19 kwietnia 1943 roku Żydzi skazani na śmierć w warszawskim getcie powstali w bezprecedensowej heroicznej walce przeciwko niemieckiej okupacji. Zbliżają się obchody 80. rocznicy powstania w getcie. Z Zygmuntem Stępińskim, dyrektorem Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie, o obchodach, naturze pamięci i uniwersalnym przesłaniu, jakie niesie ze sobą powstanie i jego upamiętnienie, rozmawiała Joanna Maria Stolarek, dyrektorka warszawskiego biura Fundacji im. Heinricha Bölla.
Joanna Maria Stolarek: Panie Dyrektorze, 80 lat temu wybuchło powstanie w getcie warszawskim. To bardzo szczególna rocznica, jak powinno się o niej pamiętać?
Zygmunt Stępiński: Powinno się pamiętać zawsze. To niezwykle ważna rocznica nie tylko dla Żydów w Polsce, ale także w Izraelu, jak również dla wszystkich Żydów w diasporze. I dla Polaków. To był pierwszy zbrojny zryw Żydów zamkniętych i izolowanych w gettach, skazanych na śmierć z głodu, chorób albo wskutek dokonywanych na terenie getta zbrodni. Skazanych wreszcie na wywiezienie do Treblinki – obozu śmierci, gdzie tego samego dnia byli mordowani w komorach gazowych, a ich ciała palone. Przypomnę, że w szczytowym momencie w getcie warszawskim zamknięto 450 000 osób.
Było to także pierwsze zbrojne miejskie powstanie w okupowanej Europie.
W chwili wybuchu powstania w getcie warszawskim przebywało 50 tys. Żydów, cywilów, którzy nie byli członkami organizacji zbrojnych. Oni też walczyli: o każdą minutę, godzinę, dzień życia. Postawa ludności cywilnej, która od dłuższego czasu przygotowywała się do przetrwania, odmówiła podporządkowania się rozkazom niemieckim budując bunkry i schrony, aby próbować uratować życie swoje i bliskich – jest czymś absolutnie niezwykłym, dowodem skrajnego heroizmu.
Przez lata powtarzaliśmy: „nigdy więcej”. Tymczasem kilkaset kilometrów od Warszawy, w Ukrainie, trwa potworna wojna wywołana przez Rosjan przeciwko narodowi i państwu ukraińskiemu, są popełniane zbrodnie ludobójstwa. Nie bądźmy obojętni! To jedenaste przykazanie, które trzy lata temu świadek historii, ocalały z obozów Marian Turski, Przewodniczący Rady Muzeum, skierował do całego świata.
Po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech dzień po dniu stopniowo pozbawiano Żydów wszelkich praw. Świat patrzył na to z obojętnością. Co stało się później, wiemy. Dlatego tak ważne jest dzisiaj nie być obojętnym na zbrodnie popełniane przez Rosjan w Ukrainie. Ale zło dzieje się także w innych częściach globu. A w perspektywie jednostki – także często obok nas, czasem na naszej własnej ulicy.
To, że powinniśmy pamiętać, to jest jedna sprawa, ale jak powinniśmy pamiętać? Kto decyduje o tym, jaka jest ta pamięć? Jaka jest kultura tej pamięci? Jak pamiętać też w czasach, w których jeszcze żyją świadkowie historii, ale już niedługo ich nie będzie?
Żyjących świadków historii jest coraz mniej, są to naprawdę bardzo nieliczne osoby. W czasie Zagłady byli małymi dziećmi. Cześć z nich została uratowana, bo zostały wyprowadzone z getta i przekazane w opiekę rodzinom po „aryjskiej” stronie, dzięki którym przeżyły. Bardzo nieliczni przeżyli w getcie albo z tego getta już w trakcie powstania zostali wyprowadzeni. Taką osobą jest Krystyna Budnicka, która jako jedyna z rodziny Kuczerów która przeżyła Zagładę. Jej spotkania z młodymi ludźmi cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Nasze audytorium jest wtedy wypełnione do ostatniego miejsca. Te spotkania mają niezwykłą wagę. To jest ostatni moment, kiedy można wysłuchać świadka historii dzielącego się swoim osobistym doświadczeniem.
