Bycie razem jako taktyka oporu

Rozmowa z grupą roboczą Work Hard! Play Hard!: Działanie w nowym miejscu było wyzwaniem. Pomyśleliśmy o Warszawie, ponieważ wielu naszych białoruskich i ukraińskich przyjaciół przeniosło się tu po antyrządowych protestach w Białorusi w 2020 roku i związanych z nimi represjach oraz po po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę

Bycie razem jako taktyka oporu_1
Teaser Image Caption
Decentric Сircles of Leisure Unrest; organized by Work Hard! Play Hard! working group, Vistula River, 2024

Tekst powstał w cyklu „Kultura uchodźcza w Polsce” w ramach naszej współpracy z Dwutygodnikiem. Pierwotnie ukazał się na stronie Dwutygodnika.

Aleksandra Skowrońska: W lipcu w Warszawie przeprowadziliście serię wydarzeń „Decentric Circles Assembly” poświęconą potrzebom oraz możliwościom tworzenia i pielęgnowania sojuszy w obliczu imperialistycznych polityk – zwłaszcza tej prowadzonej przez Federację Rosyjską. Tytuł “Zdecentralizowane kręgi” brzmi jak geometryczny paradoks, jednak w tekście kuratorskim sugerujecie, że chodzi o płaszczyzny wywodzące się z podobnych źródeł, ale posiadające różne promienie tematyczne, przestrzenne i czasowe. Czy tak właśnie myślicie o “Decentric Circles” – jako o prowokacji i celebracji rozproszenia?

Dzina Zhuk: Już nazwa naszej grupy roboczej, „Work Hard! Play Hard!” jest prowokacyjnym hasłem, które można potraktować jako oksymoron, coś kontrowersyjnego w swojej wewnętrznej sprzeczności – mówimy przecież o pracy i odpoczynku, które próbujemy jednocześnie uprawiać.

Kolja Spesivtsev: Skorzystaliśmy z podobnej sprzeczności także w przypadku “Decentric Circles Assembly”, żeby pokazać, że kontynuujemy pracę z – jak my to nazywamy – „produktywnym napięciem”. To taki rodzaj napięcia, które obnaża materialność wydarzeń, jest afektem, odczuciem – w odróżnieniu od napięcia budowanego na poziomie opisu czy narracji.

Olia Sosnovskaya: Nie jestem pewna, czy „prowokacja” jest w tym przypadku najodpowiedniejszym sformułowaniem. Chodzi raczej o wymykanie się stabilności, o nieprzewidywalność. Wydarzenia, które organizowaliśmy w w Mińsku miały różną dynamikę –  raz trwały  weekend, innym razem rozpoczynały się poniedziałkową imprezą i trwały cały tydzień. Działaliśmy w nieoczywistych przestrzeniach – od organizacji dyskusji w studiu tańca aż po tajne spotkania w instytucjach państwowych. Jednocześnie opieraliśmy się i opieramy formatowi festiwalu, nie chcemy się nim stać. Nie chcemy też poddać się instytucjonalizacji. Interesują nas formy działania, które nie pasują do gotowych kategorii. 

Aleksei Borisionok: Idea polifonii, zgromadzeń, kręgów, czegoś pozbawionego centrum wywodzi się z podstawowego pytania o to, w jaki sposób myśleć o wspólnych przestrzeniach – takich, które nie muszą być ustrukturyzowane przez uprzednio istniejące hierarchie i oczekiwania. Podczas lipcowych wydarzeń pojawiła się bardzo ważna metafora cyrkluzji – nie mylić z cyrkulacją – która z nami zarezonowała. Ten termin, skonceptualizowany przez Bini Adamczak, oznacza gest, który jest przeciwieństwem penetracji. Dotyczy to seksu, ale można go potraktować także jako ogólną metaforę ruchu, który nie wynika z podziału na bierność i aktywność wywodzącego się z heteronormatywnych wyobrażeń; przeciwnie – zakłada, że obydwie strony pozostają aktywne. W szerszym znaczeniu cyrkluzja może być traktowana jako antonim inwazji lub jako określenie różnego rodzaju zbiorowych przestrzeni i doświadczeń.

Jak zdefiniowalibyście swoją działalność? Jako aktywizm, praktyki postartystyczne, budowanie społeczności, a może jeszcze coś innego?

