Cztery powody, dla których wojna aborcyjna w Polsce powinna cię przerażać

Komentarz

Nie wystarczy powiedzieć, że „Polska jest Polską”. Te działania są nielegalne, nieludzkie i mogą rozprzestrzenić się na całą Europę – a to dopiero początek.

Teaser Image Caption
Coat hanger: a symbol of dangerous abortions and inequality.

Prawie całkowity zakaz aborcji w Polsce wszedł w życie 27 stycznia 2021,  po opublikowaniu go w Dzienniku Ustaw. Polskie szpitale i lekarze nie mogą już dłużej przeprowadzać aborcji w przypadku wad letalnych płodu. Takie przypadki stanowiły zdecydowaną większość zabiegów przerywania ciąży w kraju, w którym jeszcze przed wprowadzeniem nowego zakazu obowiązywało najsurowsze prawo aborcyjne w Europie – teraz aborcja jest dozwolona wyłącznie w przypadku gwałtu, kazirodztwa oraz w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia matki. 

To, co dzieje się obecnie w Polsce, nie powinno być postrzegane jedynie jako typowe zachowanie państwa polskiego. Nie można tylko mówić, że „Polska jest Polską”. Te działania są nielegalne, nieludzkie i mogą przeniknąć do reszty Europy – a to dopiero początek.

To jest nielegalne

Polski Trybunał Konstytucyjny, który wydał antyaborcyjne orzeczenie, jest sam w sobie instytucją wysoce kwestionowaną pod względem prawnej legitymacji. Pomijając meritum orzeczenia, obecny skład Trybunału jest wynikiem gry politycznej rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość, która nie powołała uprzednio wybranych sędziów i zastąpiła ich sędziami bardziej podatnymi na realizację politycznego programu partii. Byli sędziowie nie uznali ani swojego zwolnienia, ani swoich nowo powołanych zastępców.

Tak więc sam Trybunał Konstytucyjny jest przedmiotem fundamentalnej kontestacji demokratycznej w Polsce, a Komisja Europejska zgłosiła do tego problemu zastrzeżenia w toczącym się postępowaniu w sprawie naruszenia zasady praworządności w Polsce.  

Jeżeli chodzi o ostatnią decyzję antyaborcyjną, jedna z nowo powołanych sędziów Trybunału była sama, przed powołaniem, jedną z parlamentarzystek, które podpisały się pod sejmowym wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego o wydanie orzeczenia w sprawie niekonstytucyjności aborcji w przypadku anomalii płodu.

To jest nieludzkie

Postanowienia wyroku wykraczają poza filozoficzną kwestię „prawa do wyboru” i „prawa do życia”. Zakazując aborcji z powodu anomalii płodu, Trybunał Konstytucyjny ingeruje w decyzje medyczne, które powinny należeć do kobiety i jej bliskich, w porozumieniu z lekarzem.

Uchwalony właśnie powszechny zakaz aborcji zmusi Polki do donoszenia do końca ciąży, w której dziecko będzie niezdolne do przeżycia, powodując tym samym nieopisane szkody fizyczne i psychiczne. Inne przepisy drakońskiego polskiego prawa aborcyjnego nakładają kary więzienia na osoby pomagające kobietom przerywającym ciążę, w tym na lekarzy, partnerów kobiet i członków rodziny.

Znana jest już sprawa chłopaka, który został skazany na sześć miesięcy więzienia za odwiezienie swojej dziewczyny do szpitala po tym, jak zaczęła obficie krwawić po zażyciu pigułki aborcyjnej w domu.

To dopiero początek

Obecny wyrok w sprawie aborcji nie jest wynikiem powszechnej woli zmian, jest rezultatem działalności nielegalnego Trybunału Konstytucyjnego, który zrobił to, czego nie udało się osiągnąć rządowi PiS w 2016 r. jego wnioskiem legislacyjnym dotyczącym zakazu aborcji. Rząd odłożył wówczas projekt przepisów na półkę po masowych protestach.

Za tymi inicjatywami kryje się potężna organizacja Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Ordo Iuris kreuje się na niezależny konserwatywny think-tank. W rzeczywistości jest to ekstremistyczna organizacja religijna, a jej przywódcy stworzyli sieć reakcyjnych organizacji w Polsce i poza jej granicami.

Prawnicy Ordo Iuris przygotowali w 2016 r. tekst projektu ustawy zakazującej aborcji, jak również inne teksty prawne, w tym argumenty za opuszczeniem Konwencji Stambulskiej w sprawie przemocy wobec kobiet, a także projekty ustaw penalizujących kompleksową edukację seksualną, ograniczających możliwość stosowania zapłodnienia in vitro oraz projekt Samorządowej Karty Praw Rodzin. 

Ordo Iuris jest w stanie czynić tego rodzaju postępy, ponieważ przeniknęło do wewnętrznych struktur polskiego państwa. Na przykład, założyciel Ordo Iuris zasiada obecnie w polskim Sądzie Najwyższym, a inni alumni Ordo Iuris zajmują ważne stanowiska w ministerstwach, środowisku akademickim, sądownictwie i innych instytucjach publicznych, w tym doradzają polskiemu prezydentowi.

To może się rozprzestrzenić na resztę Europy

Polska służy jako poligon doświadczalny dla reakcyjnych idei, które mają być eksportowane do innych krajów. Dziennikarze śledczy ujawnili, że organizacje kontrolowane przez Ordo Iuris rozpościerają swoje macki w wielu państwach członkowskich Unii Europejskiej. Organizacje te zaczęły badać grunt w swoich krajach z tymi samymi ultrakonserwatywnymi programami. W Chorwacji była to Konwencja Stambulska, w Estonii referendum w sprawie praw osób LGBT, a na Litwie kwestia aborcji.

Ci sami dziennikarze odkryli, że Ordo Iuris wydało na założenie tych zagranicznych filii miliony euro – i każda z nich będzie próbowała naśladować to, co uważają za osiągnięcia dokonane w Polsce. A Ordo Iuris ma dalsze ambicje. 29 stycznia polski rząd formalnie zgłosił Aleksandra Stępkowskiego, założyciela Ordo Iuris, jako jednego z polskich kandydatów do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

To, co widzimy w Polsce, to dopiero początek. Początek erozji praw podstawowych poprzez pseudo-prawne procesy; najpierw wymierzone w kobiety, potem w mniejszości seksualne. Wkrótce wszyscy będą się tym przejmować.

To także początek eksportu polskiego ultrakonserwatyzmu poza granice kraju. Dzięki międzynarodowej sieci Ordo Iuris to, co dzieje się w Polsce, nie pozostanie wyłącznie sprawą polską.

Jeśli Europejczycy nie wezmą pod uwagę dramatycznych zmian zachodzących w Polsce i nie użyją wszystkich dostępnych im narzędzi, by utrzymać demokrację i rządy prawa – w tym poprzez wspieranie odważnego ruchu w Polsce, który walczy z tym demokratycznym uwstecznieniem – to taki sam los czeka wiele innych krajów europejskich.

 

Komentarz został po raz pierwszy opublikowany na portalu openDemocracy.net.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.