Natomiast patrząc na to bardziej ogólnie, to liczy się postawa każdego z nas. Po to też stworzyliśmy Akcję Żonkile, która w tym roku po raz 11 będzie przypominać o tym, czym było powstanie w getcie. Jest dla nas ogromną satysfakcją, że wiedza o powstaniu w getcie warszawskim dociera do coraz większej liczby osób. W 2013 zwerbowaliśmy kilkudziesięciu wolontariuszy, dziś jest ich ponad 3000. Dziesięć lat temu niewiele osób wiedziało o powstaniu w getcie warszawskim. Dzisiaj, a potwierdzają to wyniki badań barometru warszawskiego, ponad 90% warszawiaków już wie.
Powtórzę jeszcze raz pytanie: jak pamiętać, jak to zrobić najlepiej? Jaka jest adekwatna forma tej pamięci?
Najbardziej adekwatną formą jest edukacja. Czyli sięganie do źródeł, organizowanie spotkań z osobami, które przeżyły koszmar Zagłady i izolacji w getcie, koszmar powstania. Świadków jest coraz mniej, ale wiele osób zdążyło nagrać swoje świadectwa. Mają one wyjątkową wartość edukacyjną. Edukacja, w tym również o Zagładzie, jest jednym z kluczowych programów Muzeum POLIN. W ubiegłym roku w warsztatach na wystawie stałej oraz w lekcjach wzięło udział ponad pół miliona uczniów i uczennic z całej Polski.
Większość społeczeństw w rozwiniętych demokracjach żyje w dobrobycie. Jedni mają lepiej, drudzy mają gorzej, ale generalnie od wielu lat w Europie panuje pokój. Ponad trzydzieści lat temu doszło do ludobójstwa w Bośni i Hercegowinie. Dziś to samo dzieje się na oczach całego świata w Ukrainie. A miało być „nigdy więcej”! Młodym ludziom trzeba powtarzać, do czego może doprowadzić obojętność i że pokój nie jest dany na zawsze. W przyszłości ci młodzi ludzie będą mieli wpływ na to, jak postępują rządy, społeczeństwa czy narody. Chcielibyśmy, aby byli zdolni do wyciągania wniosków z wiedzy o Zagładzie, o ludobójstwie na Bałkanach i w Ukrainie.
Mówi Pan o kontekście europejskim. O kontekście światowym w kulturze pamięci. Widzi pan jakąś konkretną rolę Polski w kształtowaniu tej kultury pamięci? Odnoszę się do rocznicy powstania w getcie warszawskim.
To można prześledzić na przykładzie upamiętniania kolejnych rocznic wybuchu powstania w getcie. W 1946 roku zbudowano pierwszy pomnik, bardzo skromny, w formie włazu do kanałów, którymi Żydzi próbowali uciekać z getta. W 1948 roku powstał jeden z najbardziej rozpoznawalnych na świecie pomników – Pomnik Bohaterów Getta autorstwa Natana Rapoporta. Potem nastał czas, kiedy zapadło wstydliwe milczenie. W upamiętnieniu rocznic brali udział wyłącznie Żydzi, w tym przedstawiciele bardzo nielicznych organizacji żydowskich i ich przyjaciele. Trzeba pamiętać, że w kolejnych falach z Polski wyemigrowała większość Żydów, którzy cudem przeżyli wojnę. I ich dzieci. Ostatnia fala emigracji to kampania antysemicka i rok 1968.
W 1983 roku komuniści wpadli na pomysł zorganizowania oficjalnych obchodów 40 rocznicy wybuchu powstania w getcie. Do udziału w uroczystości zaproszono Marka Edelmana, ostatniego przywódcę powstania. Edelman oczywiście odmówił, bo w aresztach i więzieniach przebywało wiele osób związanych z polską opozycją demokratyczną. Opozycjoniści zorganizowali nieoficjalne uroczystości, na których Edelman wygłosił wspaniałe przemówienie.
Przełom nastąpił dopiero pod koniec lat 80. Wtedy to ukształtował się zwyczaj spotkań pod pomnikiem, w których uczestniczył Marek Edelman i jego przyjaciele oraz koledzy z opozycji demokratycznej, a z roku na rok także coraz więcej warszawiaków. Wtedy po raz pierwszy Marek Edelman dostał od nieznajomej kobiety bukiet żółtych kwiatów. Edelman zaczął składać je co roku pod Pomnikiem Bohaterów Getta. Tak narodziła się nowa tradycja. Wcześniej pod pomnik przychodzili wyłącznie Żydzi, również moi rówieśnicy, razem ze swoimi rodzinami. To zostało brutalnie przerwane po 1968 roku, kiedy ponad 13 tys. polskich Żydów, próbujących odbudować swoje życie w Polsce po wojnie, zostało z Polski wygnanych w ramach antysemickiej polityki ówczesnego rządu. Dopiero pod koniec lat 80. mogli powrócić do spotkań pod pomnikiem, bo władze komunistyczne zgodziły się, by uchodźcy mogli przyjeżdżać do Polski i uczestniczyć obchodach.