Dzina Zhuk: To, co robimy, to proponowanie współpracy i zapraszanie do udziału w organizowanych przez nas wydarzeniach – w różnych formach. Gdybym musiała, zdefiniowałabym naszą praktykę poprzez formy wybierane przez zaproszonych twórców. Stworzyliśmy nawet kiedyś ich listę. Są na niej wyprawy, przesiadywanie w pobliżu posterunku policji lub na ławce, gry w klubie komputerowym, zbieranie grzybów, ukrywanie się w centrum handlowym, performance w sanatoryjnej grocie solnej…

To, co robimy, to proponowanie współpracy i zapraszanie do udziału w organizowanych przez nas wydarzeniach – w różnych formach

Kolja Spesivtsev: Spacery, pikniki, sesje robienia niczego, jogging, rozmowy, biobar, gry uliczne, plotki, wróżenie na Skypie, korzystanie z partytur choreograficznych…

Olia Sosnovskaya: ...sesje hipnozy, czytanki na dobranoc. To, co jest równie ważne, to jak spędzony czas pomiędzy zaplanowanymi działaniami oraz wspólne doświadczenia transformują przestrzenie publiczne, gdzie odbywają się wydarzenia  – od ulic i parków po centra handlowe, biblioteki czy Pałac Młodzieży w Mińsku.

Dlaczego zdecydowaliście się na działanie w Polsce? Dlaczego Warszawa wydała się właściwym miejscem?

Olia Sosnovskaya: Zanim odpowiem na to pytanie muszę powiedzieć, że do kiedy organizowaliśmy wydarzenia w Mińsku – czyli do 2020 roku – było dla nas bardzo ważne, żeby działać jako „Work Hard! Play Hard!” tylko tam. Pomysł na organizację wydarzeń zrodził się z potrzeby wspólnego spędzania czasu w ramach tej naszej społeczności. Otrzymaliśmy kilka zaproszeń do przeprowadzenia działań „Work Hard! Play Hard!” w innych miejscach, ale zawsze odmawialiśmy. Zamiast tego proponowaliśmy inne media i formaty. To, co robiliśmy jako “Work Hard! Play Hard!” było zawsze ściśle związane z przestrzenią, ale także z naszymi przyjaciółmi i towarzyszami z Mińska – zarówno takimi jak Dotyk Queer Festival, XYZ Canteen, Minsk Urban Platform, jak i osobami prywatnymi. Podczas warszawskich działań uświadomiłam sobie, jak ważną częścią „Work Hard! Play Hard!” w Białorusi była dla nas rola gospodarzy, osób goszczących – tego bardzo mi obecnie brakuje.

Aleksei Borisionok: Dlatego też zamiast „Work Hard! Play Hard!” nadaliśmy organizowanym przez nas wydarzeniom w Polsce nową nazwę, „Decentric Circles”.

Podczas warszawskich działań uświadomiłam sobie, jak ważną częścią „Work Hard! Play Hard!” w Białorusi była dla nas rola gospodarzy

Olia Sosnovskaya: Działanie w nowym miejscu było wyzwaniem. Pomyśleliśmy o Warszawie, ponieważ wielu naszych białoruskich i ukraińskich przyjaciół przeniosło się tu zarówno po antyrządowych protestach w Białorusi w 2020 i związanych z nimi represjach, jak i po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Chociaż białoruska scena anarchistyczna i aktywistyczna była obecna w Warszawie niemal od zawsze – dlatego bardzo się cieszę, że anarchiści z Białorusi na uchodźctwie także byli uczestnikami “Decentric Circles”. To zresztą zgrało się z jednym z wydarzeń podczas warszawskiego zjazdu, czyli wystąpieniem Post Brothers ”We address you as an orderless party” poświęconym historii i dziedzictwu ruchów anarchistycznych na Białostocczyźnie.

Bycie razem jako taktyka oporu_3
Tytus Szabelski-Różniak & Hubert Karmiński, Flow Control, Expanded guided tour; Pipeline Druzhba, 2024. Decentric circles assembly.

