Władysław Bartoszewski, którego stulecie urodzin przypada 19 lutego 2022 r. (zmarł 24 kwietnia 2015 r.) poznał Heinricha Bölla podczas swojej pierwszej podróży do Republiki Federalnej Niemiec wiosną 1965 roku. Wizytę odbył na zaproszenie kolońskiej redakcji francusko-niemieckiego pisma „Dokumente” jako przedstawiciel i korespondent krakowskiego „Tygodnika Powszechnego”. To właśnie Heinrich Böll należał do grona poznanych wówczas postaci życia publicznego RFN, które utwierdziły Władysława Bartoszewskiego – byłego więźnia Auschwitz i uczestnika ruchu oporu w czasie okupacji – w przekonaniu o konieczności szukania dróg porozumienia i potrzebie nawiązywania sieci kontaktów osobistych.
Jak wspomina Władysław Bartoszewski w opublikowanej dotąd jedynie w języku niemieckim książce Und reiß uns den Hass aus der Seele, do pierwszego spotkania z Heinrichen Böllem doszło za pośrednictwem publicysty Paula Botta i pisarza Paula Schallücka. Ich znajomość, oparta na bardzo podobnym widzeniu świata, szybko przerodziła się w bliską przyjaźń, która trwała do śmierci Bölla. W wydanej zaledwie dwa lata przed śmiercią książce poświęconej działalności w kręgach pisarskich pt. Mój PEN-Club Władysław Bartoszewski tak wspomina pierwsze spotkanie z Böllem:
„Böll był moim osobistym znajomym od roku 1965 (…), kiedy jeszcze w ogóle nie byłem w PEN Clubie. Nawet nie wiem, czy Böll wtedy był. Bardzo przyzwoity i dowcipny, bo to Nadreńczyk, więc taki zupełnie nie niemiecko pruski w naszym wyobrażeniu (nie lubił tego bardzo), a z zawodu przed wojną księgarz. Z księgarni wzięli go do Wehrmachtu dla odsłużenia wojska, wybuchła wojna. Był w wojsku siedem lat, uciekł z Wehrmachtu w 1945 roku, już w Niemczech Zachodnich. (…) Böll działał pod wpływem obydwu synów, którzy byli potem ‘Zieloni’, to był nowy ruch lewicowy, ale nie marksistowski. Böll bardzo im ulegał, bardzo łagodny człowiek, misiowaty, w gruncie rzeczy. Zaczął z synami brać udział w blokadach antyatomowych, zaczął współpracować z socjalistami. On był socjaldemokratą, nie był komunistą ani żadnym agentem. Miałem opinię o Böllu od Niemców, którym mogłem ufać, wywodzących się nie tylko z kręgów kościelnych. Znałem wielu socjalistów polskich, poznawałem niemieckich, rozmawiałem z nimi, do dziś mam dobre stosunki z niemieckimi socjaldemokratami nowej generacji i oczywiście starszej. To jest już zupełnie inna sprawa. Niemniej dla naszych władz w Ministerstwie Kultury to się liczyło, że mam kontakty międzynarodowe, i to z ważnymi pisarzami. Ten rodzaj znajomości stanowił rodzaj parasola ochronnego nade mną.”
Kontakty z Heinrichem Böllem stały się częstsze po objęciu przez niego stanowiska przewodniczącego międzynarodowego PEN-Clubu w 1971 roku (Władysław Bartoszewski był wtedy członkiem zarządu Polskiego PEN-Clubu, a od 1972 roku jego sekretarzem generalnym). Owe związki na arenie międzynarodowej i znaczenie w kontaktach z przedstawicielami polskich środowisk pisarskich stały się intensywniejsze po wyróżnieniu Heinricha Bölla Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury w 1972 roku. Wykorzystywał on związane z tym wpływy w zaangażowaniu na rzecz kontaktów ze Wschodem, w tym z Polską, gdzie książki jego były publikowane i zdobywały coraz szersze grono czytelników.
Z okazjonalnych spotkań Władysława Bartoszewskiego z Heinrichem Böllem zachowała się m.in. fotografia z ich wspólnego (wraz z Friedrichem Dürrenmattem i Leszkiem Kołakowskim) udziału w dyskusji publicznej zatytułowanej „Intelektualiści i polityka” 17 września 1977 roku w Kolonii. W wymienionej już książce Und reiß uns den Hass aus der Seele Władysław Bartoszewski opisuje także w formie anegdoty jedno ze spotkań w Warszawie. Böll przeprowadził wówczas swoisty eksperyment – wmieszał się samotnie w tłum przechodniów na Krakowskim Przedmieściu i zadawał napotkanym ludziom pytania o drogę – po niemiecku. „Nie ważne było o co pytam, chciałem tylko, żeby w końcu ktoś dał mi po pysku” – wyjaśnił później Bartoszewskiemu. „I nikt mi nie dał!” – dodał zdumiony. Na to Władysław Bartoszewski odparł: „Jeszcze dziesięć lat temu pewnie byś dostał, ale czasy się zmieniły…”
Znajomość z Heinrichem Böllem była dla Władysława Bartoszewskiego swego rodzaju „parasolem ochronnym” przed prześladowaniami i represjami ze strony komunistycznej bezpieki.
W tomie Mój PEN-Club pisał: „Z Böllem byłem per ty, korespondowaliśmy przez pocztę, prywatnie. To wszystko bezpieka wiedziała. Musieli się więc dobrze zastanowić, zanim mnie ugryźli. Musiało wiele gremiów się zebrać, by podjąć jakieś decyzje.”
Heinrich Böll należał także do tych czołowych intelektualistów w Zachodnich Niemczech, którzy po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego w grudniu 1981 roku zainicjowali skierowany do polskich władz list protestacyjny przeciw internowaniu polskich pisarzy i przedstawicieli opozycji – w tym osadzonego w obozie w Jaworzu Władysława Bartoszewskiego. Doprowadziło to ostatecznie do zwolnienia Bartoszewskiego w kwietniu 1982 roku i umożliwiło mu wyjazd do Niemiec, gdzie przez kolejne lata pracował m.in. jako wykładowca na bawarskich uniwersytetach, a w roku 1986 otrzymał – co zapewne bardzo ucieszyłoby zmarłego rok wcześniej Heinricha Bölla – Nagrodę Pokojową Księgarzy Niemieckich.
O ostatnich latach kontaktów z Heinrichem Böllem tak pisał Władysław Bartoszewski w przytaczanym już kilkakrotnie tomie Und reiß uns den Hass aus der Seele:
„Mimo rosnącej popularności Böll pozostał człowiekiem bardzo skromnym. Niezapomnianym dowodem naszej przyjaźni pozostaje fakt, że do swej ostatniej książki, zbioru szkiców, którą przygotował jeszcze osobiście za życia, wybrał m.in. recenzję mojej publikacji Jesień nadziei. Böll pod koniec życia stał się nieco ekscentryczny, był trochę czerwony, trochę zielony, trochę anarchistą. Ale zawsze pozostał wierny swoim osobistym przyjaciołom, i cieszę się, że mogłem się do nich zaliczać”.
Cytaty z:
W. Bartoszewski, Und reiß uns den Hass aus der Seele, Warszawa 2005, s. 80-82.
W. Bartoszewski, Mój PEN-Club, Warszawa 2013, s. 85-86