Później obchody, zwłaszcza te tzw. okrągłe, zyskały rangę państwową. Są organizowane przez kolejnych prezydentów. Zapraszani są i przyjeżdżają przedstawiciele najwyższych władz, w tym również Niemiec, co ma wyjątkowe znaczenie.
W grudniu 1970 roku takim wyjątkowo symbolicznym gestem była wizyta kanclerza Williego Brandta. Kanclerz klęknął przed Pomnikiem Bohaterów Getta i przeprosił. W ten sposób Niemcy wzięli na siebie odpowiedzialność. Willy Brandt jest zapamiętany jako polityk niemiecki, który jako pierwszy, przez długi czas jedyny, zdobył się na tego typu deklarację.
Dziś uroczystości państwowe odbywają się pod pomnikiem Rapoporta co roku. Są też uroczystości nieoficjalne, w których biorą udział setki uczestników w różnym wieku. Muzeum, jak wspomniałem, organizuje kampanię żonkile – ona dociera do milionów osób, także spoza Polski, m.in. w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Izraelu. Żonkile są rozdawane w Parlamencie Europejskim, przekazujemy je także placówkom dyplomatycznym. Chcemy, by pamięć powstania była żywa nie tylko w Polsce, bo to powstanie niesie głębokie, humanistyczne przesłanie.
Czego oczekiwałby pan od Niemców, jeżeli chodzi o upamiętnianie powstania w getcie?
Moja córka, która dawno wyjechała z Polski, wyszła za mąż za Niemca. Mieszka we Frankfurcie, ma dwójkę dzieci. Kiedy pierwszy raz pojechałem do Frankfurtu, córka pokazała mi wystawę, która opowiada o odpowiedzialności Niemców za wojnę. Z mocnym akcentem na IG Farben, w którego dawnej siedzibie mieści się obecnie Uniwersytet im. Goethego. To, czym był ten koncern w czasie wojny, co produkował, gdzie i komu dostarczał swoje produkty, jest wiedzą powszechną. Tę wystawę zobaczyła moja 13-letnia wnuczka, która jest wyjątkowo ogarniętą dziewczynką i od tego momentu zaczęła interesować się Zagładą. Przeczytała chyba wszystkie książki dla dzieci na ten temat. Rok temu zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Dziadek, ja mam do Ciebie jedną prośbę. Czy mógłbyś mi zorganizować spotkanie z panem Marianem Turskim?”. No więc zadzwoniłem do Mariana, z którym przyjaźnimy się od lat, i mówię: moja wnuczka chciałaby się z Tobą spotkać, bo koniecznie chce mieć informacje z pierwszej ręki. Marian oczywiście się zgodził. Odpowiedział na wszystkie jej pytania. Spotkanie miało trwać godzinę, trwało pięć! Marian Turski uznał, że było to jedno z ważniejszych spotkań, jakie miał w życiu. Ostatnie pytanie zadał mój wnuk: „Panie Marianie, a co by pan zrobił, gdyby spotkał się pan z takimi prawdziwymi antysemitami, no bo wiemy, że antysemici dalej są aktywni”. Wtedy Marian opowiedział historię o tym, jak BBC poprosiło go o spotkanie z trzema szefami partii nazistowskich z Wielkiej Brytanii, Niemiec i z Włoch w byłym obozie koncentracyjnym Auschwitz. Zgodził się. Opowiedział, że pierwszy raz w życiu nie wiedział, jak ma zareagować, ponieważ neonazista z Włoch spytał go: „jaki pan ma dowód na to, że pana brat i ojciec zostali zgładzeni w Auschwitz. Mogli uciec, mogli się uratować, mogli przeżyć. Pan nie ma żadnych dowodów na to, że oni w tym Auschwitzu zostali zgładzeni”. Turski wtedy wstał i przerwał rozmowę.