Warszawa jest dobrze skomunikowania z miejscami w Europie, w których obecnie przebywają nasi przyjaciele, członkowie naszych społeczności. Jej wybór wynika także z rozwijanych przez nas od lat kontaktów osobistych i instytucjonalnych z m.in. Solidarnym Domem Kultury Słonecznik, Centrum Społeczności Romskiej czy po prostu z artystami i pracownikami kultury. Jesteśmy przy tym bardzo wdzięczni za otrzymane od wszystkich wsparcie i zainteresowanie naszą działalnością. Warszawa to także bardzo zróżnicowana i interesująca miejska przestrzeń, która jako stolica jest także bardzo ważną przestrzenią polityczną. Tutaj skupia się wiele kontekstów i narracji politycznych –  chociażby o kryzysie na granicy polsko-białoruskiej, który w pełni ukazuje kryzys solidarności pomiędzy Europą Wschodnią, Zachodnią i Globalnym Południem. To, co dzieje się na granicy, która jest przecież także granicą Unii Europejskiej, wyraźnie pokazuje, jak realizują się polityki wykluczenia. O tym zresztą dyskutowaliśmy podczas jednego z wydarzeń warszawskiego zjazdu, czyli podczas spaceru prowadzonego przez Jakuba Gawkowskiego „Warszawa jako pogranicze”, do udziału w którym zaprosił on Adama Barwińskiego z Grupy Granica.

Dzina Zhuk: Tak, mamy wiele powiązań z Warszawą – mieszka tutaj część mojej rodziny i przyjaciół, jak i wielu członków społeczności, w których działamy na co dzień (pracowników sztuki, pracowników socjalnych, inżynierów, hakerów). Dzięki tym połączeniom mogliśmy zapewnić gościnę osobom, które przyjechały do Warszawy specjalnie na „Decentric Circles Assembly”. Jestem szczególnie wdzięczna mojej siostrze za pomoc w tej kwestii. Zapewnienie odpowiedniej infrastruktury i opieki dla gości i odwiedzających były dla nas zawsze równie ważne jak proponowany program.

Jest jedna rzecz, która przykuła moją uwagę w programach wydarzeń – zarówno tych minionych, odbywających się w Mińsku, jak i w tym tegorocznym. To zainteresowanie infrastrukturami, czyli – jak nazywają je Jussi Parikka i Samir Bhowmik – „szarymi podbrzuszami” systemów społecznych i politycznych. Ten temat jest obecny także w waszych indywidualnych praktykach artystycznych, na przykład w interwencji sit-in w pobliżu centrum danych „Picnic Near Data Center”, którą organizowaliście jako kolektyw eeeefff. Podczas warszawskiego zjazdu zorganizowaliście wraz z Tytusem Szabelskim-Różniakiem spacer wzdłuż rurociągu Przyjaźń (ros. Drużba), największego systemu rurociągu na świecie łączącego Syberię z Europą Środkową. Jednocześnie Przyjaźń pozostaje aktywnym pomnikiem współczesnej polityki energetycznej zakorzenionej jeszcze w zimnowojennych relacjach władzy.

Kolja Spesivtsev: „Infrastruktura” to trudny termin, ponieważ wiąże się właśnie z technicznym „podbrzuszem” obowiązującej władzy – jednocześnie jest opisywana przez już obowiązujący dyskurs i narracje. Podczas dyskusji po spacerze prowadzonym przez Tytusa, rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób owa infrastruktura, jej materialny aspekt, mogłaby zostać wykorzystana w innej rzeczywistości politycznej. Jak moglibyśmy ją „upcyklingować” w innych politycznych warunkach. Podczas jednego ze zjazdów w Mińsku podeszliśmy do tego tematu z innej strony, rozmawiając na temat szeroko pojmowanych ruin – na przykład ruin infrastruktury wypoczynkowej przeznaczonej dla klasy robotniczej Związku Radzieckiego, czyli sanatoriów. Część z wydarzeń odbyło się nawet w takim miejscu – jeszcze nie zgentryfikowanym, a przez to nadal dostępnym sanatorium pod Mińskiem. To, co interesowało nas najbardziej, to potencjał demontażu tej “infrastruktury odpoczynku”, którymi są sanatoria – oraz możliwość wykorzystania jej w innych potencjalnych kontekstach.

