Pracując na rzecz społeczności mogę pokazać siłę romskich kobiet

Sonia Styrkacz jest psycholożką, wykłada m.in. na uczelni Collegium Humanum i WSB National Louis. Kończy właśnie studia doktoranckie na pedagogice na Uniwersytecie Śląskim. Jest też tuż przed otwarciem przewodu doktorskiego na Uniwersytecie Warszawskim. Studia? To jej świadomy wybór, choć w szkole średniej była raczej przeciętną uczennicą. Ale po maturze widziała siebie w psychologii i jako badaczkę, i jako terapeutkę.

Sonia Styrkacz

Na co dzień angażuje się w pomoc dla osób uchodźczych właśnie w obszarze psychologii. Pracuje głównie z osobami dorosłymi. To wprawdzie dopiero początek jej drogi, ale może już swój warsztat w psychologii klinicznej szlifować. Samodzielnie prowadzi kilku pacjentów, udziela przy tym konsultacji dla studentów kierunków medycznych. Jeśli na coś mogłaby narzekać, to tylko brak czasu dla siebie samej.

Są jednak ważniejsze sprawy. W końcu jest psycholożką z mniejszości romskiej, których nie ma w Polsce wiele. Kto miałby więc lepiej zrozumieć tę społeczność niż ona? „ Stanęłam przed dużym wyzwaniem i nie ukrywam, że było trudne pod wieloma względami” – mówi nam.

Jakimi? Osoby romskiego pochodzenia spotykają się w Polsce z rozmaitymi barierami. W tym sensie pomoc Soni Styrkacz jest bardziej praktyczna niż teoretyczna. By pomóc z psychologicznego i społecznego punktu widzenia, najpierw musi zbudować z nimi opartą na zaufaniu i wzajemnym szacunku relację.

Trudno jej mówić o społeczności jako o całości wyróżniającej się konkretnymi cechami, bo jak podkreśla, Romowie są mocno zróżnicowani. „ O ile mamy wspólny kod kulturowy i łączy nas znajomość języka, o tyle niuanse w dialektach czy praktykowaniu kultury są naprawdę spore” – wyjaśnia. Mówiąc najogólniej, trzeba zacząć od tego, że rola kobiety i mężczyzny w społeczności romskiej jest po prostu różna. I bez względu na to, jak sama widzi rolę kobiet w życiu społecznym, nie może swojej wizji narzucać ludziom, mającym własny punkt widzenia.

Sam fakt jej wykształcenia nie jest dla niektórych taki oczywisty, bo jednak nie każda Romka kończy studia. To jeden z silnych stereotypów: Romowie się nie edukują. Sama Sonia zna osoby, które mu zaprzeczają i wiele takich, które sięga po edukację, tyle że za granicą. I zdarza się to coraz częściej. „Może nie każdy ma doktorat – mówi – ale część osób kończy choćby szkoły zawodowe. Nadal nie jest to poziom wykształcenia, jaki bym chciała widzieć w społeczności, ale z pewnością idzie do przodu. Coraz więcej osób jest świadomych znaczenia edukacji, nowe pokolenia myślą innymi kategoriami niż poprzednie i jestem pewna, że ta kropla będzie drążyć skałę”.

Romowie są dziś przecież budowlańcami, fryzjerkami, mają swoje własne firmy, handlują samochodami czy zajmują się handlem obwoźnym. Bez względu na to, gdzie pracują, ważne, że pozostają aktywni zawodowo. Oznacza to przecież, że mają kompetencje i umiejętności potrzebne na rynku pracy.

Zwykle Sonia ma tak, że chciałaby pomóc wszystkim, od razu, zaangażować siebie w dwustu procentach. Choć wie, że wejście w aktywizm z takim mocnym zaangażowaniem, wręcz wchłonięciem w pomaganie, mogłoby szybko przynieść wypalenie. „Żeby tak się nie stało, muszę zachować granicę” – dodaje.

Bo tak jak nie ma u nas wielu psycholożek pochodzenia romskiego, tak niewielu jest psychologów-superwizorów, z którymi Styrkacz mogłaby analizować i przemyśleć praktyki wspierania Romów. Żeby to się jej udało, musiała wypracować swoje własne. Jak wspomniała wcześniej, głównie chodzi o relacje. Sonia precyzuje: – „Dopóki ich nie zbuduję, nie ma co mówić o tym, że osoby będą ze mną szczerze rozmawiały”.

I co warto podkreślić: ze społecznością łączy ją znajomość siebie w kontekście mniejszości społecznej. Jest obywatelką Polski, więc kwestia usytuowania w społeczności, rozumienia zjawisk, z jakimi mierzą się osoby z mniejszości etnicznych i narodowych takich jak dyskryminacja, uprzedzenia i stereotypy nie są jej obce. „Znam to i wiem, że dzieje się to na każdym poziomie życia edukacyjnego czy zawodowego”.

Sama jako osoba wykształcona spotykała się nieraz ze stereotypami dotyczącymi edukacji romskiej społeczności, miało to miejsce także w świecie uniwersyteckim. Jeśli coś pamięta ze swojego życia, to głównie udowadnianie, można powiedzieć wręcz podwójne udowadnianie, że jest osobą kompetentną, że jej kwalifikacje są wystarczająco wysokie, by mogła podjąć się danego zadania. Dlatego tak dobrze może zrozumieć, co osoby romskiego pochodzenia mogą w Polsce czuć. O dzieciństwie czy swoich bardziej osobistych doświadczeniach Styrkacz nie chce mówić, zamyka to doświadczenie w jednym zdaniu „bywało różnie”.