Mówię o tym wyłącznie po to, żeby przedstawić, jak niezwykle silne wrażenie wywiera na młodych ludziach, i w Polsce i zapewne w Niemczech, rozmowa z kimś, kto to wszystko przeżył. Marian Turski ma za sobą pięć lat izolacji w Litzmannstadt getto, potem w Auschwitz, gdzie z całej jego rodziny przeżyli wyłącznie on i jego mama, a na koniec marsze śmierci. Gdy Marian rozmawia z dziećmi, potrafi nie tylko opowiedzieć, co spotkało go podczas Zagłady. Jest mistrzem słowa, wybiera te, które trafiają do wyobraźni i wrażliwości dzieci.
Odpowiadając na pytanie, jak pamiętać i czego oczekuję od Niemiec i od każdego innego kraju: edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Nie ma innego sposobu pokazania i opisania tego, co się stało w czasie Zagłady. Zwłaszcza, że to wszystko jest dzisiaj dokładnie zbadane, opisane, powszechnie dostępne. Trzeba tylko chcieć.
Wspomniał pan spotkanie z Marianem Turskim i swoimi wnukami i to, że bezpośredni przekaz ma zupełnie inne oddziaływanie, niż przeczytanie książki czy obejrzenie filmu. Co zrobimy, kiedy zabraknie świadków historii? Co dalej?
Technika idzie do przodu, od pół roku trwają prace nad stworzeniem awatara Mariana Turskiego. Po wielu próbach zgodził się, żeby go nagrać. Program będzie odtwarzany w Muzeum POLIN w Galerii Dziedzictwo. Będzie można zadać mu tysiące pytań, a bardzo szybki program komputerowy będzie automatycznie odpowiadał na wszystkie.
Czyli używając sztucznej inteligencji?
Używając sztucznej inteligencji. Czy to zastąpi Mariana, który dzisiaj bierze udział w takich spotkaniach? Nie. Czy to zastąpi panią Krystynę Budnicką? Też nie. Czy to zastąpi moją przyszywaną mamę, która przez 10 lat jeździła z Warszawy do Łodzi tylko po to, żeby spotykać się z uczniami ze Stanów Zjednoczonych, którzy co roku przyjeżdżali ze swoim nauczycielem do Łodzi, a ona opowiadała im o życiu w getcie? Także nie.
Wie Pani, co w tym wszystkim jest ważne? Zarówno ona jak i Marian Turski nie mają w sobie nienawiści. Oni nigdy nie powiedzieli, że nienawidzą Niemców. Nienawidzą konkretnych Niemców, którzy ludziom zgotowali taki los. To nie dotyczy młodych pokoleń. Minęło 80 lat. Trzeba o tym mówić i skupić się na budowaniu mostów i porozumienia.
Wspomniał pan edukację. Często w Niemczech, i nie tylko, myli się te dwa powstania: powstanie w getcie i powstanie warszawskie. To też a propos edukacji, której też jest tu duża rola, żeby tak się nie działo.
W Warszawie rzeczywiście w odstępie niewiele ponad roku wybuchły dwa powstania. Czasem nawet mówi się o naszym mieście: Warszawa dwóch powstań. Więc może to także wprowadza w konfuzję, zresztą nie mam pewności, że młodzież w Polsce (mam przede wszystkim na myśli młodych ludzi spoza Warszawy) także nie popełnia podobnego błędu. Za to jestem przekonany, że wiedza o tej strasznej wojnie i Holokauście się zaciera. No ale minęło już 80 lat, gdy ja chodziłem do szkoły pewnie także nie miałem zbyt dobrego rozeznania w wydarzeniach z XIX-wieku. Oczywiście dostrzegam zasadniczą różnicę – o powstaniu w getcie trzeba pamiętać naprawdę, dlatego liczę, że Niemcy odwiedzą Muzeum POLIN i Muzeum Powstania Warszawskiego: sądzę, że po tej wizycie wszystko będzie dla nich jasne.