Dzina Zhuk: Jako eeefff zaczęliśmy zajmować się tematem infrastruktur w 2013 roku, kiedy sposoby jej badania i tematyzowania nie były jeszcze tak ugruntowane jak obecnie. Interesowały nas przestrzenie „pomiędzy”, „obok” – czyli  szare strefy, które ukazywały relacje władzy związane z infrastrukturami. Obecnie dyskusja na temat infrastruktur jest zakademizowana i ustabilizowana, więc poszukujemy nowych przestrzeni i tematów, które nie poddały się jeszcze temu procesowi, a których eksploracja może przynieść niespodziewane rezultaty.

Obecnie dyskusja na temat infrastruktur jest zakademizowana i ustabilizowana, więc poszukujemy nowych przestrzeni i tematów, które nie poddały się jeszcze temu procesowi

W naszej praktyce interesuje mnie odpowiedź na pytanie „Co stałoby się, gdyby…?” – chodzi o rezultaty wydarzeń, których nie jestem w stanie przewidzieć. Podczas spaceru prowadzonego przez Tytusa śladami Przyjaźni mogliśmy zobaczyć fragmenty rurociągu poprowadzonego po prostu nad powierzchnią ziemi, w miejscu, do którego wszyscy mają potencjalny dostęp. Tak kluczowa i strategiczna aparatura okazuje się niechroniona i podatna na potencjalne zniszczenia. Delikatność infrastruktur otwiera nowe sposoby myślenia o ich materialności – o jej relacji z ciałem, kruchości.

Aleksei Borisionok: Od początku naszej praktyki byliśmy zainteresowani tym, co Bruce Robbins opisał w eseju „The Smell of Infrastructure”. Amerykański badacz twierdzi, że infrastruktura jest spuścizną, której obecności zwykle nie jesteśmy świadomi – do momentu jej awarii. Stąd nasze próby wytworzenia ucieleśnionych relacji z infrastrukturami: od polizania Wielkiego Kamienia, przez dotknięcie Rurociągu Przyjaźń, aż po taniec w Parku Wysokich Technologii. Tego rodzaju doświadczenia przynoszą zupełnie inne rezultaty niż dyskutowanie o infrastrukturze w oparciu o gotowe, już istniejące terminy. Dlatego staramy się wytwarzać relacje z przestrzeniami, w których działamy przy wykorzystaniu podwójnej perspektywy – zarówno teoretycznej i dyskursywnej, jak i cielesno-afektywnej. 

Bycie razem jako taktyka oporu_4
ysotopic xpecies, Random timespace distribution, street performance/intervention; Warsaw, 2024. Decentric circles assembly.

Zauważyłam, że podczas tegorocznego zjazdu w programie pojawiło się znacznie mniej wątków związanych z technologią i kulturą hakerską niż w poprzednich latach. Zrezygnowaliście chociażby z funkcji chatu dla uczestników – która była obecna w poprzednich edycjach. Wszystko wydawało się bardziej „offline” – takie, jak określiliście to przed chwilą: materialne, afektywne. Spodobał mi się tytuł jednego z wydarzeń z warszawskiego zjazdu, czyli „Touch some grass” Iryny Loskot i Oleksii Minko – tytuł zapożyczony jest z internetowego lingo, który odnosi się do potrzeby bycia offline. Ten zwrot ku offline’owi wydaje się szczególnie ważny w momencie, kiedy bycie online staje się coraz bardziej wyczerpujące, natomiast pozostawanie odłączonym od sieci zyskuje rangę antykapitalistycznej kontr-strategii. Czy zrezygnowanie z wątków technologicznych w tegorocznym programie było zamierzonym zabiegiem?

Dzina Zhuk: Nigdy nie traktowaliśmy relacji pomiędzy onlinem a offlinem jako zero-jedynkowej opozycji. „Online” to medium samo w sobie. Pokazał to dobrze chociażby spacer prowadzony przez Ramana Aksionova. Jego uczestnicy, rozproszeni i połączeni ze sobą na Discordzie, mieli najpierw odnaleźć w przestrzeni miasta miejsce z wysokiej jakości połączeniem internetowym, by następnie rozpocząć spacer polegający na znajdowaniu miejsc, w których sygnał się gubi i zanika. W ten sposób chcieliśmy zbadać, czym jest materialność bycia online, co się za nią kryje. Jednak w tym roku w Warszawie ważniejsze było dla nas zbudowanie relacji z miastem.

