Olena Vaidalovych ma prawie 28 lat. Jest Romką pochodzenia ukraińskiego, tak o sobie mówi. Wychowywała się w tradycyjnej, konserwatywnej rodzinie, która była jednak całkiem otwarta i nowoczesna. Świadczy o tym choćby fakt, że Olena mogła uczyć się tak długo, jak chciała, a po maturze wybrać sobie studia. Dostała wówczas od rodziców ogromne wsparcie. Nigdy nie podcięli jej skrzydeł, przez co było jej dużo łatwiej iść tam, dokąd chciała sięgnąć.
Sama pamięta, gdy była nastolatką, nie każda dziewczynka marzyła o karierze zawodowej. Dziś jest wręcz przeciwnie, Olena dostaje mnóstwo wiadomości potwierdzających zmianę. Romskie dziewczyny piszą wręcz, że jest ich inspiracją, motywuje je, by się rozwijać. „Cieszę się z tego, bo widzę każdego dnia, jak kobiety takie jak ja chcą kończyć szkoły, mieć dobrą pracę. Rozumieją, że bez edukacji ich przyszłość będzie trudniejsza” – mówi nam.
Olena urodziła się i dorastała w centralnej Ukrainie. Ma wiele wspaniałych i wiele mniej radosnych wspomnień. Pamięta, jak miała może pięć lat, bawiła się na placu zabaw z innymi dziewczynkami, kiedy podeszła do nich ich matka i zabrała je z jej otoczenia. Powiedziała coś w rodzaju „ona jest Romką, nie możesz się z nią bawić”, bolało. Widać było po tamtych dwóch dziewczynkach, że nie rozumieją, dlaczego mama przerywa im po prostu miłą zabawę. To wydarzenie mała Olena zapamiętała właściwie na całe życie. Chyba już wtedy postanowiła, że nie chce, by tak miało wyglądać jej dzieciństwo, a potem dorosłość. Obiecała sobie, że włoży tyle wysiłku, ile tylko zdoła, by przełamać stereotypy dotyczące jej społeczności.
Kiedy poszła do podstawówki, już w pierwszej klasie niektóre dzieci dały jej do zrozumienia, że do ogółu nie pasuje. Była gnębiona za to, kim jest. Nie liczył się jej charakter, tylko to, że była Romką. Dzieci zakładały zatem, że nie jest im równa. Do dziś pamięta żarty, które wcale jej nie śmieszyły. „Przepowiedz nam przyszłość”, „powróż nam z rąk”, „zatańcz dla nas, zaśpiewaj”.
Już wtedy próbowała im tłumaczyć, że Romowie mogą żyć inaczej niż ci wokół, mają swoje zwyczaje, kulturę, nic więcej, ale to nie pomagało. Nie daj boże, by coś komuś w klasie zginęło. Wszystkie oczy kierowały się w stronę Oleny. Była pierwszą i jedyną podejrzaną, „bo tak Romowie już mają, że kradną”, słyszała ciągle. W szóstej klasie powiedziała dość. Była tym zmęczona, więc zaczęła opowiadać agresją, ktoś ją popchnął, oddawała. Do szkoły przychodziła jej mama, próbowała rozmawiać z nauczycielami, prosiła o wsparcie, pytała ich, dlaczego pozwalają, by jej córka cierpiała? Nie wiedzieli, jak pomóc. Wyglądało na to, że chcą jedynie, żeby w klasie był spokój. Unikali konfrontacji z rodzicami szykanujących Olenę dzieci i nic się nie zmieniało. A ona wiedziała, że musi radzić sobie sama.
Miała 12 lat, kiedy sama poszła do dyrekcji. Powiedziała, że albo jej pomogą, albo zgłosi to, co się dzieje wyżej. Pójdzie nawet do mediów. Zapytali, co proponuje, wymyśliła więc spotkania dla uczniów i nauczycieli, podczas których mogliby wspólnie porozmawiać o różnorodności kulturowej. I może pierwsze takie lekcje nie zmieniły świadomości dzieci od razu, ale w kolejnych tygodniach widziała, że niektórzy zaczynali mieć do niej lepsze podejście. Jakby niektórym tym dzieciom pierwszy raz ktoś wytłumaczył, że świat nie składa się tylko z ludzi takich, jak oni.