Wracając do obu powstań: oba tragiczne wydarzenia łączy właściwie jedynie miasto. Nie można porównywać sytuacji Żydów zamkniętych w getcie od 1940 roku i potem systemowo eksterminowanych do sytuacji Polaków, która poprzedzała powstanie warszawskie. Żeby było zupełnie jasne: sytuacja Polaków „po drugiej stornie muru” także była bardzo trudna – wielu zostało aresztowanych i torturowanych, codziennością były łapanki a nierzadko także publiczne egzekucje. Polacy cierpieli strasznie. Ale w Londynie urzędował polski rząd na uchodźstwie, w kraju potężną siłą była Armia Krajowa, więc zdecydowano o rozpoczęciu powstania w sierpniu 1944 roku zanim do stolicy dotrze ofensywa Armii Czerwonej. Pamiętajmy – Powstanie Warszawskie wybuchło, bo dowództwo miało nadzieję na strategiczny sukces. Żydzi w 1943 nie walczyli o zwycięstwo w sensie militarnym. Nie było na to najmniejszych szans.
Skutki jednego i drugiego były wszakże podobne. Podczas powstania w getcie warszawskim zamordowano na miejscu lub w obozie zagłady w Treblince prawie wszystkich Żydów. Przeżyli nieliczni. W znaczeniu wojskowym w 1943 roku nie było nic do wygrania i nic nie wygrano. To był tryumf człowieczeństwa, bunt skazanych na śmierć. Podczas powstania warszawskiego zginęło około 200 tysięcy osób, przy czym część na samym początku, w okolicznościach po prostu strasznych, kiedy odziały SS dowodzone przez Oskara Dirlewangera zamordowały brutalnie m.in. 30 000 cywilów niebiorących udziału w powstaniu.
Po powstaniu w getcie zniszczono i spalono dom po domu całą dzielnicę żydowską, na terenie której wcześniej powstało zamknięte murem getto. W trakcie i po powstaniu warszawskim kompletnie zniszczone zostało całe miasto. Są więc podobieństwa. Ale były to także dwa zupełnie różne powstania. Aczkolwiek staram się rozumieć tych, którzy szukają podobieństw. Ważne jednak, by nie zatarły się różnice.
Absolutnie rozumiem. Jeśli chodzi o obchody 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, co kierowało panem czy państwem jako muzeum w obchodach 80-lecia, jaki koncept? Co chcecie pokazać?
Podjęliśmy decyzję, że głównym wydarzeniem programu Muzeum POLIN w 2023 roku będzie wystawa czasowa poświęcona powstaniu. Zaprosiliśmy do współpracy panią profesor Barbarę Engelking z Centrum Badań nad Zagładą Żydów, jedną z najwybitniejszych specjalistek od historii warszawskiego getta i powstania w getcie warszawskim na świecie. Profesor Engelking przygotowała swój autorski pomysł na wystawę i zdecydowaliśmy, że będzie ona poświęcona ludności cywilnej, Żydom, którzy w ekstremalnie trudnych warunkach, w osamotnieniu, bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz, zdani na swój los, baz nadziei na przeżycie, zdecydowali pozostać w getcie, w ukryciu, nie godząc się na wywózkę do Treblinki. Ich bierny opór był formą walki. Traktujemy ich tak samo jak bojowników. To była walka o przetrwanie, o życie, o jeszcze jeden dzień, tydzień, może dłużej – i dlatego jest dla nas bardzo ważna.
Przebieg i historia powstania w getcie są stosunkowo nieźle udokumentowane. Decydując się na pokazanie losów ludności cywilnej mogliśmy korzystać jedynie ze strzępek materiałów tworzonych w getcie, których cudem zachowało się bardzo niewiele. Korzystamy również z relacji spisanych w czasie trwania powstania przez Żydów ukrywających się po stronie „aryjskiej” oraz świadectw historii spisanych lub opowiedzianych przez tych, którzy przeżyli powstanie w getcie. To są okruchy. Na ich podstawie, wiedząc, jak przygotowywano się do powstania, jak budowano bunkry – wyposażone w dostęp do wody, elektryczność oraz instalacje zapewniające dostęp świeżego powietrza, zbudowaliśmy opowieść o tragicznym losie ludności cywilnej.
Druga, mówimy o niej: „inna” strona pomnika opowiada o ludności cywilnej. Codziennie kiedy jadę do pracy do muzeum mijam pomnik i widzę ludzi gnanych na śmierć. Padał śnieg, wyciągnąłem aparat i zrobiłem zdjęcie. Na postaciach, które są pokazane na innej części pomnika, u ich stóp były pasy śniegu. Śnieg był tak gęsty, że kamera zarejestrowała płatki. Dla mnie to jest kwintesencja myślenia o ludności cywilnej, warunkach, w jakich żyli i byli gnani na Umschlagplatz. Do transportu w wagonach bydlęcych do Treblinki. Do gazu na śmierć.