Olia Sosnovskaya: Każda edycja „Work Hard! Play Hard!” była skupiona wokół wybranego tematu związanego z relacjami pracy i odpoczynku dyskutowanymi przez inny pryzmat – na przykład choroby lub technologii. W 2020 roku, podczas pandemii, naszym celem było zorganizowanie wydarzenia, które pozwoliłoby nam być razem pomimo odległości. Nie chcieliśmy jednak organizować wielogodzinnej konferencji online. Wybraliśmy Discord jako platformę działania ze względu na inną ekonomię uwagi, którą proponował: nie musisz wpatrywać się w ekran, masz większą anonimowość. Pozwala ona też na większe rozproszenie i desynchronizację, działa trochę jak walkie-talkie.

Działania online okazały się bardzo interesujące, ale też wyczerpujące, więc zrezygnowaliśmy z takiej formy. W tym roku, myśląc szczególnie o sytuacji przymusowej migracji, która dotyczy wielu z nas, o byciu rozproszonym, oraz o tym, jak trudno nam się przez to spotkać, zdecydowaliśmy się na bycie w jednej przestrzeni. Jednocześnie jesteśmy świadomi, że możliwość wzięcia udziału w wydarzeniu organizowanym w Warszawie wiązało się z przywilejami, które nie dotyczą wszystkich ze względu na ich status ekonomiczny i dysponowane zasoby emocjonalne czy energetyczne. Ale i tak – bycie razem w tej samej fizycznej przestrzeni było dla nas kluczowe, nawet kosztem skali wydarzenia.


W tym roku, myśląc szczególnie o sytuacji przymusowej migracji, która dotyczy wielu z nas, zdecydowaliśmy się na bycie w jednej przestrzeni

Dzina Zhuk: Od eskalacji wojny w Ukrainie coraz trudniej było mi się zajmować projektami społeczno-technologicznymi. Zamiast tego poświęciłam się pracy aktywistycznej. Znalazłam jednak tematy, które łączą moje wcześniejsze zainteresowania z obecną sytuacją polityczną – takie jak cyberwojna czy wycieki danych z powiązanej z rosyjskim rządem firmy „yandex”. W ramach eeefff tworzę także Szkołę Algorytmicznej Solidarności.

Często pojawia się temat tworzenia praktyk solidarnościowych między Europą Wschodnią i Globalnym Południem: nawiązywało do niego nawet hasło nadrukowane na specjalnej tkaninie, wokół której zbierają się uczestnicy dyskusji. Wobec czego konstruujecie ten wschodnio-południowy sojusz? Dlaczego należy o nim dyskutować?

Olia Sosnovskaya: Jak już mówiłam, bardzo mnie smuci brak zrozumienia, czym jest rosyjski imperializm – dotyczy to zarówno zachodniej lewicy, jak i Globalnego Południa, gdzie często Stany Zjednoczone postrzegane są jako jedyna imperialistyczna potęga. Tym samym Rosja zawłaszcza dziedzictwo socjalistycznego internacjonalizmu, jednocześnie praktykując niedostatecznie zauważaną kolonialną i ekstrawistyczną politykę. Z drugiej strony w Europie Wschodniej mamy także do czynienia z drastycznym brakiem solidarności z ludnością Palestyny i uchodźcami z krajów arabskich, którzy obecnie przebywają na granicy polsko-białoruskiej i zmagają się z okrutnymi, zagrażającymi życiu warunkami. Sądzę, że nie powinniśmy się skupiać tylko na sobie – a wśród mieszkańców Europy Wschodniej zauważam tendencję do postrzegania swojego cierpienia i zmagań jako czegoś wyjątkowego, odosobnionego.

Bycie razem jako taktyka oporu_2
Mycelium i Yulia Krivich; Mycelial Gathering, piknik/workshop/tea party, 2024; Centrum Społeczności Romskiej. Decentric circles assembly.

