czy konkurencja między SLD a RP będzie jej sprzyjać, czy zapędzi Zielonych do politycznego narożnika? Jaką rolę w tej układance widzi Pan dla warszawskiego biura HBS?

Wolfgang Templin: Nie mam gotowej recepty na rozwój zielonej polityki w Polsce. Wśród polskich Zielonych widzę mnóstwo zaangażowanych, doświadczonych osób, które są ze sobą w stanie współpracować. Zwiększa się obecność medialna partii, która musi być wykorzystana do promowania stojących za nią idei.

Konkurencja na linii SLD-RP jest bardzo dynamiczna i zmienia swój charakter praktycznie z miesiąca na miesiąc. Dziś tylko prorok mógłby przepowiedzieć, jak będą wyglądać stosunki między nimi w roku 2014, kiedy nadejdzie czas kolejnych wyborów. Moja rada dla koleżanek i kolegów z Zielonych jest prosta – musicie walczyć o większą widzialność i poszerzać kręgi współpracy. Nie chodzi mi tu o budowanie kolejnego frontu zjednoczonej lewicy, co brzmi jak koszmar, ale do poszukiwania wspólnych punktów programowych poszczególnych formacji i wypracowania na rzecz ich realizacji jednolitego, trafiającego do ludzi przekazu.

Bartłomiej Kozek: Puśćmy wodze fantazji - jaka rolę w polskiej debacie politycznej dla Fundacji im. Heinricha Bölla marzy się Panu za 5 lat i jakie działania podejmuje ona już dziś, by to marzenie stało się rzeczywistością?

Wolfgang Templin: Pierwsza dekada działalności dała warszawskiemu biuru Fundacji zakotwiczenie w polskiej debacie politycznej. Marzy mi się, by za klika lat była ona traktowana z taką samą powagą, jak dziś widziane są większe od nas organizacje, jak chociażby Fundacja Konrada Adenauera. Nadal jesteśmy widziani trochę jak mały, ekskluzywny ośrodek. Powiedzmy jasno – nasza siła i widzialność w dużej mierze zależy od siły i widzialności zielonych idei i reprezentujących je sił politycznych, szczególnie w Sejmie i w Parlamencie Europejskim. Otwarta pozostaje odpowiedź na pytanie, jak dokładnie wyglądać będzie ta reprezentacja.