Na studiach było już dużo lepiej, koleżanki i koledzy bywali dużo bardziej uprzejmi, nie znaczy jednak, że byli całkowicie wolni od myślenia stereotypami. Olena nadal słyszała „żarty” z wróżenia z dłoni i przepowiadania przyszłości. Studentki pytały jej czasem „kto będzie moim mężem?”, „ile dzieci będę mieć?”. Czasem miała też poczucie, że w ich oczach ze względu na pochodzenie jest niewystarczająco dobra. Jakby Romka nie mogła być mądra jak inni, nie mogłaby uczyć się dobrze jaki inni. Nikt specjalnie w nią nie wierzył. Wtedy myślała sobie, OK, to jeszcze zobaczymy. I została jedną z najlepszych studentek na uczelni. Jedyną osobą, która ją wtedy wspierała była jej mama. I z całej rodziny właściwie tylko mama, reszta bliskich niespecjalnie zwracała uwagę na problemy Oleny w szkole czy na studiach, bo w ogóle nie rozumieli, co tam właściwie robi i po co jej, dziewczynie, dyplom. Przecież i tak jej przeznaczeniem będzie mąż i wychowywanie dzieci.
Nie zrażało jej to, bo szczęśliwym trafem gdzieś w środku zawsze była buntowniczką. Miała postanowione, że się nie podda. Wiedziała, dokąd zmierza i obiecała sobie nie dać się z tej drogi zawrócić. „Żartujcie sobie wszyscy, pogadamy za dziesięć lat” – mówiła sobie w duchu. Dziś widzi, jak jej siostrzenice wchodzące powoli w dorosłość, które pamięta jeszcze z czasów niemowlęcych, chcą w rodzinie iść w jej ślady. Kiedyś ich rodzice mówili „Olena, daj sobie spokój”. Dziś pytają, co radzi ich dzieciom. Mówią im „popatrzcie na Olenę, bądźcie jak ona”. To napawa ją dumą.
Nie ma sytuacji, kiedy ukrywa swoje pochodzenie, nie widzi ku temu powodów. Rozumie, że jej koleżanki Romki nie chcą tego robić, by nie spotkać się z dyskryminacją, ale sama woli ją zwalczać. Nawet jeśli płaci za to osobistą cenę. Jak wtedy, gdy w pierwszej pracy powiedziała, że jest Romką. Nagle wszyscy wokół zabrali z biurek swoje telefony, pochowali do szafek, dziewczyny zasunęły torebki, trzymały je blisko siebie. Wtedy się zwolniła. Stwierdziła, że nie chce pracować z ludźmi, którzy w ten sposób ją widzą.
Później dostała stypendium dla młodych zdolnych i wyjechała do Szwajcarii. Tam pracowała w biurze Wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka. Zajmowała się prawami społeczności romskiej i wiele wtedy nauczyła. Była także pierwszą Romką, a miała wtedy ledwie 20 lat, która przemawiała w ONZ na forum dotyczącym mniejszości narodowych. Czuła się wyróżniona, wspaniałe uczucie być tam wśród zasłużonych działaczy z całego świata, w większości średnio dwa razy starszych niż ona.
Dlatego dziś tak nie przejmuje się tym, co działo się, kiedy była dzieckiem. Tym, czego doświadczała potem. Bo cokolwiek się nie działo, wiedziała, co chce osiągnąć i teraz chce powiedzieć to innym romskim dziewczętom: że jeśli mimo trudności się nie poddadzą, mogą osiągnąć to, o czym zamarzą.
Obecnie Olena pracuje w Warszawie w Fundacji W Stronę Dialogu. Zostanie w Polsce na pewno na jakiś czas. Co w przyszłości? Czas pokaże. Na razie liczy się, że jest aktywną, wspierająca prawa Romów kobietą, podkreślającą, że to, skąd pochodzisz, nawet jeśli może wydawać się przeszkodą, przy determinacji i wysiłku jest do przeskoczenia.