Kluczowe jest podkreślanie, że wszystkie te sytuacje są ze sobą połączone i uwikłane w globalną, złożoną politykę – w tym polityki ekstraktywizmu, strzeżenia granic, białości, imperializmu, neoliberalizmu i im podobnych. Myślę, że ważne jest także budowanie sojuszy poza ustalonymi centrami – poza Brukselą, symbolem Unii Europejskiej, poza Moskwą symbolizującą Rosję. Tworzenie i utrzymywanie solidarności na poziomie państw jest oczywiście trudne – jest za to możliwe na poziomie przyjaźni czy intymnych, ucieleśnionych relacji. To oczywiście wymaga znacznie więcej czasu i nie zawsze działa. Wiele moich przyjaźni z osobami z Rosji rozpadło się po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Mieszkanie w Austrii pokazało mi  też, jak łatwo uciszyć głosy sprzeciwu. Z drugiej strony to wszystko uświadomiło mi też, jak wiele determinacji mają osoby, które wspierają antyimperialistyczną politykę.

Tworzenie i utrzymywanie solidarności na poziomie państw jest oczywiście trudne – jest za to możliwe na poziomie przyjaźni czy intymnych, ucieleśnionych relacji

Dzina Zhuk: Z perspektywy Berlina, gdzie obecnie mieszkam, wyraźnie widać jak wspieranie jednego antyimperialistycznego ruchu oporu – na przykład ukraińskiego – nie oznacza wcale automatycznego wsparcia dla innych, chociażby palestyńskiego. I vice versa. My staramy się działać wielokierunkowo, sprzeciwiając się jednocześnie kolonializmowi Izraela i ludobójstwu w Gazie, jak i kolonializmowi Rosji. Jest to trudne, ponieważ wciąż zauważamy silną tendencję do romantyzowania Rosji.

Kolja Spesivtsev: Podczas programu realizowanego w Warszawie chcieliśmy ujawnić omawianą wyżej złożoność, wyjść poza binarny podział na Wschód i Zachód. Chcieliśmy znaleźć sposób budowania solidarności pomiędzy tymi, którzy dotknięci są rosyjską polityką imperialistyczną. Ważnym wydarzeniem była dla nas rozmowa z Azarem Mahmoudianem, podczas której dyskutowaliśmy możliwości budowania wspólnoty w sposób niejawny, mając w pamięci sytuacje historyczne, w których ujawnienie się mogło narazić społeczność na niebezpieczeństwo. Albo piknik zorganizowany przez Mycelium i Yulię Krivich, który podejmował temat relacji technologii, praktyk żywieniowych, jak i kolonialnej przeszłości i ekonomii emocji. Wydarzenie okazało się bardzo poruszające dla biorących w nim udział uczestników.

Co planujecie w najbliższej przyszłości? Jakie tematy i kierunki chcielibyście poruszyć?

Olia Sosnovskaya: Dla każdego przeprowadzonego przez nas wydarzenia tworzymy archiwum, które publikujemy na naszej stronie internetowej. Traktujemy wspólnie tworzone archiwa jako ważną część praktyki naszej grupy roboczej oraz samego wydarzenia. A więc to byłby plan na najbliższą przyszłość – archiwizacja.

Aleksei Borisionok: Dzięki zaproszeniu nas przez Zofię nierodzińską na rezydencję do Berlina już w październiku tego roku będziemy rozwijać i badać możliwości formuły zgromadzeń („Assembly”). Ale – w związku z tym, że nasza praktyka bazuje na kolektywnych procesach – trudno na tym etapie przewidzieć, co dokładnie będzie tematem przyszłych wydarzeń. Czas i przestrzeń, w której obecnie żyjemy są nieprzewidywalne. To, co jest dla mnie ważne, to stworzenie dla naszej czwórki – oraz dla wszystkich, z którymi współpracujemy – przestrzeni, w której po prostu możemy być razem.

***

Work Hard! Play Hard!- grupa robocza założona w 2016 roku w Mińsku przez Dzinę Zhuka, Alekseia Borisionoka, Olię Sosnovskayą i Nicolaya Spesivtseva. Wśród szczególnie interesujących ich tematów znajdują się praca i czas wolny, praktyki wspólnotowe oraz pozainstytucjonalne infrastruktury i obiegi wiedzy. Organizatorzy cyklów wydarzeń „WORK HARD! PLAY HARD!” (2016–2020), seminariów performatywnych „FATIGUE AND PHARMACHOREOGRAPHY” (2017–2019), „STRIKING-EVENT” (2022–2023) oraz zgromadzenia „DECENTRIC CIRCLES” (2024).

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie rozmówców i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.