Ale decyzja autora pomnika Natana Rapoporta ma historyczne uzasadnienie. Oddam na chwilę głos mojej muzealnej koleżance dr Renacie Piątkowskiej:
W galerii „Powojnie” wystawy stałej Muzeum POLIN najważniejsza jest wschodnia ściana pomnika, w której umieszczona jest kuta w kamieniu płaskorzeźba „Pochód na Zagładę”. Eksponujemy tam kopię oryginalnego „Pochodu na Zagładę” Rapoporta i pokazujemy zdjęcia z prywatnych archiwów, poświadczających ważność dla ocalałych tej właśnie strony pomnika, ze sceną ostatniej drogi, drogi ku śmierci, ku nicości, w którą wyrusza „lud Izraela”.
W swojej kompozycji Rapoport nawiązał bezpośrednio do ikonicznego dzieła Samuela Hirszenberga „Golus”. Inspiracją dla Hirszenberga była scena pochodu z Łuku Tytusa, wzniesionego w Rzymie po 81 roku, po zwycięstwie na Izraelitami: przemarszu pokonanych Izraelitów wraz z przedmiotami (m.in. siedmioramienną menorą) ze Świątyni Jerozolimskiej zniszczonej przez rzymskie wojska. Data zniszczenia Świątyni jest symboliczną datą rozpoczęcia diaspory, rozproszenia Żydów wygnanych z Jerozolimy.
Ukończony w 1904 roku „Golus” Hirszenberga przedstawia kolejny etap tej odwiecznej, samotnej wędrówki Żydów na drodze wygnania. Szybko stał się rozpoznawalną na całym świecie ikoną żydowskiego losu.
Rapoport widział swoje zadanie podobnie jak Hirszenberg. Chciał „W godny sposób przedstawić żydowskie męczeństwo pod okupacją nazistowską, a szczególnie żydowskie bohaterstwo Bohaterów Getta i partyzantów, podkreślając przy tym jego głęboki sens historyczny, oraz jego związek z żydowskim męczeństwem i z żydowskim bohaterstwem w przeszłości. Żydowskie męczeństwo w czasie okupacji postrzegałem bowiem nie jako odizolowany epizod historyczny, ale jako ogniwo w łańcuchu cierpień żydowskich ciągnące się od dwóch tysięcy lat w postaci prześladowań, gnębienia, inkwizycji i pogromów żydowskich”. (Der szafer fun denkmal natan rapoport wegn zajn werk [Twórca pomnika, Natan Rapoport, o swoim dziele], w: Der denkmal fun jidiszer gwure un martirertum / Le monument du ghetto de Varsovie / Pomnik ku czci Ghetta warszawskiego, tłum. Anna Szyba, Paryż 1948, s. 6–7).
Zwracamy uwagę na inną stronę pomnika, bo chcemy, żeby została przywrócona jako część opowieści o ludności cywilnej, która przez parę miesięcy będzie dominowała we wszystkich przekazach programu Muzeum Polin.
Zainspirował mnie pan po naszym ostatnim spotkaniu i jak dzisiaj szłam do muzeum, to poszłam z innej strony pomnika, żeby się przyjrzeć..
Ja wiem, że ten przekaz się przebije. I że ludzie będą składać kwiaty również pod inną stroną pomnika, bo ona upamiętnia tych cichych bohaterów, którzy też mieli odwagę walczyć o swoje życie.
To jest wystawa czasowa. Wróćmy do koncepcji samego Muzeum POLIN, które jest szeroko znane – każdy odwiedzający Warszawę prowadzi pierwsze kroki w kierunku POLIN. Co jest fenomenem tego muzeum, który przyciąga ludzi?
Jako były krytyk architektury powinienem zacząć od tego, że budynek muzeum jest absolutnie unikatowy, ale dziś myślę, że o ogromnym zainteresowaniu POLIN przesądza przede wszystkim wystawa stała. Opowiadamy o stuleciach historii Żydów w Polsce, historię nieznaną zarówno Polakom, ale i Izraelczykom, których tego nie uczono oraz Żydom w diasporze, którzy zapomnieli albo nie wiedzą skąd pochodzą.