Ale jej doświadczenie i osób, z którymi pracuje, jest inne w ważnym, wpływającym na poczucie bezpieczeństwa aspekcie: żyje w kraju, w którym nie ma wojny. Osoby uchodźcze przywożą zatem do Polski zupełnie inne doświadczenia. „Mówiąc o osobach, które przybyły do Polski z Ukrainy, mówimy jednocześnie o ludziach będących w traumach” – podkreśla. Kim są osoby uchodźcze? Nie da się tego precyzyjnie określić, bo to właściwie cały przekrój społeczeństwa: od ludzi bardzo biednych i niewykształconych nie potrafiących pisać ani czytać, po osoby, które mają wysoki status zawodowy i ekonomiczny. Wielu Romów przebywających obecnie w Polsce pochodzi choćby Zakarpacia, przyjechali z trudną historią dyskryminacji.

Każda z tych osób mierzy się jednak z różnymi problemami, od utraty bliskich po depresję. Są też i tacy, którym po prostu trudno jest odnaleźć w Polsce, szukać tu pracy, mieszkań, szkół dla dzieci, bo żyją w pewnym zawieszeniu, gdy np. część rodziny jest w Ukrainie, część w Niemczech. Wiele rodzin żyje obecnie w stanie rozproszenia. Sonia: „Próbują budować swoje życie od nowa, gdy ich poczucie bezpieczeństwa i stabilności jest naruszone, a przyszłość to dla nich jedna wielka niewiadoma”.

Jej pacjentki zastanawiają się czy przeszkodą w układaniu sobie życia na nowo będzie język, czy jeśli wyglądają na Romki, dostaną mieszkanie, pracę, miejsce dla dziecka w szkole? Mówimy o lękach, które uaktywniają się na poziomie życia codziennego w aspektach, w których część z nas nigdy nawet nie myśli” – mówi psycholożka, nazywając wprost podejście do uchodźców ukraińskich, a tych z Ukrainy, jednak z romskimi korzeniami jest w Polsce „podwójnymi standardami”.

Dlatego to, co stara się robić Styrkacz w pracy, to budować w ludziach w osobach romskich poczucie bezpieczeństwa na poziomie osobistym - zapewnić im dostęp do edukacji, pracy, zajęć, na których będą mogły uczyć się języka. To wszystko, co sprawia, że osoba w drodze ma możliwość pozostania, zaczęcia życia na nowo.

„Mówiąc o traumach, warto wyróżnić także tę pokoleniową” – dodaje Sonia, czyli przekazywane z pokolenia na pokolenie przeświadczenie, np. przez babkę swojej córce, potem wnuczce i kolejnemu pokoleniu: nie ucz się i tak nie dostaniesz pracy. “Gdy osoba w spotyka się z tym, że rzeczywiście jej nie dostaje, to jak samospełniające się proroctwo” – mówi psycholożka, starając się jednocześnie nami nimi pracować. Ważnym jej zadaniem jest też prowadzenie pracy motywacyjnej. Rozmów, które mogłyby tę motywację wzbudzić, podnieść poczucie własnej wartości i samoocenę, bo te bywają mocno zaniżone. Styrkacz: „Mogę powiedzieć, że z praktycznie wszystkimi osobami, z którymi pracowałam do tej pory, rozmawiałam właśnie o samoocenie”.

Romowie byli w Polsce od pokoleń, są Polakami. Zdaniem psycholożki, jest mnóstwo dobrych praktyk i dobrych przykładów wspólnego życia razem: coraz więcej małżeństw mieszanych, wychowywania dzieci w dwóch różnych kulturach i to proces cały czas dynamiczny. „Nie postrzegałabym tego przez czarno-biały pryzmat, że albo jest dobrze, albo jest źle” – podkreśla.

Jednak osoby uchodźcze chcące budować w Polsce swoje życie, mają to o wiele bardziej utrudnione niż polscy Romowie, którzy byli w kraju wcześniej. „Nieraz rozmawiając z polskimi Romami słyszałam >>po co oni tu przyjeżdżają? Będziemy bardziej widoczni, możemy doświadczyć więcej dyskryminacji, im więcej Romów jest<<. Ale w moim przekonaniu, to nie jest prawda. Nie chciałabym robić z uchodźców kogoś w rodzaju kozła ofiarnego, na który można zrzucić odpowiedzialność za swoje niepowodzenia”.

Mimo jej chęci i ciężkiej pracy, systemowe wsparcie w Polsce nadal kuleje. Większość pracy bierze na siebie trzeci sektor. To choćby systemowa dyskryminacja, jak w przypadku przyjmowania dzieci uchodźczych do szkół, ale tych romskich już nie. Z jakiegoś powodu to się do dzisiaj dzieje. Bez nagłaśniania tego typu sytuacji, niewiele się w systemie zmieni.

W tym myśleniu Sonia Styrkacz jest też aktywistką, choć sama tak raczej o sobie nie mówi, po prostu działa. Nawet udział w projekcie Fundacji w Stronę Dialogu jest dla niej formą aktywizmu. „Pracując na rzecz społeczności, rozmawiając o niej, reprezentuję ją. Nie dążę do tego celowo, po prostu robię swoje”. Może przy tym pokazać siłę kobiet romskich, to w jaki sposób reprezentują swoje rodziny i łamią stereotypy.

Co to Soni Styrkacz oznacza bycie Romką? “To być człowiekiem, po prostu. Nie kategoryzuję tego. Wchodzę w różne role społeczne, robię to, co dla mnie istotne. I chociaż moja tożsamość jest silna, przede wszystkim reprezentuję siebie”. To, czego chciałaby najbardziej, to znaleźć wspólny punkt widzenia, podjąć dialog, usiąść razem i pomyśleć o rozwiązaniach. Znaleźć wspólny język i wspólne sposoby działania. W końcu cel dla wszystkich jest przecież taki sam: żeby żyło się lepiej.