Jestem przekonany, że dokonaliśmy zasadniczego przełomu, bo jako jedyne muzeum na świecie pokazujemy prawie tysiąc lat historii diaspory żydowskiej w historycznych granicach Polski. W muzealnictwie ważna jest wiarygodność. Nie omijamy trudnych tematów. Nie można rozdzielić historii Polski od historii Żydów. Tworzyły się obok siebie, w stałym kontakcie, w sporach i konfliktach również. Do Zagłady. Mówimy o wkładzie Żydów polskich w polską kulturę, gospodarkę, naukę, sztukę. Mówimy też o antysemityzmie, który ukształtował się w momencie, kiedy zaczęły powstawać państwa narodowe, a w Polsce osiągnął apogeum przed drugą wojną światową.
Wyszliśmy od pytania o fenomen POLIN, dlaczego funkcjonuje?
Fenomen POLIN to wystawa, nad którą przez wiele lat pod kierunkiem prof. Barbary Kirshenblatt-Gimblett pracowało stu kilkudziesięciu wybitnych naukowców reprezentujących różne szkoły, instytuty, uniwersytety, badaczy, historyków, etnografów, antropologów – jednym słowem najlepszych fachowców na świecie. Inicjatywa powołania Muzeum Historii Żydów Polskich (nazwę POLIN dodaliśmy kilka lat po otwarciu wystawy stałej) powstała w środowisku Stowarzyszenia Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce. Po otwarciu i wizycie w Holocaust Memorial w Waszyngtonie członkowie SŻIH wrócili do Polski i powiedzieli: „My nie chcemy mieć kolejnego muzeum Holokaustu, nie chcemy mieć muzeum o tym, jak oni umierali, tylko jak oni żyli”. Przedostatnia galeria wystawy stałej pokazuje zniszczenie diaspory żydowskiej w Polsce. Wszystkie poprzednie galerie, począwszy od Galerii „Las”, która pokazuje przybycie pierwszych Żydów do Polski, to historia rozwoju społeczności żydowskiej, kultury, tradycji wielkich nurtów judaizmu, przemysłu, ekonomii, nauki, pisarzy, poetów, malarzy, kompozytorów, w ogóle wybitnych ludzi, którzy wywodzą się ze środowiska polskich Żydów. Ich historie opowiadamy w Galerii Dziedzictwo, w której przybliżamy sylwetki osób, które miały gigantyczny wkład w rozwój światowej cywilizacji. Są w niej i twórcy Hollywood, którzy uciekali z Polski przed antysemityzmem, a później współtworzyli amerykański przemysł filmowy i rozrywkowy. Po otwarciu galerii natychmiast dostaliśmy pytanie, dlaczego wśród wybitnych postaci jest Roża Luksemburg? Artur Rubinstein jest OK, Samuel Goldwyn też, Ben Gurion oczywiście, bo to jeden z twórców państwa Izrael, wybitni pisarze, nobliści, filozofowie, Rafał Lemkin, twórca pojęcia ludobójstwa, Helena Rubinstein itd. Ale dlaczego Róża Luksemburg? Bo Róża Luksemburg też jest częścią historii Żydów Polskich. Jej historia powinna zostać i została opowiedziana. Dla nas nie jest ważne, jakie były jej poglądy polityczne, że według niej państwa narodowe powinny przestać istnieć, a rządzić powinien proletariat. To właśnie pokazuje niezwykłe bogactwo tej spuścizny.
Wrócę do pytania o kulturę pamięci. Kto decyduje o tym, jak będzie opowiedziana historia Żydów i historia Zagłady i powstania w getcie? Bo to przecież jest także narzędzie polityczne.
O programie decyduje Muzeum POLIN. Mógłbym powiedzieć, że dyrektor, ale nie byłaby to prawda. POLIN to zespół wspaniałych fachowców, którzy przygotowują programy honorowane najbardziej prestiżowymi nagrodami w muzealnictwie. To przede wszystkim ich sukces. Oczywiście uczestniczę w spotkaniach programowych, z wykształcenia jestem historykiem, ale przez większość zawodowego życia prowadziłem duże projekty, więc jestem typowym menadżerem.
To my, wspólnie decydujemy o tematach kolejnych wystaw czasowych, starając się, żeby były one różnorodne i dotykały rozmaitych kwestii, opisujemy je przez sztukę, innym razem kuchnię żydowską czy losy cywilów podczas powstania w getcie. To my wybieramy partnerów merytorycznych i medialnych.
Jesteśmy oczywiście otwarci na dyskusje i spory z naukowcami i badaczami. Wiemy, że wiarygodność buduje się latami. A traci błyskawicznie.
Do wybuchu pandemii 50% zwiedzających stanowili turyści z zagranicy. Najliczniejsi byli Amerykanie, Izraelczycy, Niemcy, Francuzi, Anglicy, Hiszpanie, Kanadyjczycy, plus dzisiaj, co nas niezwykle cieszy, Ukraińcy, którzy znaleźli w Polsce schronienie. Dział edukacji przygotował dla nich, przede wszystkim dla uczniów, wyjątkowy program dotyczący zarówno historii Żydów, jak również ułatwiający oswojenie z nowym krajem, do którego uchodzili, z niezwykle trudną, dramatyczną historią, która jest ich osobistym przeżyciem. Nie jesteśmy obojętni. Flaga ukraińska została powieszona przed muzeum pierwszego dnia po inwazji Rosjan na Ukrainę. Zatrudniamy 12 osób z Ukrainy. Zaprosiliśmy ich do normalnego zawodowego funkcjonowania w obcym kraju, który być może będzie ich krajem na zawsze. Nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć, jaki będzie koniec wojny i czy zdecydują się wrócić do Ukrainy, czy będą chcieli kontynuować swoje życie w Polsce.
Jak wyobraża pan sobie kolejne rocznice powstania w getcie warszawskim? Jaka ma być ta kultura pamięci?
Mamy unikatowe nagrania i relacje świadków, którzy już odeszli, w związku z czym w edukacji z wykorzystaniem historii mówionej, która odgrywa kluczową rolę, nic się nie zmieni. Będziemy strażnikami pamięci powstania w getcie warszawskim, głośno sprzeciwiającymi się wszelkim formom wykluczenia, segregacji, rasizmu i antysemityzmu. Moi o kilka pokoleń młodsi koledzy z zespołu POLIN na pewno o to zadbają.
W 2022 roku w Akcji Żonkile udział wzięło ponad 500 tysięcy uczniów z całej Polski. W tym roku, poza Warszawą akcję organizujemy w Białymstoku, Lublinie, Łodzi, Krakowie i Wrocławiu. Z roku na rok miast partnerskich będzie coraz więcej. POLIN jest stroną porozumienia pomiędzy Ronaldem Lauderem, Przewodniczącym World Jewish Congress i Rafałem Trzaskowskim, Prezydentem Warszawy. Wysłaliśmy żonkile i materiały edukacyjne do stu kilkudziesięciu gmin żydowskich na całym świecie, wybranych przez World Jewish Congress, do Parlamentu Europejskiego, Knesetu, Senatu i Kongresu.
Zagraniczni partnerzy zgłaszają się do muzeum, co potwierdza, że akcja jest coraz bardziej znana i doceniana. Ostatnio otrzymałem e-mail od nauczycielki z Christchurch w Nowej Zelandii, która poprosiła o przesłanie żonkili i materiałów edukacyjnych. Właśnie dotarły. 10 000 km od Warszawy, 27 godzin lotu…
Zrodzonych ad hoc reakcji będzie coraz więcej i to jest dla nas potwierdzeniem, że program Muzeum POLIN, Akcja Żonkile, promocja 11. przykazania „Nie bądź obojętny” ma sens, bo mówimy o wartościach uniwersalnych, ważnych dla całego świata, a nasza wieloletnia praca nie idzie na marne. Rok temu kontakt z hasztagiem #łączynaspamięć miało ok. 50 mln osób na całym świecie. A w tym roku? Nie będę zgadywał…
*Zygmunt Stępiński jest absolwentem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Od lat związany z działalnością społeczną organizacji żydowskich w Polsce i za granicą. W latach 80. XX wieku zaangażowany był w działalność opozycji demokratycznej. Wydawca, dziennikarz, współtwórca i wieloletni prezes zarządu Wydawnictwa MURATOR, współautor programów społecznych "Dom dostępny" i "Dom bez barier".
W Muzeum POLIN w latach 2012 – 2019 jako zastępca dyrektora nadzorował pracę działów: edukacji, komunikacji oraz sprzedaży i marketingu. Jest współtwórcą sukcesów frekwencyjnych i programowych tej instytucji.
Od lutego 2019 roku p.o. dyrektora, a od 1 marca 2020 roku Dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.